Katarzyna: "on woli pozostać na swej własnej górze gówna"
Wizerunek Polski w świecie na marginesie biografii Leonie Friedy "Katarzyna Medycejska"
W renomowanej melbourneńskiej księgarni Readings wpadła mi do ręki doskonała biografia Katarzyny Medycejskiej. Jej autorką jest Leonie Frieda, urodzona w Szwecji - lecz mieszkająca i pracująca w Londynie - jezykoznawczyni i historyk, posługująca się biegle pięcioma językami. Zapewne jednak to nie ta książka zwróciłaby moją uwagę, gdyby nie dość pokaźna ilość przypisów odnoszących się do spraw polskich. Z tymi przypisami bywa w angielsko-języcznych publikacjach różnie. Choćby ostatnio ukazała się książka o znamiennym tytule "Rok 1920", gdzie na próżno szukać nawet wzmianki o bitwie warszawskiej. Jak nam wszystkim wiadomo, o Polsce z reguły pisze się sporo chociażby w kontekście Holocaustu, i to często w tonie napastliwym, zupełnie ignorującym polski punkt widzenia.
Polska ma też co najmniej kilku popularyzatorów w osobach Normana Daviesa, Timothy Garton-Asha, Neala Aschersona czy Adama Zamoyskiego, flirtującego z PO potomka wielkiego polskiego rodu. Ta lista jest naturalnie nieco dłuższa, a książki oraz i ich autorzy na pewno w jakimś stopniu przypominają światowym czytelnikom, że istnieje taki kraj - Polska, który był nawet niegdyś znaczącym europejskim mocarstwem. Stan wiedzy o naszym kraju, szczególnie w okresie ostatnich 8 lat sprawowania władzy przez Platformę Obywatelską, jest zatrważający, a wizerunek jaki Polsce wykreowano jest niezbyt przychylny. I nie ma się czemu dziwić, jeśli niedawno zmarły "profesor" Władysław Bartoszewski, ceniony szczególnie w Niemczech, nazywał Ojczyznę naszą "starą panną, której nikt nie chce", ba nawet były premier Polski, dziś reprezentujący ją w Unii Europejskiej, mówił o "polskiej nienormalności". Rzekome sukcesy gospodarcze PO, które w istocie zamieniły Polskę w kraj o półkolonialnej gospodarce, mają w międzynarodowej opinii uchodzić za sygnał, że Polska może się rozwijać i być "normalną" tylko wtedy, gdy oderwie sią od swej "niechlubnej, często 'anty-semickiej' i 'obskuranckiej' przeszłości" i podda się brukselskiej dyktaturze. Poważne reformy przeprowadzane ostatnio w zdominowanym przez Prawo i Sprawiedliwość Sejmie napotykają na olbrzymie ataki ze strony tych wszystkich polityków, którzy są głeboko zatrwożeni polskimi wysiłkami zmierzającymi do wyłamania się z kolonialnego uścisku Berlina. To Polska, rzekomo dryfująca ku państwu wyznaniowemu, depcząca ponoć demokratyczne procedury, a nie imigracja z Bliskiego Wschodu i Afryki, jest głównym bólem kapuścianych głów brukselskiego super, pożal się boże, państwa. W czasie gdy w Polsce obalane są resztki ustanowionego w Jałcie porządku, panowie brukselczycy i panie brukselki, biją na alarm - Polska staje sią krajem wyznaniowym, ginie z trudem ustanowiona przez PO demokracja.
W tym kontekście bardzo ważną rzeczą jest by o Polsce mówili i pisali też obcy, a przy tym pisali rzetelnie i nienapastliwie. A i to nie wystarcza w czasach, kiedy media elektroniczne - film, telewizja, internet wpływają w dużo większym zakresie na świadomość młodych ludzi. Wspominał o tym problemie wielokrotnie profesor Andrzej Nowak, zauważając przy tym, że trzykrotnie mniejsze Czechy zdołały wprowadzić na ekrany dobre produkcje filmowe o dość małym przecież, acz znaczącym, udziale Czechów w bitwach o Tobruk i Anglię. Jest to sygnał alarmowy, który powienien dotrzeć to wszyskich Polaków i ich przyjaciół na świecie, że czas najwyższy by tą niekorzystną dla Rzeczpospoliltej sytuację zmienić. Trzeba nam ofensywy książkowej, filmowej i medialnej, innymi słowy trzeba opłacać i nagradzać tych co piszą o nas rzetelnie.
Równolegle z polską działalnością popularyzatorską, jest dziś koniecznością wyłapywać każde znaczące zdarzenie historyczne, literackie czy filmowe, które wspomina Polskę w pozytywnym świetle. Dlatego też jestem zdania, że książka Friedy jest ważna i zasługuje na polskie tłumaczenie, bo jest spojrzeniem na Rzeczpospolitą Obojga Narodów jako na ważny podmiot - a nie przedmiot, jak ma to dziś miejsce - w polityce europejskiej. Nie bez znaczenia jest fakt, że biografia Katarzyny Medycejskiej jest nie tylko bestsellerem po obu stronach Atlantyku, ale także dobrze się sprzedaje na antypodach. Co polskiemu czytelnikowi może szczególnie się podobać to liczne odniesienia do Polski, Polaków, ich królestwa i stołecznego wtedy Krakowa. Hasło Polska pojawia się na 19 stronach, a wspominani są także: Zygmunt August (3 razy), Anna Jagiellonka, Kraków (7 razy), polski tron (5 razy), podróż Walezego do Polski (3 strony), plany ucieczki z Polski (4 strony), polska delegacja w Paryżu (1 strona), karzeł Katarzyny (2 razy), Tęczyński (2 razy). Na tle reszty Europy Polska wypada zdecydowanie korzystnie. Zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że książka - choć w intencji autorki przede wszystkim biografia Katarzyny de Medici - jest po części umiarkowaną, ale zarazem rzetelną reklamą Polski w czasach jej świetności. Co może niepokoić to brak odniesiena choćby do jednej pozycji biblioograficznej autorstwa polskiego historyka; pani Frieda posiłkowałała swoją wiedzę o naszym kraju wyłącznie pozycjami zachodnio-europejskich historyków. Mimo to obraz Polski i Polaków jawi się zdecydowanie pozytywnie, a opinie o książce są z gruntu pochlebne. Glasgow Herald napisał, że jest "stymulująca, niestrudzenie przebadana panormama europejskiej historii, która jest jako całość szersza w swym zakresie niż jakakolwiek inna biografia". Należy dodać, że dzięki temu poszerzeniu, dawna Rzeczpospolita zasłużenie błyszczy jako jeden z ważnych krajów europejskich, a polski czytelnik z przyjemnością też dowie się czegoś więcej o Katarzynie de Medici.
Nie trudno się domyśleć, że okolicznością która skierowała uwagę brytyjskiej pisarki na Polskę była elekcja Henryka Valoisa (Walezjusza) na króla Rzeczpospolitej. Niesłychanie ciekawe są opinie samych Francuzów, w tym rodziny królewskiej. Tavaness, dla przykładu, niezbyt przychylnie opisał przyszłe królestwo Anjou jako "pustynię nic nie wartą, i wcale nie taką wielką jak o niej mówią, a gdzie ludzie mieszkają prymitywni". Najwidocznie zadziałał tu kompleks. Sama Katarzyna tak zripostowała opinię swego Marszałka - "on woli pozostać na swej własnej górze gówna". Broniąc kraju, którego królem miał zostać jej ukochany syn Henryk, królowa-matka ozłociła potencjalne królestwo ile tylko było możliwe. Po pierwsze, pisała, "Polacy to naród niezwykle cywilizowany i inteligentny", a po drugie - "to jest dobre i wielkie królestwo, które zawsze może dostarczyć 150 000 liwrów, z którymi mogłabym zrobić cokolwiek bym zamarzyła". Jednocześnie dodała, że nigdy nie rozstała by się z Henrykiem gdyby nie miała absolutnej pewności, że nie jest to dla jego dobra. Innymi słowy, nie posłała by swego syna do bylejakiego kraju, gdzie żyją byle jacy ludzie. [Zrazu nasuwa się analogia z Zygmuntem III Wazą,który bał się posłać Władysława na tron carski w pogrążonej w chaosie bylejakiej Rosji]. Henrykowi zaś przypomniała, że "ja cię tylko mogę kochać więcej jeśli zobaczę, że osiągasz uznanie i wielkość, niż jak miałbyś pozostać przy mnie. Nie jestem jedną z tych matek co kochają swe dzieci dla siebie samych. Kocham cię ponieważ widzę i życzę sobie zobaczyć cię przede wszystkim wielkim, o wysokiej reputacji, i okrytego honorem".
Leonie Frieda jest zdania, że chyba nie ma drugiej takiej matki w historii (jak Katarzyna), która uczyniłaby tak dużo dla swych dzieci, i to bez względu na koszty własne. Niemniej ciekawie jest dowiedzieć co sam Walezjusz myślał o Polsce, oraz co Polacy myśleli o nim. Nie należy lekceważyć faktu, że opinie te, między innymi dzięki książce Friedy, rozpowszechniane są w dużych nakładach i nie są one bez znaczenia dla wizerunku Polski w świecie. Po fali medialnych i książkowych napaści na nasz kraj mamy nareszcie coś pozytywnego na nasz temat. Stąd "Katarzyna Medycejska" Friedy z całą pewnością zasługuje na uwagę, oraz na polskie wydanie. Kontynuując polskie wątki tej tak ważnej biografii wypada przypomnieć znaną polskim historkom postać ulubionego karła Katarzyny Medycejskiej, Krasowskiego, który to miał jej obiweścić dobrą nowinę: "Wkrótce będzie tron dla Walezjusza". Na dwór paryski dotarła już wtedy wiadomość, że owdowiały niedawno król Zygmunt August poduapada na zdrowiu, i należy spodziewać sie jego rychłej śmierci. "Wtedy to ona - pisze Frieda - uchwyciła się tego marzenia, że jej ukochany Anjou musi zostać sukcesorem Zygmunta na polskim tronie. By zagwarantować pozycję syna po śmierci króla, wysłała Jeana de Balaguy - naturalnego syna zaufanego biskupa Walencji, Jeana de Monluc - na rekonesans do Polski dla zbadania tamtejszych warunków i ustalenia kto musi być przekupiony, a kogo wystarczy wystraszyć czy uwieść". Rzeczą uderzającą dla mieszkańca dzisiejszej Polski - tak często lekceważonej za sprawą wytrwałej polityki Tuska i Sikorskiego - jest determinacja dworu francuskiego by zdobyć tron potężnego państwa połżonego w Europie Środkowo-Wschodniej; w tej strategii nie było miejsca na obelżywe "Polska miała szanse siedzieć cicho", bo z opinią ówczesnych Polaków należało się liczyć. Nie oznacza to oczywiście, że kandydat na króla był zachwycony tym wszystkim co sprecyzowane było w pacta conventa czy w tzw. artykułach henrykowskich. Medyceusze francuscy - jak wiemy z relacji Arnauda de Ferrier, ambasadora Katarzyny do Wenecji - musieli sporo się namęczyć po masakrze nocy Św.Bartłomieja, by podreperować swój nadszarpnięty wizerunek. Naturalnie brak tolerancji nie podobał się nie tylko protestantom polskim, ale i katolikom, którzy całą winą obciążali królową-matkę i jej królewskiego syna, Karola.
Frieda artykułuje w sposób niezwykle blyskotliwy różne wątki dotyczące pierwszej wolnej elekcji w Polsce. Zaznaczyć należy, że poczynania Katarzyny i Francji w szczególności, nie stawiają zachodnio - europejskiego królestwa w zbyt dobrym świetle. Sam Walezjusz jawi się jako typowy Toskańczyk ze wszystkimi machiawelskimi przywarami, z przewrotnością włącznie. Od początku - pisze Frieda -- Walezjusz uważał wyjazd do Polski jako coś wymuszonego, a to że tak chciała królowa-matka, a to znowu że Karol chciał go się pozbyć i wysłać - w jego mniemaniu - do dziwnego kraju o nazwie Polska. Acz bogato prezentujące się polskie poselstwo zrobiło mocne wrażenie na Paryżanach, to sam król wypadł w polskich oczach dość mizernie. Dostojnie prezentujący się polscy ambasadorowie i magnaci wyglądali cudzoziemsko, ale za to prezentowali się dumnie swą silną posturą fizyczną, w kontraście do której, nowy właddca prezentował się jak zniewieściałe chuchro. Obwieszony winogronami pereł, bardzo po kobiecemu elegancki oraz niezwykle szczuply król musiał jawić się polskim oczom (a tak przedstawia czytelnikom go Leonie Frieda) jak dziwadło. W dodatku miał ciągłe migreny, problemy żolądkowe oraz wydatną fistulę na jednym z oczu. W Polsce wysłannicy króla musieli przygotować nie tylko staranne przemówienia pochlebiające wspaniałości polskiej monarchii, ale i przywołujące tradycje polsko - francuskiej przyjaźni. Jakby tego nie było dość, Francuzi rozprowadzali tłumaczone na język polski ulotki, by nie było żadnych wątpliwości co do ich intencji w Polsce. Trudno jest dziś sobie wyobrazić unijnego komisarza płynnie mówiącego po polsku. Tymczasem, po pewnym czasie król zrobił pewne postępy w tym kierunku, a nawet włożył na siebie strój polski, podczas gdy jego brat, król Francji, obiecywał nawet wybudowanie Polsce floty oraz wyjednanie pokoju przyjaźni z będącą w stanie wojny z Polską Turcją. W Paryżu Katarzyna wymogła na Karolu by tytułowal do tej pory poniewieranego brata jako Henryka Walezego, króla Polski, co w pewnym sensie uleczyło kompleksy tego ostatniego.
Na temat Henryka Walezego napisano w Polsce wiele biografii, a Artur Gottger namalował nawet obraz przedstawiający jego ucieczkę z Polski, ale nie to jest głównym tematem mych wywodów lecz ocena roli ówczesnej Rzeczpospolitej na arenie międzynarodowej. Haniebna i niehonorowa ucieczka Walezego z Polski, ani też pochlebiające mu wypowiedzi austriackiego cesarza Maksymiliana, który pocieszał uciekiniera, że zasługuje na coś lepszego niż Polska, wszystko to idzie na konto tych co przegrali: Maksymilian przegrał z Walezym, a sam Walezy gdy mu postawiono datę-ultimatum na powrót do Krakowa, przegrał polski tron, gdyż zniecierpliwieni polscy wielmoże wybrali na jego miejsce króla naprawdę wielkiego - Stafana Batorego. Zwyciężyła Polska, zwyciężył orzeł biały. Historykowi trudno jest jednak uciec od pytania, jaka byłaby europejska polityka, gdyby Polska, za sprawą unii z Francją, uniknęła wyniszczających wojen z Turcją oraz oddaliła się tym samym od habsburskich knowań. Ze względu na polskie wątki, ale nie tylko, polecam to doskonałe biograficzne studium o polityce i kulturze europejskiej XVI wieku, w której kraj nasz był ważnym podmiotem.
Dr Zygmunt Jasłowski
Nawiąż kontakt, larum grają
Polski nie podaruje Polakom nikt inny - jeśli sami się o Nią nie upomną. Tymczasem polscy rycerze śpią nie tylko pod Giewontem. Czas, by się pobudzili jak kraj długi i szeroki. Czas, by lepiej przypomnieli sobie, kim naprawdę są, kim bywali w historii i kim być mogą - jeśli odzyskają swoją dziejową formę.
Na 1050. rocznicę Chrztu Polski wszędzie tam podjąć należy program pracy organicznej: KOŚCIÓŁ, SZKOŁA, STRZELNICA. To właśnie misja budzących się rycerzy: pomóc rodakom odzyskać dumę z polskiej cywilizacji, której specjalnością i "towarem eksportowym" była przez wieki wolność.
Grzegorz Braun
17.01.2016r.
RODAKpress