Polska, Naród Polski, Polak, katolik, polskość, Ojczyzna to - według nowych ideologii - mity
Autoportrety polskich liberałów dziś
Na początek muszę ostrzec, że pojęcie liberała i liberalizmu dzisiejszego nie jest ostre ani nawet jednolite. Słusznie pisze prof. Jacek Bartyzel, że należałoby mówić raczej o liberalizmach w liczbie mnogiej, dochodząc intuicyjnie do pewnego wspólnego "minimum liberalnego" ("W gąszczu liberalizmów", Lublin 2004). Toteż łatwo o nieporozumienie, o czym się mówi. Ja sam przykro doświadczyłem tego problemu. Oto długo zgadzaliśmy się z wybitnym profesorem w Warszawie i Lublinie, śp. Stefanem Kurowskim, co do aktualnych problemów polskich ostatniej doby. Ale kiedy napisałem zdecydowanie krytycznie o liberalizmie w ogóle, to mi odpisał z wyrzutem: "Co ksiądz pisze, przecież ja jestem liberałem!". Oto okazało się, że on liberalizm wiązał z naukami ekonomicznymi, społecznymi, politycznymi i kulturowymi, a ja w artykule krytycznym miałem na myśli raczej ogólny liberalizm intelektualistyczny, filozoficzny, moralny i religijny. Taki liberalizm zajął dziś miejsce marksizmu w prądach umysłowych świata zachodniego. Toteż tym razem próbuję dać pewien szkic raczej praktyczny, typowy, oparty mniej czy więcej na wynurzeniach osobistych niektórych liberałów polskich w ujęciu raczej ideologicznym.
Z autoportretu liberała ateisty
1. Typowy liberał polski w zakresie ideowym od razu różni się od zwykłego Polaka, wyrosłego na ponadtysiącletniej tradycji polskiej, tym że nie znosi lub nie lubi tematów tradycyjnych, klasycznych, poważnych, o Narodzie, o Ojczyźnie, o historii polskiej, o kulturze tradycyjnej, tym samym nie lubi powagi, patosu, emfazy, a zajmuje się najchętniej problematyką bieżącą, zjawiskami, sytuacjami życiowymi, karierą, krytyką historii i tradycji, zapowiadaniem nowego świata, do którego on ma wiele wnieść swojego.
2. Jest raczej indywidualistą. Lubi samotność, prace i zajęcia indywidualne, lubuje się sobą, kocha swoją ekscentryczność, rozwija kontakt z przyrodą raczej niż z ludami, z ludźmi to raczej dla popisu, chce imponować oryginalnością i burzeniem przeszłości. Bardzo kieruje się nastrojami, łatwo się zraża do ludzi i do wszystkiego. Raczej nie lubi rzeczy znormalizowanych, prawideł, reguł, zwyczajności. Lubi rozmaitość, chaos, szum, niepoddawanie się zwyczajom i utartym ścieżkom życia. Czesław Miłosz np. złościł się bardzo, gdy go literacko klasyfikowano, zaliczano do jakichś kierunków, stylów, kochał się w nieokreśloności, niezwykłości i w krytykowaniu wszystkiego, co przeszłe.
3. Polski liberał, jak zresztą i zgodny z nim polski lewicowiec, wyrasta najczęściej z tradycji religijnej, głównie katolickiej: uczył się katechizmu, był u Pierwszej Komunii, wychowany przez gorliwą matkę, za co ją ceni, choć raczej jako serdeczną przeszłość, chodził na lekcje religii, wierzył, modlił się, niekiedy nawet bywał ministrantem. Ale w okresie dojrzewania porzucił wiarę. Bóg i jego świat stawał mu się obcy, "staroświecki", nieprzydatny, niewprowadzający go w jego "nowy" świat. Tym samym stracił dla niego wartość Kościół, zwłaszcza jako instytucja. Zrodziła się surowa krytyka duchownych jako ludzi "wczorajszych", bezproblemowych, nieinteligentnych, bezkrytycznych fideistów, a wreszcie jako hipokrytów, którzy rzekomo nie wierzą w to, co głoszą i nie postępują według Ewangelii. Liberałowie i lewacy najbardziej irytują się, gdy duchowni stawiają jakieś żądania w imię Boga, nakazy i zakazy, postulaty życiowe i duchowe, które liberałowie traktują jako bezpodstawne uzurpacje, a przede wszystkim jako godzące w ich wolność, swobodę, niezależność, godność, oryginalność i nowoczesność.
Niektórzy liberałowie dopuszczają religię tylko jako czysto osobiste i własne dociekanie sensu życia, jako rodzaj eksperymentu wiary w Boga czy też rodzaj zjawiska kulturowego. Ale normalnie liberała odrzuca dziś najbardziej obecność Kościoła w życiu publicznym, posiadanie wymiaru społecznego, państwowego, życiowego. Jeśli już dopuszcza religię, to bez żadnej instytucji i bez tez i prawd kategorycznych. Odrażają go prawdy absolutne, normy etyczne grożące sankcjami. Wspólnota religijna jako jednorodna merytorycznie i ściśle ukształtowana jest uważana za przymus, zniewolenie, determinizm. Liberał realizuje się jako zupełnie sam, wolny, niczym niezwiązany. Uważa, że nawet sama idea Boga zniewala, a cóż dopiero autorytatywny Kościół, uważający, że ma nieomylne prawdy i zasady i że może je innym podawać, a nawet narzucać. Katolicyzm postępowy, kulturalny, światły to stowarzyszenie czy spotkanie inteligentnych przyjaciół, którzy zamiast autorytatywnej wiary i teologii dzielą się swymi poglądami, dyskutują i dochodzą najwyżej do swoich ustaleń. Stąd np. nastolatki mają prawo ustalać sobie normy moralne w dziedzinie miłości i życia intymnego, a dorośli, poważni i uczeni, mają prawo stanowić główne prawdy i normy postępowania. Na przykład pewne grupy anglikańskie "doszły do przekonania w wierze", że nauka o potępieniu to taka sobie stara forma straszenia pedagogicznego.
4. Dlatego liberał, podobnie jak lewicowiec, uważa, że jeżeli człowiek, np. katolik, jest przekonany absolutnie, że Bóg istnieje, to jest człowiekiem przestarzałym, mało inteligentnym i nie ma zmysłu wolności osobistej, przede wszystkim nie rozumie, że wiara w Boga i niewiara są całkowicie względne. Co więcej, nie chodzi tu tylko o trudne prawdy religijne. Zwolennicy czystego liberalizmu nieraz uważają, że nawet prawda i obiektywne dobro mogą się stać przymusem, ograniczającym pełną wolność człowieka. Prawda, dobro i piękno to są rzeczy względne i subiektywne. Liberałowie przyjęli od socjalistów tezę, że i państwo jest jednym wielkim przymusem i gwałtem. Dlatego u nas na początku cała grupa Donalda Tuska głosiła, że "państwa musi być coraz mniej", a także rząd powinien coraz mniej rządzić, bo się narazi społeczeństwu liberalnemu. Była to stara socjalistyczna utopia. Dopiero po latach liberałowie nasi zmienili zdanie, choć było już za późno, gdyż społeczeństwo stawało się coraz szerzej zbiorowiskiem szabrowników państwa i prowadziło to coraz bardziej do zaniku moralnego zmysłu społecznego. Dlatego ludzie zdeprawowani przez ateistyczny marksizm i przez ateistyczny liberalizm coraz bardziej popierali społeczne i polityczne życie pozbawione rygorystycznej moralności społecznej i politycznej. Partie niezobligowane ścisłą etyką społeczną łudzą pełną swobodą nie tylko społeczną, ale i moralną, obyczajową, ekonomiczną, duchową. "Tablice Mojżeszowe" składa się do muzeum historycznego, a na ich miejsce głosi się zupełnie zamazane nowe "prawa europejskie", których nikt nie może sformułować jasno i wymagająco lub nawet są tylko recepturą burzenia wszelkiego porządku i ładu duchowo-religijnego, przede wszystkim katolickiego.
5. Nurty liberalny, socjalistyczny, a także mniej sprecyzowany żydowski są szczególnie negatywnie nastawione do patriotyzmu polskiego: Polska, Naród Polski, Polak, katolik, polskość, Ojczyzna to - według nowych ideologii - mity, przede wszystkim ograniczają umysły i serca oraz twórczość ludzką. Dzisiejszy człowiek postępu ma być uniwersalistyczny i globalistyczny. I w tym duchu chyba większość z nich ustawicznie atakuje wszystko, co polskie i katolickie, sieje niepokój, zamieszanie i dezorientację. O co im ostatecznie chodzi? My też chcemy być wolni i kształtować się według naszych najlepszych wzorów i idei. I dajemy pełną wolność innym. Dlaczego oni nas ciągle lżą i biją? Przecież przez to kompromitują samych siebie i niszczą przyjazne i braterskie współżycie w jednym wspólnym domu polskim. Czy to jest moralne? Są nawet profesorowie, którzy wywodzą, że nie jesteśmy Polakami, bo przed tysiącem czy paroma tysiącami lat żyli na tych terenach rozmaici "inni" ludzie. Chcą przez to wykazać fikcję narodu, no i naszą "głupotę". Przecież naród to nie jest jakaś zbiorowość biologiczna i ponadhistoryczna, stworzona w jednym momencie w całości. Jest to pewna gałąź antropogenetyczna kształtująca się z rodzin, rodów, plemion we wspólnym czasie, miejscu, historii, losie, języku i kulturze, do której wchodzą także osoby niezwiązane somatycznie, a tylko duchowo i zależnościowo, życiowo. Ale w antropologii społecznej naród jest najwyższą i najdoskonalszą formą bytu ludzkiego. Wystarczy zwrócić uwagę, jak społeczności tylko jeszcze na poziomie plemion wyrzynają się wzajemnie i nie tworzą wyższej kultury.
Zachodzi podejrzenie, że człowiek zwalczający ogólnie narodowość albo jest niezadowolony ze swojej narodowości, albo tylko swoją wynosi pod niebiosa, albo jest wielkim pyszałkiem, uważającym, że on sam siebie stworzył, ukształtował i niezwykle wysoko udoskonalił, nie potrzebując niczyjej pomocy. Czy nie jest to jakiś nowy rodzaj targowicy, polegający na wzywaniu nauki (pseudonauki) o pomoc, by pomogła takiemu wyrodnemu człowiekowi usprawiedliwić jego nienawiść do otoczenia i uzasadnić jego ogromną pychę wyniosłości ponad wszystkich, ponad "pospólstwo"? Przy tym wszystkim posługuje się po mistrzowsku bronią podstępu i kłamstwa, czego zresztą nie uważa za zło, lecz udoskonalenie techniki życia w "nowym wieku".
Z autoportretu liberała katolika
Profil duchowy liberała katolika jest bardzo zbliżony do profilu ateisty, choć często jest mniej radykalny w dziedzinie spraw świeckich, a bardziej radykalny w ataku na katolicyzm klasyczny, jak to jest zazwyczaj w sektach.
1. Ten niezwykły radykalizm emocjonalny dotyczy najpierw roli sumienia kobiety co do aborcji. Kobiety z katolewicy uważają często, że "nie zabijaj" w tym przypadku nie jest sprawą Kościoła, lecz tylko osobistego sumienia. Przykazanie "nie zabijaj" uważa się głównie za kościelne i nie może ono obligować w życiu państwowym. Tutaj najwyższą i jedyną normą moralną jest sumienie: osobiste, własne, ponadkościelne i w ogóle niezależne. Toteż jeśli kobieta uzna, że mające się urodzić dziecko "bardzo jej przeszkadza", to może je "usunąć" jak przeszkodę z drogi. Jeśli sumienie własne jej zezwala, to jest bez winy i wobec rodziny, i wobec państwa, i wobec Boga. Kryje się za tym w ogóle mylne założenie, że moralność jest sprawą czysto osobistą i subiektywną. Liberałowie nie rozumieją, że sumienie jest najbliższą normą moralną także obiektywną, jednak musi być prawidłowo ukształtowane, bo może być niekiedy całkowicie znieprawione lub mylnie ukształtowane przez dane środowisko, jak to się często zdarza u przywódców politycznych, u ludobójców czy pospolitych morderców. Człowiek musi mieć też pewną wiedzę etyczną. Dlatego każdemu człowiekowi jego otoczenie musi dać odpowiednią wiedzę etyczną, która sumienie umacnia.
2. U liberałów, którzy - jak uważają - wychodzą ze "stęchłej" atmosfery katolickiej dawności, występuje często uraz krytyczny w stosunku do przeszłości. Taki katolik chłonie bezkrytycznie nową atmosferę liberalną, nową mentalność, nowe horyzonty. I tak powstały dwa zwalczające się światy wartości. My zarzucamy im antypolskość, zatracanie tożsamości polskiej, poczucie niższości wobec świata nadchodzącego z Zachodu, demoralizację, kapitulację światopoglądową, zdradę, masochizm narodowy, sekciarstwo polskie liberalne, kapitulanctwo duchowe, degradację narodową i inne, a oni uważają, że Polacy klasyczni są już wsteczni, "przedawnieni", antyinteligenccy, nierozumiejący ducha czasu, nacjonaliści, ksenofobowie, zaściankowi, hamujący wszelki postęp i zaprowadzający znowu we wszystkim Kościół średniowieczny. I tak powstała walka między tymi dwoma światami wartości, której - według liberałów nawet religijnych - nie może rozwiązać tradycyjny Kościół, a jedynie liberalizm, bo jeśli Kościół się niezliberalizuje, to zginie. Podobnie będzie - mówią - z państwem polskim: jeśli nie stanie się ono liberalistyczne jak na Zachodzie, to pójdzie w ruinę całkowitą. I tu liberałowie, nawet wierzący, przyjmują jak najbardziej szaloną i straceńczą tezę depresyjną, a mianowicie: jeśli Kościół polski ma przetrwać i żyć dalej w Polsce, to musi się wycofać całkowicie z życia publicznego: socjalnego, politycznego, kulturowego, państwowego i naukowego.
3. Tymczasem - zdaniem liberałów polskich dziś - klasyczna Polska nie chce odnowy w duchu liberalizmu, tylko tęskni za pewnym determinizmem. Po roku 1989 inteligencja polska chciała odrzucić zamordystyczny komunizm, Radiokomitet, cenzurę, prześladowanie, chciała być wolna od nakazów i zakazów i wolna od wszelkiej inwigilacji. A tu nagle w miejsce dawnych "porządków komunistycznych" wprowadza się w Polsce "nowe porządki" zniewalające. Od razu Marek Jurek jako poseł nie zadowolił się przywróceniem orłu korony, na co przystali i liberałowie, lecz zażądał ponadto jeszcze krzyża na koronie po starej myśli: "Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem Polska jest Polską, a Polak Polakiem". Dokładnie oznaczało to - zdaniem liberałów katolickich - powrót Polski bogoojczyźnianej, zaściankowej, nietolerancyjnej, wykluczającej z państwa inne wyznania i inne religie, głównie Żydów i muzułmanów. Notabene dodawanie muzułmanów do Żydów stało się - jak widzimy - chwytem propagandowym, że niby Żydzi sami są wzorem tolerancji, upominając się stale nie tylko o prawa dla siebie, ale i dla muzułmanów, swoich zaciekłych wrogów. Coś podobnego stosuje także Hollywood w swoich filmach: żeby uniknąć oskarżenia o dyskryminację Murzynów, to prawie w każdym filmie dają jakąś rolę i Murzynowi, tyle że z reguły na doczepkę bez znaczenia. W każdym razie według naszych liberałów Polska nowa ma być nie tylko multi-kulti, ale i wielowyznaniowa. Tymczasem Polacy po roku 1989 śmieli żądać, żeby nawet telewizja szczególnie szanowała wartości chrześcijańskie, co przecież "było wywołaniem wojny ideologicznej". Tymczasem wartości chrześcijańskie należało prywatnie szanować, ale nie czynić tego w życiu publicznym, państwowym, bo to narusza wolność innych.
4. Zdaniem liberałów, zwłaszcza z lobby żydowskiego, "Solidarność", oddana z czasem w ręce tradycyjnych Polaków, zdegenerowała się. Zaczęła w III RP bronić tylko swoich interesów i przywilejów z pominięciem innych grup społecznych. Do dziś najbardziej bolesne jest, że Kościół polski nie broni i nie wspiera PO, KOD i Nowoczesnej, które są za demokracją. Tego Jan Paweł II by nie robił, bo pod koniec swego pontyfikatu coraz więcej cenił wolność. Liberałowie podtrzymują, że teraz Kościół polski uważa, że nienawiść jest tylko po stronie opozycji, a nie ma po stronie PiS, które chciałoby zaprowadzić swój porządek w państwie.
Kiedyś wprowadzenie "religii" do szkół (w szkole chodzi o "naukę religii", a nie o "religię" - uwaga moja) stało się za szybko, bez krytycznej dyskusji sejmowej, która by zapewne nie pozwoliła na inwazję Kościoła na szkoły. Religia bowiem jest sprawą prywatną. Również zaskakujące było podpisanie konkordatu bez pogłębiającej dyskusji w Sejmie, co sprzyjało dawnym poglądom. Przyjęto także, że za lekcje religii płaci państwo, tzn. wszyscy, a przecież są i niewierzący, koszty powinni ponosić tylko wierzący. Wtrącę tu, że na budżet, czyli także na niewierzących, składają się wszyscy wierzący, czyli z budżetu wierzących nie powinni korzystać - według tej nieludzkiej i idiotycznej zasady - wszyscy niewierzący lub wierzący nie po katolicku. I liberał brnie dalej w kierunku sekciarskim, a mianowicie lekcje w szkole powinny być nauką o religiach świata w ogóle, żeby nie wtłaczać młodzieży i w instytucjach państwowych przestarzałego katolicyzmu w formie katechizacji. Katechizacja powinna się odbywać tylko w niepaństwowych budynkach. Przy czym nawet i tutaj powinni uczyć przede wszystkim świeccy, bo księża nie dają żadnej wiedzy. Zakłada to pogląd, że księża jako tacy są ciemni i nie pojmują już nowego świata.
5. Liberał wskazuje, że Kościół polski zapomina, że dziś, w czasach demokracji nie ma szerszej władzy nad inteligencją, ludami wysoko wykształconymi, światłymi, które mają istotną rolę w Kościele demokracji. Kościół, jeśli ma jeszcze trochę tradycyjnej władzy, to tylko nad Kościołem tradycyjnym, ludowym i masowym. Arystokracja zaś ma prawo udziału w układaniu wspólnego z hierarchią credo katolickiego. Żaden duchowny, nawet najwyższy, nie ma monopolu na prawdę i na prawo kościelne. Toteż wielkim błędem, według liberałów, było "wprowadzanie sacrum do życia społecznego i państwowego". Bo dobro, nawet moralne, czynione na rozkaz władzy, nie będzie dobrem. Ekonomii prawdy i dobra nie realizuje już Kościół hierarchiczny i instytucjonalny, lecz sami indywidualni wybitni katolicy. Jan Paweł II okazał się zbyt konserwatywny, kiedy w Skoczowie w roku 1995 wypowiedział się, że "katolicy w Polsce są dyskryminowani". Nic takiego nie było, tylko katolicy tracą władzę polityczną, której mieć nie powinni. Podobnie Jan Paweł II niesłusznie bronił prawicy i konserwatystów katolickich, krytykowanych przez "Tygodnik Powszechny", zarzucając temu tygodnikowi, że "Kościół nie czuje się dość miłowany przez tenże "Tygodnik Powszechny". Papież nie rozumiał jeszcze nowego Kościoła i jego roli dziś. Bał się nadal komunizmu i nie rozumiał liberalizmu. Zbyt bronił przez cały czas duchownych w różnych ich niemoralnościach, a także nie ufał nowej teologii wyzwolenia. Jerzy Turowicz zrobił błąd, że ten list Papieża do "Tygodnika Powszechnego" w ogóle pokornie ogłosił. Powinien był pojechać do Watykanu i wytłumaczyć Ojcu Świętemu, jaka jest sytuacja Kościoła w Polsce, i powiedzieć, że napisał on ten list jak poeta, a nie jak Pasterz całego Kościoła. Przede wszystkim zapomniał, że zespół "TP" jest Kościołem. W ogóle lepiej byłoby modlić się do Karola Wojtyły osobiście niż do Papieża kanonizowanego formalistycznie przez instytucję.
6. I wreszcie nowy liberał polski uważa, że można rezygnować z patriotyzmu w klasycznym znaczeniu, z suwerenności państwa i z tradycji duchowej dla "postępu" i wielkiej korzyści społeczno-politycznej. Wystarczy patriotyzm i częściowa zależność od innych wtedy, kiedy obywatel Polski będzie dobrze pracował i rozwijał różne dobra dla siebie i dla swojej mniejszej wspólnoty, co się przełoży samoczynnie na dobro całego społeczeństwa. Członek UE nie może stawiać na pierwszym miejscu Polski i "Polska nie może już być niezależna od władz Unii". Stąd "prawdziwy" liberał polski wścieka się, kiedy jest za to krytykowany. Sam bowiem uważa, że odkrył nową ojczyznę, nową moralność i nowy świat. Religia nie ma prawa rościć sobie pretensji do wpływu na to nowe życie publiczne. A jeśli to czyni, to miesza się do polityki nowoczesnej. Jedynie jako instytucja czy wspólnota duchowa winna otworzyć się na oścież na wszystkich ludzi, żeby mogli podyskutować o Chrystusie, określić sami swoją w niej rolę, przyjąć albo odrzucić jej prawdy i reguły, odrzucić autorytaryzm dogmatyczny, wybrać sobie dowolny styl i kodeks zachowań, odrzucić władzę hierarchii i swobodnie sobie wchodzić do tej wspólnoty albo wychodzić z niej. Słowem, religia Chrystusowa ma być poszukująca, dialogująca i otwarta na prawdy współczesne. Zdaniem liberałów, szczególnie zwolennicy Radia Maryja chcą cofnąć Kościół i Polskę do czasów średniowiecznych, co oznacza zgubę. Cała nadzieja w Papieżu Franciszku.
***
Nie jest człowiek w stanie w artykule napisać wszystko o radykalnym relatywistycznym liberalizmie, pędzącym jak duchowe tsunami i rozbijającym po drodze cały uporządkowany i sensowny świat dotychczasowy. Nas w Polsce dodatkowo boli, że liczne jednostki i wspólnoty włączają się w to uderzenie przeciwko Kościołowi i Polsce. Przypominają oni swoim zachowaniem przewrotne plemię starosemickich Edomitów, potomków Ezawa, którzy żyjąc częściowo w Królestwie Judzkim w roku 586 przed Chrystusem dołączyli ochoczo do potwornych wojsk babilońskich i króla Nabuchodonozora w zdobywaniu i niszczeniu świętej Jerozolimy i wykazali się szczególnym okrucieństwem wobec swoich pobratymców i wielką żądzą rządzenia całym krajem bezprawnie. Trzeba pamiętać o proroctwie Abdiasza do Edomitów: "Z powodu przemocy wobec brata twego, Jakuba, okryjesz się hańbą i przepadniesz na wieki. Bo uczestniczyłeś w tym, kiedy wrogowie kradli jego bogactwa, a cudzoziemcy wkraczali w jego bramy i o Jerozolimę (o Polskę!) rzucali losy. Nie wyciągaj rąk po jego bogactwa. Nie stawaj na skrzyżowaniu jego dziejowych dróg, aby zabijać jego uchodźców, ani nie handluj ocalałymi z (bezbożnej) niedoli" (Ab w. 10-14). My nie jesteśmy jednak pesymistami, wiemy, że "nasze zwycięstwo przyjdzie od Maryi" (kard. August Hlond). Bowiem to Ona zrodziła Zwycięzcę wielkiej herezji antropologicznej (haeresis anthropologica), uczącej dziś, jakoby człowiek był pełnym człowiekiem dopiero wtedy, gdy zaneguje lub wyrzuci ze swego życia Boga.
Ks. prof. Czesław S. Bartnik
05.07.2016r.
Nasz Dziennik