Chodakiewicz to najwyża półka!
Chłopak z Żoliborza
Prof. Marek Jan Chodakiewicz jest jednym z najwybitniejszych amerykańskich historyków polskiego pochodzenia zajmujących się dziejami najnowszymi. Ma w swoim dorobku 17 książek. Wykładał m.in. na uczelniach: Columbia University w Nowym Jorku, University of Virginia. Jest szefem katedry Studiów Polskich im. Tadeusza Kościuszki w niezwykle prestiżowym, podyplomowym Institute of World Politics, gdzie przez sześć lat służył jako dziekan akademicki. Ta waszyngtońska uczelnia kształci głównie dyplomatów, pracowników wywiadu, kontrwywiadu, a także specjalistów od obronności.
Prof. Marek J. Chodakiewicz jest wyróżniany nagrodami amerykańskimi i polskimi, wśród nich niezwykle prestiżową Nagrodą im. Józefa Mackiewicza. Swoje książki wydaje zarówno po angielsku, jak i po polsku. W środowiskach profesjonalistów są one wysoko notowane i często dyskutowane. Sam również nie stroni od recenzji prac historycznych czy politologicznych. Jego teksty ukazują się w takich pismach amerykańskich, jak „National Review” i „The New York Times”, czy polskich: „Tygodnik Solidarność”, „Najwyższy Czas”, „Glaukopis”. Co kilka lat przyjeżdża do Polski, a na jego wykłady z zakresu polityki i historii najnowszej przychodzą setki osób - czy to w metropoliach, czy w małych miasteczkach. To, o czym mówi, nierzadko jest dementowaniem stereotypów. O polskim, katolickim rzekomym antysemityzmie. O rzekomej znajomości przez Amerykanów polskiej historii. O rzekomym zainteresowaniu rządu amerykańskiego obroną Polski. Nie pomija także zagrożenia rosyjskim imperializmem.
Lubi wiedzieć, za co ma przepraszać
Marek J. Chodakiewicz specjalizuje się w historii Polski i Europy Środkowo-Wschodniej XIX i XX wieku. W szczególności - w myśli konserwatywnej, a także w dwóch największych zbrodniczych totalitaryzmach: komunizmie i nazizmie. Pisząc na tematy rodzime, najczęściej zajmuje się problematyką polsko-żydowską. O obiektywizmie jego prac świadczą nie tylko recenzje amerykańskich historyków, ale też powołanie go przez prezydenta George’a Busha do niezwykle prestiżowej Amerykańskiej Rady ds. Upamiętnienia Holokaustu. - Kiedy mówi się ciągle w Ameryce, że jako Polak jestem za coś odpowiedzialny, to chciałem wiedzieć, za co - mówi Marek J. Chodakiewicz. - Chciałbym coś powiedzieć o Polsce Amerykanom, bo w USA nie ma właściwie katedry nowoczesnej historii Polski. Są głównie katedry stosunków polsko-żydowskich i jakieś opowieści o Polsce z gruntu zakłamane. Kłamstwa upowszechniano również w Polsce. Kiedy zacząłem przyjeżdżać do kraju na początku lat 90., to niemal cały naród terroryzowany był przez grupkę postpeerelowskich propagandystów oskarżeniami o antysemityzm. Z żołnierzy AK i NSZ walczących w Powstaniu robiono morderców Żydów... Ale jak ja miałem uwierzyć, że ND czy NSZ kolaborowały z Niemcami, kiedy mój cioteczny dziadek Mariusz Fabiani, endek, został zastrzelony przez Niemców w Palmirach i tam paliliśmy mu świeczki? Na czym polegała jego kolaboracja? Czy na tym, że kiedy go Niemcy przywiązali do drzewa przed rozstrzelaniem, to on nie wyrwał tego drzewa z korzeniami i nie uciekł do Moskwy?
Daleki od poprawności
Światopogląd Marka J. Chodakiewicza mocno osadzony jest w katolicyzmie. Lekcje pobierał w domu, jak również u ks. Teofila Boguckiego, proboszcza najpierw parafii św. Jana Kantego, a potem kościoła pw. św. Stanisława Kostki, gdzie posługiwał bł. ks. Jerzy Popiełuszko. Jego wiedza i publikacje dalekie są od stereotypów i poprawności politycznej, dzięki czemu dla wielu stają się inspiracją dla pogłębionej refleksji. Książka zaś „Po Zagładzie. Stosunki polsko-żydowskie 1944-1947” stała się wręcz zaczynem do pierwszej po wojnie merytorycznej dyskusji w USA o stosunkach polsko-żydowskich. Z kolei praca „Ejszyszki. Kulisy zajść w Ejszyszkach: Epilog stosunków polsko-żydowskich na Kresach, 1944-45. Wspomnienia - dokumenty - publicystyka” pokazuje, w jaki sposób budowane i kreowane jest kłamstwo o rzekomych mordach na Żydach dokonywanych przez Polaków. Natomiast publikacja „Żydzi i Polacy 1918-1955. Współistnienie - Zagłada - komunizm” odsłania polityczne korzenie antypolskiej propagandy. Inną, równie przełomową pozycją stała się książka Chodakiewicza „Zagrabiona pamięć. Wojna w Hiszpanii 1936-1939”, w której autor obala dotychczasowe mity, kreowane na świecie przez lewicę, o wojnie domowej w Hiszpanii lat 30. ubiegłego wieku - propagandowo wyreżyserowane stereotypy o „dobrej lewicy” i „złej prawicy”, a w szczególności o „zbrodniczych działaniach Kościoła katolickiego”.
Daleki od uproszczeń
Ten pięćdziesięciolatek z krótko przystrzyżoną czupryną, spacerujący po Warszawie w koszulce z napisem „Katoendek”, przypomina raczej łobuziaka z Żoliborza niż wybitnego historyka. Swoją karierę w USA zawdzięcza, jak mówi, Panu Bogu, darczyńcom i sobie. Kiedy okazało się, że sam musi na siebie zarobić, nie uciekał od żadnej pracy. Pomagał przy transporcie nieboszczyków oraz w restauracji. Pracował w pączkarni i w ekskluzywnym sklepie, gdzie klienci podczas zakupów potrafili zostawiać w kasie jednorazowo kilkaset tysięcy dolarów.
Chodakiewicz, choć zazwyczaj grzeczny, bywa też szorstki - kiedy słyszy niesprawiedliwe opinie o Polakach. Wszechstronnie wykształcony intelektualista, student tak wybitnych współczesnych myślicieli jak Robert Conquest, Tony D’Agostino, Martin Malia, był również stypendystą amerykańskiej IREX w początkach lat 90. I choć wszystko zapowiadało, że ten absolwent warszawskiego liceum na Woli może zostać wyrzucony ze szkoły przed ukończeniem liceum, w Stanach Zjednoczonych studiował na niezwykle prestiżowych uczelniach. Począwszy od College of San Mateo w Kalifornii, a skończywszy na San Francisco State University, uniwersytecie w Stanford czy University of California w Berkeley, gdzie działał również w Amnesty International. W czasie stanu wojennego aktywnie włączył się w pomoc walczącym rodakom.
Warcholsko-anarchistyczny
Marek J. Chodakiewicz urodził się w Warszawie, gdzie do dzisiaj mieszkają jego rodzice. Mama - nauczycielka, ojciec - inżynier, dziś oboje na emeryturze. Rodzice działali w „Solidarności”. Ojciec był internowany. Po wypuszczeniu na wolność działał w podziemiu niepodległościowym lat 80. W opozycji działał też Marek Chodakiewicz - m.in. drukował i kolportował prasę związaną ze środowiskiem studenckim NZS. We wrześniu 1982 r. wyjechał na studia do USA. Zaangażowanie w losy kraju i zainteresowanie polską historią było dla niego oczywiste: jego rodzina zawsze brała udział w przełomowych wydarzeniach historycznych. Prapradziadkowie - w powstaniach: listopadowym i styczniowym. Pradziadkowie i kuzynostwo - w wojnie z bolszewikami w Rosji. Później walczyli przeciwko dwu okupantom: Sowietom i Niemcom w czasie II wojny, jak również po niej. Rodzina ze strony mamy i ojca poniosła ofiary zarówno w Palmirach, jak i w Katyniu. On zaś po raz pierwszy za politykę został wyrzucony z klasy, mając 12 lat. - Kiedy nauczycielka powiedziała coś złego o Pinochecie, stanąłem w jego obronie, mówiąc, że jest dobrym człowiekiem, bo ocalił Chile od komunistów - wspomina dziś Marek Chodakiewicz. - Podkreśliłem też, że wiem to od babci. Nauczycielka wydarła się wtedy na mnie: „Jak ja ci to mówię, to mnie trzeba słuchać!”. A ja jej powiedziałem: „Pani nie jest dla mnie żadnym autorytetem, tylko babcia”. W liceum wystarczyło podczas wyliczania przez nauczyciela partii funkcjonujących w PRL zadać pytanie w rodzaju: „A dlaczego pani nie wymienia ROPCiO?”, żeby wylecieć z klasy. Generalnie jednak przez całe liceum byłem warcholsko-anarchistyczny.
Rodzina nauczycielem
Pierwszymi nauczycielami historii Marka Chodakiewicza byli dziadkowie, rodzice, a także ich przyjaciele, którzy brali udział w Powstaniu Warszawskim. Później - prześladowani przez komunistów. Najczęściej jednak historii uczyła go babcia - katowana przez komunistów NKWD zarówno w Wilnie, jak i w Polsce, w okrutnej siedzibie ciechanowskiego UB. Spacerując z wnuczkiem po starym Żoliborzu, spotykała przedwojennych znajomych, którzy na trwale wpisali się w historię Polski. Żołnierzy Szarych Szeregów czy od majora „Łupaszki”. - Szła ze mną babcia i np. mówiła: „O, popatrz, pomnik księcia Józefa Poniatowskiego. U jego boku walczył nasz przodek”. O przedwojennym marszałku Sejmu Macieju Rataju mówiło się u nas w domu „Maciek Rataj”, bo był babci kolegą. Szare Szeregi, AK, piłsudczycy, endecja… to u mnie funkcjonowało na co dzień. Albo babcia coś mówiła o wojnie polsko-sowieckiej czy o Powstaniu Warszawskim. Jako dzieciakowi mnie się to wszystko zlewało. Nie wiedziałem, czy to było wczoraj, czy przedwczoraj, ale nasiąkałem tym. Wszystkie historie o Powstaniu Warszawskim znałem z opowieści rodzinnych. Uważałem, że jeśli ktoś mówi o historii inaczej niż rodzice czy babcia, to kłamie. No... albo nie wie, więc trzeba mu to opowiedzieć czy wytłumaczyć. Ale też nie zapomnę, kiedy przychodzili do babci ludzie znani w czasie wojny z odwagi, bohaterstwa. Po wojnie, katowani na UB, byli wrakami ludzi. Nigdy tego nie zapomnę. Wykończeni psychicznie. Przestraszeni. Widziałem, co potrafiły zrobić z niedawnych jeszcze bohaterów ubeckie katownie.
Świadkowie historii
Lekcją historii dla Chodakiewicza - juniora były wizyty na Cmentarzu Powązkowskim, gdzie z rodzicami i znajomymi porządkowali groby żołnierzy powstań okresu zaborów, roku 1920 czy Powstania Warszawskiego. Często jednak z cmentarza przepędzali ich ORMO-wcy w ortalionowych płaszczach. W okresie licealnym niekwestionowanym autorytetem w dziedzinie „historii mówionej” był Jan Rossman. Harcerz, wchodzący w skład Głównej Kwatery Szarych Szeregów, oficer Armii Krajowej. - W PRL spotykałem ludzi, którzy nie dali się zgnieść komunistom, ale i tych, którzy zostali przez nich „zmieleni”. Dotyczyło to zarówno ludzi związanych z AK, jak i z przedwojennymi strukturami ogólnie pojętej narodowej demokracji - opowiada Marek Chodakiewicz. - Miałem jednak to szczęście od Boga, że kiedy zacząłem się formować intelektualnie, to byłem na wolności. Trafiłem do USA jako młodzieniec. Jeśli chodzi o historię i kulturę Polski, wszystko, cokolwiek było związane z polskością, zawdzięczam „dinozaurom”. To oni mnie formowali. Ludzie, którzy byli w wojsku przed wojną i walczyli w jej trakcie. To była stara kadra doskonale wykształconych obywateli II RP. Przedwojenna elita. Ludzie o wysokiej kulturze i morale. Jak choćby płk Jan Jurewicz, który umarł, mając 103 lata. Spotykaliśmy się u niego na śniadaniu. Nazywano to „śniadaniem u pułkowników”. Kiedy przychodziłem, średnia wieku spadała do... 85 lat. Sami staruszkowie tam zasiadali do posiłku! Słuchałem, urzeczony opowieściami o II Rzeczpospolitej. Płk Jurewicz znał ludzi walczących w powstaniu styczniowym. Tak więc mogę powiedzieć, że moja „historia mówiona” sięgała XIX wieku.
Kolejną postacią, która wywarła wielki wpływ na przyszłego historyka, był Zdzisław Zakrzewski, polski inżynier optyk mieszkający w Kalifornii. Niezwykle zasłużony dla amerykańskiego systemu zbrojeniowego. Jemu to m.in. Stany Zjednoczone zawdzięczają tarczę antyrakietową i satelity szpiegowskie. Inżynier był pierwszym mentorem i przewodnikiem Marka Chodakiewicza po kalifornijskiej i amerykańskiej ziemi. - On walczył w 1939 r., a pod Narwikiem był pilotem RAF-u, absolwentem Politechniki Lwowskiej. Jego żona, Zosia, była córką prof. Janusza Witwickiego - twórcy „Panoramy Plastycznej Dawnego Lwowa”, a wnuczką wielkiego tłumacza Platona, prof. Władysława Witwickiego. Pan Zdzisław ma dziś 93 lata - opowiada Marek Chodakiewicz. - Jest bardzo sprawny psychicznie. „Ojcuje” mi duchowo. Jego dziadka zamordowało NKWD. Ojca zakapował kolega z klasy Zygmunt Winter. Aresztowano go i został zamordowany przez Sowietów. Z kolei Zdzisław walczył z Niemcami, później z Sowietami. Wie, co to totalitaryzm. Przekazywał mi to bez żadnych upiększeń i niedomówień. I tę prawdę, to doświadczenie trzeba dzisiaj przekazywać młodym ludziom, bo propaganda lewicowa jest silna. Mają wielkie pieniądze i oddziałują.
Kiedy przyjechałem do Polski po 1989 r., czułem się, jakby mnie ktoś przywiązał w autobusie szkolnym na tylnym siedzeniu, a dziesięciolatki biły się o kierownicę. Miałem wtedy 27 lat. Dziś, jeżdżąc po kraju, słyszę ciągłe biadolenia, że tego czy tamtego nie da się zrobić. Że komuniści mają w ręku kapitał, media i nie da się tego odkręcić. A ja uważam, że wszystko można zmienić na lepsze. W Polsce jest dziś najważniejsza edukacja młodego pokolenia. Bo tego nikt nie zabierze. Kiedy byłem młodzieńcem, przedwojenni nauczyciele, profesorowie wiele zrobili dla polskiej edukacji. Dziś ich już nie ma, ale jest wiele osób myślących w kategoriach narodowych. Myślących po polsku. Uważam, że powinny zacząć powstawać nieformalne kółka historyczne, jakie ja miałem z przedwojennymi nauczycielami czy świadkami historii. Tego nie można bagatelizować, bo w przeciwnym wypadku lewica zawładnie naszym największym majątkiem - umysłem.
Mateusz Wyrwich
Od red. Rp
Z takich umysłów i możliwości Polska nie korzysta, bo przerastają poziom nadwiślańskich elit nieznoszących konkurencji i niewykazujących woli współpracy dla dobra Polski. Samostanowienie o statusie elit i samouwielbienie to fundament ich istnienia, a nie rzetelna wiedza w służbie prawdzie i Polsce. Chodakiewicz to najwyża półka!
29.01.2018r.
Niedziela