KATOLEWICA: KATO, LEWICA, CZY ZWYKŁE SREBRNIKI?
Rozmowa na temat repatriacji Polaków ze Wschodu z dr. Robertem Wyszyńskim
Nigdy prawdopodobnie nie dowiemy się, kto wymyślił i po raz pierwszy użył terminu "katolewica" na określenie tej grupy Polaków, która mieniąc się katolikami, od 1944 roku uważała, że wprowadzony do Polski pod bagnetami Moskwy bolszewicki socjalizm jest właśnie tym modelem społeczno-politycznym, który najpełniej zrealizuje aspiracje Polaków.
Chcąc zrozumieć genezę powstania w Polsce zjawiska katolewicy, czyli środowiska uwikłanych w komunizm katolików, którzy w historii ostatnich siedmiu dziesiątków lat odegrali rolę tak znaczącą, że bez wiedzy o niej nie zrozumiemy tak naprawdę ani niedawnej przeszłości ni współczesności, sięgnąć musimy do historii Rosji. Realizując cel przeobrażenia Rosji w państwo bez Boga, Lenin musiał zniszczyć Cerkiew. Proces rozbijania Cerkwi od wewnątrz trwał dziesięć lat. Po śmierci uwięzionego patriarchy Tichona, władzę nad rosyjskim Kościołem oddał bolszewikom w roku 1927 metropolita Sergiej Starogrodzki. Wierni rosyjskiej Cerkwi prawosławnej odrzucili "czerwony kościół", zeszli do podziemia i w formie podziemnej Cerkwi Katakumbowej, przetrwali w Rosji wszystkie lata komunizmu.
Wkraczając do Polski w roku 1944 Sowieci mieli jasny, sprawdzony i gotowy plan. Potrzebni byli jedynie wykonawcy. W listopadzie 1944 roku w ręce gen. Iwana Sierowa wpadł Bolesław Piasecki. Warszawiak, narodowiec z radykalnej Falangi, w czasie wojny żołnierz AK, podjął się Piasecki wykonania dla Sowietów dwóch kluczowych zadań: pomocy w ostatecznym zniszczeniu Polskiego Państwa Podziemnego i rozsadzenia Kościoła w Polsce od wewnątrz. Rozpoczął w roku 1945 od wydawania katolickiego tygodnika społecznego "Dziś i Jutro". Wokół niego skupili się ludzie, którzy uważając się za katolików, popierali sowiecką okupację Polski i wszystkie działania komunistów. Dwa lata później Piasecki założył ruch postępowych katolików Stowarzyszenie PAX. Zapleczem finansowym środowiska były podarowane im przez komunistów firmy Inco i Veritas. W zniszczonej wojną i biednej Polsce dochody z obu firm zapewniały zdrajcom z PAX-u wygodne i dostatnie życie.
Lata 1945-1956 dla polskiego ludu i polskiego Kościoła były czasem najcięższej próby. W lasach i po wsiach wciąż walczyły i ukrywały się niedobitki podziemnej polskiej armii. Więzienia pełne były tych księży i ludzi świeckich, dla których Sowieci i komuniści byli zwykłymi okupantami Polski. Komuniści przez wszystkie lata nazywali Żołnierzy Wyklętych i wspierających ich ludzi bandytami. W pierwszych latach po wojnie murem przy Kościele i Żołnierzach Wyklętych trwali jedynie polscy chłopi. O ówczesnym pokoleniu polskich chłopów wielki poeta Zbigniew Herbert powiedział: "W czasach stalinowskich, nie będąc chłopomanem, lepiej porozumiewałem się z chłopami, bo oni myśleli trzeźwo. Z inteligencją komunistyczną trudno mi znaleźć nić porozumienia. Posługują się intelektem, aby rzecz fałszować. To znaczy, nie mówić, że to jest niewola". Jego myśl znakomity filozof ks. Józef Tischner uzupełnił następująco: "Chłopi bardzo dobrze wyczuwali zło komunizmu. To było nowe zło. Ci prości ludzie czuli bardziej niż wielu uczonych, że zaczyna się czas kłamstwa. Można wskazać na wielu pisarzy, którzy kłamstwa nie zauważyli. I jeszcze ta Polska! Oni czuli, że Polskę trzeba kochać nie tyle za coś, co mimo wszystko. To nie chodziło tylko o własną obronę. Chodziło o coś więcej. O Ojczyznę".
Tak mówili wierni Polsce chłopi, księża i poeci. Tymczasem środowisko rodzącej się katolewicy realizowało leninowskie zobowiązania. PAX przyciągał ludzi, którzy mienili się inteligencją, aczkolwiek w wielu przypadkach ich wykształcenie nie predestynowało ich do tego miana. Ludzie ci za cenę zdrady mościli sobie u boku Piaseckiego dostatnie i bezpieczne gniazdko. Był wśród nich lansowany po dziś dzień na polskiego męża stanu XX wieku Tadeusz Mazowiecki. Uczyć mu się nie chciało lub nie dawał rady, więc w roku 1948, w wieku 21 lat porzucił studia prawnicze na UW i zapisał się do PAX-u. Został redaktorem "Dziś i Jutro". Ze względu na dobre, zjadliwe wobec Kościoła i Polski pióro, szybko awansował. Mając zaledwie 24 lata, został w roku 1951 zastępcą redaktora naczelnego wydawanego przez PAX dziennika "Słowo Powszechne". Wstydliwie po dziś dzień ukrywana, pierwsza książka Tadeusza Mazowieckiego nosi znamienny tytuł: "Wróg pozostał ten sam". Książka została wydana w nakładzie 15 tys. egzemplarzy. Mazowiecki wzywał w niej Kościół katolicki do potępienia "band podziemia" i zastosowania wobec nich sankcji kanonicznych. Potępiał nie tylko Żołnierzy Wyklętych, ale także rząd polski na emigracji. Określał go mianem "rewanżystowskiego" i "agenturalnego"". Prawdopodobnie w nagrodę za ten zjadliwy atak na ciągle niebezpiecznych żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego - chociaż w 1952 roku w większości leżących już w dołach powązkowskiej Łączki i innych nieznanych do dziś cmentarzy - liczący zaledwie 26 lat Tadeusz Mazowiecki został w roku 1953 redaktorem naczelnym Wrocławskiego Tygodnika Katolickiego.
Książeczka Tadeusza Mazowieckiego "Wróg pozostał ten sam" ukształtowała stanowisko katolewicy wobec niezłomnych żołnierzy Podziemnego Państwa na następne dziesięciolecia. Oszczerstw głoszonych wobec Żołnierzy Wyklętych oraz panującej do dziś zmowy milczenia katolewicy doświadczyłam osobiście, gdy w latach 1992-1994 byłam dyrektorem Fundacji Instytutu Armii Krajowej, której założyciel i rada naukowa wywodzili się ze środowiska katolewicy. Odeszłam z powodu tego, że panowie nie akceptowali mojego pomysłu badań nad lubelskimi Żołnierzami Wyklętymi. Nie rozumiałam wówczas, że ich niechęć do Żołnierzy Wyklętych bierze się z ustalonej przed pół wiekiem zmowy milczenia nad tymi żołnierzami, którzy nigdy nie zdradzili i śmiercią okupili wierność Rzeczpospolitej. Zrozumienie przyszło po napisaniu książki "Zaporczycy 1943-1945", gdy w roku 1995 od byłych żołnierzy AK ze środowiska katolewicy usłyszałam to samo, co w 1952 roku napisał Mazowiecki: "Przecież to byli bandyci". Te same słowa powtórzyli związani z katolewicą niektórzy moi koledzy z podziemnych "Spotkań". Jeden z nich, jako pracownik TVP, zyskał potem wśród młodych pracowników telewizji przydomek "Cenzor", bowiem cenzurował wszystkie inicjatywy i filmy związane z dokumentacją walki Żołnierzy Wyklętych. Inna natomiast wychowanka środowiska katolewicy, Danuta Filarska primo voto Winiarska, secundo voto Kuroniowa, w założonym przez siebie i prowadzonym wraz z synem i synową Uniwersytecie Powszechnym im. Jana J. Lipskiego na Podlasiu, na stanowisku rektora od dziesięciu lat zatrudnia kata Żołnierzy Wyklętych, czyli odznaczonego przez komunistów Krzyżem Walecznych za schwytanie dużej ilości "bandytów" Zygmunta Baumana. W środowisku współczesnej katolewicy od siedemdziesięciu lat trwa wylansowane przez Tadeusza Mazowieckiego przekonanie, że Żołnierze Wyklęci byli bandytami, a ich mordercy "postępowymi i pozytywnymi" bohaterami. Historia nie ma jednak litości dla kłamstwa. Katolewica bój o pamięć Żołnierzy Wyklętych przegrała. Żołnierze Wyklęci już na zawsze weszli do historii Polski.
Drugie zadanie, jakie dla Sowietów zobowiązał się wykonać Piasecki, rozsadzenie Kościoła w Polsce od wewnątrz, ze względu na religijność Polaków, było zadaniem zdecydowanie trudniejszym niż pogrzebanie pamięci o Żołnierzach Wyklętych. W roku 1948 zmarł Prymas Polski kardynał August Hlond. Jego miejsce zajął lubelski biskup, późniejszy kardynał Stefan Wyszyński. 12 stycznia 1950 roku 45 księży renegatów pod kierownictwem Piaseckiego - w zamian za dobra materialne i stanowiska - powołało Komisję Księży zwaną ruchem "księży patriotów". Wystąpili przeciwko papieżowi i prymasowi. Do ruchu przystąpiło ponad tysiąc kapłanów. Czynnikiem hamującym zdradę polskiego kleru był opublikowany 1 lipca 1949 roku dekret Świętego Oficjum, w którym papież Pius XII zagroził ekskomuniką każdemu katolikowi, który świadomie i dobrowolnie należeć będzie do partii komunistycznych bądź z nimi sympatyzować. (Dekretu nie cofnięto, a zatem co z tutejszymi katolikami zarządzajacymi masa upadłosciową Polski? Czy ktoś słyszał o praktycznych skutkach dekretu? Nie, bo i kto miałby go wcielać w życie, TWani purpuraci, łaszący się do tronu?-red.Rp) Prymas Stefan Wyszyński dwukrotnie powołał się na dekret papieski. W styczniu 1953 roku zagroził sięgającym bezprawnie po kościelne urzędy "księżom patriotom" ekskomuniką, zaś w liście pasterskim biskupów polskich z 8 maja 1953 roku, którego autorem był w istocie Prymas Wyszyński, biskupi napisali, że: "Rzeczy Bożych na ołtarzach cesarza składać nam nie wolno. Non possumus!", zaś "księży patriotów" określili mianem kapłanów torujących "drogę do odszczepieństwa i herezji".
Bolesław Piasecki, zachęcony powodzeniem zapoczątkowanego rozłamu wśród szeregowego kleru, w swojej naiwności sądził, że może mieć wpływ także na hierarchów. W roku 1953 osobiście namawiał prymasa Stefana Wyszyńskiego, aby uznał prawo PZPR do typowania kandydatur na stanowiska biskupie. Ponieważ prymas stanowczo odmówił, 25 września 1953 roku został aresztowany. Był to czas, gdy poza uwięzieniem prymasa, przed bolszewickimi sądami toczyły się procesy oskarżonych o szpiegostwo na rzecz Stanów Zjednoczonych księży kurii krakowskiej i kieleckiej wraz z biskupem Kaczmarkiem. Głos zabrał wówczas niezastąpiony Tadeusz Mazowiecki, który napisał między innymi: "Na rozprawie sądowej zanalizowana została przestępcza działalność oskarżonych jak i jej skutki. Ku tej szkodliwej działalności kierowały ks. bp Kaczmarka i współoskarżonych poglądy prowadzące do utożsamiania wiary ze wsteczną postawą społeczną. Z tego stanowiska wynikało wiązanie się z imperialistyczną polityką Stanów Zjednoczonych". Szkoda papieru na cytowanie perfidnych ataków mieniącego się katolikiem Tadeusza Mazowieckiego na Kościół polski i jego kapłanów. Zawieszona w próżni pomiędzy wyimaginowaną przez siebie wizją bolszewickiego zniewolenia Polaków a realiami Rzeczypospolitej, oderwana od rzeczywistości, grupa zadufanych w sobie pseudointeligentów i zdrajców uważała, że z poparciem sowieckich bagnetów, przekona Polaków do porzucenia Boga i Kościoła. Tymczasem, podczas gdy prymas Wyszyński, księża i biskupi siedzieli w więzieniach, Polacy zdawali niezwykle ważny egzamin wierności Kościołowi, uwięzionym hierarchom i Rzeczypospolitej. Wypisywanych przez lewicowych katolickich pismaków bredni nikt nie czytał. Kościoły pełne były wiernych. Przez trzy lata uwięzienia wierność prymasowi na uroczystościach kościelnych symbolizował przykryty polską flagą pusty prymasowski fotel.
Po dziesięciu latach pracy wyniki działań środowiska PAX-u w rozbijaniu Kościoła od wewnątrz były mizerne. Ruch "księży patriotów" zanikał, Polacy za nic mieli sobie zalecenia pseudo-katolików z kręgu Bolesława Piaseckiego i murem stanęli za uwięzionym prymasem. Tymczasem z Moskwy powiały nowe wiatry. Co bardziej przezorni, opuszczali skompromitowanego zdradą Bolesława Piaseckiego i PAX, który powoli stawał się zaledwie dochodową firmą zabezpieczającą działaczom stowarzyszenia wysoki poziom życia materialnego. Jako jeden z pierwszych odszedł Tadeusz Mazowiecki. Po październiku 1956 roku wszedł w krąg Klubów Inteligencji Katolickiej (KIK), które - tak jak niegdyś PAX - opowiadały się za kontynuacją reform demokratycznych, czyli mówiąc normalnym językiem, deklarowały wierność okupującym Polskę komunistycznym władzom. Podstawą materialnego utrzymania KIK-ów było oddane przez komunistów do dyspozycji Klubów przedsiębiorstwo Libella.
W tym samym czasie, w dniu 26 sierpnia 1956 roku, ogłoszone zostały prymasowskie Ślubowania Jasnogórskie, zaś 5 maja 1957 roku uwolniony z więzienia Prymas Wyszyński rozpoczął wraz z narodem dziewięcioletnią Wielką Nowenną Tysiąclecia, która zawierała między innymi program peregrynacji kopii cudownego obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej po wszystkich parafiach w Polsce. Zarówno Nowenna jak i Śluby skierowane były do całego narodu. Miały być demonstracją polskości i religijności Polaków. Zdając sobie sprawę z tego, że komunistyczna władza stanowi dla substancji narodowej Polski śmiertelne niebezpieczeństwo, kardynał Wyszyński oświadczył: "Moim zadaniem jest modlitwa i nauczanie, ale niekiedy bywa tak, że Kościół musi podejmować opuszczone zadania. Ta sytuacja raz po raz powtarza się w dziejach naszego narodu. Kościół w Polsce nie ma zwyczaju opuszczać narodu. Nie miał nigdy takiego zwyczaju, nie ma go więc i teraz"(?).
Katolewicę, obok PAX-u, tworzyły w tym czasie Kluby Inteligencji Katolickiej, "Tygodnik Powszechny", miesięcznik i wydawnictwo "Znak" , miesięcznik "Więź" i od roku 1957 koło poselskie "Znak". Środowisko, które podobnie jak w czasach Stalina, określało się mianem "postępowych katolików", przypuściło na prymasa Stefana Wyszyńskiego atak. Postępowość wszak zobowiązuje. Zobowiązują też materialne profity płynące szerokim strumieniem od ludowej władzy. Wykonując zadanie powierzone im przez Władysława Gomółkę, środowiska katolewicy domagały się zaprzestania Wielkiej Nowenny Tysiąclecia i peregrynacji obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej pod pretekstem, że działania takie są szkodliwym propagowaniem masowej ludowej pobożności, a "masowość przeżyć religijnych szkodzi ich jakości"! Nagonki na ks. Prymasa katolewica urządzała także w czasie II Soboru Watykańskiego w Rzymie. Nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Naród, wzmocniony Nowenną, Ślubami Jasnogórskimi, peregrynacją obrazu a po jego aresztowaniu samych ram, trwał przy Kościele. Rosła też legenda Prymasa Tysiąclecia, którego Polacy postrzegali jako męża opatrznościowego umęczonej Polski i przywódcę narodu, swego rodzaju interrexa, czyli tego, który zastępuje króla w czas niewoli.
W drugiej połowie lat pięćdziesiątych PAX został odstawiony na boczne tory. Zasobny materialnie, z dochodów firm Inco i Veritas utrzymywał w całej Polsce sieć klubów, których największą atrakcją była gra w brydża. Centrum życia lewackich katolików stały się natomiast Kluby Inteligencji Katolickiej oraz "Tygodnik Powszechny"; miesięcznik, wydawnictwo i koło poselskie "Znak" oraz miesięcznik "Więź", którego redaktorem naczelnym został w 1958 roku niezastąpiony Tadeusz Mazowiecki. Kluby Inteligencji Katolickiej nigdy nie przekroczyły liczby 2.500 członków. W latach 1957-1989 wszystkie te środowiska wobec katolickiego społeczeństwa przybierały pozę kontestacji i oporu wobec komunistów, zaś wobec ludowej władzy utrzymywały postawę służalczą i wiernopoddańczą. Najlepszym świadectwem są wygłaszane przez nich przemówienia. W burzliwym 1968 roku Jerzy Zawiejski powiedział: "Muszę zacząć od mowy premiera Cyrankiewicza, któremu jestem wdzięczny, że nie obraził mnie, najstarszego z Koła Poselskiego Znak, pisarza, członka Rady Państwa do tej chwili. [.] Pisarze polscy o początku państwa ludowego byli w awangardzie socjalizmu, dając w swych dziełach swoje gorące, żarliwe poparcie dla nowej, budującej się Polski socjalistycznej. Podjęli oni z powagą i odpowiedzialnością postulat realizmu socjalistycznego, byli nawet nieraz bardziej agitatorami niż pisarzami. Gorące serca pisarzy szły ramię w ramię ze współczesną historią, a historię tę tworzyła i wyrażała partia".
Koło poselskie Znak rozpadło się w 1976 roku. Jego miejsce zajęli posłowie koła Neo-Znaku z prof. Ryszardem Benderem, których zewnętrzną emanacją była wzorowana na PAX-ie organizacja Polski Związek Katolicko Społeczny (PZKS), która dotrwała do upadku komuny. W roku 1981 przedstawiciele wszystkich kręgów katolewicy zasiedli w Społecznej Radzie Prymasowskiej, zaś w roku 1989 w liczbie 20 osób uczestniczyli w obradach Okrągłego Stołu jako reprezentanci "Solidarności". Licznie znaleźli się także wśród posłów i senatorów Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego (OKP). Środowisku katolewicy przewodniczył wytrawny gracz Tadeusz Mazowiecki i wedle zawołania "nasz prezydent, wasz premier", podzielił się władzą z komunistami i objął stanowisko premiera.
W latach 1956-1989 Kluby Inteligencji Katolickiej, "Tygodnik Powszechny", wydawnictwo, miesięcznik klub poselski "Znak" i neo"Znak" oraz "Więź", wraz z sympatykami liczyły pewnie niewiele ponad trzy tysiące osób. Stanowiły zwarte i zamknięte, żądne władzy i dóbr materialnych, trzymane przez komunistów na krótkiej smyczy środowisko, w którym tak naprawdę liczyły się przede wszystkim publikacje, nakłady, kariery, stanowiska, rząd dusz i pieniądze. Wobec młodszego pokolenia środowisko kreowało się na autorytety. Maska opadła dopiero po upadku komuny, gdy okazało się, że większość spośród niegdysiejszych "autorytetów katolewicy" była zwykłymi kapusiami z teczkami TW w ewidencji Służby Bezpieczeństwa. Dlatego katolewica tak zjadliwie walczyła z lustracją. Środowisko katolewicy w kilku zdaniach ocenił najlepiej ordynariusz przemyski ks. arcybiskup Józef Michalik i powiedział: "Były różne próby unowocześniania katolicyzmu, dobre i nieudane. Taką negatywną, a nawet chorą próbą był najpierw PAX, księża patrioci, a później w pewnym sensie "Znak", który na znak choroby, czy braku jedności, szybko się podzielił". W imieniu wymienionych, Józefa Hennelowa uznała słowa biskupa za "niesprawiedliwe sądy".
Kijem w szprychy rozkręcającej się w końcu lat pięćdziesiątych katolewicy był młody ksiądz Karol Wojtyła, który w roku 1958 został biskupem krakowskim. Przez następnych dwadzieścia lat katolewica szerzyła plotki o konflikcie i żyła nadzieją wywołania prawdziwego konfliktu pomiędzy krakowskim biskupem a prymasem Wyszyńskim. Nadzieje prysły w roku 1978. Karol Wojtyła został papieżem. Dla katolewicy Kościół w Polsce stał się niemożliwą do zdobycia twierdzą. Na czas jego pontyfikatu katolewica przycichła i nawet po uzyskaniu w roku 1989 najwyższych stanowisk państwowych, nie wychodziła poza ramy poprawności. Po roku 1989 nie miała zresztą czasu na "reformowanie polskiego katolicyzmu". Zauroczona płynącymi z posiadania władzy profitami, przez kilka pierwszych lat zajęta była obsadzaniem stanowisk i chwytaniem intratnych posad. Pusty śmiech ogarniał człowieka na widok kiepsko wykształconych półinteligentów z kręgu katolewicy, którzy nagle zasiadali w radach nadzorczych fabryk papieru, spirytusowni, LOT-u, zakładów skomplikowanej metalurgii lub obejmowali intratne stanowiska dyrektorskie nieadekwatne do wiedzy i wykształcenia.
Śmierć św. Jana Pawła II w roku 2005 otworzyła dla środowiska katolewicy nowe perspektywy. Dysponując już teraz ośrodkami władzy, pieniędzmi i potężnymi mediami, katolickie lewactwo powróciło do leninowskich idei szerzenia w Polsce "postępowego katolicyzmu", czyli przebudowy Kościoła polskiego i religijności Polaków na swą własną lewacką modłę. Zgodnie z nieśmiertelnymi ideami Lenina, nazywanymi w XXI wieku nowoczesnym modelem europejskiego relatywizmu, czyli świata bez norm i zasad, katolewica przystąpiła do kontynuacji rozpoczętego w 1944 roku dzieła przekształcenia "polskiego ciemnogrodu" w światły i postępowy bolszewicki świat bez idei. Wspomagana przez reaktywowane stowarzyszenie neo-księży patriotów (wśród wielu innych, zmarły arcybiskup Józef Życiński, biskup Pieronek, księża Sowa, Lemański, Boniecki oraz kilku ojców dominikanów), katolewica lansuje i upowszechnia dziś relatywizm, w którym pomieszane są wszelkie wartości i wszystko jest dozwolone. Pomieszanie to sprawiło, że mój urodzony w 1980 roku syn z żalem powiedział pewnego dnia: "Mamo, ty i ojciec mieliście jasną sprawę. Tam byli ONI, czyli komuniści, a tu byliście WY. Teraz wszystko się pomieszało. Arcybiskup mówi jak komunista, a komunista uczy religii".
Patrząc z perspektywy czasu, katolewica w czasach PRL-u nie była niebezpieczna. Była swego rodzaju towarzystwem wzajemnej adoracji, które komunistyczna władza wykorzystywała przy okazji antykościelnych akcji, ale oderwana od rzeczywistości, realnego wpływu na społeczeństwo nie miała. Współczesna katolewica, uwiarygodniona przez zbuntowanych księży i zakonników, dysponująca potężnymi mediami, jest niebezpieczna. Może jeszcze przysporzyć Polsce i Kościołowi wiele kłopotów. Dlatego księża i biskupi winni za drogowskaz przyjąć słowa Prymasa Tysiąclecia, który powiedział: "Były takie sytuacje dla Kościoła, żeśmy przegrywali z rządami. I nadal możemy przegrywać z rządem takim czy innym, z partią taką czy inną, z państwem takim czy innym, ale nie wolno nam przegrać z Narodem!"
Ewa Kurek
13.07.2015r.
Solidarni2010