Cywilizacja Zachodu w poważnym kryzysie - Prof. Zbigniew Stawrowski

 

Wszystko to jest legitymizowane przez motłoch, plebs i "jego" wybrańców
Cywilizacja Zachodu w poważnym kryzysie

Artykuł prof. Zbigniewa Stawrowskiego ukazał się jako komentarz do książki prof. Roszkowskiego pt. „Roztrzaskane Lustro. Upadek Cywilizacji Zachodniej.”

Cywilizacja Zachodu, w kręgu której żyjemy, znajduje się niewątpliwie w poważnym kryzysie.

Cywilizacja ta, z którą się identyfikuję i mam nadzieję, że również większość Polaków, a więc cywilizacja zachodnia w najlepszym sensie tego słowa, jest czymś wyjątkowym na tle innych cywilizacji. Jeśli spojrzymy na to, co stanowi jej istotę, trudno dostrzec w niej jakieś czynniki destrukcyjne, wręcz przeciwnie, jest ona przeniknięta duchem twórczości wyrosłym na fundamencie autentycznych wartości. Dzięki nim mogła rozwijać się przez wieki i stać się w pewnym momencie najważniejszą i najbardziej rozwiniętą ze wszystkich dotychczasowych cywilizacji. Wartości te pozwoliły cywilizacji zachodniej stać się, nie bójmy się tego słowa, wzorem dla innych obszarów kulturowych, wzorem niezwykle atrakcyjnym i przyciągającym.

Trudno wszakże zaprzeczyć, że od pewnego czasu towarzyszy nam poczucie kryzysu, upadku, a może nawet zbliżającego się końca, samozagłady Zachodu. To, co obecnie obserwujemy jest jednak czymś innym niż samozagładą Zachodu. (…)

Nie ma jednej cywilizacji zachodniej, lecz – już od dłuższego czasu – istnieją dwie cywilizacje, z których każda rości sobie prawo do miana prawdziwego Zachodu. Pierwsza z nich – ta, z którą my się identyfikujemy – ma starożytne korzenie. W pewnym momencie historii zaczęła z jej wnętrza wyrastać nowa cywilizacja, pasożytująca na tej pierwszej i niczym nowotwór wysysająca z niej żywotne soki. A skoro każda cywilizacja opiera się na jakiejś religii, na jakimś zespole absolutnych, fundamentalnych zasad jako najgłębszym źródle swojej tożsamości, znaczy to, że w pewnym momencie najpierw w Europie, a potem w szeroko rozumianym Zachodzie pojawiła się nowa religia, a mówiąc ściślej quasi-religia. Taką bowiem postać i takie znaczenie przyjmują współczesne ideologie. Mają one strukturę na wskroś religijną. Podsuwając całościowe, ale nader uproszczone rozumienie świata i prezentując doczesne cele jako absolutne dobro, kuszą ludzi wizją szczęścia i wolności jako świeckimi namiastkami zbawienia.

Faktem jest, że ta druga barbarzyńska cywilizacja nie najechała nas z zewnątrz, ale wyrosła wewnątrz, w ramach cywilizacji Zachodu. Ci, jak ich nazwałem wiele lat temu, „barbarzyńcy w garniturach”, nie chcą nas, tak jak dawni Hunowie zabić czy zniszczyć fizycznie. Nie musimy się więc na razie obawiać ich brutalnej przemocy. Oczywiście, o ile tylko jesteśmy w pełni sił i nie należymy do grona najsłabszych i bezbronnych, którzy – tak jak nienarodzone dzieci lub ludzie schorowani i w podeszłym wieku – nie mogą ze strony współczesnych Hunów liczyć na żadne względy, poza ofertą eutanazji, czyli „dobrej śmierci”. Zawarte w tym słowie szyderstwo z ofiar eutanazji czy aborcji (która jest przecież także szczególną formą eutanazji), bije w oczy, bowiem to, dla kogo taka śmierć miała by być faktycznie dobra, nie trudno odgadnąć.

Ta druga, barbarzyńska cywilizacja – powiedzmy to wprost – próbuje zabić nasze dusze. Pragnie i dąży do tego, żebyśmy się do niej przyłączyli, żebyśmy zdradzili całą naszą tożsamość, całe nasze dziedzictwo i zaczęli tańczyć tak, jak nam grają. Albo przynajmniej, żebyśmy schowali się tchórzliwie w gettach i nie przeciwstawiali się jej ekspansji.

Dostrzeżenie tego, że mamy dziś do czynienia z wojną kulturową, światopoglądową i religijną dwóch przeciwstawnych, obcych sobie cywilizacji, a nie po prostu wewnętrznym kryzysem jednej cywilizacji Zachodu, utrudnia i zaburza fakt, że każda nich głosi, że to ona właśnie jest kwintesencją, zwieńczeniem zachodniej cywilizacji, że to wyłącznie ona ma prawo do tego, by nazywać się prawdziwą cywilizacją Zachodu. Zamieszanie wywołuje to, że obie przyznają się do takich samych wartości, pojęć i haseł: do wolności, równości, braterstwa, sprawiedliwości i solidarności. Ta pozorna zgodność nie powinna jednak nikogo mylić. Każde z owych pojęć jest bowiem przez przedstawicieli tych cywilizacji rozumiane zupełnie inaczej, a nawet radykalnie inaczej. Za podobnymi słowami kryją się całkowicie inne wizje człowieka, relacji międzyludzkich, a także wspólnoty.

Przypomnijmy sprawy podstawowe. Nasza zachodnia cywilizacja, nie bez powodu nazywana też cywilizacją łacińską, zbudowana została na trzech filarach, wyrasta z trzech starożytnych korzeni. Po pierwsze opiera się na dorobku głównego nurtu filozofii greckiej reprezentowanej przez przede wszystkim przez Sokratesa, Platona, Arystotelesa i stoików. Podkreślmy raz jeszcze – głównego nurtu – ponieważ obecna barbarzyńska cywilizacja Zachodu także znajdzie swoich protoplastów w podręcznikach starożytnej filozofii greckiej. (…) Najważniejsi starożytni filozofowie patrzyli na świat i widzieli w nim nie chaos, lecz kosmos, czyli rozumnie uporządkowaną, harmonijną całość. Greckie słowo „kosmos” zawiera w swej treści nawet więcej niż tylko „porządek”, mianowicie coś, co w języku polskim lepiej oddaje słowo „ład”. Kosmos jest bowiem estetycznie ładny, zawiera w sobie także element piękna. Z tym zapomnianym, estetycznym wymiarem słowo kosmos, stykają się na co dzień nasze panie poprawiając swoją urodę za pomocą ”upiększaczy”, czyli kosmetyków.

Spoglądając na świat jak starożytni Grecy, widzimy ład, porządek, podziwiamy nasze otoczenie. Gdy patrzmy w gwiazdy, na piękną przyrodę, budzi się w nas zachwyt wobec czegoś, co zostało nam dane, co nie wypływa z nas samych, lecz jest ofiarowanym nam darmo darem. W zachwycie przejawia się postawa wdzięczności wobec Stwórcy, którą odnajdziemy już u starożytnych Greków. Co więcej, za pomocą naszego umysłu możemy poznawać strukturę kosmosu, nie tylko gwiazd i przyrody, ale także naszej wewnętrznej ludzkiej natury. Odkrywając zaś w naturze piękno i porządek, możemy podejmować zgodne z nimi właściwe, rozumne, piękne działania. (…)

Na fundamencie cywilizacji greckiej, dodając swoje elementy i swoją specyfikę, wyrosła kultura czy cywilizacja rzymska, której zawdzięczamy szczególną wrażliwość na kwestię stosunków prawnych jako sposobu rozumnej organizacji relacji międzyludzkich. To Rzymianie wszystkim swoim obywatelom przyznali równe prawa i ściśle tego przestrzegali. (…) Odziedziczyliśmy po Rzymianach także kategorię osoby jako podmiotu własności, na której opiera się, obowiązujące po dziś dzień, prawo cywilne krajów Zachodu.

Grekom i Rzymianom zawdzięczmy ponadto wypracowanie klasycznego, zachodniego wzorca dobrze urządzonej wspólnoty politycznej. Ale nie była nim bynajmniej demokracja, lecz mówiąc po grecku politeia, a po rzymsku – res publica. Chodziło o wizję wspólnoty politycznej, w której ludzie pełniący funkcje polityczne i sprawujący władzę wyróżniają się jedną podstawową cechą: troską o dobro wspólne. To jest właśnie precyzyjne określenie sensu republiki. Republika to – jak pisał Cyceron – „wspólna sprawa, o która dbamy pospołu, nie jako bezładna gromada, tylko liczne zgromadzenie, jednoczone uznawaniem prawa i pożytków z życia we wspólnocie”. Taki właśnie republikański ideał dobrze zorganizowanej wspólnoty politycznej wszyscy członkowie naszej cywilizacji po dziś dzień noszą w tyle głowy.

Na przygotowanym już wcześniej fundamencie greckim i rzymskim mogło swe dzieło budować chrześcijaństwo, które przyniosło ze sobą przede wszystkim nowy obraz Boga – nie tylko Stwórcy, wszechpotężnego Pana i Władcy, ale przede wszystkim Boga miłości, kochającego Ojca zatroskanego o swe dzieci. A ponieważ ludzie zostali stworzeni na Jego obraz i podobieństwo, wynikła z tego konkretna wizja człowieka, który tak jak Bóg musi być rozumiany przede wszystkim przez pryzmat miłości. Co więcej, chrześcijaństwo, dla którego stworzenie jako dzieło Bożej dobroci jest z istoty dobre, niosło w sobie otwarcie na wszelkie obecne w świecie okruchy prawdy i dobra. Mogło dzięki temu wchłonąć bez problemu wszystko to, co prawdziwie dobre w tradycji greckiej i rzymskiej, a potem także w innych cywilizacjach, kulturach i  tradycjach. „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” – mówił założyciel chrześcijaństwa.

Oto obraz Zachodu, z którym się identyfikujemy, budowanego w duchowej przestrzeni chrześcijaństwa, które niesie w sobie wszystko to, co najlepsze, także to, co zrodziło się poza nim we wcześniejszych epokach i co zawdzięcza swoim poprzednikom. Wymieńmy najważniejsze wartości, bez których nie ma chrześcijaństwa i nie ma prawdziwego Zachodu. Przede wszystkim – prawda, wartość nie tyle chrześcijańska, co uniwersalna. Już pogańscy Grecy uznawali za rzecz najważniejszą dążenie do prawdy, co daje się sensowne pomyśleć tylko wtedy, gdy ufamy, że świat jest rozumny, że można go poznawać i że stanowi to nasze zadanie. Podstawową zaś prawdą dotyczącą człowieka jest to, że skoro jest umiłowany przez samego Boga, tak samo winien miłować innych ludzi. Miłość, czyli bezinteresowna troska o dobro drugiego, aby być prawdziwą miłością a nie jakimś zwodniczym uczuciem, musi jednak zawsze dostrzegać, że kieruje się ku osobie stworzonej na obraz i podobieństwo Boga. (…)

Nowa barbarzyńska cywilizacja Zachodu głosi wszem i wobec, że najważniejszą wartością jest dla niej miłość. Pytanie tylko, w jaki sposób rozumiana? Na początku V wieku św. Augustyn pisał proroczo w swym dziele O państwie Bożym o dwóch rodzajach miłości: „Dwie miłości więc powołały dwa państwa: miłość własna, posunięta aż do pogardy Boga, powołała państwo ziemskie; miłość Boga zaś, posunięta aż do pogardzania sobą, powołała państwo niebieskie”. Miłość to wprawdzie piękne słowo, ale okazuje się, że istnieje też taka forma miłości, która buduje społeczność pełną grzechu, nazwaną tu państwem ziemskim, co w kontekście myśli św. Augustyna oznacza po prostu królestwo szatana. Taka społeczność również bazuje na miłości, ale jest to miłość własna, skupiona na sobie – samolubna, egoistyczna, narcystyczna. Natomiast dla ludzi ukształtowanych w kręgu chrześcijaństwa słowa o miłości Boga przekładają się wprost na przykazanie miłości bliźniego. (…) Trawestując nieco myśl św. Augustyna, można by powiedzieć: „Miłość własna, posunięta aż do pogardy bliźniego, buduje królestwo szatana. Miłość bliźniego, posunięta aż do pogardzania sobą, buduje królestwo niebieskie”.

Druga pozornie wspólna wartość to wolność. Słyszymy nie od dziś liczne głosy zarzucające chrześcijanom, że są przeciwnikami wolności. Owszem, są przeciwnikami, lecz nie wolności, ale niczym nieograniczonej swawoli. Jeśli chodzi o wolność, wolność rozumianą jako sposób realizacji dobra, są jej największymi orędownikami. (…)

Wspomnę tu jako przykład niezwykłego myśliciela, Giovanni Pico della Mirandola (1463 – 1494), autora powiedzenia „człowiek jest kowalem własnego losu”. Jako dwudziestoparoletni młodzieniec podjął on próbę zorganizowania zjazdu filozofów i teologów z całego świata, by rozwiązać na nim wszystkie problemy, które nurtowały ówczesną cywilizację. Nie udało mu się to z różnych powodów, otruty umarł w wieku zaledwie 31 lat. Wcześniej jednak, przygotowując się do owego naukowego kongresu, napisał sławną mowę O godności człowieka, której początek jest dla nas szczególnie interesujący.

Pico della Mirandola w nawiązaniu do I rozdziału księgi Genesis opisuje, jak to Bóg, stwarzając człowieka, nie obdarzył go żadną szczególną naturą, tylko oddał jego los w jego własne ręce. „Nie wyznaczyłem ci, Adamie – mówi Bóg według Mirandoli – ani określonej siedziby, ani własnego oblicza, nie dałem ci też żadnego zadania, abyś jakiejkolwiek siedziby zapragniesz, jakiegokolwiek oblicza, jakiejkolwiek służby, posiadł to zgodnie z życzeniem i zamysłem. Określona natura innych stworzeń jest związana prawami przeze Mnie ustanowionymi, ciebie zaś, nieskrępowanego żadnymi ograniczeniami, oddaję w twe własne ręce, abyś zgodnie ze swą własną wolą określił swoją naturę, abyś sam, w sposób wolny i godny ciebie, tworząc siebie nadał sobie taki kształt, jaki zechcesz. Będziesz mógł degenerować się do poziomu zwierząt, będziesz też mógł się odradzać i mocą swej woli wznosić się do poziomu boskiego”.

Oto piękna wizja człowieka, który został obdarzony przez Stwórcę możliwością kształtowania samego siebie. (…)

Horyzont został wyraźnie zaznaczony. Mimo, że człowiek faktycznie otrzymał dar autokreacji, może z niego korzystać tylko w pewnej uporządkowanej przestrzeni etycznej, której wektory są dane i nie zależą już od niego. Jest to przestrzeń, która pokazuje, co kieruje nas w górę, a co w dół, co prowadzi w stronę Boga, Stworzyciela, Ojca, a co sprowadza do poziomu zwierząt. Jeżeli z opowieści Mirandoli pominiemy ostatnie zdanie, otworzy się przed nami fałszywa wizja absolutnej wolności człowieka i absolutnej jego kreatywności (…)

Taka właśnie wizja człowieka i jego absolutnej, bezgranicznej wolności była od tej pory wielokrotnie powtarzana w różnych formach. Jej najbardziej znana wersja pochodzi od „mędrca z Trewiru”, Karola Marksa, i streszcza się w słowach: „Filozofowie rozmaicie tylko interpretowali świat, chodzi o to, by go zmienić”. Nie chodzi zatem o to, żeby poznawać, interpretować, ale o to, żeby tworzyć zupełnie nowy świat . Kryterium prawdy nie stanowi już rzeczywistość, a więc to, co jest, lecz to, co my chcemy wprowadzić, zbudować, wykreować. Konsekwencją takiej postawy jest to wszystko, co obserwujemy dzisiaj – co raz dalej idące próby przemiany ludzkiej natury, wyzwolenia się od wszystkiego, co jest dane, od elementów kulturowych, tradycji, historii, a ostatnio już nawet od biologicznej natury. Nie dostrzega się już tego, że coś, na przykład nasza płeć, jest nam dane a więc podarowane, że jako rozumne i piękne zasługuje na naszą wdzięczność. Przeciwnie – to, co zostało nam dane i wpisane w naszą naturę i kulturę, traktowane jest jako ograniczenie naszej wolności, jako zniewolenie. Poszukując wolności rozumianej jako pełne wyzwolenie, odrzuca się wszystko to, co trwałe i rzeczywiste, budując świat pełen chimer zrodzonych w schorowanej wyobraźni. Jeszcze nie tak dawno mogliśmy tylko domyślać się, do czego to wszystko prowadzi, dziś wystarczy rozejrzeć się wokół siebie i uważnie popatrzeć. Albo poczytać w dziełach wnikliwych obserwatorów dzisiejszej epoki – choćby w Roztrzaskanym lustrze. Upadku cywilizacji zachodniej Wojciecha Roszkowskiego.

Prof. Zbigniew Stawrowski

Filozof polityki, profesor w Instytucie Politologii UKSW, recenzent książki „Roztrzaskane Lustro. Upadek Cywilizacji Zachodniej”. Współzałożyciel Collegium Civitas. Współzałożyciel i dyrektor Instytutu Myśli Józefa Tischnera w Krakowie.

Od red.Rp
Profesor to jeden z bardzo wielu uwiedzionych przez KOwca Tischnera.

04.06.2019r.
wPolityce

 
RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Dołącz do nas - Aktualności RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrócie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet