O tym skąd bierze się tolerancja rozumiana jako obowiązek akceptacji i ponury tego efekt
SKUNDLENIE
Z pomieszania, z mezaliansu rozumu i cywilizacji białego człowieka z lewacką ideologią. Ze zniewolonego umysłu.
Na wstępie jedno, ale zasadnicze zastrzeżenie, wyjaśnienie.
Nie obchodzi mnie poprawność polityczna i nie obowiązują żadne kretyńskie ustawy o "języku nienawiści", bo nie nienawiść mną kieruje, a tylko i wyłącznie potrzeba nazwania zjawisk słowami adekwatnymi do ich określenia, a świadomie rugowanych z potocznego użycia na potrzeby demokratycznych wybrańców gender obojga. Przecież nie płci, bo płeć mają ludzie, a nie wytwór ideologii.
Co zatem czyni nas, dumnych niegdyś zdobywców świata i przewodników rozwoju cywilizacji zniewieściałymi w najgorszym tego słowa znaczeniu, tchórzliwymi niewolnikami naszych wybrańców i narzucanych przez nich antywartości? I jeszcze jedno - moje spostrzeżenia nie wynikają jedynie z obserwacji IIIRP. To tyczy wsiech i wsjudy.
Tatuaże
Były i nadal są elementem folkloru ludów prymitywnych lub pochodzących z obcych nam obszarów kulturowych. Tatuaże obrazują ich wierzenia i tradycje. Ich wola, ich problem. Jestem tolerancyjny. W naszej cywilizacji przetrwały do niedawna jedynie jako zjawisko marginesu społecznego ograniczonego do kryminalistów i żeglarzy/marynarzy, bywalców portowych tawern i członków pirackich załóg.
Dopiero nasze(!) zdolności doprowadziły do udoskonalenia techniki tatuażu tak dalece, że stało się możliwe "artystyczne" szpecenie ciał. To co było hermetycznym zjawiskiem marginesu stało się w dużej mierze przy udziale celebrytów - prasujących nam codziennie mózgi - niemal powszechną modą. Trudno to inaczej określić jak odwrót od naszej cywilizacji. Tatuaże to taki maleńki, że niemal niezauważalny element destrukcji i osłabiania wartości cywilizacji nadającej do niedawna tempo i kierunek rozwoju świata. Tym razem w stronę prymitywizmu. Rozejrzyjcie się państwo wokół. Ile dostrzeżecie takich maleńkich, nieistotnych działań? Degradacja wartości już na tym najniższym, najmniej uświadamianym poziomie!
Na marginesie.
Biada nosicielom tych "dzieł" jak kiedyś znowu dojdą do panowania niemieccy nadludzie, którzy ze skóry z tatuażami robili galanterię damską dla swych nadludzkich dam.
Moda, noszenie się
Jeszcze nie tak dawno brak okrycia poza plażami był zauważalny jedynie na wybiegach dla modelek anorektyczek, zwanych wieszakami. Świat "dyktatorów mody" opanowany jest przez śrdowiska homoseksualne i trudno, żeby dla gender "męskiego" ideałem było w pełni uformowane ciało kobiety. Musi ono dla nich mieć jak najwięcej cech jego partnera: wąskie biodra, brak biustu... Z kobiety mogą jedynie pozostać niektóre zachowania i zewnętrzne opakowanie.
Dzisiaj celebrytki znane z tego, że są znane i komediantki zwane aktorkami prześcigają się w ubieraniu jak najmniejszej powierzchni swego ciała. Niegdyś dbano o to, żeby odzienie było schludne i solidne. W wyjątkowych sytuacjach eleganckie i piękne. Teraz panuje dyktatura bylejakości i zniszczonych fabrycznie ciuchów. Kiedyś wstyd było mieć dziurę w skarpetce, a dzisiaj kupuje się za duże pieniądze dziurawe spodnie i połatane łachy.
Żeby rynek nastolatków został zagospodarowany, to rzuca się im wzory szmat noszonych przez ich idoli. Tyle tylko, że z marnej jakości materiału i bez należytego wykończenia krawieckiego. Ma być jak look za milion dolarów w cenie kilkunasu i z przeznaczeniem na jedno wyjście. Wszak gwiazdy nigdy nie pokazują się dwa razy w tym samym. Czyż nie? Wmawia się nam, że wszyscy są równi i każdy może być gwiazdą, a już napewno celebrytą, a gawiedź, szczególnie ta młoda leci za tą bzdurą jak ćmy do ognia. Nie dziwota że płoną w zwiększającej się z roku na rok liczbie samobójstw powodowanych przystosowaniem do życia jedynie w... wirtualnym świecie. Zaczynamy zatem i nosić się jak nie przymierzając caveman. Na szczęście w zimnych krajach są okresy wymuszające solidny, normalny ubiór. Ale to przymus natury, a nie wybór wynikający z rozwoju cywilizacyjnego. Ten już nie istnieje. Żyjemy w czasach panoszącej się antycywilizacji. Wstrząsająco ją określił Św. JPII mówiąc o "cywilizacji śmierci". To pojęcie oczywiście dużo szeresze niż prezentowane przeze mnie w tym tekscie.
Rasizm
Nie był i nie jest domeną białych ludzi. Murzyni w Stanach Zjednoczonych, czy Azjaci wobec sąsiadów, plemię wobec innego plemienia w Afryce są do dzisiaj bardzo rasistowscy w znanym tego słowa znaczeniu. Ale nie o wyższości rasowej piszę, a o wpływie mieszania ras na jednorodność społeczeństw i w związku z tym na wzrost tolerancji dla zaniku cech danego społeczeństwa na wielu płaszczyznach. Jest to oczywista konsekwencja i nie ma tu miesjca na żadne rasistowskie oskarżenia. To fakty. Takie społeczeństwa zostają "ubogacane" wbrew własnym interesom, tradycji i prezentowanym wartościom. Zatracają się w obcości.
Elity, elitarność
Elity zostały wymordowane przez rewolucje prowadzone przez zdegenerowanych członków tychże elit i ich późniejszą pracę u podstaw mającą na celu zmianę "starego porządku" na NWO. W trosce o własną pozycję i przyszłość ci degeneraci zaczęli proces wyrównywania wszystkich z wszystkimi. Po wieszaniu mieszanie zaczęli. Elitarność zastąpili równością. Towarzysza husarskiego zastąpili towarzyszem partyjnym. Racje rozumu, wykształcenia, doświadczenia i wielopokoleniowej służby państwu zastąpili "wolą ludu", najczęściej "ciemnego". Ludu któremu w ramach jego praw obywatelskich pozwolono(!) nawet z nich nie korzystać znając jego lenistwo i głupotę. Raczono łaskawie dać mu możliwość pozostania w domu zamiast "wysiłku" wyborczego i mimo tej bierności nadal cieszyć się mianem suwerena! "Lud" stał się królem, pomazańcem demokratycznym. Zmarł król, niech żyje król, a że nagi?
Who cares? Everybody naked!
Przywództwo, leadership
Przywództwo jak i przywódcy - w swej większości - zostali zmarginalizowani i wyrugowani z życia społecznego przez wszechogarniającą równość szans "miernych ale wiernych" wybrańców zatwierdzanych w ramach "kłamstwa demokratycznego". Lider, przywódca musiał pociągnąć za sobą ludzi chętnych do realizacji jego idei. Musiał się wyróżnić, by oni uczynili go ważnym i z nim pracowali. Musiał posiadać ważne cechy osobowe i intelektualne, a nie mieć je nadane przez media i propagandę. Dzisiaj "ciemny lud" głosuje w plebiscycie na liderów budując piramidę złudzeń i samozniewalania się. Wmówino mu, że jego ilość jest mądrzejsza od najmądrzejszej jednostki i dlatego dziesięciu panów pod budką z piwem ma większą moc niż np. nieprzymierzając Aleksander Ścios, bo wszak jest on tylko jeden, czyli demokratyczne nic. W społeczeństwie mającym swoją elitę przywódczą zajmowałby zapewne znakomite miejsce. W społeczeństwie "zboczonej demokracji" nie ma szans, bo wyłaniani przez nią wybrańcy nie dopuszczą do głosu nikogo kto ich przerasta, a media zadbają żeby go zamilczać zamiast nagłaśniać w ramach wolnej myśli i swobody dyskusji. Jednego z filarów demokracji, ponoć. To samo tyczy się uniwersytetów opanowanych przez lewiznę i jej miernoty pseudonaukowe. Wyrównano sznase w dół.
Jakby nie komunizm wielu pasałoby krowy - mówił Rakowski, ostatni kacyk peerelczyków. Dzisiaj pasają miliony otumanionych, wynarodowionych baranów. Bace i ich juhasy, a suweren dostanie czasem łoscypka, coby mu sie we łbie nie popsewracało łod tej demokratycnej władzy.
