Demokratyczny wybraniec. Jak oni wszyscy. Tyle, że jawny bandyta,
ale i tak na salonach
Podłączają im prąd do genitaliów, duszą, wieszają głową w dół, zamykają z fekaliami. To nie komunizm. To Dumokracja
Po torturach niewinni zeznają, co chce FSB
Magomieda Dolijewa oskarżono, że wraz z żoną ograbił bank. Maltretowano ich oboje. W czasie gdy kobietę bito i porażano prądem, jej mąż został uduszony. Przed śmiercią Magomieda jego torturowanej żonie podsunięto telefon. „Znasz głos swojego męża?” – zapytał śledczy. „Chcesz posłuchać, jak krzyczy?”.
„Z wykręconymi do tyłu rękami, leżałem przytroczony do żelaznych belek pryczy – Nikołaj Zabołocki 1938”. „Powiedziałem im, że niczego nie rozumiem, a zaraz potem zostałem po raz pierwszy porażony prądem – Wiktor Filinkow 2018”. Transparenty z taką treścią trzymali uczestnicy majowego mityngu w Petersburgu, którzy protestowali przeciwko ujawnianym ostatnio przypadkom stosowania tortur przez śledczych Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB).
Nawiązanie do roku 1938 (cytowany Zabołocki był represjonowanym wówczas poetą) jest dla każdego Rosjanina zrozumiałe. To apogeum Wielkiej Czystki, której ofiarą padło około 20 milionów ludzi poddanych torturom, uwięzionych w łagrach lub rozstrzelanych (liczbę tych ostatnich szacuje się na około 7 milionów). Niemal każdy Rosjanin ma w swojej rodzinie kogoś, kto został wtedy aresztowany i poddany represjom. Dziś to już odległa przeszłość, ale pozostaje w pamięci wciąż żywa. Dlatego musi budzić przerażenie świadomość, że i teraz można po wyjściu z domu zostać zatrzymanym na ulicy, a potem na długo zniknąć bez wieści.
Pięć godzin rażenia prądem
23-letni Wiktor Filinkow jest programistą. 24 stycznia tego roku wybierał się w podróż. Pojechał na lotnisko Pułkowo pod Petersburgiem. Odprawił się, przeszedł kontrolę bezpieczeństwa i czekał na wejście do samolotu. Jednak nigdzie nie odleciał. Nie wiadomo, co się z nim stało, po prostu przepadł. Jego żona zaalarmowała członków petersburskiej komisji praw człowieka. Nie poszła na policję, bo jej mąż działał w nieformalnym ruchu anarchistów, podejrzewała zatem, że za jego zniknięcie mogą odpowiadać władze.
Poszukiwaniami Filinkowa zajęła się Jana Tieplicka, matematyczka udzielająca się społecznie w komisji zajmującej się obroną praworządności. Przez pierwsze dwa dni odbijała się od drzwi oficjalnych instytucji. Zarówno na policji, jak i w FSB nikt oficjalnie nic o Filinkowie nie słyszał. „Nie było tu takiego” – odpowiadali. Filinkow odnalazł się dopiero w sądzie i to jedynie dzięki temu, że sądy zobowiązane są do publikowania informacji na temat prowadzonych postępowań. Okazało się, że został aresztowany tymczasowo na dwa miesiące pod zarzutem udziału w bezimiennej organizacji terrorystycznej. Dopiero po kolejnych etapach śledztwa organizację tę nazwano „Sieć” i pod taką nazwą trafiła do mediów.
Filinkowa zatrzymano na lotnisku. Funkcjonariusze FSB odebrali mu telefon, wyprowadzili na zewnątrz i zawieźli najpierw na komisariat policji, a potem do szpitala. Tam lekarze przebadali go i wypisali na specjalnej karcie, że jest całkowicie zdrowy. Wkrótce potem wyjaśniło się, w jakim celu zrobiono mu badania. Śledczy wywieźli Filinkowa do lasu i przez bite pięć godzin torturowali go prądem. Gdyby nie był zdrowy, zapewne nie przeżyłby „przesłuchania”.
Po takiej dawce tortur Filinkow był już gotów przyznać się do wszystkiego. Potwierdził, że jest terrorystą i że planował przeprowadzenie zamachów bombowych w trakcie Mundialu, „sypnął” też pozostałych członków „organizacji”. Mając te „zeznania”, śledczy przekazali je do sądu, który wydał postanowienie o tymczasowym aresztowaniu Filinkowa.
Ten młody informatyk to zaledwie jeden z kilku uczestników domniemanego spisku terrorystycznego, których aresztowano i poddano brutalnym przesłuchaniom. Wszyscy wywodzili się ze środowiska lewicowych anarchistów. Jak sami twierdzą, łączą ich wyłącznie wspólne poglądy, nic więcej. Część z nich wspierała Wiaczesława Malcewa, anarchizującego opozycjonistę przebywającego na emigracji, który nawołuje za pośrednictwem YouTube do rewolucji w Rosji i obalenia Władimira Putina. Choć popularność Malcewa jest niewielka (jego kanał został zresztą zablokowany w Rosji), ucieleśnia on największe fobie Kremla, obawiającego się sterowanej z zewnątrz rewolucji. Być może dlatego stali się celem brutalnych represji.
Usta pełne krwi
26-letni Dmitrij Pczelincew jest instruktorem strzelectwa z Penzy. Zatrzymano go jeszcze w październiku 2017 roku. Wedle jego relacji, bito go, wieszano głową w dół i torturowano prądem elektrycznym. „Z bólu tak zaciskałem zęby, że całe usta miałem we krwi” – opowiadał podczas widzenia z żoną. „Zostały mi tylko dwa zęby, wszystkie pozostałe wypadły. Znalazłem się w piekle”.
Gdy uzyskano już wszystkie „zeznania”, zaczęto go nękać w inny sposób. W celi umieszczono głośnik, z którego transmitowano miejscową rozgłośnię radiową, nadającą reklamy i rosyjski pop. „Nie wiem, skąd wydobywa się ta muzyka, jakby gdzieś z otworów wentylacyjnych” – opowiadał swoim obrońcom Pczelincew. „Ale gra tak głośno, że nie można czytać, nawet własnych myśli się nie słyszy. Po prostu od 6 rano do 10 wieczór mam tu codziennie jakąś p...loną dyskotekę”.
Pczelincewa badali lekarze, ale – podobnie jak w przypadku Filinkowa – uznali, że jest zdrowy. Dopuszczono do niego również przedstawicieli oficjalnych organizacji monitorujących przestrzeganie praw aresztantów. Ci zauważyli ślady tortur, ale gdy zajrzeli do wyników badań, niczego tam nie znaleźli. Uznali więc, że wszystko jest w porządku i nie stwierdzili żadnych poważniejszych nadużyć ze strony funkcjonariuszy FSB.
Według dziennikarza Ilji Rożdiestwienskiego FSB posiada tajne areszty, w których torturuje się przesłuchiwanych. Jeden z takich aresztów ma znajdować się – wedle relacji Rożdiestwienskiego – na południowo-zachodnich przedmieściach Moskwy. Jego istnienie wyszło na jaw za sprawą braci Azimowów, rzekomych organizatorów zamachu terrorystycznego na metro w Petersburgu.
W kwietniu 2017 roku w jednym z wagonów petersburskiego metra wybuchła bomba. Zginęło 14 osób, a 50 zostało rannych. I choć w śledztwie ustalono, że ataku dokonał pochodzący z Kirgistanu zamachowiec-samobójca Akbardżon Dżałiłow, władze domagały się znalezienia i postawienia przed sądem jego „pomocników”, aby wykazać się przed mieszkańcami Petersburga determinacją i pochwalić się, że dopadli bandytów żywcem.
Porażano palce, uszy i narządy płciowe
Następnego dnia w ręce FSB wpadł 27-letni Kirgiz Abror Azimow. Został przewieziony do tajnego więzienia, gdzie poddano go torturom, aby wymusić zeznania. Przez dwa tygodnie był bity i poddawany elektrowstrząsom. Gdy w końcu przyznał się do winy, zainscenizowano jego oficjalne aresztowanie, a nagrania wideo z „zatrzymania” przekazano stacjom telewizyjnym.
Aresztowano również Akrama Azimowa, starszego brata Abrora, który miał jakoby otrzymać pieniądze z Turcji, od przedstawiciela bliżej nieokreślonej organizacji terrorystycznej z Bliskiego Wschodu. Akram został zatrzymany 15 kwietnia przez funkcjonariuszy kirgiskich służb specjalnych, którzy aresztowali go w szpitalu i natychmiast odwieźli na lotnisko, skąd skuty kajdankami odleciał samolotem do Moskwy. Tu przejęło go FSB, które umieściło go w swoim podmoskiewskim tajnym areszcie.
Azimow przez cztery dni nie dostawał nic do jedzenia oprócz wody. Ciśnięto go do pustej celi, w której porozrzucane były plastikowe butelki z fekaliami. Do nich miał załatwiać swoje potrzeby. „Gdy zobaczyłem te butelki, pomyślałem, że już stąd nigdy nie wyjdę” – opowiadał Akram Azimow.
Kirgiz torturowany był przez cztery dni. Podłączano mu prąd do palców u rąk i nóg, do uszu i do narządów płciowych. Oprócz tego był bity i krępowany kablami elektrycznymi. Jak opowiada, kładziono mu również na twarz szmatę, którą powoli polewano wodą. Przez nasączony materiał nie dawało się oddychać.
Obaj bracia odwołali potem swoje zeznania i złożyli oficjalne skargi do Komitetu Śledczego, opisując tortury, jakim ich poddano w tajnych aresztach. Podobne skargi, tyle że do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, złożyło również kilku innych byłych więźniów FSB.
Jakby płonęły wnętrzności
Im dalej do Moskwy i Petersburga, tym bezkarność służb rośnie i nadużycia stają się większe. Na zajętym w 2014 roku Krymie FSB postanowiła pilnie stworzyć wewnętrzną agenturę, dzięki której mogłaby monitorować nastroje ludności i inflitrować wrogie im środowiska. Pod lupę wzięto przede wszystkim ludność tatarską. Metoda była prosta: zatrzymanie pod byle zarzutem, zastraszanie i bicie oraz obietnica zaprzestania represji pod warunkiem podpisania zobowiązania do współpracy.
Jedną z ofiar FSB stał się Ibrachimdżon Mirpoczajew, pochodzący z tatarskiej rodziny mechanik samochodowy z Krymu. Rosjanie oskarżyli go o kontakty z Państwem Islamskim.
„Zabrali mnie do pokoju przesłuchań, tam zdjęli mi dżinsy i majtki, a potem przewrócili na podłogę” – opowiada Mirpoczajew. „Ręce wykręcili mi do tyłu i obwiązali taśmą samoprzylepną. Potem podłączyli mi jakieś urządzenie i puścili prąd. Rzucało mną we wszystkie strony, czułem jakby płonęły mi wnętrzności. Powtarzali to jeszcze 6-7 razy. W końcu nie wytrzymałem i krzyknąłem: Dość, starczy! Powiem wam już wszystko, co tylko chcecie!”.
Wtedy Mirpoczajew usłyszał przeraźliwe krzyki swojego brata. Torturowano go w sąsiednim pokoju. Gdy obaj podpisali zobowiązanie do współpracy, wywieziono ich do lasu i tam zostawiono. Mirpoczajew twierdzi, że nie chciał być donosicielem, wydostał się nielegalnie z Krymu i uciekł do Kijowa.
Czasami, choć rzadko, zdarza się, że sadystyczni śledczy ponoszą karę za maltretowanie zatrzymanych ludzi. Zwłaszcza wtedy, gdy posuną się za daleko i doprowadzą do czyjejś śmierci. To dlatego FSB zleca przeprowadzanie badań lekarskich przed rozpoczęciem „przesłuchania”. Jednak „standardy” moskiewskie czy petersburskie nie są przestrzegane na dalekiej prowincji.
Zaciskali mu torbę na szyi, aż się udusił
W Inguszetii na Kaukazie aresztowano tamtejszych funkcjonariuszy CPE (Centrum Przeciwdziałania Ekstremizmowi), specjalnej komórki MSW do zwalczania ekstremizmu. Przy czym pojęcie to jest w dzisiejszej Rosji rozumiane bardzo szeroko, ekstremistą może być zarówno starszy pan narzekający na niską emeryturę, nastolatka wspierająca opozycjonistę Andrieja Nawalnego, jak i uzbrojony po zęby islamista.
Szef inguskiego CPE Timur Chamchojew przekształcił podległą mu jednostkę w bandę rekieterów, którzy korzystając z ochrony, jaką dawały im legitymacje FSB, zaprowadzili terror wśród mieszkańców republiki. Otoczony ogromnym dziesięciometrowym płotem budynek CPE w Nazraniu budził strach, w opinii miejscowych nie każdy wychodził stamtąd żywy. Sami funkcjonariusze chętnie podtrzymywali tę legendę.
Jednego z maltretowanych, oficera Biura Walki z Korupcją inguskiego MSW, bito głową o betonową podłogę, aby zmusić go do współpracy (czyli przymykania oczu na przestępstwa finansowe i wymuszenia, których dopuszczali się śledczy). Gdy ciągle odmawiał, padła komenda: przygotować łopaty i samochód. Ostatecznie nie został zabity, bo podczas przewożenia go samochodem udało mu się zaalarmować swoich kolegów z biura.
Sadyści z CPE wymuszali zeznania, bijąc kolbami karabinów po głowie, kopiąc, porażając prądem. Ich ofiarą mógł być każdy, młody i stary, mężczyzna lub kobieta. Jednak ulubioną metodą tortur było zakładanie przesłuchiwanemu torby na głowę i zaciskanie mu jej na szyi, aż do chwili, gdy zacznie się dusić. Wówczas na chwilę odpuszczano, aby ofiara zaczerpnęła powietrza i rozpoczynano od nowa. W ten właśnie sposób w lipcu 2016 roku zabity został były milicjant Magomied Dolijew, którego oskarżono o to, że wraz z żoną ograbił bank. Maltretowano ich oboje, w czasie gdy żonę Dolijewa bito i porażano prądem, jej mąż został uduszony. Przed śmiercią Magomieda jego torturowanej żonie podsunięto telefon. „Znasz głos swojego męża?” – zapytał śledczy. „Chcesz posłuchać, jak krzyczy?”.
Co ciekawe, śmierć Dolijewa, nie zakończyła kariery sadystów z inguskiej bezpieki. Zdaniem władz Inguszetii przesadzili dopiero wtedy, gdy napadli i obrabowali pochodzącego z Azerbejdżanu Amiła Nazarowa, zabierając mu samochód Audi A6, iPhone'a 5 oraz wymuszając 800 tysięcy rubli haraczu. Nazarow – jak się jednak okazało – był blisko związany z ówczesnym premierem Inguszetii Abubakarem Małsagowem, a to wystarczyło, żeby zakończyć trwającą kilka lat bezkarną działalność Chamchojewa i jego bandytów. Dopiero wtedy aresztowano ich pod zarzutami zabójstwa Dolijewa, stosowania tortur i popełnienia wielu innych przestępstw.
Proces przed garnizonowym sądem wojskowym w Nalczyku rozpoczął się w maju. 27 lipca siedmiu oskarżonych usłyszało wyroki: od 3 do 10 lat łagru. Niewiele, jak za zabicie człowieka i torturowanie dziesiątek innych. Wygląda więc, że na razie śledczy w Rosji raczej nie muszą się niczego obawiać. Polityka władz się nie zmieniła, muszą jedynie pilnować, aby przypadkiem nie przesadzić.
Konrad Kołodziejski
02.10.2018r.
Tygodnik TVP.PL