Od billingów po modelowanie zachowań - inwigilacja XXI wieku
Powszechna inwigilacja jest dziś chlebem powszednim. Dowody osobiste, podsłuchy, działania służb, wszechobecne zbieranie danych o kliencie. Metody te są wyjątkowo zaawansowane w Stanach Zjednoczonych. Jednak obecne są także i w Polsce, która przoduje w żądaniach dotyczących danych o użytkownikach sieci telekomunikacyjnych. Istnieje też kraj, w którym te metody mają osiągnąć jeszcze wyższy poziom. To Chiny.
Coraz bardziej popularny pogląd głosi, że dane, które kiedyś musiały być zbierane przez tajne służby, dziś są udostępniane przez nas dobrowolnie. Wszak na samym Facebooku publikujemy nie tylko imiona i nazwiska, ale także miejsca zamieszkania, upodobania, poglądy polityczne, to z kim się przyjaźnimy i jakie mamy hobby. Jest to w zasadzie bezcenna baza danych dla władz, które chcą wiedzieć o obywatelu jak najwięcej. Nie dziwi więc, że rządy coraz częściej o facebookowe dane proszą.
W dobie nowoczesnych technologii tajemnicą nie jest nawet to, w jakim miejscu aktualnie się znajdujemy. Informacje na ten temat gromadzą Apple i Google. I bez oporów się do tego przyznają. Jak podają Amir Efrati i Jennifer Valentino-Devire na theaustralian.com firmy te używają danych dotyczących lokalizacji komputerów w celu tworzenia baz danych. Ponoć są one anonimowe.
Do inwigilacji Internetu przyczynił się rozpoczęty w 2007 r. PRISM, tajny amerykański program szpiegowski, administrowany od 2007 przez National Security Agency (NSA), do którego dołączyły czołowe amerykańskie korporacje. Oprócz wspomnianych Google'a czy Apple także Facebook, Microsoft czy Skype. Umożliwiło to amerykańskim służbom na nieograniczony dostęp do informacji na temat ich klientów. Co ciekawe, choć program działał na podstawie Protect America Act z 2007 r. to inwigilacją objęto także, a może nawet wyłącznie, obywateli innych krajów. Pewną ulgą dla Amerykanów może być natomiast zawieszenie programu Patriot Act, uprawniającego do zakładania podsłuchów w telefonach Amerykanów. Jednak materiały uzyskane do tej pory będą prawdopodobnie nadal wykorzystywane.
Inwigilacja w Polsce
Inwigilacja jest problemem także w Polsce. I to nie tylko za sprawą użytkowania przez Polaków Internetu czy komórek. Dodatkowo przyczyniają się do tego nasze służby. Jak zauważył Piotr Dziubak na forsal.pl dostęp do danych o użytkownikach sieci telekomunikacyjnych w Polsce mają sądy, prokuratura, a także 11 różnych służb. Operatorzy telekomunikacyjni muszą przez rok przetrzymywać dane o połączeniach użytkowników i udostępniać je na żądanie służb. W 2013 r. organa ścigania sięgnęły po te dane 2 mln 187 tysięcy razy - jeśli nie uwzględnimy podsłuchów i odczytywania SMSów. W 2014 r. tylko o 8 tysięcy razy mniej. Warto zauważyć, że w Polsce inwigilacja jest powszechniejsza, niż w innych krajach UE. Pokazują to choćby dane na ten temat zebrane przez Brukselę w 2009 r. Państwo polskie zgłosiło milion żądań udostępniania tych danych, podczas gdy we Francji było to o połowę mniej, w Czechach 280 tys. w Hiszpanii 71 tys. a w Danii jedynie 4 tysiące żądań.
Chiny - Amazon i Orwell w jednym
Krajem, w którym inwigilacja z użyciem technologii IT poszła najdalej są Chiny. W kwietniu b.r. na stronie chinacopyrightandmedia.wordpress.com opublikowano angielskie tłumaczenie planowanych regulacji dotyczących tzw. systemu kredytu społecznego. Czym on jest? Pokrótce określił go specjalista od Internetu Johan Lagerkvist "to namierzanie konsumenta niczym Amazon połączone z Orwellowskim zacięciem politycznym". W ramach tego systemu obywatelom Chińskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej przydzielane mają być punkty. Liczyć się one będą nie tylko przy ocenie wiarygodności kredytowej, ale także w innych sprawach. Np. zbyt mała liczba punktów będzie mogła spowodować nieprzyjęcie do pracy. Za co będzie się dostawać punkty? Nieco (tylko nieco!) upraszczając - za wszystko. Na punkty dodatnie będą mogli ponoć liczyć nabywcy pieluch. A na ujemne - osoby zbyt długo grające na komputerze. Kupowanie produktów dziecięcych świadczyć będzie bowiem o dbałości o demografię socjalistycznej ojczyzny. Z kolei nadmierne zainteresowanie grami o niedojrzałości czy uzależnieniu.
Oczywiście system ten nie będzie, podobnie jak dziś robią to banki, brał pod uwagę jednostkowych przypadków. Dlatego też wygląda na to, że osoba kupująca gry do celów edukacyjnych albo do ich krytycznej recenzji w celach zawodowych będzie traktowana podobnie- jak prawdziwy maniak. Ale któżby w socjalizmie przejmował się losem jednostki? Nawet jeśli jest to socjalizm XXI wieku, wykorzystujący Big Data.
Jaki jest cel tak dalece posuniętej inwigilacji? To odwieczny cel komunistów - stworzenie Nowego Człowieka. Władze chińskie dostrzegły bowiem pogorszenie morale obywateli. Przejawiające się choćby w niedotrzymywaniu około połowy kontraktów. "Gdy zachowanie ludzi nie jest ograniczane przez moralność, system musi wkroczyć, by ograniczać ich działania", twierdzą przedstawiciele Chińskiej Akademii Nauk Społecznych cytowani przez Fokke Obbema, Marije Vlaskamp, Michael Persson na volkskrant.nl. Chodzi o wpojenie w ludzi wartości socjalistycznych. System ten ma być wdrożony od 2020 r.
Jego twórcy zapowiadają, że system zwiększy nagrody i motywację za działania wzbudzające zaufanie, a z drugiej strony restrykcje i kary dla osób, które zaufanie łamią, czytamy w angielskim tłumaczeniu chińskiego dokumentu "Planning Outline for the Construction of a Social Credit System (2014-2020)" dostępnym na chinacopyrightandmedia.wordpress.com. Wzmocniony ma zostać nadzór administracyjny, a także zaostrzone kary. Wśród nich mają być m.in. czarne listy, a także mechanizmy pozwalające na usunięcie pewnych osobników z rynku. Choć sektor finansowy nie będzie jedynym beneficjentem tego systemu, to z pewnością wielce on na nim skorzysta.
Podsumowując, niektóre postacie inwigilacji wynikające z posiadania telefonów czy Internetu są wspólne dla wszystkich krajów. Inne zaś wynikają z działalności służb, legislatorów czy naukowców danego kraju. Polska, choć nie należy do najbardziej rozwiniętych technicznie krajów świata wyróżnia się negatywnie w tej kwestii. Najbardziej przerażające plany mają jednak władze Chin. Pełne wdrożenie systemu kredytu społecznego pozwoliłoby im na całkowitą kontrolę obywateli i kierowanie ich zachowaniami w każdej sferze życia. Innymi słowy, tymi "łagodnymi" metodami osiągnięto by pełnię totalitaryzmu.
Marcin Jendrzejczak
15.06.2015r.
PCh24.pl