"Czuję, że zbliża się mój dzień"
Tajemnicza śmierć księdza Zycha
35 lat temu, kilka miesięcy po zakończeniu rozmów Okrągłego Stołu, w nocy 11 lipca 1989 r. przy dworcu PKS w Krynicy Morskiej zostały odnalezione zwłoki ks. Sylwestra Zycha, duchownego związanego z Solidarnością i opozycją demokratyczną, kapelana Konfederacji Polski Niepodległej.
Duchowny spędzał wakacje u znajomego - ks. Tadeusza Brandysa, proboszcza Parafii Świętej Katarzyny w Braniewie, niedaleko Fromborka. "Był wyraźnie przygnębiony, przybity czymś. Skryty. Ciągle zasmucony jakiś taki. Podpytałem nawet delikatnie, skąd ten stan. Nie bardzo chciał rozmawiać, ale powiedział mi, że dostaje anonimy z pogróżkami" - opowiadał po latach ks. Brandys.
Ksiądz Zych codziennie płynął promem do Krynicy Morskiej, gdzie odpoczywał na plaży. Jego ciało odnalazło troje nastolatków, którzy ok. godziny drugiej w nocy wracali z pobliskiego klubu "Meduza". Wezwali karetkę. Lekarka, która przybyła na miejsce zdarzenia, stwierdziła zgon. "Ja klęczałam w pobliżu głowy tego mężczyzny. Moja twarz znajdowała się mniej więcej w odległości dwudziestu centymetrów od jego twarzy, na której nie widziałam jakichkolwiek śladów obrażeń. Gdyby były otarcia naskórka, z podbiegnięciami krwawymi - widziałabym" - relacjonowała.
Załatwią cię, chłopie.
Duchowny już w drugiej połowie lat siedemdziesiątych inicjował akcję wieszania krzyży w szkołach i przedszkolach w Tłuszczu - był tam wikariuszem. Zostało to odnotowane przez władze lokalne, które raportowały, że kapłan "jest niebezpiecznym zwolennikiem przywrócenia krzyży w szkołach". W maju 1981 r. trafił do parafii w Grodzisku Mazowieckim, gdzie z ambony krytykował system PRL. Wspierał też Solidarność i Niezależne Zrzeszenie Studentów. Po wprowadzeniu stanu wojennego do ks. Zycha zgłosili się młodzi konspiratorzy z lokalnej niezależnej organizacji, która planowała obalić system za pomocą akcji wymierzonych w służby i milicjantów. Ksiądz Zych udzielił im duchowej opieki.
"Gromadziliśmy broń, bo gdyby wybuchło powstanie zbrojne i innych grup, o których istnieniu byliśmy przekonani, to my byśmy zaraz dołączyli [.]. Mówiło się także, że gdyby podczas jakiejś manifestacji ZOMO zaczęło strzelać do ludzi, to nasza broń by się przydała" - wspominał Tomasz Łupanów, jeden z konspiratorów.
18 lutego 1982 r. dwóch członków niezależnej organizacji zaatakowało jadącego tramwajem sierżanta Milicji Obywatelskiej Zdzisława Karosa. Grozili mu bronią, a gdy milicjant próbował odebrać im pistolet, wywiązała się szamotanina. Padł strzał, a trafiony sierżant Karos zmarł po kilku dniach w szpitalu. Tymczasem po aresztowaniu członków organizacji funkcjonariusze milicji i Służby Bezpieczeństwa urządzili obławę na ks. Zycha. Kapłan został aresztowany i oskarżony o próbę obalenia siłą ustroju PRL oraz przynależność do organizacji zbrojnej. Na łamach "Polityki" gen. Kiszczak oskarżył go o bezpośrednią pomoc w zabójstwie.
"Jako ksiądz czułem się zobowiązany udzielić pomocy i schronienia wszystkim, którzy takiej pomocy potrzebują, a więc i tym chłopcom" - mówił podczas jednego z przesłuchań. Ostatecznie został skazany m.in. za przechowywanie broni bez zezwolenia na cztery lata pozbawienia wolności, jednak Sąd Najwyższy na wniosek prokuratury zaostrzył tę karę do sześciu lat. W więzieniu był poniżany i upokarzany, wielokrotnie grożono mu śmiercią. 41 razy był karany dyscyplinarnie. Miesiącami przetrzymywano go w izolatce. Strażnicy powtarzali: "Jak wyjdziesz, to oni ci tego Karosa nie darują. Załatwią cię, chłopie, jak amen w pacierzu".
Kapelan robotników i KPN
Po wyjściu na wolność ks. Zych publikował w podziemnym piśmie "Jawniak" swoje wspomnienia więzienne. Został kapelanem robotników z Huty Warszawa oraz okręgu warszawskiego Konfederacji Polski Niepodległej.
"Włączył się w sprawy organizacyjne. Chętnie pomagał; organizował lokale, zdobywał i dostarczał informacje, a także je przekazywał. Brał także udział w różnych inicjatywach społecznych m.in. Ruchu im. ks. Jerzego Popiełuszki" - informował Leszek Moczulski, który poznał duchownego w mokotowskim więzieniu.
Ksiądz Zych sam przekonywał, że po wyjściu na wolność był nieustannie inwigilowany przez tajne służby PRL. Niemal codziennie otrzymał pogróżki - telefoniczne oraz na kartkach pocztowych. Kilka razy został pobity przez nieznanych sprawców. W 1987 r. spisał swój testament. "Czuję, że zbliża się mój dzień - czas spotkania z Panem, który uczynił mnie swoim kapłanem [.]. Solidarnym sercem jestem ze wszystkimi, którzy dążą do Polski wolnej i niepodległej [.]. Niech dobry Bóg was błogosławi i sprawi, abyśmy mogli spotkać się na gruzach komuny".
Pod koniec marca 1989 r. ks. Zych został napadnięty po wyjściu ze spektaklu w Teatrze Powszechnym na warszawskiej Pradze. Dwóch mężczyzn dotkliwie pobiło kapłana i wciągnęło go do pobliskiej bramy. Tam trzeci napastnik próbował wlać księdzu wódkę do ust. Duchownego najprawdopodobniej uratowała interwencja kobiety, która widząc, co się dzieje, zaczęła krzyczeć, czym przestraszyła napastników.
Złamane żebra, urazy głowy i wódka
Prokurator prowadzący śledztwo w sprawie "tajemniczej śmierci księdza" w Krynicy Morskiej nie uwzględnił śladów na ciele ofiary, które stwierdzono już w trakcie sekcji zwłok - 54 uszkodzeń ciała, w tym zasinień i obrażeń wokół ust, szyi, torsu, głowy i żeber w rejonie kręgosłupa. "Czy te wszystkie rany i obrażenia mógł zadać sobie sam? Śledztwo to wykluczyło. A jeśli nie zadał ich sobie sam, to kto to uczynił?" - zastanawiał się Zbigniew Branach, autor książki "Tajemnica śmierci księdza Zycha".
Propaganda PRL-owska miała własne wytłumaczenie zdarzeń z 11 lipca. Na polecenie Jerzego Urbana TVP Gdańsk przygotowała materiał "o księdzu, który się zapił na śmierć". Wyemitowano go w porze największej oglądalności, po ówczesnym "Dzienniku Telewizyjnym".
"Pokazano w reportażu przede wszystkim pracowników klubu >Riviera< w Krynicy Morskiej, którzy opowiadali o tym, że ks. Zych na kilka godzin przed śmiercią miał rzekomo spędzić czas w barze i nadużyć alkoholu. Z relacji barmana wynikało, że kapłan, razem z towarzyszącym mu kompanem, miał wypić po litrze alkoholu na głowę" - opowiadał Branach. W tym miejscu należy dodać, że ks. Zych był zaangażowany w Ruch Otrzeźwienia Narodu - antyalkoholową akcję rozpoczętą przez Episkopat.
"Po pewnym czasie od tamtych wydarzeń miałem okazję rozmowy z barmanem Grzegorzem Kwaśniakiem, jednym z bohaterów reportażu zleconego przez Urbana. Ów człowiek powiedział mi: >Nie mogę dłużej żyć z wyrzutami sumienia. Tam, wtedy, w tamtym barze ks. Zycha nie było<" - dodawał Branach.
Z kolei dziennikarz Jerzy Jachowicz, który wówczas zajmował się sprawą ks. Zycha, twierdzi, że informacja o śmierci kapłana z powodu przedawkowania alkoholu była wersją lansowaną przez ówczesne MSW. "Mimo Okrągłego Stołu służby nadal znajdowały się w rękach gen. Kiszczaka. To śledztwo było o tyle przełomowe, że było walką fałszu z prawdą. Z jednej strony mieliśmy wersję nieprawdziwą, wzbogaconą o fałsz świadków i wersję, którą ja sam, przy pomocy części środowiska opozycyjnego, próbowałem przedstawić jako prawdziwą" - pisał Jachowicz.
Należy dodać, że przed ks. Zychem - również w niewyjaśnionych okolicznościach - śmierć ponieśli inni duchowni prowadzący działalność niezależną - ks. Stefan Niedzielak oraz ks. Stanisław Suchowolec. Co ważne, ks. Zych uczestniczył w pogrzebach obu kapłanów. Z ks. Suchowolcem był zaprzyjaźniony. Nieprzypadkowo w czasie pogrzebu ks. Zycha na cmentarzu pojawiły się transparenty: "Nie mordujcie polskich księży", czy "NRS - solidarnie bronimy polskich księży przed zbrodniczą ręką komuny".
"Wiele morderstw politycznych popełniono [.] w okresie rozprężenia i chaosu, gdy w 1989 r. służby >zrywały się z łańcucha<. Wtedy nie trzeba było czekać na zgodę z góry" - mówił prof. Patryk Pleskot, autor książki "Zabić. Mordy polityczne PRL".
Ksiądz Zych został pośmiertnie odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami, Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Krzyżem Wolności i Solidarności.
Autor: dr Jan Hlebowicz (IPN Gdańsk)
Źródło: Muzeum Historii Polski
09.08.2024r.
dzieje.pl