Pamiętajmy o Kresach szczególnie teraz - dr Dariusz Piotr Kucharski


 

 

 

 

 

 

 


Patrząc na wschód

Pamiętajmy o Kresach szczególnie teraz
Za naszą wschodnią granicą obserwujemy obecnie niepokojące działania rosyjskie. Dotyczy to oczywiście Ukrainy, ale i są wyraźne, "dziwne" działania na Łotwie, strach pada na Estonię i Litwę. Wszyscy oni patrzą na wspaniały zachód i oczekują wielkiego wsparcia, które jednak nie nadchodzi lub ma tempo żółwie. Niestety te nowe państwa Europy środkowo - wschodniej zapomniały o wspólnej grze na arenie międzynarodowej, kierując się często bezrefleksyjnie, wręcz egoistycznie własnymi sprawami narodowymi, do głosu dopuszczając często czynniki nacjonalistyczne. Twierdzę ze smutkiem, że wrogość do Polski i polskości stała się dla nich często motorem. Praktycznie wszystkie z nich odrzuciły uznanie polskiej spuścizny kulturowej jako części swojego dorobku. Wszelkie znamiona polskości zaczęli bezkrytycznie zwalczać, zamiast znaleźć wspólnotę interesów i działań. Zgodnie z carską i później sowiecką doktryną: Polacy byli i są ich wrogami. To niezwykle skuteczne w rozbijaniu myślenia potrzebami regionu, a potęgowane obecnie biernością Warszawy, nawet w obliczu współczesnych zagrożeń. Nam wmówiono, że Polaków i polskości tam już nie ma i my nie mamy tam interesów. Kilkuwiekowe dzieje chcą przekreślić, zrobić skansen. Nawet widoczna od ćwierćwiecza bierność pokazuje, że nadal tam jesteśmy i czy nam się to podoba czy nie musimy podjąć działania. To część polskiej racji stanu. Ja pragnę jedynie udowodnić, że przysłowiowy wschód żyje polskością, że Polacy tam są, działają i oczekują na pomoc Warszawy. Wystarczy spojrzeć na okres z początków III RP.

Ciekawie w kontekście "dbałości" o polskie imponderabilia wypada mocno przemilczana sprawa sowieckiej propozycji powrotu ziem kresowych do Rzeczypospolitej, krótko po odzyskaniu niepodległości w 1989 roku i reakcja na nią niektórych kół w Polsce. Pojawiła się taka propozycja i miała ona swoje mocne oparcie w radzieckich obawach związanych z polskimi roszczeniami w związku z rzeczywistym zaborem polskich ziem wschodnich po 1944 roku. Obawiali się eskalacji polskich roszczeń i żądań odszkodowawczych, które mogły pociągnąć falę kolejnych od innych państw (np. Jan Ciechanowicz podkreślał, że Polska może żądać bardzo dużych odszkodowań). Omawiano to na najwyższych szczeblach w ZSRS. Według różnych informacji taka propozycja miała zostać złożona przez M. Gorbaczowa gen. W. Jaruzelskiemu. Wiadomość o tej propozycji doszła do nas czterema niezależnymi kanałami i nie podlega wątpliwości, że M. Gorbaczow rozmawiał na ten temat z p. Janem Ciechanowiczem, posłem z Litwy do Sejmu ZSRR, a ten z kolei z p. Stanisławem Sadowskim z Toronto. Konsul generalny ZSRR w Krakowie, późniejszy ambasador Ukrainy, pan Serdaczuk, mówił o tym prof. Edwardowi Prusowi, który niedawno odwiedził Toronto. Również sprawa ta wyszła od gen. Jaruzelskiego za pośrednictwem niewymienionego z nazwiska oficera polskiego wywiadu, w stopniu podpułkownika, i wreszcie podała tę informację anglojęzyczna prasa nowojorska, wkrótce po owych wydarzeniach. Gen. Jaruzelski przyjął propozycję Gorbaczowa w imieniu Polski. Kiedy sprawa dotarła do Warszawy, panowie Geremek, Michnik, Kuroń i Mazowiecki pojechali w pośpiechu do Moskwy i prawie na klęczkach błagali Gorbaczowa, aby tego nie czynił i ten wreszcie przystał na ich prośby (Janusz Śmigielski, Zaprzepaszczenie możliwości odzyskania Ziem Wschodnich , w: Kresy Wschodnie we krwi polskiej tonące, Ośrodek Pojednania Polsko-Ukraińskiego w Chicago, Chicago - Poznań 2003, cz. 3,s.72).

Szeroko opisywała te kwestie także Dora Kacnelson, historyk, literaturoznawca, slawistka, mówiła: "Na początku pierestrojki odzyskanie Kresów Wschodnich było po prostu w zasięgu ręki". Potwierdzała,że ta koncepcja była dyskutowana w najwyższych kręgach władzy radzieckiej, i znajdowała racjonalne uzasadnienie pośród prawników radzieckich jak specjalista tej dziedziny Anatolij Sobczak, późniejszy mer Sankt Petersburga. Uważała, znając realia sowieckie, jak i nastroje na dawnych kresach II RP za realny do realizacji plan. Nawet kręgi litewskie liczyły się wówczas poważnie jeśli nie z odebraniem im Wileńszczyzny, to z wzrostem autonomizacji miejscowych Polaków. Grupa polskich działaczy niepodległościowych po obu stronach granicy prowadziła nadal przygotowania aby nie zaprzepaścić tej wielkiej szansy. Wtedy część jednostek Armii Czerwonej stacjonujących w garnizonach na terenach kresowych II RP, a składających się przecież z rożnych nacji, nawet azjatyckich wraz z dowódcami popierała ten plan. Zewnętrzną formą miało być założenie emblematów polskich (np. opaski biało-czerwone). P rzewidywano dwa rozwiązania: przyłączenie bezpośrednie do Rzeczypospolitej, lub ustanowienie z ziem kresowych tzw. Republiki Wschodniej Polski, znanej bardziej jako Wschodniopolska Socjalistyczna Republika Radziecka (to czasy istnienia jeszcze Związku Radzieckiego ZSRR). Rozpatrywano możliwość przeprowadzenie na tych terenach referendum. W jej skład miały wchodzić zagrabione w 1944 roku terytoria, a zapewne w drugim etapie przewidywano połączenie się z Polską. Niestety te działania przy braku wsparcia z kraju zostały znacznie ograniczone. Miejscowi Polacy pozostawieni sami sobie zaczęli realizować je najsprawniej na terenie Litewskiej SRR. Uzyskali zapewnienie o utworzeniu regionu autonomicznego w ramach Litwy co potwierdzała uchwała Rady Najwyższej Litewskiej SRR. Lecz jak się okazało były to tylko puste obietnice. Nie mogąc doczekać się realizacji zobowiązań na kolejnym zjeździe polskich delegatów z Litwy w Ejszyszkach, 6 września 1990 roku jednogłośnie (240 przedstawicieli) przyjęli powołanie Polskiego Kraju Narodowo - Terytorialnego, jako część składową Litwy. Miała mieć powierzchnię 4930 km.kw. ludności 213 tysięcy z polską większością, obok: litewska, rosyjska, ormiańska, tatarska, żydowska, białoruska. Stolicą rejonu została Nowa Wilejka. Flaga regionu biało-czerwona, a hymnem Rota. Powołano władze regionu. 2 maja 1990 roku przekształcili się w Polski Rejon Narodowo-Terytorialny. Jednak Litwini nie chcieli tego uznać i wykorzystując różne zawirowania polityczne 4 września 1991 roku przyjęli decyzję o likwidacji polskiej autonomii. Od tego czasu Polacy podlegają ostrej lituanizacji i wydziedziczaniu z dóbr, których nie mogą odzyskać w ramach reprywatyzacji. Przypominam to gdyż często mówi się, że Polaków na kresach już nie ma. Ależ są i to sprawni, zorganizowani, przeciwstawiają się traktowaniu ich jako druga kategoria obywateli (na Litwie żyje ich około 350 tysięcy, na Ukrainie policzyli się na 1 milion osób, a na Białorusi ponad 2 miliony bardzo przychylnie odnosi się do specyficznie pojmowanej tam polskości). Jednak bez pomocy i wsparcia polskiego rządu będą słabi. Ich działania są bojkotowane, zwalczane przez miejscowe władze, to taka pozostałość sowiecka. W obecnej sytuacji, niezwykle wymownej, przy ciągłym złym odbiorze kresowej społeczności polskiej w tych nowych państwach, Warszawa musi wreszcie stanąć w ich obronie i wesprzeć w uzyskaniu praw autonomicznych. Ponadto, bez tych Kresowych Polaków nasza spuścizna kulturowa tam przepadnie.

Bądźmy wreszcie znowu ambitnym narodem. Artykułujmy swoje prawa i żądania. Ochrona członków naszej wspólnoty jest obowiązkiem państwa polskiego. Wspierajmy sąsiadów, ale załatwiajmy sprawy polskie, nikt tego za nas nie zrobi. Kresy nadal mają silny polski oddech, ale jak długo bez wsparcia Warszawy przy tak silnych działaniach antypolskich wytrzymają. Tu nie chodzi o zabór terytorialny, ale o zapewnienie wspólnocie polskiej godnych warunków w ramach autonomii w granicach poszczególnych państw i wyzbycie się przez sąsiadów antypolskiej, nacjonalistycznej retoryki.

dr Dariusz Piotr Kucharski

05.10.2014r.
RODAKnet.com

 
RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Docz do nas - Aktualnoi RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrocie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet