Gorączka Huti
Szyiccy rebelianci Huti z poruczenia Iranu przejęli władzę w Jemenie. Media w większości podają właśnie taką narrację. To adekwatny skrót telegraficzny. W rzeczywistości sytuacja jest bardzo zamotana. Rozplączmy ją.
Obecnie rzeczywiście rebeliantów popiera Iran. W przeszłości jednak pomoc otrzymywali od Saudyjczyków, Brytyjczyków, a nawet Izraelczyków. Lekcja pierwsza: w Jemenie (i w wielu innych miejscach) sojusze są doraźne i zmieniają się jak w kalejdoskopie. Huti są z szyickiej sekty Zaidi. Są mniejszością w Jemenie, ich siedliska są na północy w prowincji Saada. Nazwa ich ruchu to Ansar Allah (Wspierający Boga). Wywodzi się on z regionalnej młodzieżowej organizacji religijnej powołanej w 1992 r., zrazu odżegnującej się od przemocy, a postulującej odnowę wiary. Szefem był Hussein Badr al-Din al-Huti, który podniósł flagę buntu w 2004 r. Po jego śmierci, pałeczkę przejął jego brat Abdul Malik al-Huti, który ma zaledwie 33 lata, wraz z dwójką średniego rodzeństwa: Yahia i Abdul-Karim też są przywódcami buntu.
Powodów do rebelii jest kilka. Najważniejsze to pragnienie władzy, uczucie dyskryminacji przez sunnicką większość, związki plemienne, klanowe i rodzinne oraz separatyzm. W tym sensie rebelia jest kontynuacją podobnych zrywów z przeszłości odzwierciedlających preferencje regionalistyczne. Starszy al-Huti był politykiem partii Al-Haqq (Prawda), która od końca lat dziewięćdziesiątych zaczęła się opowiadać za przywróceniem Jemenu Południowego. Ale szyci są mniejszością z północy, więc zerwał z partią i założył własną.
Przypomnijmy, że do rozpadu Związku Sowieckiego Jemen był podzielony na dwa państwa, północ była - mówiąc umownie - prozachodnia a południe - prokomunistyczne. Na czele zwycięskiej koalicji, która zjednoczyła Jemen stanął prezydent Ali Abdula Saleh. Ustanowił reżim narodowego socjalizmu militarnego w formie republikańskiej. I następne niemal 20 lat to historia utrzymywania się tego polityka u władzy. Raczej krwawa i represyjna. Starszy al-Huti musiał nawet uciekać z kraju przed prześladowaniem. Wrócił, zbuntował się. W końcu, w 2012 r., pod naporem jemeńskiej wersji arabskiej wiosny (i naciskiem swych kiepskich amerykańskich sojuszników) Saleh formalnie złożył władzę. Wyjechał za granicę leczyć rany odniesione w zamachu. Ale pozostawił za sobą całą sieć powiązań. Wciąż wywierał wpływ na rząd.
Tymczasem Jemen dalej destabilizował się, nastąpiła postępująca dezintegracja państwa. Huti jesienią 2014 r. okupowali stolicę kraju, Sanę. Elitarna dywizja pancerna stacjonująca w mieście zachowała neutralność, mimo że kontrolowali ją sunnici, ale wierni Salehowi. W styczniu 2015 r. rebelianci zdobyli pałac prezydencki. Hadi najpierw był w areszcie domowym, a obecnie uciekł do Arabii Saudyjskiej. Szyiccy rebelianci podjęli ofensywę na całym obszarze kraju. Rozbijają oddziały wojskowe, zdobywają miasta, pogonili nawet AQAP, biją też jeszcze bardziej ekstermalny ISIS (Państwo Islamskie), które ostatnio pojawiło się w Jemenie. Podporządkowują sobie sunnickie plemiona.
Rijad znalazł się w trudnej sytuacji. Formalnie chodzi o kontrolę przesmyku prowadzącego z Morza Czerwonego do Zatoki Adeńskiej. Ogólnie jednak wichura demonstracji, przewrotów, wojen i rewolucji na Bliskim Wschodzie osłabiła spójność arabskiego bloku przeciw Iranowi. Geopolitycznie amerykańska interwencja w Iraku podcięła pozycję domu al-Saud na korzyść perskich ajatollachów. Monarchię saudyjską osłabiła też wiosna arabska, bowiem padli zaprzyjaźnieni z nią tyrani, szczególnie w Egipcie. Na dodatek zmarł król Abdulah i zastąpił go Salman, którego doświadczenie polega głównie na zarządzaniu saudyjską stolicą przez dekady. Postrzega się go jako mało doświadczonego na arenie międzynarodowej.
Na razie Salman odpowiedział na ofensywę Huti stworzeniem koalicji arabskiej. W jej skład wchodzą m.in. Emiraty, Kuwejt, Bahrajn, Egipt, Jordania, Sudan oraz Maroko. Poproszono Pakistan o żołnierzy, ale Islamabad zachowuje na razie zbrojną neutralność. Nie chce niepotrzebnie prowokować Iranu. Salman najpierw posłał swoje samoloty, ale szykuje się też do wysłania sił interwencyjnych. Saudyjskie bombardowanie skupiło się nie tylko na siłach Huti, ale również na oddziałach armii jemeńskiej wciąż wiernych Salehowi. Teraz czekamy na ruch Iranu. Zapewne stanie się to w Iraku, który stał się w dużej części protektoratem Teheranu.
Prawda, jakie to wszystko proste?
Marek Jan Chodakiewicz
www.iwp.edu
18.04.2015r.
Tygodnik Solidarność