TERRORYZM-NARZĘDZIE PUTINA - Aleksander Ścios


Afera marszałkowa -
bo tak nazwałem cykl wydarzeń z lat 2007-2008 jest ,,matką" wszystkich afer z czasów rządów PO-PSL





 


Wiarygodny partner "wolnego świata" i "niepodległej" III-ciorzędnej RP

TERRORYZM-NARZĘDZIE PUTINA

Zestrzelenie przez Rosjan malezyjskiego Boeinga, w żadnej mierze nie jest zdarzeniem przypadkowym bądź "nieszczęśliwym wypadkiem". Wojenna logika Putina oraz działania armii rosyjskiej na Ukrainie wskazują, że mamy do czynienia z rozmyślnym zamordowaniem blisko 300 osób i aktem terrorystycznym dokonanym z zimną kalkulacją.

Istnieje co najmniej kilka przesłanek na poparcie takiej tezy, przy czym najistotniejsze wydają się informacje przekazywane bezpośrednio po zamachu. Ich wagę podkreśla fakt, że już po kilku godzinach znacząco zmieniono przekaz, a w miejsce rzetelnych wiadomości pojawił się szum medialny i dezinformacja.

Przypomnę, że pierwsze doniesienia mówiły o zestrzeleniu samolotu pasażerskiego z terytorium Rosji. Taką opinię przekazywały m.in. media na Ukrainie, powołując się przy tym na "źródła w Waszyngtonie". Francuski dziennik "Le Figaro" opublikował natomiast wypowiedzi ekspertów wojskowych (m.in. płk Pierre Serventa, doradcy w Dowództwie Operacji Sił Specjalnych), z których wynikało, że malezyjski samolot zestrzeliła rosyjska armia za pomocą rakiety ziemia-powietrze o średnim bądź dużym zasięgu. Eksperci twierdzili, że tylko Rosjanie mogli dysponować rakietami (np.typu Aster) zdolnymi przenosić pociski na odległość dwukrotnie wyższą od pułapu lotu MH17.

Ukraiński kontrwywiad ujawnił treść rozmów telefonicznych, jakie prowadzili ze sobą rosyjscy terroryści. Wynika z nich, że bateria Buk M-1 przybyła na Ukrainę wraz z rosyjską obsługą. To kluczowa wiadomość, bo wbrew twierdzeniom polskojęzycznych przekaźników i wywodom rodzimych "ekspertów", zaawansowane systemy rakietowe nie mogą być obsługiwane przez niewyszkoloną załogę. Zakładając nawet, że strzał oddano z terytorium Ukrainy, nie jest prawdą, że dokonali go "prorosyjscy separatyści" - jak w zgodzie z kremlowską nomenklaturą nazywani są żołnierze Specnazu i agenci służb rosyjskich działający na Ukrainie.

Co istotne, obsługa zestawu M-1 mogła bez najmniejszych problemów korzystać z rosyjskich stacji radiolokacyjnych i systemów identyfikacji samolotów. Wyrzutnie Buk M-1 ( o ile tej właśnie użyto) posiadają wprawdzie zintegrowany system identyfikacji radiolokacyjnej "swój-obcy", jednak wykorzystując dane z rosyjskiego centrum dowodzenia można było precyzyjnie zidentyfikować i namierzyć ostrzeliwany obiekt. To oznacza, że rosyjscy żołnierze z obsługi wyrzutni musieli doskonale wiedzieć, iż oddają strzały w kierunku samolotu pasażerskiego. Przy tak zaawansowanej technologii, o pomyłce nie może być mowy.

Zaledwie przed dwoma miesiącami na poligonie Kapustin Jar wojska rosyjskie z Zachodniego Okręgu Wojskowego intensywnie ćwiczyły odpieranie ataku z powietrza. Podczas manewrów, szczególną wagę przywiązywano do zadań wykonywanych przez obsługi kompleksów S-300, Buk-M1 i Pancir-S. Wyrzutni tych użyto następnie na Ukrainie. 16 lipca, a zatem dwa dni przed zestrzeleniem pasażerskiego Boeinga, tuż przy granicy z Rosją zestrzelony został ukraiński myśliwiec Su-25M1. Dzień później, pociskiem wystrzelonym z terytorium Federacji Rosyjskiej, zniszczono ukraiński samolot transportowy AN-26. Oznacza to, że armia rosyjska w pełni kontrolowała nadgraniczną przestrzeń powietrzną nad Ukrainą i urządzała tam bandyckie "polowania".

O intencjach Rosjan świadczy również zamknięcie czterech korytarzy powietrznych w pobliżu granicy, włącznie z tym, który przemierzał pasażerski Boeing. Korytarze zamknięto kilka godzin przed zestrzeleniem samolotu, nie informując o tym strony ukraińskiej. Taka sytuacja miała miejsce po raz pierwszy, zatem zachowanie Rosjan mogło sugerować, że już wówczas planowano atak i dla celów dezinformacyjnych próbowano zastawić pułapkę.

Przypuszczenia te znalazły potwierdzenie, gdy natychmiast po zestrzeleniu samolotu pojawiły się twierdzenia, jakoby cywilny Boeing 777 w ogóle nie powinien przelatywać nad terenem walk pomiędzy Ługańskiem a Donieckiem. W rytm rosyjskiej narracji podkreślano, że ruch powietrzny nad wschodnią Ukrainą nie został wyłączony przez międzynarodowe organizacje bezpieczeństwa, ani przez władze ukraińskie. To ewidentne kłamstwo, ponieważ przestrzeń powietrzna nad rejonem walk jest od dawna zamknięta, od poziomu ziemi do wysokości około 9,7 tys. metrów, oznaczanej jako FL330. W momencie trafienia przez pocisk rakietowy Boeing znajdował się na pułapie FL330, czyli ponad 300 metrów powyżej przestrzeni zamkniętej przez Ukrainę. Na takiej wysokości odbywa się bezpieczna, standardowa komunikacja dalekiego zasięgu, m.in. na trasach do Indii i krajów azjatyckich, ale też w stronę Rosji i Gruzji. Rosjanie doskonale wiedzieli, że na takim pułapie nie latają ukraińskie myśliwce i można tam trafić tylko na statek pasażerski.

Ważną przesłanką jest także sposób zabezpieczenia operacji przez służby rosyjskie. Podobnie, jak miało to miejsce podczas zamachu smoleńskiego, na miejscu zdarzenia natychmiast pojawili się żołnierze Specnazu, rozpoczęto zbieranie i wywożenie szczątków samolotu, zabrano czarne skrzynki, zaś ciała ofiar są transportowane w głąb Rosji. Teren, na który spadł samolot został zablokowany przez żołnierzy i kolejną dobę nie dopuszcza się przedstawicieli organizacji międzynarodowych. Tej klasycznej operacji zacierania śladów zbrodni towarzyszy zmasowana kampania dezinformacyjna, w której Moskwa chętnie wykorzystuje "zaprzyjaźnione" media na Zachodzie oraz polskojęzycznych "ekspertów" i funkcjonariuszy medialnych.

Gdy piszę ten tekst, upływa trzecia doba od ataku rosyjskich terrorystów. Na polach Ukrainy nadal leżą ciała ofiar, a przedstawiciele państw "wolnego świata" nie mają dostępu do miejsca tragedii. Pierwsze reakcje Ameryki i przywódców Zachodu dowodzą, że płk Putin może być pewny bezkarności. W tle zwyczajowej narracji o "sankcjach" i "wyrazach oburzenia", troska "wolnego świata" skupia się raczej na podtrzymaniu dialogu oraz próbach skłonienia Rosji do "rozwiązań pokojowych". W oficjalnej wersji (potwierdzonej m.in. podczas wystąpienia Obamy) zestrzelenia samolotu mieli dokonać "prorosyjscy separatyści". To istotne rozróżnienie, ponieważ taka interpretacja zdejmuje de facto osobistą odpowiedzialność z Putina i pozwala kreować władcę Kremla jako stronę w postępowaniu śledczym. W tej sytuacji, nie ma oczywiście mowy o poważnych restrykcjach, bądź uznaniu Rosji za państwo terrorystyczne. Tym bardziej, nikt nie będzie domagał się interwencji wojsk NATO w rejonie zestrzelenia samolotu lub dozbrojenia armii ukraińskiej i siłowej rozprawy z rosyjskim okupantem.

Poczucie bezkarności kremlowskiego watażki ma trwałe, historyczne podstawy. Od czasu ustanowienia ładu jałtańskiego, polityka Rosji Sowieckiej i jej służb przyczyniła się do wyhodowania rzeszy tzw. georealistów, którzy przyznają Rosji wyjątkowe prawo do ingerowania w życie innych narodów oraz wyznają dogmat poszanowania "interesów rosyjskich". Szczególnie, jeśli wartość tych interesów jest mierzona w dolarach lub euro. Ci ludzie i kreowana przez nich polityka UE i USA stanowią dziś śmiertelne zagrożenie dla świata. Znacznie większe niż zdezelowane ruskie tanki i zdemoralizowana armia Putina. Militarnie słaba i technologicznie zacofana Rosja, nie musi nawet udowadniać swojej siły. Robi to za nią armia tchórzliwych głupców, wspierana przez zastępy agentury wpływu. Reszty dopełnia ekspansywna sieć intryg i rosyjskiej dezinformacji oplatającej współczesny świat.

Może najtrafniej obecną sytuację charakteryzują słowa posła PiS Janusza Wojciechowskiego o " rosyjskim kopniaku wymierzonym w światowy tyłek ". Kopniak był wprawdzie bolesny i upodlający, ale zostanie przyjęty "ze zrozumieniem" i wolą "znalezienia kompromisu". Te czynniki decydują bowiem o światowej polityce wobec Rosji. Doświadczyliśmy ich po zamachu smoleńskim, który był pierwszym testem putinowskiej strategii zniewalania przez strach. Zamordowanie 300 obywateli "wolnego świata" stanowi logiczną kontynuację tej linii. Jeśli zabraknie mocnej reakcji, możemy mieć pewność, że następny etap testowania słabości Zachodu pochłonie tysiące ofiar.

Aleksander Ścios
Blog autora
Artykuł opublikowany w nr 30/2014 Gazety Polskiej

ŚCIOS ODPYTUJE KOMOROWSKIEGO

24.07.2014r.
RODAKnet.com





RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Docz do nas - Aktualnoi RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrocie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet