Rewelacje medialne: nasi żydzi skarżą się Niemcom
Niepoprawne Polaków wybory czyli jak dokopać 'pisiorom'
Dalecy od popadania w triumfalizm mamy jednak powody do dumy, jako że Polacy po raz pierwszy od czasów II Rzeczpospolitej wybrali rząd bez komuchów. W tej zmianie nie chodzi jednakże o zwykłą wymianę partyjnych stołków po to tylko by za miesiąc napowrót zapanował bezpaństwowy chaos, czyli "chuj, dupa i kamieni kupa". To że stronnicy Jarosława Kaczyńskiego oraz jego ś.p. brata Prezydenta Lecha Kaczyńskiego mają prawo do triumfu i satysfakcji, jest rzeczą oczywistą. Zwycięstwo to jest wynikiem morderczej pracy drużyny Jarosława Kaczyńskiego, która pod pręgieżem narodu przeszła od dawna oczekiwaną transformację na lepsze. Pamiętajmy też o niezmordowanej determinacji pana Antoniego Macierewicza - głównego rycerza polskości stojącego od lat w obronie prawdy - do dziś szkalowanego przez platfomerskie media, a co jeszcze ważniejsze - dopilnujmy tym razem, by nowa forma rządzenia posłużyła rezurekcji polskiego państwa i powstawaniu prawdziwie polskich elit, a nie była li tylko wymianą osobową w rządzie i w obu izbach parlamentu.
Problem jest olbrzymi, bo z wymianą po-ubeckich elit kulturalno-gospodarczo-politycznych (już trzech pokoleń prominentów) nie będzie łatwo, zwłaszcza w żydokomunistycznej Warszawie, mieście niegdyś walecznym i bardzo patriotycznym. Ludnościowa kompozycja tego miasta jest rezultatem wieloletnich wysiłków władzy ludowej by każdemu gorliwemu politrukowi niszczącemu z zapałem polski sen o Niepodległtej dać szansę startu w stolicy.
Ci co straszyli republiką wyznaniową i zaciekle bronili laickiej dyktatury dziś są na śmietnisku polskiej historii, ale czy też międzynarodowej to nie jest rzecz do końca pewna, bo Radek Sikorski już zapowiedział, że ta zmiana jest tylko na krótko, a przecież on wie co mówi, bo jego kumpel Vincent obraca sie w kręgach światowej masonerii. Kopacz została wykopana z korzeniami, tak dałoby się w skrócie opisać koniec dyktatury sprzedajnych cwaniaczków i zdeklarowanych aferzystów do końca broniącyh miejsca przy korycie. Swoją drogą ponad 20% poparcia dla PO musi martwić. Oni będą jeszcze przez jakiś czas bruździć, zwłaszcza że mogą liczyć na poparcie swego Tuska, pana na brukselskim raju, jak to on sam tamten belgijski padół niedawno określił. Domyślamy się, że uciekł z polskiej nienormalności, z piekła, które sam gorliwie od 1989 wraz ze swymi współtowarzyszami walki o liberalną Polskę tworzył. Działał przy tym w takim pośpiechu, że rezygnację z urzędu premiera RP złożył korespondencyjnie. Ale, nie martw się Donek, my jeszcze żyjemy my cię i z tego "raju" za łep wyciągniemy!
Narazie będziemy mieli problem, bo Tuskowe pomioty dalej będą się szwendać po sejmowych ławach i zalegać sąsiednie bary. Za sojusznika będzie też w dalszym ciągu miało PO establishment eurokołchozu, który dostaje drgawek na samo wspomnienie nazwiska Kaczyński, no a "polskie" media gównego ścieku, będą tak opiniować, by prasa zachodnia dostawała zawsze te "najprawdziwsze, najwłaściwsze" wiadomości o "faszystowskim" przewrocie w Polsce, który wyniósł na szczyty "radykałów" pokroju Macierewicza, dla których - oczywiście- w strukturach obecnej europejskiej władzy nie ma miejsca, bo - jak zauważył do tej pory niemiłościwie urzędujący minister od bezbronności narodowej - ministrowie innych krajów są z reguły umiarkowani, układni i potulni. Bólem nowej władzy będą z pewnością obce banki i służby specjalne państw kolonizatorskich.
O tym że panowie Wajda, Olbrychski i Konrad, czy pani Nehrebecka (uosobienie pięknej dziewczyny z dworku) służą wiernie PO od lat, większość Polaków wie z telewizyjnego ołtarzyka. Oni są przecież w stałej dekoracji sitwy Walcowej Hanki. Natomiast tylko zjadacze sztuki słyszeli o pani Andzie Rottenberg. Osoba piastująca tak lukratywne stanowisko jak dyrektoriat warszawskiej Zachęty, pozwoliła sobie ostatnio w Niemczech na pouczenie polskich wyborców i skarcenie ich za niewłaściwy - jej zdaniem - wybór rządzących. "Polska dopiero co rozkwitła, jednak po zwycięstwie wyborczym PiS, znów jest boleśnie zagrożona". Jak to często w żydowskich rodzinach bywa zapluty karzeł reakcji, faszysta czy bandyta z lasu musi powrócić jako straszak, bo tak u nich w domu od roku 1944 się mówi. Czy to dom Grossa, Urbacha czy Grynszpana, jak zresztą zauważył noblista Bashevis Singer, dzionek w każdej porządnej żydowskiej rodzinie rozpoczyna się przy śniadaniowym stole od narzekania na Polskę i Polaków. Z palca wyssaną ta wiadmość nie jest. No, a jeśli rodzina porządną nie jest to znaczy, że to odszczepieńcy zaczadzeni polskością, co zapewne nie jest gut geszeft. Apelujemy do wszechwładnego froum w Nowym Jorku o więcej takich właśnie sąsiadów, a także o przyjazne gesty wobec Polski. Przy okazji nasz Maciek Stuhr będzie miał więcej ról do zagrania na słuszny temat. Bowiem jak Krakauer chce marzyć o Holywood, o Metro Goldwyn Meyer, to taki man musi być narodowo użyteczny, nieprawdaż. Oskary nie dostaje się przecież za husarię pod Kircholmem. Pan Pawlikowski już to wie.
Ludzie parszywieją w różnym stopniu, ale żeby aż tak (vide Rottneberg Anda), i to po demokratycznych wyborach? Przeciez najbardziej anty-obywatelski rząd jaki Polska miała od 1989 zawsze stał twardo w obronie demokracji, a tu mamy zwolenniczkę PO, dziecko holokaustu szczuje na Polskę w ... niemieckiej prasie. Swoją drogą polska kultura "rozkwitła" tak bardzo aż zarosła pokrzywami i chwastami: zbudowano (pewnie jako wyrzut polskiego sumienia) Muzeum Żydów, no to dobrze, a gdzie jest Muzeum Historii Polski? Kultura rozkwitła, ojoj, też dzięki pani minister of anty-kultury Omiljanowskiej, wielkiej "polskiej" pani mecenas sztuki, która posyłała artystów izraelskich na Biennale do Wenecji na koszt polskiego podatnika, a przed samymi wyborami wysiliła się na pokaz polskiego sarmatyzmu na Dalekim Wschodzie, dziwiąc się przy tym bardzo, że Koreańczycy czy Chińczycy coś takiego chcą w ogóle oglądać (a podobało się to, oj, nawet bardzo). Bo jakby tak zamiast pokazać Althamera, Kozyre czy Bartanć, to co innego, oczywiście. No cóż, dziś pani minister zapłacze razem z Ewką, a potem nikt jej nie będzie pamiętał, no chyba że ktoś wpadnie na pomysł napisania księgi pohańbionych.
Jak można zauważyć, przed rządem polskim stoi olbrzmie zadanie naprawy narodowego wizerunku. Do tego potrzebna jest silna wola, zaangażowanie i olbrzymie nakłady pieniężne, szczególnie na naukę i kulturę. Często bardzo negatywne reakcje mediów świata zachodniego dowodzą, że Polacy dokonali właściwego wyboru politycznej reprezentacji, bo jeśli im się coś nie podoba, to z pewnością nam to wyjdzie na dobre.
Głosy patriotycznej części narodu wsparte o głosy tych wszystkich którzy głęboko rozczarowali się rządami PO, są dowodem na to że po prostu wygrała opcja pro-polska. Jeśli wrogowie Polski chcieli czegoś innego, to powinniśmy się tylko czuć utwierdzeni - jako naród - w słuszności naszego wyboru.
Opiniotwórcze media świata zachodniego z udawaną troską pochylają sie nad losem Polski, której obywatele 25 paźziernika 2015 zagłosowali na "zwycięską przeszłość", jak ocenia wyniki wyborów The Economist, tym samym insynuując że Polacy nie chcą lepszej przyszłości, która za rządów PO była w ich rękach. Gazeta daje czytelnikom do zrozumienia, że znudzeni Polacy naiwnie odrzucili 8 lat wspaniałego zarządzania, a w zamian wybrali ksenofobiczną, germanofobiczną, i jednocześnie anty-rosyjską i eurosceptyczną partię, której program stanowi olbrzymie zagrożenie dla stabilności gospodarczej Polski. Pokazywanie Polski jako anarchronicznego ciemnogrodu, wrogo nastawionego od lat do narodu wybranego (dziś znowu narodu panów), a ostatnio także do uchodźców, jest od lat standardem większości zachodnich mediów - elektronicznych i papierowych. Na opak dość powszechnemu przekonaniu Polaków, lepsi byli ci politycy z Polski jak Tusk, Sikorski, Buzek, Bartoszewski czy Kopacz, z którymi Europa mogła porozumiewać się bezkonfliktowo, a wybór PiS oznacza że w Polsce będzie rządzić nowy Orban, a już przecież z tym obecnym Bruksela ma dość kłopotów.
Ogólne wrażenie z lektury zachodniej prasy jest dość jednoznaczne - tak długo jak w Polsce rządzić będą politycy pozwalający na umacnianie systemu kolonialnego, nie będzie żadnego sprzeciwu ze strony brukselskiego eurokołchozu. Dziwić jednak może napaść zachodnich pismaków na Jarosława Kaczyńskiego tylko za to, że wyraził oczywistą opinię, że uchodźcy mogą przynieść do Europy różne choroby. Jak to więc jest naprawdę: Amerykanie boją się chorych kojotów mieszkających na obrzeżach ich miast, a w Warszawie bada się miejskie lisy przenoszące m.in. świerzb, a tu mamy do czynienia z setkami tysięcy ludzi, których wspaniałomyślnie musimy uznać za zdrowych. Dlaczego więc nasi rodacy wyjeżdżający do krajów Afryki, Azji czy Bliskiego Wschodu szczepią się na różne choroby. Czy to też ksenofobia? A obrona granic, też ksenofobia? Paradoksalnie, dzięki inwazji uchodźczej na Europę Polacy, Węgrzy i ich sojusznicy zyskują coraz szersze uznanie w szerokich masach Europejczyków rozczarowanych rządami masonerii, banków i liberalno-lewackich kół, które wykorzystują argument imigracyjny do rozmontowywania państw narodowych. Tym bardziej jest nam miło usłyszeć wolny głos z czeskiej gazety "Hospodarske Noviny", które dają najwyraźniej Zachodowi do zrozumienia, żeby się odpieprzył od Polski. Do Czechów dotarło, że prawdziwa Polska nie mówi głosem Tuska czy Kopacz. "Zbywanie nadchodzącej zmiany stwierdzeniem, że Polska stanie się drugimi orbanowskimi Węgrami, świadczy o ciężkim niezrozumieniu historii i gardzeniu wyborcami w obu krajach. (...) Platforma Obywatelska, a jeśli to uogólnimy - liberalny obóz proeuropejski przegrał podobnie jak na Węgrzech przede wszystkim wskutek własnego zużycia i niezdolności do zewnętrznego zrewitalizowania się".
Wniosek jest prosty, do poniedziałku nie mamy rządu, ale Prezydent Duda już zdążył odwiedzić miejsca, które należało odwiedzić. I tak pomału zaczyna nam rosnąć Międzymorze. Wypada tylko żyć zwycięską przeszłością i z optymizmem patrzeć w świetlaną przyszłość.
Dr Zygmunt Jasłowski
Nawiąż kontakt, larum grają
Polski nie podaruje Polakom nikt inny - jeśli sami się o Nią nie upomną. Tymczasem polscy rycerze śpią nie tylko pod Giewontem. Czas, by się pobudzili jak kraj długi i szeroki. Czas, by lepiej przypomnieli sobie, kim naprawdę są, kim bywali w historii i kim być mogą - jeśli odzyskają swoją dziejową formę.
Na 1050. rocznicę Chrztu Polski wszędzie tam podjąć należy program pracy organicznej: KOŚCIÓŁ, SZKOŁA, STRZELNICA. To właśnie misja budzących się rycerzy: pomóc rodakom odzyskać dumę z polskiej cywilizacji, której specjalnością i "towarem eksportowym" była przez wieki wolność.
Grzegorz Braun
16.10.2015r.
RODAKpress