W poszukiwaniu Żołnierzy Wyklętych - Tadeusz Płużański

 


A ruski generał "Wolski" na Powązkach zamiast w jamie pod murem
W poszukiwaniu Żołnierzy Wyklętych

Orzełki z czapek, klamerki i sprzączki od mundurów, ryngrafy. Obok fragmenty spalonego baraku, w którym zostali wysadzeni w powietrze. W końcu ludzkie szczątki, w tym szkielet człowieka bez nóg. Nie ulega wątpliwości, że zespół kierowany przez prof. Krzysztofa Szwagrzyka odnalazł w Starym Grodkowie żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych z oddziału słynnego Henryka Flamego, ps. Bartek, zamordowanych przez UB.

Do Starego Grodkowa na Opolszczyźnie zostali przewiezieni ze swojej bazy pod Baranią Górą w pierwszej dekadzie września 1946 r. Około 60 polskich żołnierzy, których dziś nazywamy Wyklętymi/Niezłomnymi. Bezpieka, która zorganizowała transport, umieściła nasze wojsko w zaminowanym budynku na polanie, po czym został on wysadzony w powietrze.
- To dopiero początek ekshumacji. Cała polana będzie przebadana metr po metrze - zapowiedział prof. Szwagrzyk, przypominając, że pierwsze prace zostały tam wykonane w 2012 r. Po czterech latach przyniosły efekty.

Operacja "Lawina"
Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego szczegółowo zaplanowało tę zbrodnię. Decyzję podejmował osobiście wiceszef bezpieki i faktyczny mózg resortu Roman Romkowski (Natan Grinszpan-Kikiel). Dlaczego komuna sięgnęła po tak wyjątkowe środki? Odpowiedź jest prosta. Świetnie zorganizowanego zgrupowania Henryka Flamego "Bartka" nie byli w stanie inaczej rozbić. Dlatego wprowadzili do oddziału agentów UB, przede wszystkim Henryka Wendrowskiego (w czasie niemieckiej okupacji oficer VII Okręgu (Białystok) AK, po aresztowaniu przez Sowietów został agentem Smierszu, a potem m.in. wicedyrektorem Departamentu III MBP do walki z podziemiem "reakcyjnym", a także ambasadorem PRL w Danii). Wendrowski zmarł w Warszawie w 1997 r. jako zasłużony, dobrze opłacany z naszych podatków emeryt, pochowany na stołecznych Powązkach Wojskowych. Wobec żołnierzy "Bartka" przedstawiał się jako emisariusz władz Narodowych Sił Zbrojnych z Zachodu. Operacja nosiła kryptonim "Lawina" - od ubeckiego pseudonimu Wendrowskiego. Plan zakładał, że wobec trudności z prowadzeniem dalszej walki na Śląsku Cieszyńskim żołnierze Flamego zostaną konspiracyjnie przerzuceni na ziemie zachodnie, a stamtąd do amerykańskiej strefy okupacyjnej.
I tak, mimo pewnych obaw, NSZ-etowcy podporządkowali się wytycznym swoich przełożonych, którzy w istocie byli funkcjonariuszami bezpieki. Żaden z żołnierzy "Bartka" nie dotarł na Zachód ani nie wrócił na Podbeskidzie. Wszyscy zostali brutalnie zamordowani. W sumie w trzech kolejnych transportach ciężarówkami ze Szczyrku i Wisły komuniści wywieźli między 5 a 25 września 1946 r. w rejon Opolszczyzny przynajmniej 167 uzbrojonych żołnierzy - po ok. 60 w każdym. Prócz Starego Grodkowa zlikwidowano ich na granicy woj. opolskiego i śląskiego - na polanie koło Barutu (zwanej także uroczyskiem Hubertus, a później - w związku ze śmiercią naszych żołnierzy - Śląskim Katyniem) oraz w okolicach Łambinowic.

