Europa odcięła się od swoich chrześcijańskich korzeni. To był błąd
Słabość Europy najlepiej widać po tym, że dzisiaj nie jest w stanie sama się obronić. W dodatku zdaje się jej to w ogóle nie przeszkadzać - mówi prof. Pierre Manent, francuski filozof.
Rok 1945 zdefiniował współczesną Europę, ale dziś widać, że ukształtowany wtedy porządek nie przystaje do naszej rzeczywistości. Czemu ten układ jest aż tak stabilny, że przez 70 lat nie uległ zmianie? Co go zabetonowało?
Nie wiem, czy można mówić o stabilności, bardziej już sile inercji. Przyzwyczailiśmy się do tego, że opisujemy rzeczywistość w granicach wyznaczonych 70 lat temu. Nikt nie mówi, że dawno wyjechaliśmy poza te granice tylko dlatego, że nikt nie wie, gdzie tak naprawdę jesteśmy.
Ciągle w Europie.
Ale gdyby przyjrzeć się jej bliżej, wychodzą wątpliwości. Co to bowiem za Europa?
Taka, w której pierwsze skrzypce ciągle grają państwa narodowe? A może udało się stworzyć nowy twór, który granicę między krajami przełamał?
Trochę tego, trochę tego.
Tylko że nikt tak naprawdę nie umie jasno określić, jak się układają proporcje między tymi dwiema koncepcjami. Właśnie to jest powodem zakłopotania, które dziś dręczy Europejczyków.
W swojej książce "Przemiany rzeczy publicznej" podkreśla Pan, że państwo narodowe to XIX--wieczny wynalazek polityczny Europy, który skompromitował się w czasie II wojny światowej. Czemu więc ta forma organizacji państw ciągle jest tak trwała?
Na tym właśnie polega wyjątkowość organizacji politycznej w Europie. To sprawia, że poszczególne kraje ciągle ze sobą rywalizują, ale jednocześnie naśladują się nawzajem. Podobny sposób funkcjonowania istniał w czasach polis w starożytnej Grecji, i to właśnie ta struktura sprawiała, że Europa przez wieki była tak niezwykle kreatywnym kontynentem.
Tak jak Pan pisze w książce - w ten sposób Europa generowała energię, która ją napędzała. Teraz kontynent jest jednak z tej energii kompletnie wyzuty. Jak ją znów wyzwolić?
Europa ciągle szuka na to sposobu, wypróbowuje kolejne rozwiązania. Problem tylko w tym, że za każdym razem dokonuje złych wyborów. Przede wszystkim cały czas nie umie odpowiedzieć na kluczowe pytania: kim jest Europejczyk oraz jakie granice ma Europa.
Stara się odpowiadać, rysując granice Unii Europejskiej.
To jednak nie to samo, gdyż UE nie zdołała stworzyć własnego, jednolitego dla wszystkich członków ładu politycznego. Bruksela zawsze wykluczała możliwość stworzenia takiego porządku, twierdząc że byłby to powrót do dawnego rygoru sprzed czasów państwa narodowego. Zamiast dążyć do stworzenia jednolitej formy politycznej, UE swoje nadzieje związała z procesem integracji - liczyła, że sam fakt jego uruchomienia będzie wystarczający.
I teraz co jakiś czas wybucha dyskusja o tym, gdzie jest koniec procesu integracji UE.
A Bruksela wypuszcza kolejne rezolucje, przyjmuje traktaty temu poświęcone, nie dążąc jednak do ostatecznej konkluzji. Taka strategia to nic więcej, jak czekanie na cud. Łudzenie się, że kiedyś w przyszłości uda się zbudować nową Europę - mimo że wcześniej nikt nie zaproponował jej modelu - nie wmurowano kamienia węgielnego w tę budowę. To abstrakcyjny i apolityczny sposób myślenia, który, oczywiście, nie mógł przynieść sukcesu.
To nie do końca tak. Europa nigdy nie określiła wprost, czym chce być, ale jednak między wierszami mówiła sporo. Sam Pan wspomina o tym w swojej książce - tym spoiwem państw europejskich zawsze było wspólne dążenie do nowoczesności. Czemu ono przestało działać teraz?
To od początku nie mogło zadziałać - przede wszystkim dlatego, że nie ma czegoś takiego jak wspólnota europejska - mówię teraz o ludziach, którzy mieszkają na naszym kontynencie.
Nie ma czegoś takiego jak europejski demos - jak mówił David Cameron.
Właśnie. Jest jedynie biurokracja, europejski aparat administracyjny, który nie ma jednak pozycji politycznej. Europa ciągle nie doczekała się rządu, który ponosiłby odpowiedzialność przed wyborcami Europejczykami. Zamiast dążyć w tym kierunku, zamiast próbować nabrać politycznej siły Unia próbuje przejść w wymiar pozapolityczny, stawiając na aparat, który zajmuje się tylko tworzeniem zasad wiążących wszystkich Europejczyków.
Twierdzi Pan, że jest źle, bowiem UE nie ma siły politycznej. Ale ona ma jej dziś więcej niż kiedykolwiek, poza tym bardzo długo opowieść o Unii była historią sukcesu. Czemu więc przez tyle lat UE działała, skoro ma tyle wad?
Europę przez tyle lat konsolidowało dążenie do pokoju. Po II wojnie światowej potęga kontynentu się załamała, znalazł się on w kleszczach między dwoma imperiami: sowieckim i amerykańskim. Do dziś widać konsekwencje tego stanu rzeczy. Mimo sporego potencjału ludnościowego i majątkowego Europa nie jest w stanie wystawić armii zdolnej do jej obrony. Budżety wojskowe poszczególnych państw ulegają ciągłemu zmniejszeniu.
Sytuacja na wschodzie Europy pokazuje, jak poważnym to jest problemem.
Od dawna o Europie się mówi, że jest gospodarczym kolosem i militarnym karłem.
Tymczasem kraje w otoczeniu Europy, a także na Dalekim Wschodzie rozbudowują swoje armie. Tylko nasz kontynent nie umie z siebie wykrzesać tyle energii, by zapewnić sobie bezpieczeństwo.
Europa uznała, że bezpieczeństwo zapewni jej przewaga gospodarcza, a nie militarna - zgodnie z formułą "banks, not tanks". Czemu ten wariant się nie sprawdził?
Bo nie mógł! Bo inne kraje nie chcą respektować tych reguł i są gotowe używać czołgów, by realizować własne cele. Tylko Europejczycy zdają się tego nie zauważać i wychodzą z założenia, że nie muszą mieć zdolności do samoobrony. Ten kompletny brak racjonalnej oceny sytuacji na świecie jest bardzo irytujący - ale także przykład jej niemocy. Choć też mam świadomość, że taka sytuacja nie bierze się znikąd. To konsekwencja faktu, że Europa nie jest jednorodnym bytem, tylko konstrukcją.
Z drugiej strony, ta konstrukcja powstaje od czasów starożytnych, od antycznej Grecji. W przeszłości kraje europejskie potrafiły nawet wystawiać wspólne armie, na przykład krzyżowców. Czemu więc ciągle ta konstrukcja ciągle się chwieje? A uważa pan, że należałoby ogłosić nową krucjatę?
(śmiech). Ale mówiąc poważnie. To, co pan mówi, miało miejsce bardzo dawno temu. Później Europa całkowicie zanegowała dawne dziedzictwo. Przecież dzisiaj wyprawy krzyżowe nie mogłyby z niej wyruszyć - przede wszystkim dlatego, że kontynent odrzucił własne chrześcijańskie korzenie. Zamiast tego podkreśla swoje przywiązanie do takich wartości jak prawa człowieka - ale rozumianych w możliwie najbardziej abstrakcyjny sposób. To ogromny błąd, który Europa popełniła.
Na czym ten błąd polega?
Przede wszystkim na odcięciu się od własnej przeszłości, głównie tej związanej z chrześcijaństwem.
I to mówi Francuz? Obywatel kraju, który jako pierwszy w Europie w 1905 r. wprowadził prawny rozdział Kościoła od państwa?
Tamten ruch był błędem, dziś to widać. Jego konsekwencje są dużo poważniejsze niż powszechnie się sądzi. Z niego wynika właśnie ten brak samozrozumienia się przez Europejczyków. Europa uznała bowiem, że każdy może dowolnie określać własną tożsamość. Ale podejmując taką decyzję, de facto podjęła inną - że tak naprawdę nie będzie istnieć. Sama otwartość na innych, która miało być nowym pomysłem na Europę, okazało się jej największą słabością. Taka sytuacja bowiem sprawia, że nikt w Europie nie może powiedzieć "my".
Bo to zbyt ogólne?
Nie, bo zbyt zawężające. Mówiąc "my" zawsze mamy na myśli kogoś konkretnie - ale to oznacza, że jednocześnie wykluczamy innych. A przecież Europa nie chce nikogo wykluczyć. A skoro nie możemy nikogo wykluczyć, to zakładamy, że potencjalnie każdy człowiek na ziemi może być Europejczykiem, członkiem naszej wspólnoty.
Teraz próbujemy zamienić Europejczyków na przedstawicieli Zachodu, negocjując umowę TTIP z Amerykanami.
Ale to tak nie zadziała, bowiem Amerykanie jasno określą własną tożsamość. Oni nie mają wątpliwości, o czym mówią, mówiąc "my". Europa ma. I to jej słabość.
Agaton Koziński
Prof. Pierre Manent - filozof związany z paryską Wyższą Szkołą Nauk Społecznych (EHESS). W przeszłości był asystentem prof. Raymonda Arona. Autor wielu książek.
Czytaj take:
S. M. THOMAS: EUROPA WKRÓTCE PRZEKONA SIĘ, JAK WAŻNE JEST DLA NIEJ CHRZEŚCIJAŃSTWO
BRAGUE: EUROPA ODCIĘŁA SIĘ OD CHRZEŚCIJAŃSKICH KORZENI, WIĘC RELIGIJNA PRÓŻNIĘ ZAPEŁNIA ISLAM
SCRUTON: CHRZEŚCIJAŃSTWO TO FUNDAMENT NASZEGO DZIEDZICTWA. DLATEGO UE JEST MU PRZECIWNA
GILLES KEPEL: WCHODZIMY W OKRES RADYKALNEJ WOJNY, KTÓRĄ ISLAM WYDA NIEWIERNYM
04.06.2015r.
http://www.polskatimes.pl