Znany popularyzator nauki opublikował tekst w Polityce
Transaktywiści wpadli w histerię
Znany biolog i publicysta, Łukasz Sakowski, opowiedział w Polityce, jak aktywiści gender krzywdzą dzieci. Jego tekst wywołał skandal w polskim środowisku trans - aż 43 organizacje starały się go ocenzurować.
Historia Łukasza Sakowskiego, który przez lata był jednym z najpopularniejszych blogerów popularnonaukowych w kraju, wstrząsnęła w ubiegłym roku Polską, Tysiące, dziesiątki tysięcy internautów odwiedzało każdego dnia jego stronę i socjale, by czytać autorskie teksty i wywiady o różnych dziedzinach nauki, i podziwiać imponujące wizuale, które Sakowski publikował w swoich mediach. Nikt z jego czytelników nie spodziewał się, chyba że przyznający się otwarcie do swoich centrolewicowych poglądów biolog zacznie pewnego dnia lewicowy "postęp" krytykować. I że opowie, jak sam został przez niego skrzywdzony.
Łukasz Sakowski
Sakowski miał jednak ku tej krytyce powody - w ostatniej dekadzie progresywna lewica zaczęła otwarcie promować wczesną tranzycję u dzieci, czyli "zmienienie płci" nieletnim. W niektórych krajach ofiary amputacji piersi, chemicznej kastracji i uzależnienia od hormonów płci przeciwnej zaczęły być liczone w tysiącach, a do mediów przedostawały się pierwsze świadectwa detranzycjonerów - osób, które tranzycję przerwały. Jednym z nich okazał się właśnie Łukasz Sakowski.
Taki był jego prywatny powód krytykowania ideologii gender. Jako biolog nie mógł znieść absurdu negowania płci przez aktywistów gender, a jako człowiek wiedział, jak tragiczne skutki ma namawianie do wczesnej tranzycji. Dlatego w minionym roku ujawnił w mediach społecznościowych swoje bolesne doświadczenie sprzed lat.
"Jako ofiara nadużycia w dzieciństwie przez dorosłego transseksualistę liczę na Waszą wyrozumiałość" - pisał wtedy Sakowski w tekście opublikowanym na własnym blogu.
"Nadszedł moment, że nie mogę dłużej milczeć. Robię to głównie, ze względu na młodych ludzi, którzy mogą być w takiej sytuacji, jak ja byłem wcześniej. Nie chciałem tego mówić z różnych powodów, m.in. nie chciałem, by moja sprawa stała się politycznym argumentem przeciwko środowisku gejów i lesbijek, bo sam jestem gejem, ale zdecydowałem, że nie mogę dłużej dusić tego w sobie, tym bardziej że część nieprzychylnych mi osób zaczęła jakiś czas temu kampanię oszczerstw wobec mnie i próbuje wykorzystać moje trudne doświadczenie, by mnie szantażować" - wyjaśniał twórca "To tylko teoria".
"Powiem wprost: robię coming-out. Jestem po cofnięciu zmiany płci, czyli po detranyzcji. Gdy miałem 13 lat, zostałem zmanipulowany przez poznanego w Internecie, ok. 40-letniego wówczas transseksualistę, który wmówił mi, że bycie gejem jest złe, nakłonił mnie do utożsamiania się jako osoba transseksualna (>transkobieta<), a następnie dawał mi, od 14-stego roku życia, blokery dojrzewania i żeńskie hormony" - opisał Łukasz Sakowski.
Sakowski trafił do specjalistów pani psycholog przed ukończeniem 18 lat, a po osiągnięciu pełnoletności do seksuolog.
"Sfabrykowały mi diagnozę transseksualizmu - każda z nich zrobiła to podczas jednej lub po jednej krótkiej wizycie, bez żadnych badań diagnostycznych - i skierowały na zmianę płci, w tym prawną zmianę płci (zmiana danych osobowych, zmiana PESELu). Na skutek kilkuletniego zażywania leków do zmiany płci już jako 18-latek miałem depresję, problemy z wątrobą i zaawansowaną osteoporozę" - czytamy dalej w artykule biologa opublikowanym w 2023 roku.
"W wieku 22 lat wróciłem do mojej biologicznej, męskiej płci. Interesuje mnie również temat tranzycji płci u dzieci, ponieważ sam doświadczyłem takiego wpływu jako młody gej. Chciałem nie zapomnieć, ale też nie wracać do tego tematu, jednak uznałem, że moje milczenie może być wykorzystane przez aktywistów zajmujących się transseksualizmem, którzy od ponad roku szkalują mnie w tej sprawie" - wyjaśniał Sakowski.
Na zakończenie swojego wpisu na mediach społecznościowych poprosił o uszanowanie jego prywatnych doświadczeń, które kosztowały go zdrowie i miały wpływ na jego życie osobiste.
Lewica, oczywiście, nie posłuchała.
Konsekwencje odwagi
Sakowski został ogłoszony zdrajcą przez tęczowego środowiska. Ofiara przemocy nagle została skasowana z mediów, z którymi wcześniej współpracowała, dziennikarze zaczęli wycofywać się z umówionych z Sakowskim wywiadów, dawni czytelnicy uznali go za transfoba", a media, dla których biolog publikował, stwierdziły, że jest zbyt kontrowersyjny, by mógł dalej z nimi działać. Od upublicznienia jego historii do dzisiaj w każdego dnia w socjalach pojawiają się posty anonimowych hejterów, którzy ironizują jego przeżycia, kierując często wobec Sakowskiego groźby.
Na Facebooku powstała nawet specjalna grupa, składająca się z lewicowych działaczy, która monitoruje ruchy Sakowskiego online i "w realu". Każdy, potencjalnie krytyczny wobec ideologii gender komentarz biologa jest tam zamieszczany ku uciesze setek zacietrzewionych obserwatorów - nieważne, czy jest to opinia prywatna publicysty, czy podane dalej informacja ze świata. Pod wieloma postami pojawiają się groźby karalne, życzenia śmierci i próby doxingu, czyli nielegalnego ujawniania prywatnych informacji. Na grupie były już nawet zachęty do zorganizowania ataku na biologa i szantażu osób mu bliskich i pracodawców. Próby zgłaszania grupy, która w oczywisty sposób łamie prawo, nie przynoszą skutków.
Sakowski, mimo agresji, która płynie w jego stronę, nigdy się nie poddał - dalej działa na swojej stronie i w mediach społecznościowych, regularnie publikując informacje ze świata nauki. Swoje świadectwo powtórzył w licznych artykułach, w rozmowie u Krzysztofa Stanowskiego, u Moniki Jaruzelskiej i w licznych innych wywiadach, które uświadomiły niezliczonym rzeszom odbiorców, jak tragiczne skutki ma ideologia gender.
Swój wkład w nagłaśnianie tragedii tych, którzy na "zmianę płci" się nabrali, Sakowski próbował powiększyć niedawno w Polityce, która opublikowała jego komentarz do najnowszych skandali transowego środowiska zza granicy. I to mu się udało - Polityka opublikowała jego komentarz. Skowyt środowiska gender był jednak ogłuszający.
Artykuł w Polityce
"Dysforia płciowa polega na odczuwaniu niechęci i dyskomfortu wobec swojej płci. Można ten stan zmienić. Nowe badania sugerują jednak, że na tranzycję nie powinni się decydować ludzie młodzi."
- tak zaczynał się tekst Sakowskiego. W tekście zaś biolog tłumaczył dwa ważne wydarzenia ostatnich miesięcy, które zmieniły sytuację osób cierpiących na zaburzenia tożsamości płciowej: skandal WPATH i raport Cass.
Skandal WPATH miał miejsce wiosną tego roku, kiedy to wyciekły prywatne rozmowy członków najbardziej wpływowej organizacji trans na świecie, Światowego Stowarzyszenia Profesjonalistów Zdrowia Transseksualnego, grupy od lat tworzącej "standardy opieki", które przekonywały specjalistów i tysiące zaburzonych osób do "zmiany płci". Udostępnione rozmowy i pliki pokazały, że eksperci od ideologii gender wiedzieli, że krzywdzą dzieci, okaleczają bezpowrotnie pacjentów, i manipulują chorymi psychicznie.
Omawiany natomiast przez Sakowskiego raport Cass był naukową metaanalizą, która zakończyła transowanie dzieci w Wielkiej Brytanii. Badanie usług "afirmacji tożsamości płciowej" u nieletnich, czyli podawania najmłodszym hormonów, wykazało brak solidnych dowodów na skuteczność stosowania blokerów pokwitania w łagodzeniu dysforii płciowej. Dysforia to zaburzenie psychiczne, które manifestuje się wstrętem do własnego ciała - według aktywistów gender odpowiedzią na występowanie dysforii jest tranzycja, czyli upodabnianie zaburzonej osoby do płci przeciwnej lub zatrzymywanie dojrzewania. W genderowym świecie problemy w umyśle rozwiązuje się przez nienaturalne zmiany na ciele.
Ustalenia Cass były jednoznaczne: uzasadnienie stosowania blokerów pokwitania jako standardowego leczenia dla młodzieży cierpiącej na dysforię - kwestionującej swoją płeć - jest fundamentalnie wadliwe. Istniejące wytyczne, które tranzycję promowały, opierały się na "chwiejnych podstawach".
Wielka Brytania zakazała więc masowego popychania dzieci w kierunku iluzji zmiany płci: na Wyspach wprowadzono zakaz przepisywania blokerów pokwitania osobom poniżej 18 roku życia, który to zakaz najpierw objął placówki państwowe, a potem też prywatne kliniki.
Oba wydarzenia omawiane były na całym świecie - w Polsce prawdopodobnie jednym z pierwszych nagłaśniających sprawę mediów był Tysol. Media lewicowe, mainstreamowe jednak w większości starały się zamieść newsy pod dywan. Tekst Sakowskiego w Polityce rujnował ich zmowę milczenia. Aktywiści gender skrzyknęli się więc z kolegami i koleżankami wszystkich obu płci, i spróbowali zmusić Politykę do usunięcia rozmowy, która w negatywnym świetle stawiała ich ideologię.
Dwie strony Polityki
Na jeden tekst biologa, który tłumaczył wydarzenia z Zachodu, zareagowały aż 43 lewicowe organizacje. "Wzywamy Politykę do wycofania tekstu i publikacji sprostowania" - czytamy w apelu, pod którym podpisały się feministki, działacze tęczy i genderowe lobby z całego kraju. Ich cel był jasny - ocenzurować Sakowskiego.
Wśród sygnatariuszy były też organizacje i osoby skompromitowane w oczach wielu: jest grupa znana z mieszania propagandy LGBT i chrześcijaństwa, jest organizacja, która miesiącami promowała zmyśloną historię o wepchnięciu anarchistki ze Stop Bzdurom pod tramwaj, są aborcjonistki pragnące zabijać dzieci nienarodzone nawet na chwilę przed porodem i organizatorzy czarnych marszów, które napadały na kościoły.
Prym wśród podpisanych pod listem wiedzie Tranzycja.pl - prawdopodobnie ekstremalne zgrupowanie ideologów gender w Polsce. Jej działacze znani są z pogardy wobec praw rodzicielskich i manipulowania nauką. Tylko w ostatnich miesiącach jeden z jej przywódców (mężczyzna uznający się za kobietę) nawoływał do odebrania praw rodzicielskich tym, którzy nie zgadzają się na "zmianę płci" u swoich dzieci. Oprócz tego transseksualista promował wśród nieletnich branie hormonów na własną rękę, a gdy nie wypowiadał się na tematy tęczy, to domagał się zniszczenia polskich granic i skasowania naszego kraju z mapy świata.
Polityka ugięła się częściowo pod naciskami transowego lobby, przepraszając za publikację tekstu biologa. Grzech jednak został już popełniony, Polityka obiecała więc pokutę, trzykrotnie podkreślając, że redakcja staje ostatecznie po stronie "zmiany płci", transowego lobby i przeciwko krytyce ideologii gender:
"Decyzja o publikacji artykułu wynikała z zaufania pokładanego w ich kompetencje oraz przekonania, że nauka jest dziedziną żywą - i że konieczne są badania doprecyzowujące szczegóły opieki afirmującej płeć u osób niepełnoletnich.
Mówiąc trzy razy "tak", podkreślamy gorącą nadzieję, że wciąż będziemy spotykać się na łamach "Polityki". A przede wszystkim, że transpłciowi nastolatkowie w Polsce i na świecie będą dorastać jako szczęśliwi transpłciowi dorośli. O nic innego nam nie chodzi" - czytamy w przeprosinach wystosowanych do lewicy. Pod przeprosinami jest natomiast link do strony, która zachęca do operacji i hormonalnych eksperymentach na dzieciach.
Sam jednak tekst Sakowskiego ukazał się w "papierowym" wydaniu Polityki i nie dało się go cofnąć. Nawet wersja internetowa nadal widnieje online i jeżeli ktoś chciałby ją przeczytać, to może, ale odpłatnie. Była więc publiczna spowiedź Polityki, ale czy był żal za grzechy?
Żal - współczucie-w tej historii jednak głównie należy się summa summarum Sakowskiemu, który został najpierw do rozmowy zaproszony, a potem zdradzony, mimo że przytaczał wydarzenia omawiane miesiącami na całym świecie. Polityka pracowała przecież nad jego tekstem przed publikacją, dała mu zielone światło, z pewnością na tekście zarobiła, a na koniec stanęła po stronie tych, którzy od lat Sakowskiemu chcą zamknąć usta.
Jedyne pocieszenie w tym takie, że walczącym o prawdę nigdy nie było łatwo. Można więc w tej historii Sakowskiego żałować i mu współczuć, ale przede wszystkim należy go podziwiać - za jego niezłomność w obliczu ataków i przeciwności.
Waldemar Krysiak
02.07.2024r.
Tygodnik Solidarność