Tysiące żołnierzy pod ziemią
Instytut Pamięci Narodowej ogłosił, że w przyszłym roku poszukiwania szczątków żołnierzy Henryka Flamego będą kontynuowane. Także w kilku wytypowanych już miejscach na terenie Bielska-Białej. Według relacji świadków, ciała zamordowanych komuniści zakopywali, np. w parku nad rzeką, na terenie dawnych koszar i siedzib bezpieki, szczególnie na tamtejszych śmietnikach. Taka zresztą była mordercza praktyka czerwonych bandytów, stosowana w całej okupowanej Polsce. Polskich niepodległościowców sowieckie NKWD, a potem "polskie" UB czy Informacja Wojskowa masowo chwytały, przewoziły do zarządzanych przez siebie (na ogół pogestapowskich) aresztów i więzień, tam katowały w śledztwie, mordowały strzałem w potylicę, a ich ciała ukrywały na miejscu w jakichś bezimiennych dołach, pod płotem czy w gnojówce. W takim stanie pohańbienia, w miejscach nieustalonych często do dzisiaj, wciąż znajdują się tysiące Żołnierzy Wyklętych/Niezłomnych.
W Bielsku komunistyczne bestie zabiły w ten sposób m.in. sierż. Edwarda Michalika "Kanara". Jego zwłoki wyrzucono na śmietnik znajdujący się na zapleczu siedziby UBP.
Krewna sierż. Michalika, Aurelia Włoch, wierzy, że "Kanar" zostanie wkrótce odnaleziony: "Rezerwujemy dla niego miejsce w rodzinnym grobowcu". Inne rodziny polskich żołnierzy też czekają na rozpoczęcie prac ekshumacyjnych.
O tym, że w Bielsku prace należy prowadzić m.in. w dawnej siedzibie bezpieki, świadczy też fakt, że kiedy w budynku, przysposobionym następnie na przychodnię lekarską, w latach 70. przeprowadzano remont, robotnicy znajdowali ludzkie szczątki. Wtedy oficerowie SB, następcy UB, nakazali je zakopać.

Idziecie prać komunistów?
Oddział "Bartka" był największym antykomunistycznym zgrupowaniem na Śląsku Cieszyńskim. Liczył kilkuset (ok. 400) dobrze uzbrojonych i umundurowanych żołnierzy. Przeprowadził ok. 340 akcji zbrojnych, walcząc z UB i Korpusem Bezpieczeństwa Wewnętrznego (w którym jako major służył Zygmunt Bauman).
Najgłośniejszą akcją Henryka Flamego było zajęcie 3 maja 1946 r. miejscowości Wisła. Wtedy "Bartek" zarządził dla wszystkich podległych mu oddziałów wchodzących w skład VII Okręgu Narodowych Sił Zbrojnych wielką koncentrację w "kwaterze głównej" na Baraniej Górze. Za chwilę doszło do wydarzenia bez precedensu we wszystkich państwach Europy Środkowo-Wschodniej podbitych po 1944 r. przez Stalina - na oczach osłupiałych i przerażonych komunistów polscy żołnierze, w pełnym rynsztunku, przeprowadzili dwugodzinną defiladę w 155. rocznicę uchwalenia pierwszej nowoczesnej europejskiej konstytucji - Konstytucji 3 maja.
Antoni Biegun "Sztubak" relacjonował: "Pamiętam, że poranek owego dnia był przepiękny, słoneczny. Biwakowaliśmy od kilku dni w Masywie Baraniej. Z początku nie wiedzieliśmy, jaki jest cel zlotu. Dopiero po porannym apelu 3 maja "Bartek" zarządził natychmiastowy wymarsz wszystkich oddziałów w kierunku Wisły. "Zamanifestujemy naszą wolę służenia Ojczyźnie w dniu Święta Królowej Polski!" - powiedział. Około godziny 15.00, po uroczystym obiedzie, poszczególne grupy leśne zaczęły schodzić z gór".
"Sztubak" opowiadał dalej: "Ruszyły oddziały za oddziałami, partyzanci >odstawieni< jak na paradę: w mundurach, z przypiętymi orzełkami na mieczu, z ryngrafami z Matką Boską. [.]
Szliśmy radośni i podnieceni, a na drodze, którą maszerowaliśmy, zaczęły rozgrywać się niezwykłe, wzruszające sceny. Spotykanych po drodze ludzi, kiedy po chwilowym osłupieniu zorientowali się, kogo mają przed sobą, ogarniał szał radości. Kobiety i dziewczęta wybiegały z domów ze smakołykami i kwiatami, często porywając całe doniczki i usiłując je nam wręczyć. Niektóre starsze płakały, gładziły żołnierzy po twarzach i błogosławiły na drogę. Wielu ludzi pytało, podobnie jak niedawno niektórzy spośród nas: >Czy już się zaczęło? Czy idziecie prać komunistów?<".

Wojna się nie skończyła
Władysław Foksa "Rodzynek", który dowodził grupą 18 żołnierzy w oddziale "Sztubaka", zapamiętał: "W koncentracji [na Baraniej Górze] nie brał udziału oddział >Szarego<, Antoniego Bieguna, któremu wyznaczono rolę zabezpieczenia terenu wokół Wisły, natomiast żołnierze oddziału >Rodzynka< rozmieszczeni zostali w miastach Cieszynie, Bielsku, Białej i Żywcu przy koszarach wojskowych, Urzędach Bezpieczeństwa, Komendach MO i ORMO, gdzie w razie jakichkolwiek większych zgrupowań mieli natychmiast o tym meldować. Przy takiej obstawie oddziały >Bartka< zeszły ze stoków Baraniej Góry i w szyku bojowym, w pięknym uzbrojeniu, z ryngrafami na piersiach przemaszerowali ulicami Wisły. Oddziały te w ilości 200 żołnierzy prowadził z-ca komendanta Oddziałów Leśnych Jan Przewoźnik >Ryś<, a defiladę przyjmował sam komendant Henryk Flame >Bartek<. Trwało to około dwóch godzin".
Irena Stawowczyk ps. Sarna: "Po wkroczeniu wszystkich oddziałów do Wisły, kpt. >Bartek< odebrał na otwartym polu defiladę. W zwartych szeregach kilkuset partyzantów przemaszerowało przed oczami zebranych licznie mieszkańców. To była nasza pierwsza defilada! Rok wcześniej nasi sojusznicy z Zachodu świętowali koniec wojny, odbyły się parady zwycięstwa, na których zabrakło Polaków [...]. Dla nas wojna jeszcze się nie skończyła! Maszerując teraz, mieliśmy jakby namiastkę nie odbytej parady. Nie zapomnę nigdy tego uczucia podniecenia i radości, jaka ogarnęła nasze szeregi, tego uczucia dumy, że możemy ogłosić wszem i wobec: oto jesteśmy, nie poddaliśmy się, pozostaliśmy wierni!".
Władysław Foksa "Rodzynek": "Po defiladzie komendant Henryk Flame powiedział, że parada ta miała olbrzymie znaczenie propagandowe, albowiem tak mieszkańcy Wisły, jak i przygodni turyści zobaczyli na własne oczy, jaką siłę tak pod względem ilości żołnierza, jak i uzbrojenia przedstawiają sobą tylko Oddziały Leśne. Widok tego wojska wzbudził podziw, a zarazem przyczynił się do podniesienia otuchy w rychłe wyzwolenie z okowów komunizmu. Wyraziło to się głównie w obrzuceniu kwiatami maszerujących, jak i łzami szczęścia w oczach głośno wiwatujących. Manifestacja ta przebiegła spokojnie, bez jakichkolwiek interwencji ze strony organów Urzędu Bezpieczeństwa, Milicji czy kogokolwiek".

Dowódca
Henryk Flame, zwany "Królem Podbeskidzia", ostatecznie nie wziął udziału w żadnym z trzech transportów na Opolszczyznę. W szpitalu leczył rany po potyczce z bezpieką. Po ogłoszeniu amnestii ujawnił się 11 marca 1947 r. w Cieszynie. Potem starał się ustalić, co stało się z jego podwładnymi, a gdy dowiedział się o ich strasznym losie, szukał miejsca komunistycznej zbrodni.
Kim był? We wrześniu 1939 r. walczył w ramach Brygady Pościgowej utworzonej dla obrony przeciwlotniczej Warszawy, później działającej w innych częściach kraju. Zestrzelony pod Stanisławowem przez Sowietów uniknął niewoli i przekroczył granicę węgierską, gdzie został internowany.
Jesienią 1943 r. trafił do oddziału partyzanckiego AK pchor. Mariana Bartel de Weydenthala ps. Urban, który operował w rejonie Baraniej Góry i Wisły. Później dowodził jedną z samodzielnych grup, ostatecznie podporządkowując się Narodowym Siłom Zbrojnym. Nie złożył broni przed drugim, sowieckim okupantem.
Henryk Flame "Bartek" został zamordowany 1 grudnia 1947 r. strzałem w plecy w restauracji w Zabrzegu przez funkcjonariusza MO Rudolfa Dadaka.

Tadeusz Płużański
Źródło: Gazeta Polska Codziennie

01.04.2016r.
RODAKpress

 
RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Dołącz do nas - Aktualności RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrócie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet