Splugawione chińskie środowisko - Marek Jan Chodakiewicz

 


Splugawione chińskie środowisko

W seminarium o geografii i strategii opowiadam studentom o tym, jak komuna splugawiła środowisko naturalne. Daje przykład Chin, które stoją na skraju katastrofy ekologicznej. Wody zaczyna brakować, a tam gdzie jest, jest zatruta. Odleśnienie straszliwe, erozja gruntów zatrważająca, pustynia wdziera się wszędzie.

Tak się dzieje, gdy największy wytwórca w kraju jest jednocześnie instytucją mającą bronić przyrodę. W obu wypadkach mamy do czynienia z jednostkami państwowymi. Po prostu w komunie był plan, trzeba go było wypełnić, a jak przy okazji zanieczyściło się środowisko, no to trudno. W takim systemie opłacało się zanieczyszczać, bo nie było odpowiednich mechanizmów przeciwstawiających się takiemu zachowaniu.
Zresztą w Ameryce też. Niedawno federalna instytucja przez pomyłkę zatruła rzekę Animas w stanie Kolorado. Żeby było śmieszniej uczyniła to Environmental Protection Agency (EPA), czyli urząd ustanowiony w celu ochrony środowiska. Rządowi biurokraci są pewni swojej bezkarności, dużo mniej zwracają uwagi na to, co robią niż firmy prywatne, które po prostu boją się panicznie kar, muszą operować w skażonych okolicach (a nie gdzieś w odległym Waszyngtonie), co powoduje również strach przed gniewem ludności. Bojkot i pikiety nie są dobre dla interesów. Nie oznacza to, że kapitalista nie próbuje. Oj, próbuje - na przykład Volkswagen fałszował poziom emisji w swoich samochodach. Ale jak wpadnie, musi słono zapłacić i procesy nie będą miały końca. Mówi się, że za takie procesy i tak zapłacą konsumenci, ale klient może iść do innej firmy. Wybrać Forda zamiast VW. A gdy jedyną opcją jest kupno kiepskiej marki państwowej? Wtedy człowiek nie ma wyboru. Tak było w komunie.

Trudno takie rzeczy wytłumaczyć moim studentom urodzonym i wychowanym w wolnym kraju. Oprócz teoretycznego wywodu opowiadam im następującą anegdotkę zasłyszaną w domu w PRL. W pewnym państwowym oczywiście przedsiębiorstwie robót kolejowych brakowało operatorów sprzętu ciężkiego. Działo się tak, bo pensje były niskie z racji tego, że firma była zmilitaryzowana i wypłaty zatrzymały się na poziomie lat pięćdziesiątych. Aby skusić szoferów i innych do pracy w tym przedsiębiorstwie, wypłacano im podwójne pensje, co - mniej więcej - stanowiło średnią pensję krajową dla tych fachowców. I księgowano to jako nadgodziny. A gdy ludzie rzekomo pracowali 16 godzin dziennie, to sprzęt też. Według planu w związku z tym zużywano dwa razy więcej oleju i benzyny niż w rzeczywistości. Księgowano to też odpowiednio. Powstał kłopot: co robiono z dodatkowym paliwem i smarami? Moi amerykańscy studenci odpowiadają zgodnie: sprzedawano na czarnym rynku. Ja na to: przestańcie myśleć jak zgnili kapitaliści. W komunie wylewano to do rynsztoku. Codziennie. Przez kilkadziesiąt lat.

W Chinach też obowiązywała taka sama logika. Wszystko miało być według planu. Ponadto rzucono wyzwanie tradycji. W cywilizacji zachodniej wierzymy, że Bóg stworzył naturę i dał nam środowisko w opiekę, mamy je używać dla dobra ludzi, chronić i przekazać nieuszczuplone (a najlepiej powiększone) następnemu pokoleniu. Jesteśmy tylko zarządzającymi dobrami naturalnymi. W Chinach tradycyjnie uważano, że człowiek jest częścią natury i powinien żyć z nią na w harmonii. Komuna występowała przeciwko takiemu rozumieniu ekologii.
Mao uznał, że natura ma się ugiąć przed dialektyką marksistowsko-leninowską. Stała się więc wrogiem. Traktowano ją jako coś niezależnego od ludzi. Czerwona idologia zaprzeczała, że człowiek jest częścią natury i vice versa. Miano stworzyć nowego człowieka w środowisku zaprojektowanym przez partię. Byt kształtuje świadomość, a więc kontekst środowiskowy musiał odzwierciedlać fantazje komunizmu. Nauka miała uwolnić Chińczyków od "zabobonów" o naturze. Poszanowanie przyrody było znakiem reakcjonisty. Stąd Wielki Skok to jedna wielka bitwa ze środowiskiem naturalnym.

Politykę nienawiści do ludzi i przyrody kontynuowano w Chinach przez lata. Rezulat jest taki, że co roku pustynia pokrywa nowe pół miliona hektarów. Co roku znika około 4000 wiosek. O 15 proc. spadł roczny wskaźnik opadów. Na placu Niebiańskiego Spokoju od czasu do czasu szaleją burze piaskowe. W 2013 r. czerwoni zmuszeni byli nawet zasłonić gigantyczny portret Mao. Pustynia Gobi podchodzi pod Pekin, piasek dolatuje do Hongkongu - ponad 1200 mil na południe.

I nie pomaga partacka kampania sadzenia drzew ani inne inicjatywy narzucane z góry. A miał być raj na ziemi. Naukowo. Państwowo. I partyjnie.

Marek Jan Chodakiewicz
www.iwp.edu

09.10.2015r.
Tygodnik Solidarność

 
RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Dołącz do nas - Aktualności RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrócie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet