Z Rosją do spółki? - Zygmunt Jasłowski
 


(kliknij)
...
Nasi sąsiedzi zadbali o odpowiednie wsparcie dla swoich dążeń wśród tutejszych

Gorbaczow: Niemcy chcą uczestniczyć w nowym podziale Europy

Z Rosją do spółki?

Były sowiecki przywódca, uwielbiany przez niemieckich telewidzów Gorbi, otwarcie oskarżył niedawno Niemcy w "Der Spiegel" o to o czym wielu Polaków wie i obawia sie od dawna: Niemcy chcą uczestniczyć w nowym podziale Europy. Pozostaje pytanie, kto i z kim, i jakim terytorium miałby się dzielić. Gorbaczow, który bronił zajęcia Krymu przez Rosjan, jest zdania że Niemcy nie powinny się mieszać w sprawy Ukrainy, która leży w sferze jurysdykcji Rosji. Więcej, zaangażowanie Zachodu może doprowadzić do wielkiej wojny, nawet atomowej. Zachowanie Niemiec jest zdaniem rosyjskiego komunisty dowodem na to, że kraj ten nie wyciągnął wniosków z czasów II wojny światowej. Zapewne jako ojciec chrzestny zjednoczenia Niemiec, Gorbaczow czuje się odpowiedzialny za niemieckiego niedźwiadka. Ale, żeby odwrócić kota ogonem, uważa on, że to nie Putin naruszył porządek rzeczy, ale Zachód podważa architekturę europejskiego bezpieczeństwa, - "Niestety Stany Zjednoczone rozpoczęły budowanie imperium i żadna władza na Kremlu nie może tego ignorować" - tłumaczy. Coś w tej wypowiedzi jest wartego uwagi; to nie Putin rozpoczął budowanie swego imperium od ataku na Gruzję, stracając polski samolot z Prezydentem oraz od agresji na Ukrainę, lecz USA. Wygląda na to, że sprawa ma bardziej złożony charakter niż laikom może się zdawać. Nasuwa się wniosek, że jeśli Niemcy - zdaniem Gorbaczowa - chcą rozszerzyć obszar swego panowania na Wschód, to czego pragnie Rosja jeśli nie poszerzenia imperium w kierunku zachodnim. Namawiając Niemcy do pokojowych ruchów, Gorbaczow właściwie stwarza Putinowi lepsze gwarancje by spokojnie mógł kontynuować swe imperialne podoboje, bo przecież - w rzeczy samej - tylko zdecydowana postawa Zachodu może go powstrzymać. Logika pojmowania rzeczy nakazuje przyjąć, że Niemcy nie muszą wcale bronić się przed Putinem, bo i tak w końcu swój kąsek dostaną. Przewrotnie więc Gorbaczow niby broni Polskę i kraje bałtyckie, przestrzegając tym czasem Niemcy przed aktywnym zaangażowaniem militarnym, ale rozwiązanie nasunie się samo: lepiej siedzieć cicho jak 17 września 1939, a nagroda sama wpadnie w niemiecko-rosyjskie łapy. Przy okazji krytykując dla kamuflażu autorytarny styl sprawowania władzy Władimira Putina Gorbaczow jest zdania, że Rosja potrzebuje "udziału obywateli w wolnych wyborach", a wojna demokracji w Rosji nie ułatwi. Z Putinem trzeba rozmawiać łagodnie, robić interesy i cierpliwie czekać, udawając przy tym że oba państwa nie chcą granicy na rzece Wiśle. Bo jakże by to on Gorbaczow, współarchitekt nowej, pokojowej Europy miał namawiać do rozbiorów.

Gorbaczow dał światu do zrozumienia, że Rosja swego nie ustąpi, bo już poszerzanie NATO na Wschód było kolosalaną pomyłką, a Zachód cały czas jest agresywny. Tymczasem, początku kryzysu na Ukrainie, Zachód, a szczególnie Europa Zachodnia pokazały tylko słabość, niezdecydowanie i brak solidarności. Wypowiedź Gorbaczowa jest niewątpliwie bardzo obłudna i pokrętna: Rosjanie potrzebują u siebie więcej demokracji, ale Ukraińcy to już nie. Ukraińcy muszą zrozumieć, nawet jeśliby mieli do tego wstręt, że należą do imperium moskiewskiego i tylko Kreml może decydować o ich przyszłości. Na poszanowanie praw narodów do wyboru ich własnej drogi, w polityce rosyjskiej nie ma miejsca.

Ostatnio nastąpiła jednak zasadnicza zmiana w polityce Waszyngtonu, otóż ktoś tam w końcu zrozumiał, że Niemcy chcą się wyłamać z sojuszu atlantyckiego. Ostatnie manewry sił powietrznych, lądowych oraz morskich z udziałem krążownika "Roosevelt", potwierdzają moje przekonanie, że Stany Zjednoczone będą musiały zbudować sojusz w Europie Centralnej nie tylko wymierzony przeciw Rosji i w obronie Ukrainy; USA muszą odtąd pilnować nie tylko Rosji, ale też niepewnych sojuszników - Niemiec i Francji. Jeśli ktoś słucha Grzegorza Brauna, a tylko on dziś mówi sensownie prawdę, a nie brzęczy jak nakręcony budzik, to się dowie że kondominium rosyjsko-niemieckie pod żydowskim zarządem nie jest brednią napisaną na piasku. Marzenia o nowej Chazarii są żywe w ciągłych spotkaniach rabinów z Putinem. Z drugiej strony także obecność Amerykanów w Polsce umocni raczej, niż osłabi, pozycję światowego lichwiarstwa bankowego. Dużo będzie zależało od postawy samych Amerykanów, ale to ostatnie wyjście jest póki co lepsze dla Polski niż rozbiór niemiecko-rosyjski. Dobrze, że nie tylko Amerykanie, ale i Brytyjczycy obudzili się obserwujac ciągłą aktywność rosyjskich łodzi podwodnych oraz samolotów w rejonie Bałtyku i Morza Północnego. W końcu zrozumieli, że nie tylko Polska jest tu zagrożona, ale także ich kraje. Tak jak na dziś jeden "Roosevelt" na Bałtyku, z bronią nuklearną na pokładzie, załatwia sprawę naszej obronności. Póki co, niemiecka polityka ustępstw nakierowana na kurewskie pójście z Rosją do łóżka, została pokrzyżowana. Oficlajna propaganda może głosić, że Niemcy chcą pokoju, a nie jak Amerykanie, wojny. Ale my wiemy, że to nieprawda. Zarówno USA jak i Zjednoczone Królestwo, nerwowo obserwują montowanie sojuszu niemiecko-francusko-rosyjskiego. Choć parlament niemiecki wydaje się być przeciwny matactwom Merkel na Ukrainie, to portret Katarzyny Wielkiej na jej biurku nakazuje ostrożność. Analogie historyczne każą mi spojrzeć nie tylko na wiek XVIII, ale także na rok 1815, na knowania na Kongresie Wiedeńskim.

Zanim przejdę do historii, to przypomnę niedawną wypowiedź byłego kanclerza Schroedera, który w niemieckim stylu poinformował media, że Polska ma prawo sie obawiać obecnej sytuacji pamietając o pakcie Ribbentrop-Mołotow, ale ten strach nie może wiązać rąk europejskich polityków, nastawionych anty-amerykańsko - trzeba dodać. Czyli, mówiąc prosto, niemiecki rusofil powiedział nam, że nie jesteśmy podmiotem, ani partnerem w rozmowach. Obawiam się, że dopóki Polską nie będzie rządzić ktoś na miarę kandydata Brauna, to Polska pozostanie politycznym popychadłem, bo z zachodnimi krętaczami trzeba umieć rozmawiać. Wycieczki do Brukseli, uśmiechy i umizgi, czy zarobki w euro sprawy nie załatwią.

W roku 1815, Polacy wokół księcia Czartoryskiego wymyślili sobie, że po klęsce orientacji napoleońskiej czas oderwać polskie ziemie od Prus i poddać je pod władanie carskie. Wtedy się zaczęła przepychanka, bo Austria nie chciała dać ani Krakowa, ani żup solnych w Wieliczce.

Z kolei Prusy chciały zagarnąć zarówno Toruń jak Saksonie, ale ponieważ Rosjanie mieli tez na Toruń chrapkę, więc proponowali Saksonię jako rękompensatę. Anglia twardo broniła Prusaków. Car Aleksander wytwarzał wrażenie, że w zasadzie wszystkie nieszczęscia biorą się z faktu rozbiorów, więc Polskę trzeba odbudować taką jaką niegdyś byla, a więc w granicach sprzed 1772. Na co zawsze nieszczera Anglia zaproponowała cezurę roku 1795 oraz żeby królem nie był car, lecz monarcha elekcyjny innej narodowości. W swej pozycji Anglicy mogli poudawać zauszników resurekcji Rzeczpospolitej, wiedząc że Rosja i tak się nigdy na coś takiego nie zgodzi. Oczywiście, "przychylna" nam Rosja się nie zgodziła na takie warunki. Potem nastąpiło tzw. 100 dni Napoleona i czwarty rozbiór Polski, utworzenie marionetkowego Królestwa Polskiego z rozebranego Księstwa Warszawskiego. Miało to miejsce 200 lat temu.

Załóżmy, że to Amerykanie usadowią się w Polsce, wtedy pozostaje nam kwestia żydowskiego zarządu, która też będzie zależała od sytuuacji państwa w Palestynie.

Polsce potrzebni są na takie czasy polityczni giganci, ale jak narazie ich nie widać. A może udałoby się całej Europie zająć chorowitego Putina budową autostrady z Moskwy do Alaski, i ukierunkować świat na tory rozwoju i współpracy. Ale tu są potrzebne deklaracje na piśmie, gwarantujące jutrzenkę nowej Rosji uważającej swych sąsiadów za partnerów, zwłaszcza tych należących do rodziny narodów słowiańskich.

dr Zygmunt Jasłowski

31.03.2015r.
RODAKpress

 
RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Docz do nas - Aktualnoi RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrocie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet