Polski ch³op o dziedzicu - dr Rados³aw Sikora

 

Pan nie był zły, ale służba...
Polski ch³op o dziedzicu

"W ogóle ch³opi okazywali przywi±zanie do dworu tutejszego, w r. 1846 w czasie rabacji gotowali siê stan±æ w obronie zamku, i z tych to czasów pewnie pochodzi³a ¶piewka ludowa: Ni ma ci to ni ma, jak to w tym Dzikowie / S± tam polskie panie i polscy panowie ".

Urodzony w 1766 roku polski szlachcic Jan Duklan Ochocki twierdzi³, ¿e pierwsz± rzecz±, któr± uczono szlacheckie dziecko na prowincji, by³ znak krzy¿a. Pierwszymi s³owy by³y powtarzane za matk± s³owa pacierza. Nastêpnie uczono artyku³ów wiary oraz "[.] wpajano mi³o¶æ bli¼niego, przywi±zanie do kraju, szczepione przyk³adem, podleg³o¶æ nieograniczon± rodzicom, prawu i w³adzy, któr± Bóg postawi³ dla spo³ecznego porz±dku, poszanowanie dla starszych, braterstwo dla równych, ³agodno¶æ i wyrozumia³o¶æ dla ni¿szych." [1]

Mi³o¶æ bli¼niego, ³agodno¶æ i wyrozumia³o¶æ dla ni¿szych? Jako¶ k³óci siê to ze stereotypem despotycznej szlachty, która, "jak ka¿dy wie" gnêbi³a s³abszych od siebie. Wiêc mo¿e to tylko propaganda, która daleko odbiega³a od rzeczywisto¶ci? Okazuje siê, ¿e równie¿ obcokrajowcy podobnie postrzegali relacje szlachta - ch³opi. Na przyk³ad niemiecki poeta Heinrich Heine, który w 1822 roku zwiedza³ ziemie polskie, pisa³ "ogólnie bior±c, stwierdzi³em, ¿e dziedzice obchodz± siê ze swymi ch³opami ³agodnie i dobrotliwie" [2]

Opinii, ¿e TYPOWA szlachta polska rzeczywi¶cie odnosi³a siê do ch³opów ³agodnie i z trosk± jest du¿o wiêcej. Ale nie pochodz± one od samych ch³opów. Dlaczego?

Przez setki lat punkt widzenia w³o¶cian jest niemal nieobecny w narracji historycznej. Ch³opów opisywano, lecz oni sami o sobie milczeli. Nie pozostawili pamiêtników, z których mogliby¶my siê dowiedzieæ, jaki by³ ich stosunek do ¶wiata. Co prawda ze ¼róde³ po¶rednich (akt s±dowych, pie¶ni ludowych itp.) historycy wyci±gaj± pewne wnioski na ten temat, ale opieranie siê na nich ma szereg wad. Bo na przyk³ad, czy pisz±c o relacjach miêdzyludzkich na podstawie tocz±cych siê przed s±dami spraw, otrzymamy rzeczywisty czy karykaturalny wizerunek rzeczywisto¶ci? Przed s±dy trafiaj± przecie¿ tylko sprawy odbiegaj±ce od normy.

Najlepsze, najbardziej wiarygodne ¼ród³a, pochodzi³yby wiêc od samych ch³opów. Ale ich wspomnieñ po wiek XX niemal brak. Chlubnym wyj±tkiem od tej regu³y jest pamiêtnik Jana S³omki, czyli wójta s±siaduj±cej z Tarnobrzegiem wsi Dzików. Jak ten, urodzony w 1842 roku ch³op, ocenia³ relacje miêdzy wsi± a dworem?

W oczach ch³opa

Jan S³omka, który pamiêta³ jeszcze czasy pañszczy¼niane, nie pa³aj±c bynajmniej do nich sentymentem, o dziedzicach Dzikowa wyra¿a³ siê w samych superlatywach:

Stosunek miêdzy wsi± i dworem by³ w Dzikowie dobry. Ostatnim w³a¶cicielem Dzikowa za pañszczyzny by³ hr. Jan Bogdan Tarnowski, zmar³y w r. 1850 w Królestwie Polskim. Mówiono o nim powszechnie, ¿e by³ to pan dobry, nie pozwoli³ swoim poddanym najmniejszej krzywdy zrobiæ, przyja¼nie ich traktowa³, pierwszy czêsto pozdrawia³.

I musia³ byæ dla ludzi dobrym, bo wie¶æ o jego ¶mierci wywo³a³a wielki smutek, a gdy przysz³a wiadomo¶æ, ¿e zw³oki jego bêd± sprowadzone do Dzikowa przez Sandomierz, zgromadzi³y siê w oznaczonym dniu na drodze z Dzikowa do Sandomierza tysi±czne rzesze ludu w³o¶ciañskiego ze wszystkich wsi, które do jego pañstwa nale¿a³y. Pamiêtam, jakie by³o wzruszenie, gdy zapowiedziano, ¿e zw³oki ju¿ prowadz±, ¿e s± ju¿ w Sandomierzu, bo s³ychaæ, jak bij± dzwony tamtejsze (i by³o je s³ychaæ, bo dzieñ by³ pogodny, cichy). Lud przejêty ¿alem nie czeka³ na miejscu, ale szed³ naprzeciw ku Sandomierzowi, a jaka ogarnê³a ludzi ¿a³o¶æ, gdy ujrzeli trumnê, kryj±c± zw³oki, wyraziæ siê to nie da. Opisujê to jako naoczny ¶wiadek, bo by³em tam razem z babk±.

¯al by³ tem wiêkszy, ¿e pomiêdzy ludem w³o¶ciañskim utrzymywa³a siê pog³oska, ¿e hrabia nie umar³ zwyk³± ¶mierci±, ale zosta³ z rozkazu rz±du rosyjskiego rozstrzelany za jak±¶ polityczn± dzia³alno¶æ. Mówili, ¿e otrzyma³ wezwanie od tego¿ rz±du, i¿ ma siê stawiæ w oznaczonym dniu do usprawiedliwienia siê pod zagro¿eniem utraty dóbr, jakie posiada³ pod panowaniem rosyjskiem. Gdy siê za¶ tam zg³osi³ - mówiono - ¿e ju¿ wiêcej ¿ywy nie wróci³. W rzeczywisto¶ci - jak w pó¼niejszych czasach mog³em sprawdziæ - hrabia umar³ nagle w drodze powrotnej z maj±tku swojej ¿ony.

¯on± jego by³a Gabrjela z Ma³achowskich. Tê dobroduszn± pani± dobrze zazna³em, gdy¿, jak umar³a, mia³em 20 lat. Zatem jej dobroæ mogê sam stwierdziæ. Odwiedza³a chorych szczególnie najbiedniejszych, dawa³a im wsparcie, chowa³a swoim kosztem umar³ych. Ratowa³a ka¿dego w najgorszej potrzebie, nikogo nie opu¶ci³a, - tote¿ garnêli siê do niej biedni jak pszczo³y do ula. Za³o¿y³a szkó³kê dla dzieci ch³opskich w Dzikowie.

Oboje mieli to sobie za zaszczyt i rado¶æ, gdy ich rodzina w³o¶ciañska nawet najbiedniejsza poprosi³a za chrzestnych ojców szczególnie pierwszego dziecka w rodzinie. To te¿ nie brak³o im chrzestników po wsiach, a nastêpnie doros³y ch³opak czy dziewczyna chlubili siê tem, ¿e hrabstwo Tarnowskich mieli za chrzestnych rodziców.

W ogóle ch³opi okazywali przywi±zanie do dworu tutejszego, w r. 1846 w czasie rabacji gotowali siê stan±æ w obronie zamku, i z tych to czasów pewnie pochodzi³a ¶piewka ludowa.

Ni ma ci to ni ma, jak to w tym Dzikowie,
S± tam polskie panie i polscy panowie
. [3]

Gdy skoñczy³a siê pañszczyzna

Pañszczyznê w Dzikowie zniesiono w 1848 roku. Nasta³a nowa era, która jednak niewiele zmieni³a w stosunku ch³opów do dworu. S³omka kontynuowa³:

"Po Bogdanie Tarnowskim odziedziczy³ dobra dzikowskie syn jego Jan. By³ w ca³em s³owa znaczeniu gospodarzem-rolnikiem, dba³ nadzwyczajnie o dobr± uprawê gruntu i wzorowe prowadzenie gospodarstwa. Czêsto konno obje¿d¿a³ i kontrolowa³ folwarki, sam za³atwia³ sprawy administracyjne, sam zajmowa³ siê uporz±dkowaniem zawi³ych spraw serwitutowych po ustaniu pañszczyzny.

W miejsce drewnianych, lichych budynków, jakie by³y po folwarkach z czasów pañszczy¼nianych, wznosi³ murowane tak, ¿e z ca³± prawd± mo¿na o nim powiedzieæ, i¿ >zasta³ swoje folwarki drewniane, a zostawi³ murowane<, i da³ przez to ró¿nym rzemie¶lnikom niema³o zarobku. Opowiadali o nim, ¿e gdy w czasie objazdów na niwie ¶wie¿o uprawionej zauwa¿y³ perz, schodzi³ z konia, wyci±ga³ ca³y perz z roli i przywozi³ na folwark, a rz±dca mia³ wiele wyrzutów, ¿e dopuszcza do zaperzenia gruntu. Gdzie nie da³o siê narzêdziem rolniczym roli wyczy¶ciæ, wchodzili ludzie, wyrywali rêcznie ka¿dy chwa¶cik i mieli zarobki.

Tote¿ na dworskich niwach by³y wtedy ³adne urody, a¿ mi³o by³o popatrzeæ na nie. Niejeden w³o¶cianin, zw³aszcza taki, który mia³ swój kawa³ek pola obok pañskiego, musia³ siê zawstydziæ, kiedy widzia³, ¿e na dworskiem piêkny urodzaj, a u niego lichy. Nieraz te¿ by³a mowa miêdzy gospodarzami, ¿e pan ma ju¿ takie szczê¶cie na tym ¶wiecie, ¿e mu siê nawet w polu lepiej rodzi. Ale gdy siê przekonali, ¿e lepsze plony daje staranniejsza uprawa gruntu, brali przyk³ad z dworu, ziemiê lepiej nawozili i uprawiali i otrzymywali wydajniejsze zbiory, - a dzi¶ kto ma cztery morgi gruntu, to ju¿ mu chleba nie brakuje.

W ¿yciu publicznem bra³ bardzo znaczny udzia³. By³ prezesem Towarzystwa Rolniczego w Krakowie, Rady powiatowej w Tarnobrzegu, pos³em na Sejm, wreszcie marsza³kiem krajowym w latach 1886-1890.

Pragn±³ ¿yæ z w³o¶cianami w s±siedzkiej zgodzie, byæ ich przedstawicielem, przytem umia³ w³o¶cian uszanowaæ. Gdy w r. 1887 obchodzi³ srebrne wesele, zaprosi³ na tê uroczysto¶æ w³o¶cian z bliskich i dalszych wsi. Tote¿ ko¶ció³ OO. Dominikanów w Tarnobrzegu wype³niony by³ wówczas ludem w³o¶ciañskim po brzegi, nastêpnie wszyscy byli proszeni do zamku w Dzikowie, gdzie byli podejmowani w ogrodzie za sto³ami suto zastawionemi. Hrabiostwo byli ci±gle miêdzy go¶æmi, zajmuj±c siê nimi.

Gdy w r. 1894 przechodzi³ d³u¿sz± s³abo¶æ i widzia³ siê bliskim ¶mierci, prosi³, a¿eby go w³o¶cianie do grobu nie¶li. Tote¿ na wiadomo¶æ o jego zgonie nie brakowa³o ch³opów na pogrzebie i ka¿dy pragn±³ nie¶æ trumnê, wiêc siê czêsto zmieniali od bramy zamkowej do ko¶cio³a OO. Dominikanów, gdzie zw³oki jego spoczê³y w grobie fundatorskim.

O¿eniony by³ z ¿yj±c± dzi¶ jeszcze Zofj± z Zamoyskich, pani± wielkiej pobo¿no¶ci i wielce lito¶ciwego serca. Ona te¿ po folwarkach w dobrach dzikowskich urz±dzi³a ochronki i sprowadzi³a do nich zakonnice s³u¿ebniczki, które maj± za obowi±zek opiekowaæ siê dzieæmi, gdy ich matki zajête s± prac± poza domem.

Najlepsze równie¿ wspomnienia w¶ród ludno¶ci tutejszej pozostawi³ po sobie hr. Stanis³aw Tarnowski, brat Jana i Juljusza, poleg³ego w r. 1863. Mieszka³ on wprawdzie stale w Krakowie, gdzie by³ profesorem uniwersytetu i prezesem Akademji Umiejêtno¶ci, czêsto jednak przyje¿d¿a³ do rodzinnego Dzikowa i spêdza³ tu wolne chwile. Chêtnie przychodzi³ ludziom z pomoc±, nikomu nie odmówi³ wsparcia, ktokolwiek o nie prosi³. Wszelkie dobrodziejstwa jednak ¶wiadczy³ ludziom w cicho¶ci, prawdziwie w my¶l Pisma ¶wiêtego: >Niech nie wie lewica, co daje prawica<. Nieraz jako wójt potwierdzi³em przekazy pocztowe tym, którzy od niego wsparcie otrzymywali.

Zw³aszcza pamiêta³ zawsze o w³o¶ciance tutejszej Marji Grêbowcowej, która by³a jego piastunk± w latach niemowlêcych. Zapewni³ jej spokojne utrzymanie do koñca ¿ycia, odwiedza³ w czasie przyjazdu do Dzikowa, wspiera³ ca³± jej rodzinê. By³em raz ¶wiadkiem, jak ¿egna³ siê z ni± przed jednym z wyjazdów do Krakowa. Grêbowcowa by³a ju¿ wtedy ociemnia³± staruszk±, p³aka³a ze wzruszenia, us³yszawszy g³os hr. Stanis³awa wchodz±cego do jej izby. Wypytywa³ j± o zdrowie, zapowiada³ zaspokojenie wszelkich potrzeb, mianowa³ j± matk±, a na po¿egnanie w rêkê poca³owa³.

Umar³ w r. 1916. ¯ycie jego by³o nacechowane g³êbok± pobo¿no¶ci±, ws³awione prac± naukow±.

Nastêpcy tych hrabiów wstêpowali w ich ¶lady i starali siê w dalszym ci±gu utrzymywaæ dobre stosunki z ludno¶ci± w³o¶ciañsk±. O dobrych ich czynach wspominam w odpowiednich miejscach >Pamiêtników<." [4]

Dobry pan Tarnowski

Warto dodaæ, ¿e wzorem dawnej szlachty, która wspomaga³a swoich poddanych w czasie klêsk ¿ywio³owych i nieurodzajów, nawet po zniesieniu pañszczyzny, po uwolnieniu ch³opów spod zale¿no¶ci od dworu, Tarnowscy nie zmienili siê i wci±¿ wspomagali kmieci w trudnych chwilach. S³omka opisa³ jedn± z nich:

"Wsie nadwi¶lañskie trapi³y te¿ straszliwe wylewy Wis³y. Je¿eli nie by³y one dawniej czêste, chocia¿ wa³y by³y bardzo niskie, to dlatego, ¿e po gruntach, ³±kach i lasach pe³no by³o do³ów i bagien, z których woda ca³y rok nie schodzi³a i rzeki by³y nieuregulowane. Dopiero gdy zaczêto rzn±æ rowy, aby wody stoj±ce do Wis³y odprowadziæ i bagna osuszyæ i gdy zaczêto rzeki regulowaæ, wtenczas zaczê³a woda na Wi¶le raptowniej wzbieraæ i wa³y okaza³y siê za niskie.

Pamiêtam jeden tylko taki wylew, mianowicie w roku 1879. Wtedy stan Wis³y by³ taki, ¿e woda przelewa³a siê przez wa³y, a pod Dzikowem przerwa³a je na d³ugo¶ci prawie pó³ kilometra i zatopi³a wszystkie wioski nad Wis³± a¿ po Sandomierz, zrz±dzaj±c wielkie spustoszenie w gruntach i domach.

Woda w jednem miejscu wydar³a do³y; w drugiem nanios³a piachu. Miko³ajowi Mortce w Dzikowie zabra³a dom i wszystkie budynki, a w miejscu, gdzie sta³y, wyrwa³a taki dó³, ¿e g³êboko¶æ jego trudno by³o zmierzyæ.

By³o to wprawdzie w czas na wiosnê, kiedy jeszcze pola nie by³y obsiane, mimo to szkody by³y tak znaczne, ¿e siê zdawa³o, ¿e ludzie nie bêd± mogli za kilka lat wygrzebaæ siê z biedy. Tymczasem w paru tygodniach przysz³a niespodziewana pomoc, a to dziêki ¶p. hr. Janowi Tarnowskiemu, który dla dotkniêtych powodzi± wyjedna³ u rz±du wysokie zapomogi i dawa³ je te¿ z w³asnych funduszów, ka¿demu wed³ug poniesionej szkody tak, ¿e ka¿dy móg³ grunt zepsuty naprawiæ, obsiaæ i potrzeby domowe czê¶ciowo zaspokoiæ." [5]

£y¿ka dziegciu

Mimo pochwa³, których Jan S³omka nie szczêdzi³ dziedzicom Dzikowa, by³a i wielka ³y¿ka dziegciu. Opisuj±c czasy pañszczy¼niane, które bardziej zna³ z opowiadañ starszych, ni¿ które sam pamiêta³, wyja¶nia³:

"W Dzikowie sami hrabstwo uchodzili za dobrych i ludzkich, jednak¿e nikt nie odwa¿y³ siê i¶æ do zamku ze skarg± na s³u¿bê dworsk±, bo ci by siê wymówili, a skar¿±cemu tak potem dokuczyli, ¿eby mu siê na zawsze odechcia³o szukaæ sprawiedliwo¶ci. Uciekaæ za¶ nie by³o gdzie, bo gdzie indziej nie by³o lepiej, ale chyba gorzej." [6]

Jak widaæ, to nie sama szlachta, która mog³a mieæ nawet z³ote serce dla swych ch³opów, lecz s³u¿ba dworska dawa³a siê w³o¶cianom we znaki. I w tym po¶rednicz±cym miêdzy w³a¶cicielami dóbr, a ich ch³opami ogniwie, nale¿y doszukiwaæ siê najwiêkszego z³a [7].

dr Rados³aw Sikora

Materia³ pierwotnie ukaza³ siê na portalu kresy.pl. Publikacja w porozumieniu z Redakcj± kresy.pl

[1] Jan Duklan Ochocki, Pamiêtniki. t. 1. Warszawa 1910. s. 8-9.
[2] Henryk Heine o Polsce. W: Cudzoziemcy o Polsce. Relacje i opinie. Wybra³ i opracowa³ Jan Gintel. Kraków 1971. T. II, s. 312.
[3] Jan S³omka, Pamiêtniki w³o¶cianina od pañszczyzny do dni dzisiejszych. Wyd. II. Kraków 1929. s. 244-246.
[4] Tam¿e, s. 246-249.
[5] Tam¿e, s. 71-72.
[6] Tam¿e, s. 25.
[7] Porównaj zachowanie dzier¿awców dóbr szlacheckich: Rados³aw Sikora, O przyczynach nienawi¶ci ludu ruskiego do ¯ydów

08.10.2021r.
PCh24.pl

 
RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Do³±cz do nas - Aktualno¶ci RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrócie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet