Małżeństwo i rodzina według Kanta cz.3
W tworzeniu subiektywistycznego porządku prawno-moralnego Kant, który nie respektuje prawdy o realnej możliwości ludzkiego rozumu do poznania istnienia prawdziwego Boga, najpierw zastępuje Boga jako najwyższego Prawodawcę, czyniąc "jednoczący się tłum w całość jako prawodawcę". Tak pojęty najwyższy autorytet prawno-moralny "wychodzi od zasady: ograniczyć wolność każdego jednego do warunków, pośród których może on (tłum) razem współistnieć z wolnością każdego drugiego według ogólnego prawa i gdzie ta ogólna wola ustanawia prawny przymus zewnętrzny" do przestrzegania tych regulacji.
Naszkicujmy zatem strukturę powyższej definicji prawa, co jest niezbędne do zrozumienia Kantowskiej koncepcji małżeństwa i rodziny.
"Maksyma" Najwyższym Prawodawcą
Zarówno w sensie prawnym, jak i moralnym Kant nie opiera swojej myśli na porządku odniesień międzyludzkich określonych poprzez obiektywne, powszechne i absolutnie każdego człowieka ziemi wiążące prawo naturalne. Jest ono niezależne od człowieka, ponieważ dane jest człowiekowi jako osobie przez Boga w momencie poczęcia w łonie matki; jest ono realnie obecne w każdym człowieku niezależnie od pochodzenia, religii i kultury oraz jest ono absolutnie wiążące każdego w sumieniu. To klasyczne i zgodne z objawioną nauką Jezusa Chrystusa prawo naturalne jest przez Kanta zakwestionowane i nie ma ono Boga Objawionego za jego Stwórcę.
Wprawdzie Kant posiada jeszcze ambicje tworzenia "narodu Boga", który "byłby zdolny do czynienia dobrych dzieł", ale jest to tylko "wewnętrzny" "postulat" jego odseparowanych od Boskiego Prawodawcy, a tym samym zasadniczo zrelatywizowanych prawa i moralności, ponieważ samo "istnienie Boga" jako "świętego Prawodawcy", "dobrego Rządcy" i "sprawiedliwego Sędziego" jest tylko subiektywistycznym "postulatem" "czystego rozumu praktycznego", nieumożliwiającym poznania "Istoty Najwyższej" "w sobie samej", czyli w Jej Naturze Boskiej. Jedyną "konstytucją czystego rozumu praktycznego" jest - według Kanta - subiektywistyczna "maksyma": "Postępuj tak, ażeby maksyma twojej woli w każdym czasie mogła obowiązywać jako zasada ogólnego prawodawstwa".
Kto jest zatem dawcą prawa?
"Kategoryczny imperatyw"
Filozof z Królewca pisze, iż "autonomia woli jest jedyną zasadą wszystkich praw moralnych i tych jej adekwatnych obowiązków". Kant jednak nie jest pewien tej zasady: "Czy możesz także chcieć, ażeby twoja maksyma stała się ogólnym prawem?", ale pomimo to dąży do "nierozerwalnego powiązania" "idei" "najwyższego Dobra", którą "rozum projektuje a priori o moralnej doskonałości", z "pojęciem wolnej woli" człowieka. A zatem "wszystkie pojęcia moralne mają swoje miejsce i początek całkowicie a priori w rozumie" ludzkim "pospolitym" i "spekulatywnym", co streszcza się w definicji "kategorycznego imperatywu": "Postępuj tylko według takiej maksymy, poprzez którą ty równocześnie możesz chcieć, ażeby stała się prawem ogólnym", względnie "ogólnym prawem naturalnym". Nie Pan Bóg jako "najwyższe Dobro", które wprawdzie w idealizmie Kanta jest "przedmiotem (Gegenstand) czystego rozumu praktycznego, tj." także "czystej woli" - w sensie "postulatu", lecz "jedynie prawo moralne musi być postrzegane jako ta racja".
