W Australii normalność w odwrocie - Mirosław Rymar  

 


 

 

 

 

 

 

 

Święto demokracji... wróć - dekadencji
W Australii normalność w odwrocie

Dzisiaj, 15 listopada 2017 roku w Australii ogłoszono wyniki badania opinii publicznej w sprawie zmiany prawa dotyczącego zawierania związków małżeńskich. Badanie (Australian Marriage Law Postal Survey*) przeprowadzono listownie za pomocą poczty. Wypowiedziało się 79.5% uprawnionych do głosowania. Listy wysłano do 16,006,180 Australijczyków, a odpowiedziało 12,727,920 osób. Australijskie Biuro Statystyczne podało, że 61,6% (7,817,247) Australiczyków odpowiedziało "YES"/tak, a 38,4% odpowiedziało "NO"/nie na pytanie o małżeństwa tej samej gender. Płeć jest dla ludzi zdrowych.

Zwolennicy "małżeństw" homoseksualnych najmniejszą przewagę uzyskali w Sydnej: 57,8% do 42,2%. O dziwo w stolicy homoparady! Pewnie wiedzą czym to "pachnie". W pozostałych stanach powyżej 60%, a w Kanberze, stolicy kraju 74,0%. Też mamy swoją Warszawkę na Antypodach.

W Australii święto demokracji... wróć - dekadencji

Od samego rana medialne przekaziory trąbią ogłoszeniami wyników "wiekopomnego survey". Począwszy od przedstawiciela Biura Statystycznego, odczytującego szczegóły wyników badania, poprzez prowadzących wiadomości telewizyjne, "reporterów sprawozdających na miejscu", polityków i w tle tłumów sparowanych gender męskich i gender żeńskich wszyscy z szerokimi uśmiechami i w nastroju radośnie zwycięskim. Niemal totalny, publiczny orgazm. No tak, wszak to przecież o to chodzi, bo jak mawia prof. Marek Chodakiewicz właśnie mają raut na cześć zwycięstwa "cywilizacji przyjemności i maksizmu-lesbianizmu". Tutejszy "główny ściek" nie ma nawet tak marnej konkurencji jaką w Polsce jest "strefa bezrefleksyjnego wsparcia dla PiS". Hulaj dusza, piekła nie ma! Jest "freedom of speech", oczywiście, bo wszyscy niemal mówią w jednym tonie, a nieliczni oponenci albo są zamilczani, albo zahukani hejtem i oskarżeniami o mowę nienawiści.

Premier rządu federalnego, Malcolm Turnbull zapowiadał to badanie w kampanii wyborczej i teraz po ogłoszeniu jego wyników z promieniejącą twarzą ogłosił, że " Australians had "voted Yes for love" and said it was now up to Parliament to "get on with it" - Australijczycy zagłosowali tak dla miłości i teraz czas na działania parlamentu by zmienić prawo. Obiecuje solennie, że "This year, before Christmas — that must be our commitment,". Takie podejmuje zobowiązanie, że na Christmas(!) Święta Bożego Narodzenia przygotują nam "wiekopomny" prezent. Ożesz ty...

Jak zapewnia Turnbull i cała poprawna politycznie, demokratyczna orkiestra destrukcji starego, dobrego świata, Australia to najbardziej udany system wielokulturowy na świecie. I co najgorsze wcale się nie myli. Tutaj jeszcze nie wykształcił się - jak na przykład w USA - naród, a już go w zarodku unicestwili.
Cywilizacja przyjemności święci triumfy. Ratuje nas trochę tylko to, że żyjemy na ogromnej, odległej wyspie i możemy, póki co kontrolować napływ nachodźców. To znaczy oni mogą póki chcą, bo my nie mamy nic do gadania. Gdyby Australia była w Europie, to byłaby już dawno muzułmańska. Stopień poprawności politycznej jest tutaj bowiem niebotyczny. Śięga tych wysokości i nie dotyczy woli nieba. Głosowanie w wyborach wymuszane jest karą pieniężną. Beztroska i słynny "aussie" luz są nie tylko przysłowiowe, ale stanowią wręcz społeczną normę: "take it eazy" i "laid back = not tense, easy-going, calm, relaxed, to filozofia Australijczyka. Prawda, że fajna? Produkt mediokracji, gdzie życiowym mędrcem i filozofem jest celebryta.
 
Pojawiają się jakieś nieliczne głosy polityków o konieczności zabezpieczenia praw ludzi wierzących, rodziców i nauczycieli zaniepokojonych w najwyższym stopniu tym jakie będą konsekwencje takiej decyzji mające skutki w programach nauczania, które będą zmuszone do wprowadzania nowych pojęć i akceptacji dla zachowań niezgodnych z odwiecznym doświadczeniem cywilizacji chrześcijańskiej. To jednak nieistotny margines, który zostanie szybko skanalizowany tym wiekopomnym sukcesem modernizującym współczesne społeczeństwo uwolnione wreszcie ze wstecznictwa pozostałości dawnych, strasznych wieków.

Tak oto tolerancja przybiera postać obowiązku akceptacji usankcjonowanej prawnie! Puszka pandory została otwarta.

Statystyki mówią, że ludzi z zabużeniem seksualnym jest 1,5 do 3%. Spójrzmy tylko jaką siłę ma ten znikomy procent populacji w systemie w którym rzekomo większość ma rację, w demokracji. Ta nieistotna statystycznie grupa potrafiła dzięki konsekwentnemu lobbingowi, determinacji i sprzyjającej jej lewiźnie zdominować debatę publiczną do tego stopnia, że ona ustanawia priorytety prac i aktywności wybrańców i dyrygować prawniem mózgów wyborców, czyli "mitycznego suwerena". W ogromnej większości heteroseksualni wybrańcy w walce o głosy, czyt. żłób i power wypierają się swego najbardziej istotnego doświadczenia, jestestwa na rzecz demoralizacji całych społeczeństw. Demokratyczny horror! A moi rodacy na Wisłą narzekają na poziom demokracji w IIIRP. Szerokość geograficzna nie ma nic do rzeczy. Kłamstwo jest immanentną cechą demokracji i wyłaniani w jego efekcie wybrańcy "wyżej rozwinięci" są gospodarzami tego salonu w którym rodzimi czeladnicy dopiero posługują poklepywani za dobrą służbę, albo zgarbieni ścisakją "czapkę na podołku" przerażeni marsowym obliczem demokratycznych despotów. Oby nie osiągnęli doskonałości gospodarzy, bo zrobią z rozleniwionymi i otumanionymi Polakami co zechcą

Ponad 30% przeciwników chorych tendencji, czyli miliony ludzi biernie mówi NIE i na tyle tylko ich stać. Miliony chrześcijan, a przynajmniej ludzi deklarujących takie wartości spasowało przed grupką agresorów kochających inaczej. Raz jeszcze potwierdza się fakt braku kwalifikacji wyborczych "ludu" otumanionego mediokracją w której brylują "produkty pijarowe" i celebryci zamiast przewodników narodu. Narody czekają w kolejce do unicestwienia. Powoli. Krok po kroku. Jak z wolno gotowaną żabą, która nawet się nie zorientuje, kiedy dojdzie.

Podobnie w Polsce, Polacy zaczynają być niechcianymi przez Obcych i Tutejszych, atakowanymi przez "wyżej rozwiniętych" gospodarzami nie wiedzieć czy jeszcze swojego kraju. Ograniczając swoją aktywność do łykania medialnej papki dla ameb obudzą się któregoś dnia w kolonii proniemieckiej, czy pro rosyjskiej. Do pierwszej wiedzie szwabski "wolny rynek nach Osten", a do tej drugiej może nawet zaprowadzi ich "Marsz Niepodległości".

Do Wolnej Polski może poprowadzić "Długi marsz przeciwko mitom"* o ile zechcą się natrudzić zamiast wygodną autostradą podążyć za "okrągłostołowymi zmianami TKM" polityków z karuzeli władzy nominowanej przez Kiszczaka w Magdalence. Dzisiaj i on i Wolski już truchła, a dalej na tyle mocne, że się ich boją i wiernie tkwią przy "ustaleniach" zdrady.

* Wyniki Australian Marriage Law Postal Survey
* Zdemoralizowane społeczeństwo, ale obywatelskie - zdjęcia
* "Długi marsz przeciwko mitom" - projekt Dez dektretu i RODAKpress

Mirosław Rymar

15.11.2017r.
RODAKpress

 
RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Docz do nas - Aktualnoi RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrocie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet