Zdziecinniała Europa i katastrofa imigracyjna - Krzysztof Rak

 


Z dobrych czynów wcale nie muszą wynikać dobre skutki

Zdziecinniała Europa i katastrofa imigracyjna

Unia Europejska abdykowała przed przestępcami. W ten oto sposób dobry w zamiarach czyn pociągnął za sobą złe konsekwencje

Obecny kryzys imigracyjny jest objawem patologii europejskiej polityki. Jego źródłem wcale nie są ludzie, którzy chcą zmienić swoje miejsce zamieszkania, a elity władzy, które zatraciły polityczne powołanie.

Polityka a Kazanie na Górze

Politycy europejscy w ostatnich tygodniach gremialnie odkryli naukę Chrystusa. Zaskakuje, że udało się to przede wszystkim tym, którzy całe życie strawili na jej krytyce; zarówno lewicowcom, którzy traktowali ją jako narzędzie panowania jednej grupy społecznej nad drugą, a więc jako rodzaj "fałszywej świadomości", jak i liberałom, którzy z ludzkiego egoizmu uczynili kardynalną cnotę.

Dziś za naczelną maksymę swojego postępowania wzięli oni przykazanie miłości: "Kochaj bliźniego swego jak siebie samego". Chciałoby się powiedzieć: Galilaee, vicisti! To jednak złudzenie. Albowiem ten rzekomy tryumf chrystianizmu w rzeczywistości maskuje poważny kryzys nowożytnej polityczności.

Max Weber, jeden z najwybitniejszych teoretyków nauk społecznych w XX wieku, w swoim słynnym wykładzie Polityka jako zawód i powołanie poczynił kilka fundamentalnych rozpoznań, które pozwolą nam lepiej zrozumieć tę zaskakującą konwersję.

Weber należał do tych badaczy bytu społecznego, którzy nie przymykali oczu na konflikt pomiędzy polityką a moralnością. Jego także niepokoiła obserwacja Makiawela, że skuteczne działanie polityczne jest związane z wyrządzaniem zła moralnego. Aby sobie poradzić z tą aksjologiczną trudnością, Weber uznał, że działania polityczne kierują się innymi zasadami niż moralne, i odróżnił etykę polityczną od etyki moralności chrześcijańskiej. Tę pierwszą nazwał etyką odpowiedzialności ( Verantwortungsethik ), a drugą - etyką przekonań ( Gesinnungsethik ): "To jest punkt decydujący. Musimy sobie uświadomić, że wszelkie zorientowane etycznie działanie może opierać się na dwóch zasadniczo różnych od siebie, przeciwstawnych i nie dających się pogodzić maksymach: może ono kierować się lub . Nie znaczy to, że etyka przekonań jest identyczna z brakiem odpowiedzialności, a etyka odpowiedzialności z brakiem przekonań. O tym, oczywiście, nie może być mowy. Ale jest to niezmiernie głębokie przeciwieństwo: gdy z jednej strony działa się według maksymy etyki przekonań, na przykład w myśl zasady religijnej, że , a z drugiej strony - według maksymy etyki odpowiedzialności, ponosząc odpowiedzialność za (dające się przewidzieć) skutki swojego działania".

Moralność chrześcijańska ma w ujęciu Webera wymiar absolutny. Jej normy nie pozwalają na żadne kompromisy w życiu społecznym. Najważniejszą normą tej etyki jest przykazanie: kochaj bliźniego swego jak siebie samego. Zgodnie z tym przykazaniem powinniśmy podzielić się z potrzebującymi wszystkim, co posiadamy. A gdy potrzebujący uderzy nas w policzek, mamy nie tylko podzielić się z nim swoją własnością, ale też, na dodatek, nadstawić mu drugi policzek do uderzenia. W pierwszej instynktownej reakcji uznajemy te zasady za nieżyciowe. "Nieżyciowe", to znaczy - niemożliwe do realizacji przez wszystkich w codziennym obcowaniu z innymi, czyli "aspołeczne". W momencie tej konstatacji doświadczamy tego samego niepokoju, który gnębił niemieckiego socjologa: "Kazanie na Górze - innymi słowy: absolutna etyka Ewangelii - to poważniejsza sprawa niż sądzą ci, którzy chętnie dziś cytują owe przykazania. Z nią nie ma żartów. Dotyczy jej to, co powiedziano o przyczynowości w nauce: to nie jest dorożka, którą można dowolnie zatrzymać, by wedle uznania wsiadać i wysiadać. Tylko wszystko albo nic, taki właśnie jest jej sens, jeśli ma z tego wyniknąć coś więcej niż banały".

Pakt z diabelskimi mocami

Polityk nie posługuje się etyką przekonań, ponieważ musi podlegać odpowiedzialności za społeczne skutki swoich działań. Weber zauważa, że z dobrych czynów wcale nie muszą wynikać dobre skutki. Co gorsza, dobro może rodzić zło. Wskazuje on przy tym na problem teodycei, czyli wyjaśnienia faktu istnienia zła w stworzeniu. Problem, zamykający się w pytaniu, które od św. Augustyna dręczyło filozofów: jak dobry Bóg mógł stworzyć świat, w którym istnieje zło.

Weber, paradoksalnie, rozwiązuje ten problem, zastępując etykę objawioną etyką racjonalnego (odpowiedzialnego za swoje skutki) działania politycznego. Zgodnie z zasadami etyki objawionej wystarczy skrupulatnie wypełniać Boże przykazania i nie trzeba martwić się ich skutkami, bowiem w ostatecznym rachunku odpowiedzialność za nie bierze Bóg. Człowiek nie zna "logiki" Bożych planów. Dlatego gdy jego ludzki (skończony) rozum nie radzi sobie z "logiką" Boga, to pozostaje mu wiara. I podpowiada: credo quia absurdum .

Etyka odpowiedzialności to domena racjonalności ziemskiej. Tu liczy się tylko plan ludzki i człowiek musi wziąć za jego skutki pełną odpowiedzialność. W tej etyce człowiek zajmuje miejsce Boga jako osoby planującej działanie. Weber nie ma jednak złudzeń. Człowiek nie ma mocy równej Bogu i stąd jest mu niezwykle trudno przewidzieć efekty swoich działań. Dlatego, jak zauważa, skutki działań polityka często są odmienne od tych, które sobie zamierzył. Nie znaczy to jednak, że ta ułomność zwalnia polityka od odpowiedzialności: ".wyznawca etyki odpowiedzialności liczy się właśnie z owymi przeciętnymi ludzkimi wadami, nie ma on - jak słusznie stwierdził Fichte - żadnego prawa zakładać, że ludzie są dobrzy i doskonali, nie czuje się w stanie obarczać innych skutkami swojego działania, o ile mógł je przewidzieć. Powie on: te skutki będą przypisane mojemu działaniu. Wyznawca etyki przekonań czuje się jedynie za to, by nie zgasł płomień czystych przekonań, na przykład płomień protestu przeciw niesprawiedliwości porządku społecznego. Rozniecać ten płomień wciąż na nowo - oto cel jego zupełnie irracjonalnych, jeśli oceniać je z punktu widzenia ewentualnego sukcesu, czynów, które mogą i powinny mieć tylko wartość przykładu".

Weber jest antropologicznym pesymistą. Dostrzega nieusuwalną sprzeczność pomiędzy obydwu etykami: etyka odpowiedzialności jest z tego świata, a etyka przekonań nie jest z tego świata. Dlatego nie można ich ze sobą pogodzić. Dojrzały polityk musi mieć pełną świadomość tej sprzeczności, która powoduje, że paktuje z diabłem: "Kto chce uprawiać politykę w ogóle lub nawet traktować ją jako zawód, musi być świadom tych etycznych paradoksów i swojej odpowiedzialności za to, co może stać się z nim samym pod ich ciśnieniem. Zadaje się on, powtarzam to, z diabelskimi mocami, które kryją się za każdą przemocą. Wielcy wirtuozi miłości człowieka i dobroci, pochodzący czy to z Nazaretu, czy z Asyżu, czy z indyjskich zamków królewskich, nie posługiwali się środkami politycznymi - przemocą, ich królestwo było ".