Kant twierdzi jasno, iż "jedynie czysty rozum jest dla siebie praktyczny i daje (człowiekowi) ogólne prawo, które nazywamy prawem moralnym". To prawo nie jest realnie obecne w każdym człowieku i nie nazywa się prawem naturalnym, bo nie pochodzi od Boga chrześcijańskiego, jak uczy klasyczna nauka moralna katolicka, lecz jest "tylko formalnym", tzn. stanowi je "jedynie forma" nadmienionej "maksymy", mającej według Kanta charakter "ogólnie wiążącej ustawy" i utworzonej przez subiektywistyczne sumienie, "abstrahujące ją jako rację określającą od wszelkiej materii, przeto od każdego przedmiotu chcenia". Nie Rozum Boski jest pojęty tutaj jako Dawca prawa moralnego, lecz wyłącznie "czysty rozum praktyczny" człowieka staje u fundamentów bytowości prawa jako prawa przy całej świadomości Kanta, iż "najmniejsza błędna interpretacja zafałszowuje usposobienia" ludzkie. Otwarta pozostaje odpowiedź na pytanie, dlaczego Kant odmówił Bogu Objawionemu w Chrystusie bycia absolutnie transcendentną metafizyczną Praracją wszelkiego porządku prawno-moralnego. Być może przyczyną tego była wypowiedź Marcina Lutra z jego "Komentarza do Listu św. Pawła Apostoła do Galatów" o "Chrystusie jako Najwyższym Prawodawcy", który pojmowany był przez Lutra z racji jego negacji prawa jako "wcielony diabeł".
Bóg nie jest Stwórcą wolności osoby
Zadziwia niekonsekwencja Kanta: skoro nie potrafi on poznać istoty człowieka, to jak może "postulować", że jesteśmy "wolni" czy posiadamy "ogólne", tzn. wszystkich wiążące prawo? A przecież nasza wolna wola stanowi samo serce naszej ludzkiej istoty. Bóg chrześcijański w swoim akcie stwórczym zharmonizował z jednej strony porządek rzeczywistości poprzez prawo, a z drugiej strony poprzez naszą wolność, dzięki której możemy w sposób godny osoby ludzkiej, czyli wolny, przyjąć ten ład stworzenia i w wolności tworzyć nasze życie na godne ostatecznie Najwyższego Dobra, tzn. Boga.
W myśli Kanta "wolność" jest "postulatem" jego "czystego rozumu praktycznego", a nie osobistym darem Boskiego Kreatora, stąd też ten "rozum" filozofa z Królewca rości sobie absolutne pretensje do określania tejże wolności w sensie jurydycznym i moralnym, ponieważ z racji uprzednio przyjętych założeń ideologicznych nie dochodzi na płaszczyźnie "czystego rozumu teoretycznego" do poznania "natury naszej duszy". Skoro tak, to pojęcie "czystej wolnej woli" osoby ludzkiej, jak wcześniej pojęcie "czystego rozumu", utworzone zostało "całkowicie a priori przez czysty rozum, ale za pośrednictwem prawa moralnego", też przecież "czysto" subiektywistycznego. Na tej drodze Kant obiecuje dotarcie do "przedmiotu i ostatniego celu czystego rozumu praktycznego", czyli do "religii, tj. do poznania wszystkich obowiązków jako Boskich przykazań", ale nie w sensie "obcej woli" Boga, lecz "każdej wolnej woli dla niej samej", czyli każdego człowieka wiernego wspomnianej "maksymie". Pomimo to Kant jest przekonany, iż te prawa "muszą być postrzegane jako przykazania najwyższej Istoty".
Bóg i religia Kanta są zawężone do "wyobrażeń", "pojęć" i "sądów" jego "czystego rozumu" i jego "czystej woli". Stąd Kant nie potrafi dla "wolności, nieśmiertelności" duszy ludzkiej "i Boga" "znaleźć żadnej obiektywnej rzeczywistości", ponieważ są one "tylko czystymi pojęciami rozumu" człowieka. Kant uczynił przy tym błędne założenie, iż tylko to jest dla naszego rozumu prawdziwe w porządku bytowym i poznawczym, co uprzednio dane jest w "oglądzie" naszej ludzkiej zmysłowości. To było czymś realnym, ale tylko w rajskim stanie łaski - jeszcze przed upadkiem grzechowym. Obecnie zaś z pozycji moralnej nauki katolickiej człowiek potrzebuje cnoty wlanej w postaci łaski wiary, by uzyskać ten poziom poznania, który Kant chce uzyskać poprzez zabieg naturalnej subiektywizacji "rozumu teoretycznego", "sumienia" jako "rozumu praktycznego" i "wolnej woli", prowadzących człowieka do "cnoty, tj. adekwatnego względem prawa usposobienia", co praktycznie oznacza odrzucenie depozytu wiary katolickiego chrześcijaństwa w aspekcie rozumienia Boga jako Kreatora i zarazem Najwyższego Dawcy oraz Gwaranta prawno-moralnego w sensie Źródła łaski jako "koniecznej" do uzyskania przez każdego człowieka ostatecznej "świętości". Choć samo wypełnienie "obowiązku" i zdobycie naturalnej "cnoty" jako samo w sobie jest pozytywne, do czego dąży na swój sposób Kant, to jednak one same nie wystarczą do osiągnięcia "Królestwa Boga" w sensie "nauki chrześcijańskiej", której Kant konsekwentnie nie traktuje jako "religii", ponieważ ma swoją "religię" "czystego rozumu".
Antynomia "przyczynowości" i "wolności"
Problem sprzeczności Kantowskich uwidacznia się dalej w dualistycznym rozumieniu człowieka jako "istoty zmysłowej" i "duchowej". Jako "istota działająca" człowiek jest "zjawiskiem (Erscheinung)", ale w swoim wnętrzu tenże człowiek jest "noumenon" (das Ding an sich), czyli istotą duchową. Jednak idealistyczny podział człowieka na "istotę zmysłową" podlegającą "mechanizmom natury" na zasadzie "przyczynowości" oraz na duchową "osobę działającą", "wolną od praw przyrody", tworzy właściwie nieprzezwyciężalny hiatus (przepaść) intelektualny w myśli antropologicznej Kanta, w którym brakuje zasady jedności bytowej w sensie jednej podmiotowości osobowej, w której subsystuje cała jego natura duchowo-cielesna. Wprawdzie Kant mówi o "osobie", ale nie jest to rozumienie realistyczne np. w sensie Arystotelesa jako obiektywnej substancji ani też w sensie chrześcijańskiej nauki o osobie ludzkiej jako "obrazie i podobieństwie Boga" Osobowego.
"W porządku celów", pojętych u Kanta subiektywistycznie, "człowiek (wraz z nim każda rozumna istota) jest celem samym w sobie, tj. nigdy nie może być używany przez kogokolwiek po prostu jako środek (nawet nie przez samego Boga)". Gdzie jest ostateczna racja tego, Kant nie potrafi już odpowiedzieć, co najwyżej wskazuje na człowieka jako "podmiot prawa moralnego". Co to jednak bliżej oznacza?
Subiektywistyczna i podwójna "legalność"
"Prawa wolności", które określają "tylko zewnętrzne postawy" człowieka, nazywają się "jurydyczne" i nie wiążą osoby ludzkiej wewnętrznie, czyli duchowo, ponieważ "legalność" reguluje "tylko wolność w zewnętrznym użyciu", natomiast "prawo moralne", względnie "moralność" w sensie "kategorycznego imperatywu", określa "wolność w użyciu wewnętrznym". "Prawodawstwo prawne" w państwie ustanawia porządek "obowiązków zewnętrznych" człowieka, zaś "prawodawstwo etyczne czyni wprawdzie także wewnętrzne postawy obowiązkami, ale nie przy wykluczaniu zewnętrznych" obowiązków.
Dlaczego Kant potrzebuje podwójnego prawodawstwa? Z tej racji, że prawodawca zewnętrzny nie ma dostępu poznawczego do wnętrza człowieka, on ma tylko powiązać go poprzez "przymus zewnętrzny" z "obowiązkiem". Dualizm antropologiczny Kanta prowadzi go do dualizmu prawno-moralnego. W "ius", tzn. w "prawie" zewnętrznym, tkwi "prawodawstwo jurydyczne", że np. "należy dotrzymać umowy", "słowa", "wierności", ale dopiero prawo moralne musi zadbać o wewnętrzne spełnienie tegoż prawa zewnętrznego. "Nauka prawa" różni się więc od "nauki" etycznej o "cnotach" nie tylko z racji "różnorodności prawodawstwa", lecz także ze względu na ich "różne obowiązki" w stosunku do zewnętrznego i do wewnętrznego człowieka, który zdefiniowany jest jako "osoba", która "nie jest poddana żadnym innym prawom jak takim, które ona (albo sama, albo przynajmniej z innymi) daje sobie sama". Pośród tych zewnętrznych praw (leges externae) jedne nazywają się "naturalnymi", które "rozum" poznaje "a priori", a inne "pozytywnymi", które "w ogóle nie obowiązują bez rzeczywistego zewnętrznego prawodawstwa". Jakie skutki ma to subiektywistyczne pojęcie prawa i moralności dla małżeństwa i rodziny w myśli Kanta?
cz.4
Rozumienie "małżeństwa" i "rodziny" oraz "prawa małżeńskiego" według Kanta uzależnione jest od jego subiektywistycznego pojęcia Boga, prawa i moralności jako "postulatów" sumienia ludzkiego. Skoro "wszystkie zdania prawne są zdaniami a priori, ponieważ są one zdaniami rozumu" "czystego" i "praktycznego", a więc de facto są relatywne, to powstaje pytanie, jak Kant konkretyzuje swoje pojęcie instytucji małżeństwa i rodziny?
Małżeństwo jako "wspólnota płciowa"
Kant definiuje małżeństwo w sensie prawnym w następujący sposób: "Wspólnota płciowa (commercium sexuale) jest obustronnym używaniem, które jeden człowiek czyni z organami płciowymi i władzami drugiego (usus membrorum et facultatum sexualium alterius)". To jest efekt fenomenalizmu, subiektywizmu i dualizmu Kanta w określaniu człowieka jako kobiety i jako mężczyzny, którzy najpierw są tylko "zewnętrznymi" "fenomenami" (Erscheinungen) i jako tacy podlegają w myśleniu Kantowskim w swoim małżeństwie jako "matrimonium" "prawu", nazywającym ich związek jako "zjednoczenie dwóch osób różnych płci na całożyciowe obustronne posiadanie ich właściwości płciowych". Prawo reguluje wyłącznie sferę cielesności człowieka, ponieważ sferę duchowości Kant usiłuje regulować za pomocą kategorycznego imperatywu, co jest domeną już tylko moralności, a nie prawa.
To cielesne i "wzajemne używanie" płciowości mężczyzny i kobiety może być według niego albo "naturalne", "poprzez które może zostać poczęty im równy" człowiek, czyli dziecko, albo "nienaturalne", a takie z kolei może być "z osobą tej samej płci" albo "ze zwierzęciem", które Kant klasyfikuje jako "crimina carnis contra naturam" i powinno być adekwatnie usankcjonowane przez prawo karne. Problem Kanta polega z jednej strony na braku zakorzenienia "wspólnoty" małżeńskiej w duchowości osób małżonków, czyli w ich rozumie, pamięci oraz w wolnej woli, a z drugiej strony na braku wspólnoty z transcendentnym Bogiem jako Stwórcą małżeństwa. Z tych dwóch najważniejszych racji Kant określił małżeństwo jako wyłącznie "wspólnotę" cielesną. Jaki status prawny posiada tak pojęte małżeństwo?
Małżeństwo jako tylko "umowa"
Najważniejsze dla Kanta jest, zupełnie podobnie jak dla Marcina Lutra, by na gruncie "warunku żądzy do obustronnego użytku ich właściwości płciowych" mężczyzna i kobieta zawarli "umowę małżeńską", która nie powinna być "żadną dowolną", lecz określoną przez "prawo konieczną umową, tj. jeżeli mężczyzna i kobieta chcą używać wzajemnie ich właściwości płciowych, to muszą koniecznie zawrzeć małżeństwo i to jest według ustaw prawnych czystego rozumu konieczne". Wykluczone jest dla Kanta uznanie małżeństwa za sakrament Kościoła, co jest dla niego samo w sobie najgorszym zabobonem.
"Małżeństwo" jako "umowa dopełniona zostaje przez małżeńskie współżycie (copula carnalis)". Nieważna jest taka umowa, która zawierana jest "z ukrytą zgodą" "cielesnej wstrzemięźliwości" obydwojga, a także wtedy, gdy "ze świadomością jedna lub obydwie części są do tego niezdolne". Kant nazywa to "umową symulowaną", która nie tworzy małżeństwa.
"Nabycie małżonki albo męża nie dokonuje się więc facto (przez współżycie) bez uprzedniej umowy, ale także nie pacto (przez po prostu umowę małżeńską bez następującego po niej współżycia), lecz tylko lege, tj. jako następstwo prawne" do "obopólnego posiadania osób" we "wspólnocie płciowej", która "swoją rzeczywistość otrzymuje tylko przez również obustronne używanie osobliwości płciowych".
Miłość nie jest fundamentem
Kant redukuje cnotę miłości jako doskonałą postawę duchowej wolnej woli osoby ludzkiej do sentymentu, czyli do zmysłowego uczucia: "Miłość jest rzeczą odczucia (Empfindung), nie woli i ja nie mogę miłować, ponieważ chcę, jeszcze mniej, ponieważ powinienem (do miłości być przymuszonym (genötigt); przeto obowiązek miłowania nie jest rzeczą (Unding)". Dlatego miłość nie może stanowić podstawy ani celu dla wspólnoty małżeńskiej i rodzinnej, ponieważ moralność Kanta jest moralnością "obowiązku", a skoro "wszelki obowiązek jest przymusem" "według prawa", to jeżeli "coś czyni się więc z przymusu, to nie dzieje się z miłości".
Do przykazania miłości bliźniego Kant wprowadza istotną zmianę: "Jeżeli więc mówi się: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego, to nie mówi się: Ty powinieneś bezpośrednio (najpierw) miłować i za pośrednictwem tej miłości (potem) czynić dobrze, lecz: Czyń twojemu bliźniemu dobrze, a to dobre czynienie wywoła w tobie miłość (jako sztukę skłonności do dobrego czynienia w ogóle)!". Miłość nie jest pojęta u Kanta jako przyczyna czynu, lecz jako skutek w sensie nie cnoty, lecz wspomnianego uczucia sentymentalności względem bliźniego, co jest zasadniczym rozminięciem się Kanta z chrześcijańską nauką o miłości ludzkiej oraz o miłości jako Boskiej cnocie wlanej w naszą wolną wolę.
Monogamia z racji "równości posiadania"
Według Kanta, "wzajemne posiadanie się" zarówno w sensie "osób", jak i "równości posiadania" jest realnie możliwe "tylko w monogamii", ponieważ w "poligamii zdobywa osoba, która się oddaje, tylko jedną część tego, któremu ona cała przypada i czyni się przez to po prostu rzeczą". A przecież, Kant argumentuje, jeżeli człowiek - mąż lub żona - "nabywa jeden członek w człowieku", to jest to "równocześnie nabycie całej osoby - ponieważ ta jest absolutną jednością", stąd wniosek jego jest prosty: "oddanie i przyjęcie płciowości dla przyjemności drugiego nie tylko jest jedynie dopuszczalny pod warunkiem małżeństwa, lecz także pod tym samym warunkiem możliwy".
"Konkubinat" jako "urzeczowienie" człowieka
Kant jest przeciwko konkubinatowi, ponieważ dochodzi do niego z racji "urzeczowienia osoby dla jednorazowej przyjemności (pactum fornicationis)". To "urzeczowienie" "jednego członka do używania drugiego" jest z racji "nierozdzielnej jedności członków w jednej osobie" procesem zredukowania samej osoby do "rzeczy swawoli drugiego; stąd każda część może znieść zawartą umowę (konkubinacką) z drugą, jak mu się podoba" bez żadnych możliwości wniesienia "zażalenia" prawnego.
Dzieci nie są koniecznym "celem" małżeństwa
Kant mniema, iż "celem natury" ludzkiej jest "spłodzenie i wychowanie dzieci", do którego "ona (natura) wszczepiła skłonność płci do siebie nawzajem". Zdumiewająca jest jednak przy tym opinia filozoficzno-prawna Kanta, który myśli, że dla "człowieka, który zawiera małżeństwo", a rzekomo "musi powziąć sobie ten cel", taka finalność małżeństwa nie jest konieczna do "prawości tego jego zjednoczenia" małżeńskiego. Dlaczego? Ponieważ jeżeli powołanie dzieci do istnienia byłoby koniecznym warunkiem do ważności prawno-moralnej węzła małżeńskiego, to wtedy kiedy możliwość bytowa "spłodzenia dzieci zanika, małżeństwo rozwiązałoby się równocześnie samo przez się". To jest sprzeczne z katolicką nauką o małżeństwie, która jako warunek ważnie zawartego małżeństwa stawia "gotowość do przyjęcia i wychowania potomstwa, którym Bóg obdarzy" małżonków.
"Prawo rodziców"
Z samego aktu "płodzenia w tej wspólnocie" małżeńskiej wynika "obowiązek utrzymania i zatroszczenia się" o ich "dzieci jako osoby", które "tym samym nie mają prawa dziedziczenia, lecz pierwotnie wrodzone prawo do opieki przez rodziców, aż będą w stanie utrzymać się same". Jest to "prawo (lege) bezpośrednie, tj. bez tego, że pożądany jest jakiś szczególny akt prawny" np. ze strony państwa. "Spłodzony" człowiek jest według Kanta "osobą", ale patrząc od strony samego poczęcia, nawet wtedy, gdyby przyjęło się tezę o tym, iż "Bóg stwarza wolne istoty", "nie jest on wolny". Takim jest on pojęty tylko w "moralno-praktycznym" aspekcie "imperatywu kategorycznego", czyli subiektywistycznie, a nie obiektywnie, jak uczy Kościół katolicki. "Koniecznie" należy uznać, że dziecko przychodzi na świat "bez jego zgody", ale "własną mocą" rodziców, stąd ich "zobowiązanie" prawne tak dalece, jak to jest "dla ich sił" możliwe, troszczyć się o ich byt oraz by go "nie zniszczyć albo też przekazać tylko przypadkowi", ponieważ dziecko jest nie tylko "istotą świata, lecz także obywatelem świata", nie mówiąc już w sensie biblijno-eklezjalnym jako "dziecku Boga", o czym jednak Kant tak nie myśli.
Ten "obowiązek" stanowi podstawę dla "prawa rodziców do władania i kształcenia dziecka" tak długo, jak długo nie potrafi ono samo "używać rozumu" czy innych "członków" swojego człowieczeństwa. Stosowne "odżywianie i troska o jego wychowanie" charakteryzuje rodziców prawych, ażeby ich dziecko mogło się "samo pragmatycznie" i "moralnie" "w przyszłości utrzymać i rozwijać", w przeciwnym razie "wina" za "jego zaniedbania spadłaby na rodziców". To wszystko rodzice powinni czynić aż do "czasu emancypacji" dzieci, czyli do ich wyjścia z domu.
Małżonkowie i dzieci jako "rzeczy"?
Wprawdzie Kant nadmienia człowieka jako "osobę", ale interpretuje "dzieci" jako "równe rzeczom w posiadaniu rodziców". Unika on przypisania tego prawa rodzica do dziecka do dziedziny "prawa rzeczowego", ale nie zamieszcza go też w dziedzinie "prawa osobowego", względnie cywilnego, lecz proponuje, by traktować je jako "prawo osobowe, ale rodzaju rzeczowego", które według Kanta "koniecznie musi być dodane do prawa rzeczowego i osobowego", co filozof z Królewca ilustruje porównaniem "zagubionych dzieci" do "zagubionych zwierząt domowych". Tamte i te wolno traktować rodzicom jak "rzeczy".
Problem urzeczowienia istnieje także w pojęciu małżeństwa w myśli Kanta: "Ja mogę kobietę, dziecko" "posiadać przez moją [.] wolę jak długo oni [.] istnieją", a więc "prawnie: oni przynależą do mojego mienia". On nie ukrywa, iż "nabycie" współmałżonka oznacza w praktyce małżeństwa traktowanie go jako "równego rzeczom", które się "nawzajem nabywają" w aktach intymnego "naturalnego użycia" siebie nawzajem. Kant zalicza to prawo do "prawa osobowego", ale na sposób prawa "rzeczowego", co jest przejawem jego idealistycznej instrumentalizacji bytu człowieka jako osoby. Jakże aktualne są te stare już tendencje przesunięcia prawa małżeńsko-rodzinnego z cywilistyki do prawa rzeczowego.
Rozpad rodziny jako naturalny skutek
"Dzieci domu, które razem z rodzicami tworzyły rodzinę" po dojściu do "pełnoletniości" oraz do "zdolności utrzymania się samemu", "wypowiadają ich dotychczasową zależność" i "stają się ich własnymi panami (sui iuris)" "bez szczególnego aktu prawnego". Ponadto "dzieci [.] nie są rodzicom za ich wychowanie nic dłużni" i na tej drodze dochodzi do "rozwiązania domowej społeczności, która była konieczna według prawa". Poprzez to dzieci "zdobywają ich naturalną wolność", zaś rodzice "ponownie ją odzyskują", co tym samym oznacza faktyczny rozpad rodziny. A przecież w świetle klasycznego prawa naturalnego należy uwzględnić, iż dzieci poprzez fakt bycia współuprzyczynowionymi przez swoich rodziców na wieki pozostaną "zależne" w bycie zarówno od Boga Stwórcy, jak i swoich rodziców, co oznacza, że rodzina nigdy nie powinna się rozpaść, lecz ma swoją eschatologiczną przyszłość, ale pod warunkiem przeżywania tu i teraz (hic et nunc) jej sakramentalnej więzi z Panem wszechrzeczy, by dostąpić w wieczności pełnego oglądu Boskiego Oblicza i każdego innego bytu niebiańskiego w rzeczywistym, a nie zasadniczo zdeformowanym w sensie Kantowskiego idealizmu "Królestwie Boga".
Ks. prof. Tadeusz Guz,
kierownik Katedry Filozofii Prawa KUL
13.07.2015r.
Nasz Dziennik