Jak komuniści dręczyli biskupa Kaczmarka
Niezłomny biskup "wrogiem ludu"
Wbrew powszechnej opinii największą antykatolicką nagonkę komuniści rozpętali dopiero po ustabilizowaniu swojej władzy. To właśnie w latach 50. XX wieku doszło do słynnego procesu kurii krakowskiej, przetrzymywania w odosobnieniu prymasa Wyszyńskiego oraz więzienia i sądzenia bp Czesława Kaczmarka. 20 stycznia 1951 roku biskup kielecki został po raz pierwszy aresztowany. Jego gehenna trwała latami, a po serii spotkań z "władzą ludową" duchowny został całkowicie obdarty z ludzkiej godności. Wytrwał jednak w wierności Panu Bogu.
Młody ksiądz Kaczmarek tuż po święceniach został wysłany do Instytutu Katolickiego w Lille. Naukę ukończył doktoratem z nagrodą, oddawał się pracy duszpasterskiej wśród Polaków pracujących we francuskich kopalniach. Środowisko, w którym żyli, było silnie zdemoralizowane lewicowymi wpływami. Kapłan z Polski odważnie bronił wiary.
- W czasie procesji Bożego Ciała w miejscowości Autain, wyruszyliśmy na ulicę w strojach narodowych, ze sztandarami, ze śpiewem i orkiestrą, a Francuzi wyszli i gapili się na to wszystko. Oczywiście zachowywali się swawolnie: w czapkach, z papierosami w ustach i często z rękami w kieszeniach. Ja niosłem Najświętszy Sakrament, a on szedł obok, ale widząc takie zachowanie Francuzów, podchodził do nich i wołał: czapki zdjąć! Francuzi byli posłuszni. On miał coś takiego w głosie imperatywnego, że od razu go słuchano - wspominał pracujący także we Francji ks. Wincenty Helenowski.
Po powrocie do Polski, biskup płocki ks. Julian Nowowiejski (wyniesiony na ołtarze wśród 108 męczenników II wojny światowej) skierował Czesława Kaczmarka do pracy wśród młodzieży, a następnie mianował dyrektorem Diecezjalnego Instytutu Akcji Katolickiej w Płocku. W maju 1938 roku ks. Kaczmarek został powołany do godności biskupiej i ustanowiony ordynariuszem kieleckim. Jako swe zawołanie przyjął słowa: "Omnia pro Christo Rege" (Wszystko dla Chrystusa Króla).
Podczas wojny przyjął i dał schronienie 220 zagrożonym kapłanom spoza diecezji kieleckiej. Popierał na swoim terenie działalność podziemną Armii Krajowej, wyznaczał kapelanów do partyzanckich oddziałów. Zaangażował się także w tajne nauczanie. Wspomagał materialnie podziemną działalność Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Jego główną troską była pomoc ludziom, zagrożonym przez wojnę i działalność pierwszego, niemieckiego okupanta.
Po wojnie, wobec ogromu strat i zniszczeń, biskup podjął wielki wysiłek pomocy tym, którzy ucierpieli. Od razu też zdecydowanie przeciwstawił się komunistycznemu modelowi bezbożnego nauczania świeckiego. Jako sekretarz Komisji Głównej Episkopatu miał duży wpływ na treść komunikatu wydanego 4 października 1945 roku na Jasnej Górze. "Katolicy powinni niewzruszenie trwać przy swoich wierzeniach religijnych, opierać się hasłom uniezależnienia życia prywatnego i zbiorowego od wyższych norm moralnych, zapewniać młodzieży naukę religii w szkołach i wychowanie w duchu chrześcijańskim, a przeciwstawiać się zakusom, które by chciały rozpętać w Polsce szkodliwą dla Państwa i jedności narodowej walkę z Kościołem" - pisano.
Komuniści od początku obawiali się skuteczności pracy duszpasterskiej bp Kaczmarka. Wierna komunistycznej władzy prasa donosiła o rzekomej współpracy z hitlerowcami lub szykanowaniu młodzieży niewierzącej. W 1947 roku bezpieka wtargnęła do domu biskupa w poszukiwaniu szpiegów, a cztery lata później, 20 stycznia 1951 roku został aresztowany, jako pierwszy hierarcha w Polsce.
W obronie bp Kaczmarka list do Bolesława Bieruta wystosował ks. kard. Adam Stefan Sapieha. "Uważam za swój obowiązek sumienia podać do wiadomości Pana Prezydenta, że uwięzienie księdza biskupa wywołało niemałe rozgoryczenie i głęboki ból w całym katolickim społeczeństwie, które czuje się dotknięte w swoich najświętszych uczuciach religijnych, gdyż pozbawienie wolności Pasterza Diecezji uważa za cios wymierzony w wolność i prawa Kościoła katolickiego w Rzeczpospolitej Polskiej" - pisał Książe Niezłomny do włodarza komunistycznej Polski.
Przez półtora roku UB poddawało biskupa Kaczmarka najwymyślniejszym torturom. Trzymano go w całkowitej izolacji, głodzono, pozbawiano snu i odpoczynku. Zastosowano także środki farmakologiczne, które pozbawiły go właściwego rozpoznania rzeczywistości. Całkowicie wyniszczony psychicznie i fizycznie, niemal nad grobem, w połowie 1952 roku przyznał się do niepopełnionych win. - Badano mnie podczas pierwszego więzienia przez trzy tysiące godzin. Dzień i noc doprowadzono do takiego stanu wyczerpania, że uczyniłem silne postanowienie, żeby się tylko Pana Boga nie wyprzeć. Przyznałem się, pod naciskiem zeznań świadków nieprawdziwych, do takich rzeczy, które nie miały miejsca w moim życiu - stwierdził kapłan.
Proces "antypaństwowego i antyludowego ośrodka kierowanego przez księdza Kaczmarka, byłego ordynariusza kieleckiego" trwał od 14 do 22 września 1953 roku i był w rzeczywistości jedną z prób zniszczenia religii katolickiej w Polsce. Akt oskarżenia spreparowali najbardziej "osławieni" komunistyczni funkcjonariusze: płk Józef Różański (właściwie Józef Goldberg) i naczelny prokurator wojskowy Stanisław Zarako-Zarakowski. Biskup został skazany na 12 lat więzienia. W lutym 1955 roku został zwolniony z mokotowskiego więzienia.
- Gdy przyjechałem do klasztoru, wyszedł jakiś staruszek: siwy, bezzębny, w jakiejś skromnej sutannie, pomarszczony... i zapytałem go: czy nie mógłbym się widzieć z ks. bp. Kaczmarkiem? - Ależ to ja jestem! - powiada. W takim stanie widziałem go po wyjściu z więzienia - zapamiętał dr Wacław Bitner, adwokat kieleckiego ordynariusza ks. biskupa Czesława Kaczmarka, skazanego przez komunistyczny sąd w pokazowym procesie jako "wroga ludu, faszystę i szpiega Watykanu". Cztery dni po ogłoszeniu wyroku - 26 września 1953 roku - ubecy przyszli uwięzić Prymasa Polski ks. kard. Stefana Wyszyńskiego. Tym samym komuniści przystąpili do ostatecznej rozprawy z Kościołem w Polsce.
Wkrótce bezpieka ponownie zainteresowała się bp Czesławem Kaczmarkiem i złożyła mu propozycję współpracy z reżimem. Odrzucił ją kategorycznie. Ponieważ zdania nie zmienił, został ponownie uwięziony. Biskup był przekonany, że tym razem komuniści chcą doprowadzić go do śmierci. Głodzono go "zimnym i ordynarnym odżywianiem", pozbawiono modlitewników, książek i paczek, ograniczono wizyty i korespondencje. Ostatecznie na mocy amnestii zwolniono go w maju 1956 roku. Był zmieniony nie do poznania.
Osądzenie ks. bpa Kaczmarka stało się okazją do propagandowej kampanii przeciwko Kościołowi. Na czołówkach gazet umieszczano teksty pełne antyreligijnego jadu. Sięgnięto również po współpracujących z komunistami "postępowych katolików".
Na łamach wydawanego przez PAX "Wrocławskiego Tygodnika Katolickiego", redaktor naczelny Tadeusz Mazowiecki wychwalając "ludową ojczyznę", która "przywróciła godność milionom prostych ludzi" pisał: "Ku tej szkodliwej działalności kierowały ks. bp. Kaczmarka i współoskarżonych poglądy prowadzące do utożsamiania wiary ze wsteczną postawą społeczną, a dobra Kościoła z trwałością i interesem ustroju kapitalistycznego. Z tego stanowiska wynikało związanie się z imperialistyczną i nastawioną na wojnę polityką rządu Stanów Zjednoczonych".
I dalej stwierdzał późniejszy "pierwszy niekomunistyczny premier": "proces ks. bp. Kaczmarka udowodnił również naocznie, i to nie po raz pierwszy, jak dalece imperializm amerykański, pragnący przy pomocy nowej wojny, a więc śmierci milionów ludzi, narzucić panowanie swojego ustroju wyzysku i krzywdy społecznej krajom, które obrały nową drogę dziejową, usiłuje różnymi drogami oddziaływać na duchowieństwo oraz ludzi wierzących i kierować ich na drogę walki z własną ojczyzną, stanowiącą wspólne dobro wszystkich obywateli (.) wierzymy bowiem najgłębiej, że nawet najbardziej bolesne i tragiczne pomyłki nie mogą zmienić faktu, że przyszłość należy do ustroju społecznego, w którym żyjemy."
Jakże znajomo brzmią niektóre z powyższych cytatów, ówczesnych "postępowych" i "światłych" publicystów czy literatów. Zresztą nierzadko ich autorami były te same osoby, które dzisiaj pouczają "ciemnych" i "konserwatywnych" Polaków. Niekiedy zastąpiły ich dzieci bądź wnuki. Dzisiaj już możemy mieć więcej nadziei, iż choć udało się im w mijającym ćwierćwieczu dokonać ogromnych, moralnych spustoszeń, to walki o duszę narodu, z rzeszą podążających za zawołaniem "Omnia pro Christo Rege", nie wygrają.
Jarosław Szarek
25.01.2016r.
PCh24.pl