Kiedy "wyżej rozwinięci" z woli swoich wybrańców sprowadzeni zostaną do roli
I wojna, pierwsza okupacja
Liberalny nacjonalista litewski Vejas Gabriel Liulevicius w „War Land on the Eastern Front: Culture, National Identity, and German Occupation in World War I” (Cambridge and New York: Cambridge University Press, 2000) zbyt mocno i stąd anachronicznie przenosi doświadczenia II wojny światowej na wcześniejszy globalny konflikt. Przyznajmy, że pierwsza w XX w. niemiecka okupacja Międzymorza była twarda i brutalna. Jednak dowodzeni przez pruskich monarchistów Niemcy lat 1914-1918 nie byli Niemcami kierowanymi przez narodowych socjalistów z lat 1939-1945. Autor jednak twierdzi, że w tym wypadku praktyka niemiecka wyprzedziła nazistowskie teorie. Być może zasadne jest porównanie obu okupacji w stosunku do ludności etnicznie litewskiej: w obu wypadkach faktycznie istniały podobieństwa – koncesje kulturowe i administracyjne w zamian za eksploatację gospodarczą i kolaborację polityczną. Ale porównanie z Polakami, a już szczególnie Żydami, nie jest zasadne. W czasie I wojny Polacy byli sekowani, a Żydzi faworyzowani, przynajmniej początkowo. Niemcy odnajdowali u nich wspólnotę językową (s. 119-120). „W tych podbitych ziemiach niemieccy okupanci stanęli twarzą w twarz z przeszłością, w którą nie potrafili efektywnie się insynuować (!), podczas gdy gruby supeł żywych związków historycznych w tym regionie odmówił ustąpić dla zdobywców miejsce” (s. 129).
Aby sobie ułatwić sprawę, Liulevicius zajął się historią społeczną, a nie polityczną. Ignoruje w znacznej mierze roszady polityków. Koncentruje się na losie zwykłych szaraków. W wyrachowany sposób pomija sprawy polskie, na przykład pisząc generalnie o „ludziach”, kiedy chodzi o Polaków, co pomaga mu uniknąć drażliwych tematów i tworzyć wrażenie nieobecności polskiej. Winduje też sprawę litewską poza przysługujące jej proporcje przez instrumentalne przemilczanie miejscami losów innych nacji, a jednocześnie okresowo przywołuje doświadczenie żydowskie, co tworzy wrażenie fałszywej analogii z litewskim, szczególnie tam, gdzie autor postuluje parytet między ofiarami polityki Niemców. Jest to uprawnione jedynie w pewnym stopniu. Nawet w czasie I wojny światowej ofiary nie były sobie równe, niektóre etnosy doświadczyły bowiem więcej cierpień. A akurat Litwini należeli do relatywnie uprzywilejowanych politycznie przez Berlin nacji. Głównie kosztem Polaków.
W zwięzły sposób niemiecką politykę okupacyjną można opisać tak: „W całym kraju oczyszczono drogi i miasta, podczas gdy administracja zorganizowała programy publicznej higieny, zbudowała łaźnie, usprawniła systemy sanitarne i kanalizację, uregulowała prostytucję, zapędziła tubylców do łaźni i szczepiła ich na siłę” (s. 160).
Jako cel naczelny Niemcy postawili sobie totalną transformację Intermarium, aby wymusić na tych krajach zbliżenie się do germańskiego ideału. Od początku okupanci zmagali się z kwestią okiełzania Kresów. Odpowiedzią zdawały się być koncepcja i slogan „niemieckiej pracy” – „Deutsche Arbeit”. Charakterystycznie niemiecki rodzaj pracy dałby niemieckie linie i cechy ziemi, pieczętując to miejsce, zmieniając je tak, że okupanci w końcu rozpoznaliby się na transformowanych terytoriach. „Niemiecka praca” kształtowała i porządkowała: nakreślała granice, racjonalizowała, definiowała, doglądała, kanalizowała energię. Dlatego armia zmieniłaby to miejsce, nadając niemiecką formę ich cudzoziemskiej, obcej zawartości... Źródłem sloganu był Wilhelm Heinrich Riehl i jego praca „Die deutsche Arbeit” (1861)… Prawdziwą wagą wkładu Riehla nie była pompatyczna argumentacja, ale samo sformułowanie. Już tylko tytuł wykwitł największymi konsekwencjami, wdzierając się w popularną wyobraźnię. Termin „niemiecka praca” pojawił się w piśmiennictwie politycznym przynajmniej na dekadę przed wojną w kwestii działalności kolonialnej. Naprawdę jednak zadomowił się podczas wojny jako sposób na wyrażanie nadziei, że ten konflikt nie był jedynie niszczycielski, ale również stwarzał szansę dla Niemców, aby wybudować nowy świat. Na Wschodzie termin ten podrasowano dalej formułą „Kulturarbeit” (praca kulturalna), którą zajęli się rzecznicy administracji w połączeniu z potężnym wyrażeniem „Kultur”. Na Wschodzie pojęcia „niemieckiej pracy” i „pracy kulturalnej” scaliły się w jedno, bo były one oczywiście jednym i tym samym. Niemcy z Reichu określali siebie samych (nie bez patosu, jak widać po mniej niż perfekcyjnych rezultatach) jako naród budujący państwo. Niemiec w tym sensie był to ktoś, kto zarządzał i dawał porządek. Za pomocą „niemieckiej pracy” Niemcy mieli znaleźć dla siebie tożsamość usprawiedliwiającą ich obecność na Wschodzie. To wszystko miało być osiągnięte przez ich najistotniejszą instytucję: wojsko... Okupanci powtarzali ten termin [Kultur] na okrągło jako wytłumaczenie swej obecności. Rozbrzmiewał w oficjalnych i propagandowych dokumentach administracji, przesiąkając „samoprzedstawianie się” tego państwa militarnego... W końcu to znaczyło, że środki „niemieckiej pracy” usprawiedliwiały wszelkie cele w tej tabula rasa, jaką był Wschód (s. 45-46).
Jednym z kluczy do sukcesu „niemieckiej pracy” było dobre samopoczucie okupantów. Propaganda oficjalna dlatego podkreślała wyższość cywilizacyjną niemieckich żołnierzy, którzy mieli swoją Kultur szczodrze dzielić się z ludnością podbitą, a nawet – jak trzeba – ją narzucać. „Niemiecką misją kulturową Ober-Ost było dawać najlepszy przykład prymitywnym ludom Wschodu” (s. 139).
Częścią „niemieckiej misji kulturowej” było na przykład wymuszenie higieny na tubylcach oraz zwalczanie epidemii. Odbywało się to bardzo brutalnie, odwszawiano bezwzględnie, a czystość utrzymywano surowo. „Przymusowe czyszczenie” szczególnie negatywnie odbijało się na kresowych Żydach” (s. 74-75, 80, 92, 105-106, 154-155, 160, 260).
Ponadto okupant starał się bardzo kontrolować przepływ ludności i towarów na opanowanych przez siebie terytoriach. Nazwał to „Verkherspolitik”. Cel był prosty: totalna kontrola władz nad ludnością. Szczególnie dotyczyło to spraw wypełniania obowiązkowych, praktycznie nieodpłatnych świadczeń na rzecz Niemców: kontyngentów żywnościowych oraz pracy przymusowej (tzw. szarwarki, transport materiałów i ludzi, czyszczenie, odśnieżanie). Wypełniano te obowiązki w ramach kontekstu biurokratycznego i infrastrukturalnego tworzonego przez Niemców. W pewnym sensie było to ćwiczenie w kolonialnym zarządzaniu podbitych ziem. Ponadto, jak twierdzi Liulevicius, niemieckie porządki na wschodnich rubieżach stały w kontraście do amerykańskiego stylu zarządzania pograniczem. „Teza pogranicza niemieckiego Wschodu byłaby radykalnie różna od pionierskiej tezy Zachodu Ameryki. Zamiast mitu indywidualnej niezależności i samowystarczalności, które wytworzyły poglądy demokratyczne, kolektywnym celem tutaj było zarządzanie, czyszczenie i kontrola” (s. 162).
Wymuszano na miejscowych podporządkowanie się drakońskim germańskim przepisom, które były im obce nawet pod władzą carską. „Tubylców bez dowodów tożsamości aresztowano i karano grzywnami. Poprzez środki «Verkehrspolitik» [polityki ścisłej kontroli przepływu ruchu] administracja [Ober-Ost] miała zamiar stworzyć nowoczesny, służalczy etos pośród ludności. Bezwzględne rozkazy miały stworzyć nową świadomość, według której tubylcy uczyli postrzegać siebie w nowy sposób: jako przedmioty statystyki, posiadacze papierów identyfikacyjnych, pionki przestawiane po całej mapie. Wynikiem tego jednak było zasianie terroru wśród tubylców, którym nie wytłumaczono powodów takich działań. Ten epizod z wydawaniem papierów identyfikacyjnych jest kluczowy dlatego, że pokazuje nam kategorie praktyki, które wdrażano tutaj: przez pryzmat «Verkehrspolitik» ludzie stali się «populacjami» oraz przedmiotami statystycznymi do «przetworzenia». Wojsko wypełniło ten obowiązek przekształcania ludzi w najlepszy sposób, jaki znało: za pomocą przymusu i siły” (s. 108).
Polityka ta spaliła na panewce, nie miała bowiem umiaru w swojej żarłoczności i wszędobylstwie. „Ambicje Verkherspolitik jednak były tak totalne i bez ograniczeń, że jej klęska była w nią samą zaprogramowana od początku. Było to spowodowane tym, że administracja w swoim wojskowym utopizmie starała się osiągnąć wzajemnie sprzeczne cele (totalne bezpieczeństwo militarne i kontrola ruchu tubylczego, które się zderzyły z odnową gospodarczą). Rezultatem tego było, że żadnego z nich nie osiągnięto. Ale najbardziej decydującym był prosty fakt, że ta właśnie potworna ambicja została stworzona, wybudowana jako wizja przyszłości dla administracji wojskowej. W tym momencie rzeczywistości nie mierzono według racjonalnych oczekiwań, ale według tej wizji «Verkehrspolitik». Żadna rzeczywistość nie była w stanie wypełnić takich utopijnych wymagań” (s. 108).
Polityka kontroli, prześladowań, represji i wymuszeń stopniowo doprowadziła do oddolnego buntu. Szczególnym resentymentem darzono prace przymusowe. Zdawanie kontyngentów też wywoływało nienawiść. Opresyjny system Ober-Ost wywołał oburzenie wśród podbitej ludności. „Przełom nastąpił, gdy tubylcy poczuli, że niemiecka okupacja była nawet gorsza niż rządy rosyjskie” (s. 181). Polacy nie mieli wątpliwości od początku. Ale po pewnym czasie w negatywnym nastawieniu do Niemców doszlusowali też i Litwini, a na końcu nawet Żydzi. „Urzędnicy [Ober-Ost na kresach północno-wschodnich w 1918 r.] również twierdzili, że stały się bardziej widoczne udział polityczny i asertywność ludności żydowskiej, które częściowo były napędzane przez wpływ idei bolszewickich na młodych Żydów” (s. 210). Najpierw pojawił się pasywny opór, a potem niekiedy aktywna działalność skierowana przeciw okupantowi. Jej najpopularniejszym wyrazem był bandytyzm.
Liulevicius w taki sposób odtworzył tamte mechanizmy: „Reżim [Ober-Ost] skierował większość środków przeciwko tubylcom, karząc tych, którzy przechowywali czy karmili uciekinierów, nawet jeśli czynili tak pod wpływem gróźb. Policję trzeba było informować na temat każdego przypadkowego spotkania czy kontaktu. Nawet podejrzenie czy plotki powodowały grzywny w wysokości setek czy tysięcy marek nakładanych na miejscowości. Jeszcze większe kary kolektywne nakładano w regionach, gdzie strzelano do Niemców, bo uznawano cały ten teren za odpowiedzialny. Żołnierze czasami mieli do czynienia z niepokojącymi zjawiskami, gdy znajdowali swych własnych dezerterów pośród pojmanych bandytów. Musieli być oni «regermanizowani». Żandarmeria wojskowa próbowała przeprowadzać prowokacje przeciw miejscowym ludziom. Korzystano z donosicieli, którzy udawali, że są zbiegłymi więźniami, a którzy następnie wydawali każdego, kto był wystarczająco miłosierny, aby zaoferować im chleb. W końcu jednak policja po prostu przestała zwalczać bandy w wielu miejscach. Władze poruszały się po wiejskich okolicach w strachu. Wycinano las w bardziej niebezpiecznych terenach, aby uniknąć zasadzek. Noc stała się domeną bandytów i szmuglerów. Nieoficjalnie policja przynajmniej zajęła się tylko atakami na Niemców oraz wojskowych bądź zagrożeniami w stosunku do nich; tubylców nie chroniono. Żandarmi nie odpowiadali na skargi tubylców albo po prostu mówili im, aby ci zapłacili daninę wymuszaną przez bandytów. Tubylcy stracili ostatni powód, aby ufać żandarmom, gdy nie mogli spodziewać się ochrony ze strony [niemieckiego] wojska” (s. 79).
Osobną sprawą jest agentura. Kwestię tę prawie zawsze omija się kołem. Na przykład pod okupacją niemiecką w Ober-Ost tubylczych donosicieli zatrudniono, aby infiltrować i rozbijać bandy rabunkowe, w składzie których czasami znajdowano niemieckich dezerterów, oraz aby zniszczyć system wsparcia dla band wśród ludności cywilnej. Niemcy nie rozróżniali między ochotniczymi przypadkami współpracy z bandytami a wymuszoną kolaboracją. Wszystkich uznano za winnych bądź potencjalnie winnych. Wystarczyło, że ktoś pomógł w jakikolwiek sposób nieznajomemu, prawdziwemu czy rzekomemu (agentowi) uciekinierowi, nawet kierowany chrześcijańskim odruchem pomocy bliźniemu. Często w takich wypadkach stosowano też odpowiedzialność zbiorową.
Niemiecka władza się rozpadła. Sen o Drang nach Osten się nie spełnił. Następnym razem też, ale aby o tym się przekonać, świat musiał stać się świadkiem kolejnej góry trupów w jednej z największych orgii masowych mordów między 1939 a 1945 rokiem. W pewnym stopniu jest uprawnione twierdzić, że Niemcy przetestowali pewne aspekty polityki okupacyjnej w latach 1914-1918, a potem wprowadzili ich ekstremalne warianty w takt ideologii narodowego socjalizmu. Biedne Intermarium.
Prof. Marek Jan Chodakiewicz
Profesor historii w The Institute of World Politics: Podyplomowa Szkoła Bezpieczeństwa Narodowego i Stosunków Międzynarodowych, gdzie jest szefem Katedry Studiów Polskich im. Tadeusza Kościuszki, oraz w The Center for Interermarium Studies
12.05.2020r.
Tygodnik Solidarność