Edukacja i wychowanie
System "mistrz - uczeń" zastąpili układem "partnerskim" do jakiego sprowadzają się relacje między uczniem i nauczycielem. Przydają praw dzieciom marginalizując obowiązki. Dyscyplinowanie dzieci kryminalizują degenerując rolę rodziców i wszelkich autorytetów do elementów opresji wobec biednych dziatek, odzieranych z ich praw ludzkich i obywatelskich. Nauczyciel boi się swoich uczniów, ich rodziców i swoich zwierzchników. Żeby się nikomu nie narazić ogranicza swoje wymagania i współpracuje w produkowaniu wtórnych i aspołecznych analfabetów. Angielskie up to you stało się powszechną zasadą w szkołach wszystkich szczebli. Ja uczę wszystkich jednakowo, a tylko od ciebie zależy ile z tego skorzystasz. Tyle zostało z pedagogicznego powołania i zaangażowania. Wspólny front szkoła-rodzice rozdzielono barykadą lewizna-gender i postawiono szkołę i rodziców w opozycji do siebie. O wpływach wychowawczych zapomnijmy, bo to i niemożliwe i groźne tak dla kariery jak i zdrowia "nauczyciela". Kryteria wychowawcze zostały też skutecznie wymieszane, zrównane w dół do większości. "Linijką po łapach" zastąpiło rzucanie krzesłem, czy kosz na śmieci na głowie "pedagoga", który nie tak dawno wspierał hasło swoich pociech "Giertych do wora, a wór do jeziora". Pal sześć Giertycha, ale ten wór i to jezioro... Obciążenia dla braci szkolnej są nader dotkliwe i trzeba w ramach pedagogicznej wyrozumiałości minimalizować ich skutki, które to minimalizowanie wprawdzie obraca się później przeciwko nim i eksploduje nieprzygotowaniem do dorosłego życia w realu, ale to już nie edukatorów zmartwienie. Niech się "rzucają na linę", czy inny "złoty strzał". Ważne, żeby dzieciaki mogły donosić na złych rodziców, czy nauczycieli i mieć "radosną, bezstroską młodość". Wolną od myślenia, obowiązków i pełną napuszonych, deprawujących praw. Trwa systemowe niszczenia autorytetów i roli rodziny. Ważny ma być jedynie autorytet państwa i wybrańców, bo to im oddajemy nad sobą nieograniczoną władzę tzw. "aktem wyborczym".
Wielokulturowość
To na tle powyższych, dalece niewystarczających przykładów, powodów skarlenia naszej cywilizacji jest bez cienia wątpliwości zjawisko najniebezpieczniejsze. Niech sobie eksperci od "politycznej poprawności" wygadują swoje farmazony wspierane równie farmazonowymi opracowaniami naukowymi do woli, ale to "wiekopomne osiągnięcie" niszczące tożsamość narodową jest oczywistym efektem ubocznym kolonizacji i pierwszorzędnym osiągniętego w ostatnich kilkudziesięciu latach poziomu życia "wyżej rozwiniętych demokracji".
W ramach "wybijania się na niepodległość" (czyt. rozszerzania sowieckich wpływów) byłych kolonii ich rdzenni mieszkańcy często zamiast korzystać z odzyskanej wolności i możliwości niezależnego rozwoju swoich aspiracji państwowych i narodowych, czy plemiennych nader ochoczo korzystali z szansy bycia podwładnymi swoich panów, odwoływali się do nabytych praw pozostania obywatelem kolonizatora. Śmigali za wycofującymi się prześladowcami do ich krajów i "ubogacali" tamtejsze społeczeństwa bez względu na złe doświadczenia z nimi związane. Tym samym wykazywali się też przewidywaniem nadchodzących "nowych czasów". Czasów udręki z rąk własnych ciemiężycieli wyniesionych na rewolucyjnej fali idącej z Kremla. Narzucali wielokulturowość czy się to wyborcom, kolonizatorom podobało czy nie, bo "pałka rasizmu" już zrobiła swoje. Nakazono tolerować, a zatem akceptować zaistaniałą sytuację "wielokulturową": dobrze wam było jak żyliście z plądrowania ich ziemi, to teraz niech im będzie dobrze jak żyją na waszych podatkach. Taki narzucili, wtedy jeszcze nie wyartykułowany trend.
Dobrobyt jakże często ufundowany na czerpaniu wielowiekowych korzyści z kolonii i rozwoju społecznym po drugiej wojnie światowej wspierany ideologią lewacką doprowadził do sytuacji w której min. posiadanie dzieci stało się zbędnym lususem stojącym na przeszkodzie w nabyciu większego mieszkania, lepszego samochodu czy wyjazdu na egzotyczne wakacje. Nastąpiło przewartościowanie pryncypiów na mieć. Bogiem stał się złoty cielec. Społeczeństwa tzw. Zachodu zaczęły się starzeć, stawać się coraz wygodniejsze. Brakowało rąk do prac "uwłaczających ich pozycji nadludzi". Trzeba było te dziury załatać gastarbeiter'ami z tzw. trzeciego świata. Też pięknie. Prawda? Trzeci świat, a my to ten pierwsza klasa, ale to nie rasizm. Broń Boże!
I tak na tych dwóch fundamentach poszukiwacze lepszego świata dla lepszych na tym łez padole wykombinowali nam multi-kulti.
Tolerancja
Naturalnym efektem i założeniem idei wielokulturowości było narzucenie rozumienia słowa tolerancja jako konieczność akceptacji wszelkich różnic. Przeniesienie go na zupełnie inny, oczywiście wyższy poziom rozumienia. Nie tylko o słowo tu chodziło, ale i o postawy, o zachowania wykreowane w ramach społecznej tresury. Prawne regulacje o "mowie nienawiści" mają wyrugować pojęcie tolerancji, a wprowadzić w to miejsce nakaz akceptacji i zakaz jakiejkolwiekj dyskusji. Zakłamują znaczenia słów co jest elementem władzy totalnej i jej nowomowy.
Tak zwana (przez jej wyznawców) "demokracja liberalna" doprowadziła do sytuacji w której reprezentanci "normalnej większości" nieustannie deliberują o prawach mniejszości mając w d...e potrzeby i prawa swoich wyborców. Kilkuprocentowa mniejszość seksualna narzuciła kierunek debat publicznych i postrzeganie roli zjawisk leżących u podłoża cywilizacji białego człowieka. Dla zaspokojenia ich potrzeb i obowiązku tolerancji oddano im nasze ulice na prezetowanie rozpasania seksualnego i obyczajowego, a parlamenty na płodzenie ustaw im przychylnych. Doprowadzono do postawienia znaku równości pomiędzy małżeństwem kobiety i mężczyzny a związkiem seksualnym dwojga homoseksualistów czy lesbijek. W jednym szeregu, albo i niżej z tymi biednymi ludźmi postawiono rodzinę. In vitro, surogatki, adopcja ma im pomóc pokonać oczywiste, naturalne różnice i możliwości oraz obalić opór większości w uznaniu ich za równoprawnych rodzinie i małżenstwu. Jednakowo wartościowych i niezbędnych dla społeczeństwa.
W ich imieniu czynią to wybrańcy tresowanej większości przy wsparciu celebrytów, mediów głównego nurtu, wszechnic opanowanych przez rocznik 68', fundacji wszelakich i nic nie mogących jednostek jak Soros .
Gender
Na tak przeoranym gruncie postanowiono przejść do kolejnego etapu inżynierii społecznej i zajęto się tworzeniem homoglobalikusa, jednostki gotowej podjąć nowe wyzwania, gotowej do pokornego(!) realizowania woli swoich wybrańców, bo narody już spacyfikowano. Tak uznali wytaczając kolubrynę gender mającą ostatecznie ubezwłasnowolnić wszelkich "radykałów", którzy stoją na drodze "społeczeństw otwartych" na każdą manipulację inżynierów wspaniałej przyszłości dla panów świata. Wymieszane wielokulturowością narody, przynajmniej te "wyżej rozwinięte" mają już z głowy. Jako ostateczny utrwalacz osiągniętego poziomu demontażu państw i narodów w miejsce zniszczonych fundamentów chrześcijańskich sprowadza się "utrwalaczy" islamskich mających zdominować doszczętnie resztki Europejczyków opierających się "postępowi".
Jeżeli, za Kopańskim: "kynologia to nauka o psie, jego hodowli i tresurze", to gender jest takąż samą tylko że ideologią, a nie nauką jak chcieliby jej twórcy i propagatorzy. To ideologia dla "homoglobalikusa, jego hodowli i tresury".
Gender zajmuje się nie tyle skundleniem ludzkości, ile planowym hodowaniem rasy niewolniczej, pozbawionej uczuć wyższych, tchórzliwej, zależnej od pana, gruboskórnej, bezmyślnej, będącej wyobcowaną ze stada i łatwo uczącą się nowych odruchów posłuszeństwa.
Nie ma miejsca na "rasizm" w skundlonym świecie dwóch ras: panów i niewolników z własnego, demokratycznego wyboru.
Mirosław Rymar
To ten współczesny sznyt
Toto nie jest z wysp Wielkich Jaj. Toto dumny Europejczyk!
14.06.2017r.
RODAKpress