Wówczas sterroryzowani traumą rodzice zwykle milczeli. A dzisiaj milczą, bo...?
Narodowa Solidarność
Przyjaciel powiedział mi, że w polskim internecie pojawiła się słynna Solidaryca w lustrzanym odbiciu i dopisano do tego na fladze „ONR”. Miała to być lewacka krytyka narodowego charakteru buntu robotniczego w Polsce w 1980 r. i potem. Niby że współczesny Obóz Narodowo-Radykalny to wcielenie Solidarności. Trudno ukrywać, że Solidarność z lat osiemdziesiątych to w prostej linii kontynuacja Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych i Batalionów Chłopskich. Hasła religijne i narodowe nie pozostawiają wątpliwości.
Zresztą hasła z Poznania z 1956 r. też nie: „Chcemy Polski katolickiej, a nie bolszewickiej!” – skandowano. 1966 r. był nieprzerwaną procesją wyrażającą takie same sentymenty w ramach obchodów Millenium Chrześcijaństwa pod patronatem Matki Boskiej: „Boże, coś Polskę!”. Nawet w 1968 r. studenci domagali się „wolności”, chociaż stosowali narrację rodem z propagandy czerwonej. Jest to zupełnie normalne.
Niedługo po 1956 r. w trakcie zamieszek antyrosyjskich w Groznym Czeczeńcy w swoich protestach występowali przeciw „kultowi jednostki”, „wypaczeniom socjalistycznej sprawiedliwości”. W rzeczywistości chcieli wolności i niepodległości. Ale potrafili wyrazić swoje bóle tylko w rytm indoktrynacji komunistycznej i ostatniej linii partii. Totalizm zabiera nam zdolność wysławiania się wprost.
Pamiętam, że trockiści na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley udowadniali mi, że protesty 1970 r. na Wybrzeżu to trockizm, ponieważ demonstranci w pewnym momencie zaśpiewali „Międzynarodówkę”. A co mieli śpiewać – „Hymn młodych”? Przecież za coś takiego najpierw karano śmiercią, a potem więzieniem. Trauma nie pozwalała przekazywać dzieciom tradycji innej niż komunistyczna. Sterroryzowani traumą rodzice zwykle milczeli.
Odwrotnie niż we wcześniejszych protestach, w grudniu 1970 r. było to pierwsze pokolenie niestety urodzone i wychowane w PRL. Zupełnie indoktrynowane komuną (tak jak studenci). W związku z tym ludzie ci nie potrafili wyrazić swojego gniewu i dążeń w inny sposób jak narracją, którą im propaganda na siłę zaszczepiła w mózgach. Stąd „socjalizm – tak, wypaczenia – nie”. Przecież sam socjalizm jest wypaczeniem natury ludzkiej, a nikt im tego nie powiedział. Bo się bał. Mimo tego „Janek Wiśniewski padł”. Czyli antykomuna. Robotnicy dopiero odnaleźli siebie samych i swój polski głos – za pomocą Jana Pawła II – w 1980 r. i Solidarności.
Ciekawe, że Młodzież Wszechpolska pamiętała o Czerwcu ’76. Małolaci maszerowali w Radomiu. Legalnie. Usiłowała im zablokować drogę grupa lewaków, ale interweniowała policja, aby marsz mógł dojść do celu. To też cieszy. Ale głównie cieszy to, że małolaci zaczynają identyfikować się z protestami robotniczymi z PRL. Zaczynają rozumieć, że protesty te to nić wiodąca w walce o wolność Polski od podziemia wojennego i powojennego aż do dzisiaj.
Narodówka zupełnie odrzuciła pogardliwą narrację liberałów i tolerancjonistów dominującą w latach dziewięćdziesiątych: solidaruchy, śrubokręty. Powoli ruch narodowy zaczyna przejmować tradycję niepodległościową Solidarności. To świetnie. Solidarność to była siła bez precedensu.
Przedwojenne Stronnictwo Narodowe liczyło ok. 200 000 ludzi, a drugie tyle było w rozmaitych organizacjach braterskich i siostrzanych, samopomocy i innych. Przez podziemie wojenne i powojenne przewinęło się ok. 300 000 ludzi. Z 250 000 walczyło w Polskich Siłach na Zachodzie. Wrześniowców było najwięcej: zmobilizowano ponad 500 000 ludzi. Ale to wszystko blednie przy Solidarności. Tam było ponad 9 milionów Polaków!
Mit podziemia wojennego już jest na dobre utrwalony w podświadomości społecznej. Trzeba tylko go kultywować. Wywodzący się z tego mit powstańców antykomunistycznych vel żołnierzy wyklętych zaczyna się zakorzeniać na dobre wśród ludzi. Wyszedł poza zaklęty krąg entuzjastów, coraz bardziej oddziałuje na podświadomość masową, również dzięki narodówce. Przyjął nawet formę popkulturową, popiera go rząd. Oznacza to, że małolaci zaczną się od namiaru odgórnych inicjatyw krztusić. Kultywowanie takich tradycji powinno pozostać dlatego sprawą ruchów oddolnych przede wszystkim, głównie lokalnych: tam, gdzie walczyli i ginęli. Źle, jeśli będzie oficjalne przegięcie z mitem żołnierzy wyklętych.
Stąd potrzeba przetasowania priorytetów. Właściwie większość weteranów zrywu wojennego i powojennego odeszła. Pamiętając i ucząc się o nich, małolaci powinni zakrzątać się wśród innych spadkobierców tradycji, przede wszystkich Solidarnościowców. Podczas gdy powstanie antyniemieckie i antysowieckie dotyczyło głównie wsi – oprócz zrywów w Wilnie, Lwowie, Lublinie i – szczególnie – Warszawie – Solidarność była w każdym polskim mieście i miasteczku. W każdym niemal zakładzie, fabryce, stoczni i instytucji. I działała też – chociaż w mniejszym stopniu – wśród rolników. To jest niewyczerpany i niewyczerpywalny pokład pamięci.
Małolaci z narodówki powinni nie tylko z Solidarnością maszerować w jej rocznicę, ale przede wszystkim uczyć się od niej: Jak stworzyć ruch narodowy jednoczący wszystkie warstwy Polaków. Kluczem była wiara, patriotyzm i sprawiedliwość, czyli solidarność narodowa. Solidarycę też można odziedziczyć.
Marek Jan Chodakiewicz
18.09.2018r.
Tygodnik Solidarność