Państwa monopol na przemoc

Weber wskazuje na przyczynę politycznego zła. Jest nią używanie przemocy. Podmiotem nowoczesnej polityki jest państwo narodowe. Weber rozumiał je zgodnie z duchem niemieckiego pozytywizmu prawnego. Za swoim rówieśnikiem, Georgiem Jellinkiem, analizował państwo jako fenomen, dla którego istotne są trzy podstawowe elementy: terytorium, naród polityczny i władza. Zdefiniował je zaś w następujący sposób: "Państwo, podobnie jak poprzedzające je historyczne związki polityczne, to oparty na środkach prawomocnej (to znaczy: traktowanej jako prawomocna) przemocy stosunek panowania ludzi nad ludźmi".

Istotą Weberowskiej definicji państwa jest rozumienie władzy jako "monopolu na przemoc fizyczną". Monopol ten stanowi w jego ujęciu istotę państwa, to dzięki niemu bowiem jest ono suwerenne. Jednocześnie jest on istotą polityczności jako takiej. I to właśnie etyka stosowania "fizycznej przemocy" w życiu społecznym wchodzi w konflikt z etyką "przykazania miłości": "Albowiem jeśli w konsekwencji akosmicznej etyki miłości mówi się: , to do polityka odnosi się zdanie wręcz przeciwne: powinieneś przeciwstawić się złu przy użyciu siły, inaczej - będziesz odpowiedzialny za sytuację, w której zło weźmie górę. (.) Jeśli ktoś szuka zbawienia duszy i ratunku dla innych dusz, nie robi tego na drodze polityki, która ma zupełnie inne zadania: jej zadania dają się rozwiązywać tylko przy użyciu przemocy. Geniusz czy demon polityki żyje z bogiem miłości, także z Bogiem chrześcijańskim w jego kościelnej postaci, w wewnętrznym napięciu, które w każdej chwili może eksplodować jako konflikt nie do rozstrzygnięcia".

Ten, kto nie dostrzega, że prawomocne użycie siły skazuje go na czynienie zła, jest, według Webera, "dzieckiem pod względem politycznym".

Etyka nieodpowiedzialności

Współcześni polityczni liderzy Europy w pełni zasługują na miano dzieci. Swoje dziecięctwo zademonstrowali w trakcie obecnego kryzysu migracyjnego.

Współcześni politycy nie zastanawiają się nad skutkami swoich działań. Symbolem nieodpowiedzialności stała się kanclerz RFN, Angela Merkel, która w moralnym uniesieniu zapowiedziała, że prawo do azylu nie może być ograniczone. W ten sposób wysłała w świat informację, że jej kraj przyjmie wszystkich imigrantów. Szybko jednak okazało się, że niemieckie państwo nie ma nieograniczonej zdolności do przyjmowania uchodźców. Po kilku dniach kanclerz Merkel powróciła do rzeczywistości i podjęła decyzję o przywróceniu kontroli na granicy RFN. Ale mleko się rozlało, od kilku tygodni dziesiątki tysięcy imigrantów szturmują unijne granice, aby dostać się do niemieckiej Ziemi Obiecanej. Nieprzemyślana wypowiedź sprowokowała jeden z największych kryzysów w historii integracji europejskiej. A wszystko przez brak odpowiedzialności. Bo trzeba raczej wątpić w to, że za decyzjami kanclerz Merkel stały trwałe chrześcijańskie przekonania. Jej biografowie opisują ją jako osobę, która wyznaje dwie cnoty kardynalne: oportunizmu i immoralizmu. Nota bene , powszechne dla całej europejskiej klasy politycznej, której Angela Merkel jest przecież nieodrodną córką.

Brak moralnego autentyzmu nie jest szczególnym znakiem naszych czasów. Zauważał go również przed prawie stu laty Weber: "Otóż jeśli do tego dojdzie [że polityk uzasadnia swoje działania Chrystusową nauką - przyp. K.R.], to mówię otwarcie, że najpierw spytam o miarę wewnętrznej powagi, jaka stoi za tą etyką przekonań. Mam wrażenie, że w dziewięciu przypadkach na dziesięć będę miał do czynienia z fanfaronami, którzy nie czują realnie, czego się podejmują, a tylko upajają się romantycznymi sensacjami".

Współcześni politycy to jako żywo "nieodpowiedzialni fanfaroni", których substancjalną cechą jest oportunizm, polegający na instynktownym dostosowywaniu się do bieżących wydarzeń i reagowaniu na nie. Ich instynkt władzy jest jednocześnie początkiem i końcem, alfą i omegą - jedynym celem ich działania. Są skupieni wyłącznie na utrzymaniu swojej osobistej władzy.

Nota bene , Angela Merkel znalazła naśladowczynię w polskiej premier Ewie Kopacz, która w trakcie wystąpienia w Sejmie RP nt. stanowiska rządu w sprawie kryzysu imigracyjnego posługiwała się wyłącznie argumentacją moralizującą. I wszystko wskazuje na to (piszę ten tekst na pięć tygodni przed wyborami), że premier będzie tej fanfaronady pierwszą ofiarą. Przegra bowiem wybory z powodu moralizowania i braku jednoznacznej strategii wobec migracyjnej katastrofy.

Weberowski polityk idealny

Jak z kryzysem imigracyjnym poradziłby sobie polityk opisywany przez Webera? Aby się o tym przekonać, spróbujmy zastosować zasady etyki odpowiedzialności i posłużyć się jej kategoriami.

Niewątpliwie podstawowym problemem etycznym jest pomoc uchodźcom. W czasach Webera odpowiedzialny polityk stwierdziłby, że na państwie spoczywa jedynie obowiązek pomocy własnym obywatelom. Stosując zasadę etatystycznego egoizmu, uznałby, że nie jest to jego sprawa. Taka norma obowiązywała jeszcze w trakcie II wojny światowej. Wystarczy przypomnieć, że większość krajów koalicji antyhitlerowskiej odmawiała pomocy Żydom. Charakterystyczne było postępowanie Amerykanów, którzy mając oczywiste świadectwa dokonującego się Holocaustu, nie kiwnęli palcem, aby zapewnić miejsce bezpiecznego pobytu ludziom zagrożonym eksterminacją.

Dziś, między innymi wskutek doświadczeń dwudziestowiecznego ludobójstwa i rozwoju doktryny praw człowieka, norma państwowego egoizmu przestała bezwzględnie obowiązywać. Nie znaczy to jednak, że zamiast niej politycy mogą bezkarnie kierować się etyką przekonań.

Pomoc uchodźcom jest możliwa tylko pod warunkiem zachowania bezpieczeństwa państwa. Polityk, podejmując taką decyzję, musi zapewnić bezpieczeństwo swoim własnym obywatelom, zarówno ekonomiczne (pomoc nie może nadwyrężać finansów państwa), jak i fizyczne (pomoc nie może spowodować wzrostu zagrożenia terrorem).

Państwo musi zatem kontrolować procesy migracyjne, to znaczy: kontrolować swoje terytorium i znajdującą się na nim ludność. I tu dochodzimy do istoty kryzysu migracyjnego w Europie. Ujawnia on bowiem substancjalną dysfunkcjonalność europejskiego państwa, polegającą na utracie kontroli nad ludnością i terytorium. Apogeum tego procesu była zgoda niemieckiego rządu na wjazd na terytorium RFN kilkudziesięciu tysięcy imigrantów bez żadnej kontroli. De facto oznaczało to kapitulację państwa wobec imigrantów - przyzwoliło ono bowiem w ten sposób na rozprzestrzenienie się wielu patologii, które będą zagrażać bezpieczeństwu jego obywateli. Najważniejsze wcale nie jest zagrożenie ze strony wojującego islamizmu. Brak kontroli ruchu osobowego z Afryki Północnej i Azji Mniejszej w kierunku Europy Środkowej otworzył nasz kontynent na działalność wszelkiego rodzaju mafii przemytniczych. Krótko mówiąc, "państwo" europejskie abdykowało przed przestępcami. W ten oto sposób dobry w zamiarach czyn pociągnął za sobą złe konsekwencje.

Nieodpowiedzialność polityków europejskich polega na tym, że fala migracyjna narasta od lat i nie spotyka się z ich reakcją. Arabska wiosna rozpoczęła się w końcu 2010 roku, a katastrofa migracyjna objawiła się w całej pełni opinii publicznej Europy w roku 2013, kiedy media pokazywały tragedię tysięcy uchodźców ginących w pobliży wyspy Lampedusa. Od tamtego czasu minęło półtora roku, a politycy europejscy nawet nie zaczęli się zastanawiać, w jaki sposób przeciwdziałać rzeczywistym przyczynom tych wydarzeń. Efektem tej nieodpowiedzialności jest lawinowe zwiększanie się liczby imigrantów. Bogata Europa niedługo będzie musiała przyjmować miliony ludzi rocznie.

Politycy europejscy dopuścili do zaniku w państwie jego substancjalnej treści, to znaczy: przyzwolili na utratę kontroli nad terytorium (granicami) i ludnością. A stało się tak dlatego, że wystraszyli się swojej własnej władzy, czyli użycia legalnej, państwowej przemocy fizycznej (tylko bowiem dzięki niej taka kontrola mogłaby zostać przywrócona). Strach nie pozwolił im na użycie siły. Swoje tchórzostwo maskowali zaś, zasłaniając się argumentami zaczerpniętymi z etyki przekonań.

Politykiem, który zachował się odpowiedzialnie, był premier Węgier Viktor Orbán. Starczyło mu odwagi, aby bronić terytorium własnego państwa i bezpieczeństwa swoich obywateli. Za to, że przestrzegał prawa (europejskiego i międzynarodowego) i nie bał się stosować legalnej przemocy państwowej, został odsądzony od czci i wiary przez zdziecinniałą elitę europejską. To on okazał się wyrazicielem wspólnego interesu państw środkowoeuropejskich i ich rzeczywistym liderem. Nota bene , swoim działaniem wykazał, że Polska jest niezdolna do przyjęcia regionalnego przywództwa. To chyba dla nas najsmutniejsza lekcja z kryzysu migracyjnego. Nadwiślańskie elity polityczne po raz kolejny zademonstrowały niezdolność do podmiotowej polityki zagranicznej.

Oczywiście, politycy nie są jedynymi winnymi. Zawiodły mechanizmy kontroli społecznej - przede wszystkim media. Zamiast pokazywać łzawe obrazki, powinny postawić kilka fundamentalnych pytań. Przede wszystkim o to, jakim cudem od pięciu lat bez żadnych przeszkód działają mafie przemycające ludzi. Fala migracyjna nie jest przecież całkowicie spontaniczna. Aby znaleźć się w Europie, przybysze z Bliskiego Wschodu i Afryki muszą skorzystać z usług zorganizowanych grup, które przewiozą ich przez morze. Walka z tymi grupami i ich likwidacja niewątpliwie ograniczyłaby migracyjną falę. Co więcej, jeśli służby specjalne europejskich państw przez pięć lat niewiele zrobiły z przemytnikami ludzi, to na pewno nie poradzą sobie z radykalnymi islamistami na terytorium swoich krajów. Tego rodzaju pytania można by mnożyć, ale media chcą nas tylko wzruszać losem biednych kobiet i dzieci.

Podkopywanie fundamentu

Kryzys imigracyjny jest w gruncie rzeczy kryzysem władzy europejskiej klasy politycznej. Kryzysem niezwykle groźnym, bowiem mającym charakter instytucjonalny. Erozja państwa narodowego i niszczenie przez elity porządku prawnego będzie miało jeden katastrofalny skutek: spowoduje zwiększenie zagrożenia bezpieczeństwa - zarówno wewnętrznego, jak i zewnętrznego - narodów europejskich. Kryzys nie ominie też struktur integracyjnych Europy, których państwo narodowe jest przecież substancjalnym fundamentem.

Krzysztof Rak

31.10.2015r.
Nowa Konfederacja

 
RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Dołącz do nas - Aktualności RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrócie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet