Jak ukraść Niemcom 100 milionów
Akcja „Góral”
Na kanwie akcji „Góral” powstał odcinek serialu „Czas honoru” (fot. TVP)
Sceny jak z filmu sensacyjnego na ulicach Warszawy. Ciężarówka bankowa z niemal 106 milionami zł, blokada, ratatatata, przejmujemy depozyt. Szast-prast. Dziękuję. Do widzenia. Nie jest to jednak scena z filmu. Tak oddział dyspozycyjny Kedywu KG AK „Motor” w biały dzień kradnie Niemcom fortunę. To jedna z najlepiej zorganizowanych i przeprowadzonych akcji podziemia w okupowanej Europie. Miała miejsce 75 lat temu.
Brutalna ręka okupanta nie dusi marzeń Polaków o wolności. Armia cieni mocno daje się Niemcom we znaki. Wróg unika lasów, wie, że czyha w nich kula od partyzanta. W miastach bezpieczny też nie jest. Co okrutniejsi naziści kończą w kałuży krwi z kilkoma kulkami. Jak Franz Kutschera. Albo Karl Schmalz ps. Panienka.
Podziemna Armia Krajowa zrzesza 300 tys. członków. Jest największą tego typu formacją w okupowanej Europie. Kierowanie nią to ogromne przedsięwzięcie, również logistyczne. Bieżąca działalność podziemia wymaga pieniędzy. Przedwojenne fundusze szybko się kończą. Emisariusze Rządu RP na uchodźstwie przywożą do kraju pieniądze, także dolary, ale za mało i za rzadko.
Eksy
Podziemie musi sobie radzić we własnym zakresie. Najlepsza metoda to tzw. eksy, czyli akcje ekspropriacyjne. Gdyby nie wojna, byłyby to pospolite rabunki. Teraz jednak są całkowicie usprawiedliwione.
Wątpliwości moralnych nie ma żadnych. Przykład daje przecież sam Józef Piłsudski. 26 września 1908 roku w Bezdanach niedaleko Wilna Organizacja Bojowa PPS-Frakcji Rewolucyjnej pod dowództwem późniejszego naczelnika napada na wagon pocztowy pociągu przejeżdżającego przez stację. Zamiast do Petersburga 200 tys. rubli trafia w ręce rewolucjonistów.
Teraz zapotrzebowanie jest znacznie większe. Wiosną 1942 roku mjr Emil Kumor „Krzyś”, oficer Komendy Głównej AK, mistrz w organizowaniu sieci skrytek i lokali konspiracyjnych, spotyka się z gen. Stefanem Roweckim „Grotem”, dowódcą AK. Kierownik Wydziału Inwestycji i Zakupów w Biurze Finansów i Kontroli wskazuje na konieczność skuteczniejszego finansowania. Pada pomysł skubania Niemców.
Operacja otrzymuje kryptonim „Góral”. Tak potocznie mówi się na banknot o nominale 500 zł, gdyż na awersie znajduje się podobizna górala w tradycyjnym kłobuku na głowie.
Plan B
Realizacja zostaje zlecona Oddziałowi Specjalnemu KG AK „Osa”, który wkrótce otrzymuje nazwę „Kosa”. Pierwszy plan zakłada uderzenie na siedzibę Banku Emisyjnego przy ul. Bielańskiej, najważniejszej placówki finansowej Generalnego Gubernatorstwa. W grę wchodzą atak od frontu bądź sprytne akcje od kuchni. Odwagi, wiadomo, nie zabraknie, ale to już jednak przesada. Plan B to przechwycenie ciężarówki z pieniędzmi jadącej z banku do Dworzec Wschodni. Diablo trudny, ale nie niemożliwy.
Doskonale zorganizowana grupa nie realizuje zadania. Zdrajca wyjawia Gestapo, że w czerwcu 1943 roku miejscy komandosi będą brali udział w ślubie ppor. Mieczysława Uniejewskiego „Marynarza”. Grupa zostanie doszczętnie rozbita. Wkrótce Niemcy zatrzymują również „Grota”. Denuncjuje go konfident Gestapo Ludwik Kalkstein „Hanka”. Następca „Grota” gen. Tadeusz Komorowski „Bór” daje akcji zielone światło, a Kedywowi wolną rękę.
Dowódca Kedywu płk August Emil Fieldorf „Nil” zleca zadanie ppor. Jerzemu Kleczkowskiemu „Jurkowi”, byłemu dowódcy nieszczęsnej „Kosy”. Pozostali przy życiu podkomendni zostają uzupełnieni członkami oddziału „Pola” pod dowództwem por. Romana Kiźnego „Poli”. „Pola” to jedna z legend podziemia. Niemal rok więziony na Pawiaku, pary nie puszcza. We wrześniu 1942 roku daje drapaka i ponownie działa w AK.
Żołnierze elitarnych jednostek Kedywu muszą jak najgorsi złoczyńcy zorganizować skok godny Dzikiego Zachodu czy też filmu gangsterskiego. Czy wychowany na „Potopie” młody człowiek może zrabować fortunę w sposób, jakiego nie powstydziliby się chicagowscy mafiosi? I to jeszcze jak!
Wtyczki
Żeby „zrobić” niemiecką ciężarówkę, potrzebne jest dokładne planowanie i przygotowania. Prace trwają ponad rok. Oczywiście podstawa to informacje. Bez pomocy z wewnątrz się nie obejdzie. Podziemie namierza potencjalnych współpracowników. To urzędnicy banku, Ferdynand Żyła i Jan Wołoszyn, odpowiednio „Michał I” i „Michał II”.
Żyła i Wołoszyn są kuci na cztery łapy. Sugerują wymieszanie banknotów w skarbcu i realizują zadanie. Jest tak, że bank otrzymuje banknoty z Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych (Niemcy z jakiegoś powodu nie zmieniają przedwojennej nazwy), a potem rozprowadza je do innych placówek według emisji i kolejności numerów. Bez przemieszania już po kilku godzinach Niemcy wydaliby zarządzenie unieważniające przechwycone banknoty i cały interes poszedłby na marne.
Wtyczki informują też o wszelkich zmianach w metodach ochrony transportów. Mimo to trudno ustalić trasę przejazdu transportu z Bielańskiej na Wschodni. Podziemie coraz śmielej poczynia sobie w Warszawie i Niemcy robią się ostrożniejsi. Transporty gotówki to pilnie strzeżona tajemnica. W kręgu wtajemniczonych jest jednak „Michał II”. Okupant nie podejrzewa go o współpracę z AK.
Urzędnik zna terminy odjazdów. To już dużo. Do tego maleje liczba wariantów tras. Szkopy boją się jeździć na Dworzec Zachodni i Towarowy. Daleko, a i dzielnice niepewne. Dojechać na Wschodni z Bielańskiej teoretycznie bezpieczniej. Senatorska i Miodowa do Krakowskiego Przedmieścia, plac Zamkowy, Nowy Zjazd, most Kierbedzia. i jesteśmy na miejscu. Most Poniatowskiego odpada, bo jest remontowany. Drugi wariant to Senatorska na plac Zamkowy i dalej jak poprzednio. „Eks” trzeba zorganizować w dwóch miejscach albo nakierować Niemców w zasadzkę. Wersja druga lepsza. Lipne roboty drogowe na Miodowej i muszki wlecą do pajęczyny.
W lipcu 1943 roku wszystko jest już gotowe. Plan jest następujący. Transport wjeżdża na wybrany odcinek Miodowej. Blokuje ją wózek z pustymi pudłami. Konwojenci wychodzą. Od tyłu podjeżdża „kitajec” (bo ktoś mówi, że ciężarówka została wyprodukowana w Chinach) z chłopakami. Dwaj ze stenami prują do Niemców. Z okolicznych bram wyskakują kolejni ekspropriatorzy, przejmują łup i chodu. Trzeba tylko czekać na cynk od „Michała II”.
Ciocia wyjechała
Urzędnik donosi o transporcie zaplanowanym na 5 sierpnia. Na miejscu stawia się 43 żołnierzy i dwie łączniczki. Przez telefon pada hasło „ciocia wyjechała”. Konspiratorzy przecinają w studzienkach kable łączące bank z posterunkiem policji i Gestapo. Niestety, łącznik popełnia błąd i nie informuje żołnierzy o nadjeżdżającej ciężarówce. Ci strzałami z broni maszynowej mieli dać znać o rozpoczęciu akcji. Zamiast „eksa” trzeba dać nogę.
Niemcy są wkurzeni. Zarządzają pogotowie straży bankowej, zaraz na miejsce zjeżdżają się policjanci z bronią maszynową, a po chwili żandarmi. Forsa, owszem, jedzie na Wschodni, ale już pod silną eskortą. O skoku nawet nie ma co marzyć. Szkoda pieniędzy, 50 mln zł piechotą nie chodzi. Mimo to akcja na plus, jako próba generalna i sprawdzian dla poszczególnych grup. Wiadomo, co jest do poprawki. Przecinanie kabli już nie wchodzi w rachubę.
Znów trzeba czekać na cynk. Na szczęście niezbyt długo. Na 12 sierpnia wyznaczono duży transport gotówki do Krakowa. Żadne tam 50 mln zł, ale grubo ponad 100. O godz. 8 rano „Jurek” sprawdza miejsce akcji i drogi ucieczki. Wszystko gra. O godz. 9 przychodzi telefoniczne potwierdzenie, że konwój ruszy po godz. 10. Wszyscy na miejsce!
12 sierpnia, godz. 9.45. Początek przedstawienia. Oficerowie Kedywu siedzą w kawiarni przy Piwnej i czekają na telefon. Dzwonek. Głos mówi: „ciocia zajechała”. Wszystko jasne. Ciężarówkę Zakładu Oczyszczania Miasta podstawiono pod bank i czeka na załadunek pieniędzy. Informacja zostaje potwierdzona.
Letni flirt
„Jurek” macha chusteczką trzem dziewczynom stojącym na ulicy przy aucie. Na znak zaczynają iść Miodową w kierunku Woli. Zatrzymują się obok trzech młodych mężczyzn. Dla postronnych – ot, letnie flirtowanie. Okupacja okupacją, ale natury nie oszukasz. Rozmowa chyba się nie klei, bo dziewczyny idą dalej, a chłopaki wracają do swoich zajęć, zaciągają barierkę w poprzek ulicy.
„Eks” rozegra się nieopodal, na Senatorskiej, między Miodową a placem Zamkowym. Na wąskiej ulicy czeka już „kitajec”. Na błotnikach siedzą „Jurek” i „Pola”, a na pace czekają steniści: „Jawor”, „Doman” i „Andrzej”. Po drugiej stronie ulicy, na schodkach sklepu elektrotechnicznego, beztrosko gaworzą „Strażak”, „Andrzejek” i „Sacharyniarz”, a w sklepie warzywnym towar wybierają „Lotnik”, „Balon” i „Nowicjusz”. Cała szóstka to żołnierze nieszczęsnej „Kosy”. Ich zadanie to rozwałka Niemców z ciężarówki ZOM-u i przejęcie łupu.
Kolejna grupa ma zająć się eskortą. W korytarzu jednego z domów czuwają „Biały”, „Podkowa”, „Zając” i „Jim”, zaś „Tadeusz”, „Szyb” i „Czarny” relaksują się w kawiarence. Osłoną dowodzi Sławomir Bittner „Maciek”. Na razie podziwia kolumnę Zygmunta.
Wszystko idzie zgodnie z planem. Konwój miał jechać Miodową do Krakowskiego Przedmieścia, ale skręca w wyłożoną „kocimi łbami” Senatorską. Przeklęte roboty drogowe! Godz. 10.17. Ciężarówka ZOM-u zwalnia, żeby wyminąć „kitajca”, który tak bezczelnie stoi, że niemal tarasuje przejazd. Ki diabeł?! Pchor. Zbigniew Skoworotko „Jarko” wtacza przed maskę dwukołowy wózek z pustymi skrzynkami.
Pestki latają
Dalej jak w zwolnionym tempie. „Pola” strzela w szoferkę, z paki wychylają się AK-owcy ze stenami i prują ile wlezie. Pestki latają aż miło. Tylko jeden Niemiec odpowiada, ale szybko kończą mu się argumenty, choć trafia w pachwinę odwodowego „Balona”. Do ciężarówki dopadają chłopaki i, dawaj!, wyrzucają na bruk zabitych i rannych Niemców. Eskorta też już wybita.
Nieoczekiwana sytuacja. Pojawia się jadący przez plac Zamkowy oficer Wehrmachtu. Widząc co się dzieje, oddaje serię, ale osłona nie śpi i załatwia delikwenta. Dwaj policjanci nadbiegający od strony Wierzbowej również obrywają. W tym czasie za kierownicą rewindykowanej ciężarówki siedzi już Stanisław Matych „Mila” i pędzi na Wolę.
Łupem AK pada ponad 106 mln zł, czyli milion ówczesnych dolarów. Pieniądze sunące na Wolę dostają nową eskortę, dwie ciężarówki. Konwój trafia do zakonspirowanego domu ogrodnika przy Sowińskiego 47, gdzie czeka „Bratek”. Banknoty trafiają do wykopanego rowu w szklarni. Świeża ziemia na wierzch, na górę begonie i cześć.
Od pierwszego strzału „Poli” do odjazdu ciężarówki ZOM-u mija raptem 2,5 minuty. Sukces jest gigantyczny. Ginie sześciu członków eskorty, dwóch policjantów i nadgorliwy oficer Wehrmachtu. Niestety, ginie też trzech Bogu ducha winnych polskich pracowników Banku Emisyjnego, a czterech kolejnych zostaje rannych. Straty własne to ranni „Balon” i „Doman”.
Do meliny!
Po dwóch dniach „skrzynki z warzywami” i „kosze z pomidorami” zostają przewiezione do meliny na Śliskiej. Podczas liczenia okazuje się, że brakuje około 1,5 mln zł. To nie przelewki. Na szczęście nikt się nie połasił na banknoty. Błąd wynikał stąd, że wcześniej liczono tylko worki. Wkrótce, dzięki sprytnemu zabiegowi „Michałów”, pieniądze mogą spokojnie wejść do obiegu.
Oskubani i wykpieni Niemcy są wściekli. Na mieście pojawiają się plakaty informujące o nagrodzie dla tego, kto ujawni sprawców napadu. Może on liczyć na milion zł. Za pomoc w odzyskaniu zrabowanych pieniędzy - nawet 5 mln. Wojowanie z Polakami na plakaty z góry jest skazane na porażkę. Szybko obok niemieckich apeli pojawiają się odezwy AK: „10 milionów dla tego, kto wskaże kolejny transport”.
Gestapo zostaje zalane tysiącami fałszywych donosów. Jeden z nich zawiera adres świadka – „Warszawa, plac Zamkowy 1”. Gestapowcy znajdują tam naturalnie króla Zygmunta III Wazę, który widok faktycznie miał niezgorszy, bo z wysokiej kolumny.
Niemcy są obiektem kpin. Żołnierz AK i poeta Aleksander Maliszewski publikuje w podziemnym dzienniku „Demokrata” wiersz pt. „Świadek naoczny”.
Siedzi ptaszek na drzewie,
policji się dziwuje,
że też żaden z nich nie wie,
gdzie się świadek znajduje.
Gdy huknęły wystrzały,
świadek mrugnął „To oni”,
mieczem drogę pokazał,
krzyżem pogoń zasłonił,
Któż to zabrał miliony?
Ot, dopiero zagadka.
Świadek mrugnął: „To oni”,
Zapytajcie się świadka.
Okupant jest tak zdezorientowany, że nie organizuje żadnego odwetu, represji, łapanek, nic. Gestapowcy nawet nie są pewni, kto przeprowadził akcję. Podejrzewają bandytów. Łotry nie rezygnują ze swojego rzemiosła nawet podczas wojny!
Podziw w Europie
Operacja „Góral” odbija się szerokim echem w okupowanej Europie i na świecie. Budzi podziw. Na kolejne takie „eksy” nie można już jednak liczyć. Niemcy się wycwanili i obstawiają trasy transportów pieniędzy patrolami żandarmerii, a do eskorty wysyłają wozy pancerne, a nawet czołgi. Cel i tak zostaje osiągnięty. Pieniądze są, a morale cywilów rośnie.
Brawurowa akcja, być może przewyższająca pod względem organizacyjnym słynny zamach na Kutscherę, niestety nie doczekała się dotąd godnego upamiętnienia. Powstało kilka książek, kapitalny odcinek serialu „Czas honoru” pt. „Reichbank” i w zasadzie tyle. Tymczasem historia czeka na należyte przedstawienie, wszak akcja to gotowy scenariusz filmowy godny hollywoodzkiej superprodukcji. Panowie filmowcy, czekamy!
Szkoda, że nie doczekają tego uczestnicy akcji. Ostatni bohater, Andrzej Żupański „Andrzej”, zmarł w styczniu ubiegłego roku...
Łukasz Zaranek
Pisząc artykuł, korzystałem m.in. z książek „Rozkaz: Trzaskać!” Remigiusza Piotrowskiego (PWN, 2015 r.) oraz „Kryptonim »Góral«” Andrzeja Żupańskiego (Rytm, 2009 r.).
08.06.2020r.
TVP Info