Papież Franciszek w Korei - Zygmunt Jasłowski
 


Prezydencka gala w Seulu

W katolicyzmie drzemie wielki potencjał
Papież Franciszek w Korei

Podążając przez ostatnie kilka dni śladami pielgrzymki papieża Franciszka w Korei Południowej, chciałbym podzielić się kilkoma spostrzeżeniami, które mogą się także okazać, użyteczne dla polskich katolików. Ponieważ wiara Rzymskiego Kościoła Katolickiego w Polsce oraz jego instytucje są nieustannie medialnie i politycznie napastowane, a katolicyzm jest pokazywany nam jako niepożyteczna bariera rozwoju cywilizacyjno-gospodarczo-społecznego, dlatego chciałbym wskazać właśnie na przykład Korei, gdzie ekonomiczne prosperity idą w parze z dynamicznym rozwojem Kościoła Katolickiego, a jego siła i znaczenie rosną.

Powinniśmy sobie przy tej okazji zdać sprawę, że nasza ponad miliardowa katolicka społeczność jest największym duchowym imperium na świecie, bo takim imperium nie są z pewnością ani Chiny, ani Stany Zjednoczone, ani Rosja, ani też masońskie imperium szatana. Nie jesteśmy więc jakąś nic nie znaczącą mniejszością, lecz olbrzymią, międzynarodową grupą wyznawców wiary Chrystusowej świadomych swej roli i misji. Musimy sobie wszyscy najpierw to uzmysłowić, a potem wyciągać odpowiednie wnioski.

Koreańczycy w porównaniu do Polaków zaczęli swe chrześcijańskie praktyki dopiero pod koniec wieku XVIII, a dziś podczas gdy nasz Kościół maleje pod naporem zachodnio-europejskiej propagandy będącej dziedzictwem Rewolucji Francuskiej Roku 1789 oraz lewackich ruchów roku 1968, w Korei każdego roku przybywa 100 000 nowych katolików. Koreańczycy - w odróżnieniu od nas - nie mieli swego Mieszka, a władcy z dynastii Chosun traktowali Kościół Rzymski jako szpiegowską forpocztę krajów zachodnich. Początki katolicyzmu w tym kraju wiążą się jednak z inicjatywą koreańskich uczonych, którzy studiowali namiętnie Pismo Święte oraz katechizm Kościoła Katolickiego w Chinach, przywieziony tam przez jezuitów, głównie Włochów. Kościół Katolicki powstał w Korei w roku 1784 (Polska była już wtedy 12 lat po pierwszym rozbiorze), a jego twórcami nie byli księża lecz woluntariusze wierzący w lepszy - biblijny świat - niż miała im do zaproponowania dynastia Chosun. To właśnie ci uczeni w piśmie ludzie świeccy (literati) przywieźli katechizm Kościoła Rzymskiego do Korei. Yi Seung Hoon był tą osobą - symbolem początku Chrześcijaństwa w tym kraju, która po powrocie z Pekinu do Korei rozpowszechniła Katechizm Kościoła Rzymskiego wśród ludu w południowej Prowincji Chung-czong. Ludovicus Yi Dżon Czung jest uważany za pierwszego katolika w Korei, który mieszkając w Yeosaul, w dystrykcie Dangdźin, popularyzował Słowo Boże. Pierwszymi katolikami, jak za czasów Chrystusa byli ludzie prości, zamieszkali w wioskach na wybrzeżu Morza Żółtego (Zachodniego) takich jak Hapdeok, Shinpyong, Songak. Dzięki nim, bez obecności obcych misji, Korea była pierwszym krajem, który przyjął Chrześcijaństwo zupełnie oddolnie. Chłopi i rybacy z nadmorskich wiosek głęboko wierzyli, że Królestwo Boże ma dużo więcej im do zaoferowania niż Królestwo Czosun.

W innych regionach, nieco później religia ludowa została podwchycona przez arystokrację, a rzesze katolików poczęły rosnąć w tysiące. Kiedy liczba ta urosła do mniej więcej 10 000 rozpoczęły się prześladowania, które zbiegły się z interwencją państw obcych oraz przyjazdem francuskich misjonarzy. Ku swojemu zdziwieniu, misjonarze zastali już okrzepłe wspólnoty chrześcijańskie.

Tak zwany establiszment wystraszył się kiedy w roku 1791 arystokrata Paweł Yun Dżi-Dżung z Dżinsan odmówił wykonania tradycyjnej ceremonii oddawania czci przodkom, która ówcześnie była przez Kościół zabroniona. Prześladowania trwały 100 lat i zginęło ponad 10 000 wyznawców Chrystusa. Pierwszym męczennikiem za wiarę w regionie Nepo był Piotr Won Si-Dżang. A po nim zginęło wielu innych: Franciszek Bae Gwan-Geyon i Franciszek Bang. To ich właśnie beatyfikował Papież Franciszek w sierpniu 2014.

Naturalnie, historia Kościoła Katolickiego w Korei ma dużo więcej epizodów, które dotyczą m.in. francuskich misjonarzy zamęczonych przez konfucjański reżym.

Mój rozmówca Giorgio z Bergamo, pielgrzym z Włoch, zafascynowany dynamiką koreańskiego katolicyzmu, powiedział mi, że katolicyzm we Włoszech - szczególnie wśród ludzi młodych - jest tylko martwą tradycją, a wiara katolicka mało ich interesuje. Jeśli "postęp" unijny ma się w tym właśnie wyrażać to sytuacja katolików w Polsce w takim właśnie kierunku podąża. Podobnie, napotkany na wyspie Dżedżu irlandzki ksiądz narzekał, że duch starej, katolickiej Irlandii umiera, i że to Polacy ratują w jego kraju frekwencję na mszach, gdyż dawna katolickość Irlandii jest mitem. A jak jest w Polsce wszyscy dobrze wiemy. Imigranci z Izraela frekwencji nie uratują.

Śledząc wypowiedzi papieża Franciszka byłem głęboko wzruszony jego otwartością oraz swbodą w kontaktach z tłumami ludzi, wcale nie tak według naszych standardów, dużych. Liczby 5.4 miliona nie można z pewnością przełożyć na stosunkowo skromną obecność katolików na trasach przejazdu Papieża, co można wytłumaczyć czasem zgromadzeń w godzinach pracy. Nie można też bagatelizować czynnika emocjonalnego: Koreańczycy bardzo kochają Włochy, i dla wielu - nie tylko katolików - wyjazd do Rzymu czy Watykanu jest olbrzymią życiową przygodą. To jest ten wielki moment Korei, kiedy przez wieki biedny kraj chce otwierać się na zewnątrz, a Europa oferuje atrakcycjną kulturę. Kościół Katolicki w Korei jest doskonałym gospodarzem i potrafi robić dobrą autoreklamę: najpiękniejsze budynki w Korei to kościoły, seminaria, klasztory i uniwersytety, które w architekturze nawiązują do stylów historycznych: neo-romańskiego, neo-gotyckiego czy neo-renesansu. Kościół spełnia więc też ważną rolę kulturotwórczą, a dotyczy to sztuk pięknych, architektury, muzyki i edukacji. Koreańczycy postrzegają katolicyzm jako prężną ofertę.

.

Papież Franciszek pragnie by Kościół był biednym Kościołem dla biednych ludzi, a nie bogatym Kościołem dla ludzi bogatych. Przestrzega przed materializmem, co w kontekście dość bogatego kraju jakim jest Korea ma taki wydźwięk, że katolicy to ludzie coraz bardziej zamożni, ale utracili już wiele cech charakterystycznych dla pierwszych katolików: skromność, pobożność, miłość bliźniego, otwartość na potrzeby biednych i duchowość. Inna rzecz, że przy obecnym dynamizmie gospodarczym to biednymi ludźmi w Korei są przede wszystkim imigranci z uboższych krajów Azji, często traktowani tu bardzo źle - nie wyłączając bardzo licznych katolików z Filipin.

Pamiętając, że katolicyzm w odrożnieniu od protestantyzmu, łączy Pismo Święte oraz Tradycje Kościoła, musimy otworzyć uszy na wołanie tych wszystkich biskupów, którzy mówią o potrzebie odnowy wiary oraz duchowości. Bez tego, także w naszym kraju, Kościół Rzymski może nie dotrwać do XXII wieku. Tradycja Kościoła wraz z naukami jego Wielkich Ojców oraz całym dorobkiem religijno-kulturalnym jest bardzo ważna, ale bez wiary nic nie znaczy. Niestety wielu "uświadomionych" przez Owsiaka, Biedronia, Wojewódzkiego czy Palikota ludzi młodych uważa katolicyzm nie za esencję polskości, lecz za zbędny dodatek. A przecież polska tradycja kulturalna pokazuje nam wytrwałość naszych przodków w wierze Chrystusowej i definiuje nas jako naród. Bez tej świadomości trudno mówić o Polsce. Trzeba nieustannie przypominać, że zbawienie jest w Chrystusie, a dostęp do Niego mamy bezpośredni lub za pośrednictwem Jego Matki oraz Świetych, którzy nauki Chrystusowe wzięli za swoje. To nas odróżnia od protestantów, którzy fałszywie mówią o potrzebie odrzucenia tradycji, ale sami ją zazdrośnie tworzą, i to właśnie te odmienne tradycje wraz z "lepszą znajomością Boga" skłócają Chrześcijan między sobą, a Pismo Święte wyraźnie tego zabrania. Zło obecne w wielu protestanckich sektach jest często o wiele większe od zła z czasów przed-luterskich w Kościele Rzymskim. Kościół posiada jednak zdolność do samo-naprawy. Kontrreformacja była pierwszą taką potrzebną odnową na wielką skalę.

Korea jest bardzo ciekawym przykładem kraju, który nie tylko stworzył katolicyzm bez misji, ale także zaświadcza o olbrzymim zaangażowaniu katolików w sprawy narodowe: znaczne zasługi katolików w odzyskaniu niepodległości oraz w walce z reżymami totalitarnymi. Katolicy są obecni wszędzie tam, gdzie Korea ich potrzebuje. Katolicyzm świecki jest w Korei równym partnerem kleru, i to jest jedna z przyczyn jego witalności. Partnerstwo to przeszło chrzest bojowy w czasie wielkich prześladowań z marca 1866 w Galmaemot, kiedy to obok francuskiego biskupa oraz ksieży zginęło wielu świeckich uczonych w Piśmie oraz wiernych. Francuzi pokazali niesamowitą solidarność wystawiając się na brutalne tortury i barbarzyńską śmierć przez obcięcie głów, które potem były smażone nad ogniem. Nadzieją biskupa Antonia Devaluya z Amiens było, że męczeństwo misjonarzy zapobiegnie dalszym prześladowaniom Chrześcijan, ale tak się nie stało. Na miejsce kaźni wybrano ustronne miejsce na prowincji, bo w stolicy odbywał się właśnie ślub koreańskiej królewny. Przelew niewinnej krwi mógłby popsuć nastrój radosnego wesela. W stolicy hucznie się bawiono, a w prowincjach lała się katolicka krew.

W roku 1984 Jan Paweł II kanonizował tych meczenników za wiarę.

Historia wisi w Korei nad teraźniejszością. Póki co poza nawiasem pozostają katolicy z komunistycznej Korei Północnej, a Korea Południowa może się szczycić olbrzymimi konwersjami w skali rocznej, co dla przybysza z Polski, gdzie niemal każdy urodził się katolikiem, jest sporym szokiem, a to zwłaszcza, że w Polsce katolików co roku ubywa. 100 000 konwersji to liczba olbrzymia. Katolików w Korei jest 10 %, ale w Zgromadzniu Narodowym mają 60 z 300 miejsc, a więc 20%. Ciekaw jestem ilu praktykujących katolików jest w polskim Sejmie. Rządowe szczekaczki "uczą" nas, że katolicym jest powodem naszej "nienormalności".

Ponieważ my Polacy znowu jesteśmy najbiedniejszmi ludźmi w swoim kraju, więc powinniśmy odnowić naszą wiarę i tradycje chrześcijańskie. Polska powinna być - jak dawniej - monarchiczna i chrześcijańska, a intronizacja Chrystusa-króla powinna być pierwszym krokiem w tym kierunku. Polski lud chce Boga; polskie miasta, znowu coraz bardziej kontrolowane przez obcych, chcą rządów światowej masonerii, bo tylko ona może im dać władzę w Polsce. Kościół w Polsce musi iść z narodem, a naród z Kościołem, bez tego aliansu nie będzie ani narodu, ani Kościoła, ani Polski. Nie wiem dokładnie co Papież ma na myśli mówiąc o czyszczeniu Kościoła (korupcję finansową, skandale seksulane?), ale w moim odczuciu powinien oczyścić Kościół z masonów, Żydów i pederastów, a reszta się wyprostuje. To kultury poszczególnych krajów - jak mówił Benedykt XVI - produkują różne dewiacje, a nie Watykan. Ilość jest ważna, ale jakość jeszcze ważniejsza. Jabłko się psuje od środka. Wyrzucić na zbity pysk!!! Ale, jak już o jabłkach wspomniałem, módlmy się, ale i jedzmy niedoszły rosyjski eksport.

Być może wandalizowana przez protestancko-masońskich bonzów Korea jest światłem w tunelu, bo ten naród się budzi i szuka prawdziwej wiary nieupapranej brudnymi transakcjami korporacji, które robią dużo szumu wokół własnego wizerunku, a niewiele dla popularyzacji tego, co w Korei najlepsze. Czas pokaże, czy bogaci w Kościele, to nie próba monopolizacji także i tej religii. W końcu sąsiednie Chiny święcą swoich biskupów bez wiedzy Watykanu.

Na koniec chciałbym się umiarkowanie ucieszyć z faktu, że Papież jeździ po Korei małym autkiem marki Kia Soul. To może się podobać ludziom, ale obserwując sporą liczbę szaleńców towarzyszących wizycie papieża, wolałbym go jednak widzieć, przynajmniej w czasie przejazdów, za kulo-odporną szybą, bo licho nie śpi. Sam stałem w odległości 1.5 metra od wolno przejedżającego auta podążającego do Katolickiego Universytetu Daedżon na obiad; Franciszek się odwrócił i uśmiechnął na moje "bongiorno il Papa". A co by było, gdyby w tym miejscu stał jakiś popapraniec z bronią. Módlmy się za naszego Papieża, bo on często zapomina, że świat nie jest taki dobry jak on chce żeby był.

Stadion w Daedżon został zapełniony młodzieżą głównie z krajów azjatyckich, na zewnątrz najwyżej 300 osób, w tym demonstranci niezadowoleni, że papież przyjechał w Dzień Niepodległości Korei, oraz ludzie, którzy nie chcą żadnych celebracji z powodu katastrofy promu ze szkolnymi dziećmi, która miała miejsce kilka miesięcy temu. Papież zresztą się z rodzinami ofiar spotkał, i modlił się za nich wszystkich, ale - jak widać - katolickie modlitwy nie mogą zadowolić każdego.

Wziąć też trzeba za niezły dowcip medialną wypowiedź północno-koreańskiego generała, który reagując na krytycyzm kapitalistycznych wrogów, rzucił: "że też ten Franciszek musiał akurat przyjechać w dniu kiedy zaplanowaliśmy wystrzelić nasze rakiety".

Dla odmiany, przed moimi oczyma pojawiła się jakaś szalona, i niesłychanie chuda Japonka, z transprentem na piersi: "Nie chcemy Maryji, Jezus nam wystarczy". Podszedłem do niej i zapytałem: "jak to bez Maryji, przecież Bóg wybrał najlepszą kobietę na świecie na Matkę swego syna". Ale ona na to zareagowała wymownym, bardzo aroganckim, pełnym rozczarowania moim brakiem inteligencji wyrazem na twarzy: "ci katolicy do tej pory nic nie rozumieją". Natomiast szaleniec tokujący o niestosowności czasu wizyty Papieża, zeskoczył z postumentu na moje zawołanie "zejdź Szatanie", po czym został spisany przez policję. Festiwal katolików w Korei trwa, a kulminacją będzie msza beatyfikacyjna w katedrze Myong-dong w Seulu 18 sierpnia, a do tego czasu dużo może się jeszcze wydarzyć.

dr Zygmunt Jasłowski

Zobacz galerie Naszego Dziennika:
Pielgrzymka Papieża Franciszka do Korei Południowej
Zakończenie VI Azjatyckiego Dnia Młodzieży

18.08.2014r.
RODAKpress

 
RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Docz do nas - Aktualnoi RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrocie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet