Awantura wokół restytucji
W lipcu tego roku 46 amerykańskich kongresmenów opublikowało list otwarty w sprawie restytucji mienia żydowskiego w Polsce. Sygnatariusze listu występowali w zacnej sprawie: obronie własności prywatnej w postkomunizmie. Ale musi zdziwić, dlaczego politycy amerykańscy byli tak wybiórczy w swoim świętym gniewie.
Można to zwalić na karby typowych gierek przedwyborczych w USA. Przecież gest Pana Zagłoby oddającego Szwedom Niderlandy zaprawdę odzwierciedla sytuację bardzo celnie: kongresmenów nic przecież taki apel nie kosztuje. Nie mając wpływu bezpośredniego na Sejm, pohukiwanie takie z Capital Hill mało znaczy.
Niektórzy naturalnie dyskretnie szepną, że za tym wszystkim stoi "lobby żydowskie," albo jeszcze bardziej ponuro: "Przemysł Holokaustu," koncepcję, którą stworzył lewicowiec Norman G. Finkelstein. To mało precyzyjne, w Waszyngtonie jest wiele grup skupiających się na rozmaitych sprawach będących w polu zaintersowania żydowskiej mniejszości w USA. Odzwierciedlają one troski i dążenia społeczności żydowskiej Ameryki. Większość z nich koncentruje się na Izraelu. Jest jednak kilka wyspecjalizowanych grup zajmujących się sprawą restytucji mienia. Jasne jest, że od dawna zwracają się do swych wybranych przedstawicieli w Kongresie w tej kwestii.
Pytanie jest takie: dlaczego Amerykanie polskiego pochodzenia nie zwracają się do swych parlamentarzystów z podobnymi projektami? Dlaczego nie tłumaczą politykom i amerykańskiej opinii publicznej co zaszło w Polsce?
Bo przecież nie można udawać, że sprawa restytucji mienia dotyczy jedynie Żydów. W rzeczywistości dotyczy ona wszystkich niemal obywateli Rzeczypospolitej, którzy stracili mienie w wyniku przegranej przez Polskę II wojny światowej. Oznacza to przede wszystkim więc polskich chrześcijan, którzy przecież stanowili większość. Co i komu rabowano? Najpierw kotekst historyczny.
II wojna światowa i jej pokłosie to wynik dwóch rewolucji z zewnątrz: niemieckiej brunatnej i sowieckiej czerwonej. W 1939 r. na RP najechała III Rzesza i Związek Sowiecki. Hitler wcielił Polskę zachodnią do Niemiec. Tam skonfiskowano wszelką państwową własność polską oraz większą, średnią i dużą część prywatnej. Szczególnie skrupulatnie rabowano mienie prawie miliona osób, w większości polskich chrześcijan, deportowanych do Polski środkowej, tzw. Generalnego Gubernatorstwa. W Polsce środkowej niemieccy narodowi socjaliści skonfiskowali całość państwowej własności, dużą część wielkiej prywatnej oraz część średniej.
W obu kontrolowanych przez Niemców obszarach Żydów ekspropriowano niemal całkowicie. Narzucano na nich kontrybucje, w większym wymiarze proporcjonalnym (ale nie ilościowym) jak na Polaków. Żydzi byli zmuszeni do roboty niewolniczej, a Polacy - zwykle do przymusowej. Eksploatowano więc darmowo pracę okupowanej ludności, przy minimalnych kosztach własnych. Na ludność chrześcijańską wiejską nakładano przymusowe kontyngenty, które równały się cyklicznym, masowym konfiskatom mienia. Jednocześnie podkreślmy, że w początkowym okresie najbardziej ucierpiały niepodległościowe elity chrześcijańskie, a nie przeciętni, szarzy obywatele. Przeciwko elitom rozpętano akcję eksterminacyjną, która naturalnie łączyła się z wywłaszczeniami i grabieżą mienia.
Tymczasem w strefie sowieckiej skonfiskowano prawie całą własność, oprócz najdrobniejszej - bez żadnego rozróżniania. Chrześcijanie i Żydzi ucierpieli podobnie. Pamiętajmy, że właściwie całkowicie zagrabiono mienie osób, w większości polskich chrześcijan, deportowanych do Gułagu. To, czego nie zabrali Sowieci, zrabowała miejscowa ludność: głównie ukraińska, białoruska czy żydowska (podobnie sąsiedzi postępowali po deportacji ludności żydowskiej). Traktowano to jako mienie porzucone. Po ataku III Rzeszy na Związek Sowiecki nowy okupant wschodnich kresów RP w zasadzie utrzymał zastane stosunki własnościowe. Rabunek nasilał się wraz z upływem czasu i wycofywaniem się wojsk niemieckich na Zachód. Jednocześnie eksterminacja ludności żydowskiej pozwoliła na całkowitą jej grabież przez III Rzeszę.
Niemcy naznaczyli plenipotentów skonfiskowanej własności. A ci nią zarządzali. Na przykład, gdy na miejsce żydowskich właścicieli wprowadzali się chrześcijańscy lokatorzy, plenipotenci w imieniu niemieckiego zarządu miasta zbierali czynsz. Tak samo w imieniu niemieckiego urzędu gminy ściągano należność za ajencję "pożydowskiego młyna." Podkreślmy: lokatorzy i ajenci nie stawali się właścicielami.
Po okupowaniu Polski przez Armię Czerwoną komuniści utrzymali ten sam system. Państwo czerwone odziedziczyło aktywa i pasywa państwa brunatnego. Zmieniło się tylko o tyle, że prawowici właściciele - a w tym i Żydzi - mogli początkowo odzyskiwać swoją własność, szczególnie drobną. Wielu udało się, bo przedwojenni sędziowie na najniższym poziomie opierali się na przedwojennym prawie własności. Najpóźniej od 1948 r. komuniści skończyli z takimi praktykami. Rozpoczęły się ponowne konfiskaty na skalę całego kraju. Ofiarami padli średni i drobni właściciele. Starano się również skolektywizować drobną własność rolniczą. Po 1956 r. system dopuszczał małą własność prywatną (głównie w sektorze usług i handlu), ale właściwie nie było restytucji mienia.
Tak dobrnęliśmy do 1989 r. I wtedy się miało zacząć. Ale zamiast restytucji była prywatyzacja.
Marek Jan Chodakiewicz
www.iwp.edu
29.10.2015r.
Tygodnik Solidarność