Im zawdzięczamy wolną Polskę, a ich katom skarlenie Polaków
Podziemna Armia Powraca
Do dołów byli zrzucani potajemnie, pod osłoną nocy. Nago, czasem w więziennych butach i ze związanymi rękami. Następnie doły śmierci zasypano warstwą ziemi, aby zatrzeć wszelkie ślady. Mieli zniknąć na zawsze - zamordowani fizycznie, z oplutymi życiorysami, przemilczani. Cel był jasny: całkowicie wymazać ze świadomości, aby ci ludzie nigdy do nas nie wrócili. Komunistyczny mord miał na zawsze pozostać tajemnicą. Nie został, w tym sensie komuna przegrała. Dziś na Łączce trwa ostatni etap ekshumacji.
Na większości terenu - dzisiejszych kwaterach "Ł" i "ŁII" - postawiono groby, również oprawców. - Od 1982 r. trwała operacja tuszowania komunistycznej zbrodni - potwierdza mec. Piotr Andrzejewski. I tak morderca sądowy Roman Kryże spoczął nad swoją ofiarą - rtm. Witoldem Pileckim.
Dziś większości grobów z górnej warstwy pochówków już nie ma, zostały przesunięte w inne miejsca Powązek Wojskowych bądź trafiły na inne cmentarze. A my czekamy na szczątki bohaterskiego rotmistrza, gen. Emila Fieldorfa "Nila", ppłk. Łukasza Cieplińskiego i ok. 100 innych żołnierzy niepodległości. Prócz tragicznego końca ich życia powinniśmy przypominać niezwykłe życiorysy tych obywateli najpiękniejszego polskiego pokolenia: pokolenia II Rzeczypospolitej, dla którego triada Bóg, Honor, Ojczyzna to nie były puste slogany, tylko wartości, za które walczyli i byli gotowi oddać życie. Przedstawmy niektóre sylwetki polskich żołnierzy, wyklętych przez komunę, a dla nas niezłomnych, do tej pory wydobytych i zidentyfikowanych na warszawskiej Łączce - tych słynnych, ale też mniej znanych.
Tata będzie miał swój grób.
Stanisław Abramowski "Bury" to członek AK, Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, Narodowych Sił Zbrojnych (po 1945 r. Narodowego Zjednoczenia Wojskowego). Po zakończeniu wojny z Niemcami wcielony do "ludowego" Wojska Polskiego - zdezerterował. Uczestniczył w wielu akcjach samoobrony przed komunistycznym aparatem represji. W marcu 1947 r. ujawnił się przed komisją amnestyjną. Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na karę śmierci i stracony na Mokotowie 30 lipca 1948 r. Miał 26 lat. Materiał genetyczny, który pozwolił zidentyfikować "Burego", przekazali IPN-owi jego bracia Władysław i Henryk.
Bolesław Budelewski "Pług" służył w AK i NZW. Podobnie jak pozostali - żołnierz dwóch okupacji. Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na karę śmierci i stracony na Mokotowie 15 lipca 1948 r. Miał 38 lat.
Jego syn Edmund miał wtedy cztery lata. "Do dziś pamiętam moment, jak zabierali mi ojca. Potem mamę przez wiele lat wyzywano, że była żoną bandyty. Rodzina wiedziała, że tata został zabity, ale nie wiedziała, gdzie go pochowano. Baliśmy się, że tego nigdy nie uda się ustalić. Jestem szczęśliwy, że dzięki IPN tata będzie miał swój grób".
Bo to jest "Zapory" piechota
Edmund Tudruj ps. Mundek w AK był od 1943 r., ukończył konspiracyjną Szkołę Podchorążych. W październiku 1944 r. zatrzymany i wywieziony w głąb ZSRS, wrócił stamtąd w marcu 1946 r. Próbował podjąć pracę i kontynuować naukę. Od maja 1946 r. ponownie w szeregach oddziału kpt. Stanisława Łukasika "Rysia". Nie ujawnił się, w maju 1947 r. wyjechał na zachód Polski. Poszukiwany przez UB, często zmieniał miejsce zamieszkania. Zatrzymany 16 września 1947 r. wraz z innymi zaporczykami w wyniku prowokacji UB podczas próby przekroczenia granicy. Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na czterokrotną karę śmierci i stracony na Mokotowie 7 marca 1949 r. Miał 26 lat.
Nareszcie doczekaliśmy się dowódcy: "Zapory" Dekutowskiego. W czasie niemieckiej okupacji zrzucony do kraju jako cichociemny, przeprowadził 83 akcje bojowe i dywersyjne. Zasłynął jako obrońca mieszkańców Zamojszczyzny przed represjami. Po "wyzwoleniu" nie złożył broni. W odpowiedzi na czerwony terror jego oddział WiN-u dokonał wielu brawurowych akcji odwetowych na NKWD, UB, KBW i MO. Schwytanym komunistom na ogół wymierzał kary chłosty, a następnie puszczał ich wolno. Jeśli zabijał, to nie za samą przynależność do PPR czy bezpieki, ale za wyjątkowo szkodliwą działalność. Rozbijał także więzienia uwalniając aresztowanych.
Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na czterokrotną karę śmierci i stracony na Mokotowie 7 marca 1949 r. "Miał trzydzieści lat, pięć miesięcy i 11 dni. Wyglądał jak starzec. Siwe włosy, wybite zęby, połamane ręce, nos i żebra. Zerwane paznokcie. - My nigdy nie poddamy się! - krzyknął, przekazując przez współwięźniów swoje ostatnie posłanie" - czytamy w książce Ewy Kurek "Zaporczycy".
- Byłam przekonana, że oprawcy tak go poćwiartowali, spopielili, posypali wapnem, żeby nigdy nie udało się go odnaleźć. Potem, w miarę ekshumacji na Łączce, nadzieja, że wróci do nas, była coraz większa. Aż wreszcie stało się - wspomina Krystyna Frąszczak, siostrzenica majora "Zapory".
Zygmunt wiedział, że czeka go tu śmierć
"To był dół pod asfaltową alejką. Major leżał najwyżej. Wrzucono go jako ostatniego twarzą do ziemi" - relacjonował wyniki badań swojego zespołu dr Krzysztof Szwagrzyk z IPN-u. - "Strzał na Rakowieckiej odbył się z wysokości, bo otwór wlotu kuli jest wysoko na czaszce".
Zygmunt Szendzielarz pochodził z Wileńszczyzny. Przedwojenny oficer, po wrześniowej klęsce podjął nieudaną próbę przedostania się do formującej się polskiej armii na Zachodzie. Na Wileńszczyźnie został dowódcą pierwszego polskiego oddziału partyzanckiego, który przekształcił się w 5. Wileńską Brygadę AK, zadającą Niemcom, a potem Sowietom ogromne straty. W ulotce z marca 1946 r. pisał: "Nie jesteśmy żadną bandą, tak jak nas nazywają zdrajcy i wyrodni synowie naszej ojczyzny. My jesteśmy z miast i wiosek polskich. [...] Dlatego też wypowiedzieliśmy walkę na śmierć lub życie tym, którzy za pieniądze, ordery lub stanowiska z rąk sowieckich mordują najlepszych Polaków domagających się wolności i sprawiedliwości".
"Łupaszka" próbował rozpocząć normalne życie. Aresztowano go 30 czerwca 1948 r. w Osielcu pod Zakopanem i od razu przewieziono na ul. Rakowiecką w Warszawie, gdzie był torturowany przez dwa i pół roku. Podczas procesu przed krzywoprzysiężnym sądem (przewodniczył mu były AK-owiec, a potem morderca sądowy co najmniej 106 polskich niepodległościowców mjr Mieczysław Widaj, który zmarł w 2008 r. całkowicie bezkarny, pobierając 9 tys. zł emerytury) skazany na osiemnastokrotną karę śmierci. Wyrok wykonano 8 lutego 1951 r. na Mokotowie.
"To cud, że mnie wpuszczono na widzenie. Zygmunt wyglądał dobrze, ale był bardzo smutny. Wiedział, że czeka go tu śmierć. Tych wyroków miał przecież kilka" - mówiła Lidia Lwow-Eberle, sanitariuszka 5. Wileńskiej Brygady AK, odbierając akt identyfikacji zwłok ukochanego dowódcy. - Ja w to nie wierzyłam! Nigdy nie myślałam, że będzie można powiedzieć: "Tu leży >Łupaszka<".
W domu o tym nie mówiono
Niedaleko "Łupaszki" leżał w dole jeden z jego przełożonych: Aleksander Tomaszewski ps. Al, przed wojną zawodowy żołnierz, porucznik AK. W wileńskiej AK zajmował się wywiadem, kontrwywiadem, łącznością z młodzieżą. Jego mieszkanie we Wrocławiu było lokalem kontaktowym i miejscem przechowywania części archiwaliów konspiracji wileńskiej.
Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na karę śmierci (przewodniczył mjr Józef Badecki, morderca sądowy co najmniej 29 polskich niepodległościowców, m.in. rtm. Witolda Pileckiego) i stracony na Mokotowie 13 czerwca 1949 r. Miał 45 lat.
Oficerem wileńskiej AK był też por. Zygmunt Szymanowski ps. Jezierza. Przed wojną absolwent Akademii Handlu Zagranicznego we Lwowie i Politechniki Lwowskiej. Uczestnik wojny obronnej 1939 r., bronił m.in. Twierdzy Modlin. Dwukrotnie uciekał z niemieckiej niewoli. W latach 1942-1944 kierownik komórki wywiadowczej ZWZ-AK zajmującej się koleją.
We wrześniu 1944 r. aresztowany przez NKWD i skazany za działalność w AK na 10 lat pozbawienia wolności. W marcu 1945 r. znów udało mu się uciec. Dzięki niemu Ośrodek Mobilizacyjny Wileńskiego Okręgu AK utrzymywał kontakt z polskim rządem w Londynie. Ukrywał się, został aresztowany w Szklarskiej Porębie.
Zygmunta Barańska, córka Zygmunta Szymanowskiego: "W trakcie śledztwa był bity i torturowany. O tych sprawach przez lata nic z siostrami nie wiedziałyśmy, a mama nie chciała o nich mówić. Mama, która niestety też siedziała w więzieniu, i to prawie 6 lat, m.in. za współpracę z tatą, zawsze podkreślała, że ojciec był bardzo inteligentnym, oczytanym i zrównoważonym człowiekiem. Bardzo dobrze znał niemiecki, był bardzo elegancki. Mama była młodsza od niego o 10 lat, trafiła do więzienia mokotowskiego, gdy miała 28 lat i była w ciąży z trzecim dzieckiem. Pobyt w więzieniu był dla niej gehenną. Mama wróciła do domu z gruźlicą, nie mogła dostać pracy, a miała na utrzymaniu troje dzieci".
Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na karę śmierci (znów przewodniczył mjr Widaj) i stracony na Mokotowie 31 maja 1950 r. Miał 40 lat. Przy jego szczątkach - co jest wyjątkiem - odnaleziono kawałek szczoteczki do zębów i grzebień.
Kolejnym porucznikiem wileńskiej AK, którego szczątki zostały zidentyfikowane, był Stefan Głowacki ps. Smuga. Żołnierz zawodowy II RP, w wojnie obronnej walczył w okolicach Augustowa i Suwałk. Dowódca podrejonu AK w Wilnie. W kwietniu 1945 r. jako repatriant przyjechał do Wrocławia, gdzie związał się z ppłk. Olechnowiczem. Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na karę śmierci i stracony na Mokotowie 13 czerwca 1949 r. Miał 46 lat.
Hanna Planda, córka Stefana Głowackiego, wspomina, że ojciec współpracował też z Aleksandrem Tomaszewskim, z którym został znaleziony teraz w jednym dole na Łączce: "Mama po 8 latach dowiedziała się po raz pierwszy, że tata nie żyje. Pamiętam ze swoich dziecięcych lat, że mama z babcią siadały przy radiu, gdy czytane były listy emigrantów wracających ze Związku Sowieckiego. Łudziły się, że być może tatę również wywieziono gdzieś na Syberię. Rok 1957 rozwiał te złudzenia. Mama miała problemy, bo nigdzie nie mogła dostać pracy. Skończyła technikum księgarskie i pracowała później jako kierownik księgarni. Wiem, że w domu głośno nie mówiło się o tym, co się z ojcem stało. Ojciec miał po wojnie możliwość wyjechania z kraju. Już nawet miał załatwione miejsce na statku do Anglii czy innego kraju. Nie zgodził się jednak na wyjazd z Polski, nie chciał zostawić mamy samej z maleńkimi dziećmi".
Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu
Julian Czerwiakowski ps. Jurek do służby wojskowej został powołany w 1932 r. Pełnił ją w Batalionie Mostowym w Kazuniu k. Modlina. W czasie okupacji niemieckiej kierownik wywiadu NSZ na obwód Warszawa-Śródmieście. Od połowy 1943 r. kierownik placówki Śródmieście w organizacji do walki z przestępstwami pospolitymi o kryptonimie "Start". Od kwietnia do października 1945 r. działał w organizacji "NIE" oraz Zrzeszeniu Wolność i Niezawisłość.
Aresztowany przez UB 21 grudnia 1948 r. w swoim mieszkaniu w Warszawie. Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na karę śmierci i stracony na Mokotowie 5 stycznia 1953 r. Miał 42 lata.
Karol Rakoczy. Jako szesnastolatek wiosną 1946 r. wstąpił do oddziału Ruchu Obrony Armii Krajowej Obwodu "Mewa". W październiku 1947 r. podporządkował się działającej na terenie północno-zachodniego Mazowsza 11. Grupie Operacyjnej Narodowych Sił Zbrojnych dowodzonej przez por. Stefana Bronarskiego "Liścia". Aresztowany po walce z grupą operacyjną UB-KBW nieopodal wsi Sinogóra w powiecie mławskim. Postrzelony w kręgosłup cierpiał na całkowity bezwład kończyn dolnych. Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na karę śmierci i stracony na Mokotowie 29 marca 1950 r. Miał 22 lata.
Bolesław Częścik ps. Orlik po wejściu Sowietów służył w oddziale Romana Dziemieszkiewicza "Pogody" (starszy brat Mieczysława Dziemieszkiewicza "Roja"). Uczestniczył w wielu akcjach zbrojnych na terenie powiatów: ciechanowskiego, makowskiego, ostrołęckiego i pułtuskiego. Wyróżnił się odwagą w rozbiciu - nocą z 1 na 2 maja 1945 r. - aresztu PUBP w Krasnosielcu, uwolniono wówczas kilkudziesięciu żołnierzy AK i NSZ, którzy mieli być wywiezieni w głąb ZSRS. Z piwnic prócz żołnierzy Częścik wyprowadził m.in. swojego ojca Feliksa (był tak skatowany, że nie poznał syna). Latem 1945 r. Bolesław brał udział w rozbrojeniu Komendy Powiatowej MO w Makowie Mazowieckim, którą zdobyto bez żadnych ofiar z obu stron.
Następnie "Orlik" związał się z NZW. Rozbrajał posterunki MO w Różanie, Baranowie, Chorzelach, Myszyńcu i Kolnie, wykonywał wyroki na aktywistach PPR, uczestniczył w akcjach kontrybucyjnych. W kwietniu 1947 r. ujawnił się, po czym wyjechał na Ziemie Odzyskane, pracował tam m.in. u rybaka na kutrze. Ponieważ bezpieka prześladowała jego rodzinę, zdecydował się wrócić w rodzinne strony.
Aresztowany przez UB 13 września 1950 r. pod zarzutem nieszczerości ujawnienia i poddany 6-miesięcznemu brutalnemu śledztwu. Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na karę śmierci i stracony na Mokotowie 10 lipca 1951 r. Miał 27 lat.
Im zawdzięczamy wolną Polskę
Do tej pory z Łączki udało się wydobyć 47 Żołnierzy Niezłomnych. Oni już wygrali. Wygrali walkę ze złem, z sowieckim totalitaryzmem. Ich szczątkom udało się przywrócić imiona i nazwiska. Wierzę, że kiedyś doczekają godnych pochówków we własnych grobach - w wielkim narodowym Panteonie. Przede wszystkim czekają na to ich rodziny.
Teraz czekamy na kolejne ekshumacje i identyfikacje na Łączce. Dzięki pracy ekipy prof. Szwagrzyka nasi żołnierze są nie tylko wydobywani z bezimiennych dołów, ale też przywracani pamięci. Na należne im, zaszczytne miejsce. Tym Niezłomnym, wbrew salonowym, postkomunistycznym "elitom", należy się nasz szacunek. Bo to im zawdzięczamy wolną Polskę, którą dziś odbudowujemy.
Tadeusz Płużański
Źródło: Supeexpress
04.10.2016r.
RODAKpress