NUDIS VERBIS - 2 Terapia - Aleksander Ścios


W 30 rocznicę śmierci


Afera marszałkowa -
bo tak nazwałem cykl wydarzeń z lat 2007-2008 jest ,,matką" wszystkich afer z czasów rządów PO-PSL





 
Od redakcji RODAKpress:
Szanowni Państwo,

Aleksander Ścios od lat swoimi tekstami tworzy wspólnotę niezależnej myśli.
W tej trudnej pracy powinniśmy go wspierać i dlatego redakcja w imieniu Autora zwraca się do Państwa o dokonywanie dobrowolnych wpłat.
W tym celu przejdź na blog Aleksandra Ściosa

Kliknij na przycisk
"Przekaż darowiznę"
i dalej według instrukcji na stronie.
Dziękujemy wszystkim, którzy okażą wsparcie.

NUDIS VERBIS - 2 Terapia

Realizm wykuty z doświadczeń historii, nakazywałby budować państwowość w oparciu o własną, polską drogę. Bez oglądania na Wschód i na Zachód, bez liczenia na zachodnioeuropejskie gwarancje i współpracę z Rosją. Polska nie ma najmniejszego interesu w popieraniu prorosyjskiej i proniemieckiej polityki przywódców UE. Od czasu "ładu jałtańskiego", polityka ta stanowi największą barierę dla naszych dążeń niepodległościowych i wszędzie tam, gdzie uwzględnia priorytety Berlina i Moskwy - ignoruje lub podważa nasze.

Istota tej polityki nie polega na zapewnieniu bezpieczeństwa i równego rozwoju państwom Europy Wschodniej, lecz na zabezpieczeniu potrzeb ekonomicznych najbogatszych graczy Unii (ze szczególnym uwzględnieniem Niemiec) oraz zagwarantowaniu Rosji "miejsca wśród narodów świata". W oczach Zachodu, koegzystencja z Rosją jest możliwa, jeśli państwo to otrzyma "należną" strefę wpływów i zaspokoi swoje mocarstwowe ambicje. Każda forma akceptacji tej polityki, wyrażana przez czynniki polskie, jest aktem głupoty, ocierającym się o zdradę i tak powinna być traktowana przez ludzi świadomych obecnych zagrożeń.

Niedawna wypowiedź wicekanclerza Niemiec Sigmara Gabriela: "To jest tak, że Europa potrzebuje Rosji. Jesteśmy bezpośrednimi sąsiadami i dobre sąsiedztwo jest niezbędne" - ukazuje, jak bardzo priorytety niemieckie i unijne są sprzeczne z naszymi interesami.
Polska nie potrzebuje bowiem - ani Rosji ani Niemiec. Sąsiedztwo tych państw jest dla nas źródłem nieustannych konfliktów, wojen i ograniczeń państwowości.
Jeśli syta i próżna Europa "potrzebuje Rosji" - niech brata się z nią na własny rachunek. Nigdy zaś kosztem Polski i naszej niepodległości.
Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że w najżywotniejszym interesie Polaków leży, by Rosja została rozbita i zniknęła z mapy świata, Niemcy zaś stały się krajem słabym militarnie i gospodarczo. Jeśli taka teza wydaje się niektórym kontrowersyjna lub obrazoburcza, dowodzi to, jak bardzo zatraciliśmy instynkt zachowawczy i jak obce jest myślenie w polskich kategoriach.

Doświadczenia historyczne aż nadto udowadniają, że budowanie dobrosąsiedzkich relacji z tymi państwami, musi być skazane na klęskę. Podejmowane po roku 1989 próby prowadzenia takiej polityki, dowodzą (w najlepszym przypadku) skrajnego infantylizmu i nieznajomości historii. Nie powiodło się to w okresie międzywojennym, gdy mieliśmy autentyczną suwerenność i polityków na miarę mężów stanu. Tym bardziej jest nierealne dziś, gdy hybrydą PRL-u rządzą miernoty i tchórze. Podobne mrzonki kosztowały nas zbyt wiele, by można sobie pozwolić na kolejne eksperymenty w ramach "dobrosąsiedzkich kontaktów".

Niezależnie, ile pustych deklaracji zostanie złożonych, ile umów podpisanych, Moskwa i Berlin zawsze będą wrogami polskości. Historycznym dążeniem tych państw jest ustanowienie na Wiśle granicy rosyjsko-niemieckiej i wymazanie Polski z mapy świata. To, czego nie sformułuje dziś żaden polityk niemiecki, jest już realizowane na mocy sojuszu Merkel-Putin i dokonywane przy współudziale "elit" III RP. Różnica między obecną sytuacją, a rokiem 1939 polega jedynie na odwróceniu ról i modyfikacji akcentów: dziś konflikt zbrojny ma wywołać Rosja, zaś Niemcom przewidziano funkcję politycznego i ekonomicznego wspornika. Udawać, że tego nie widzimy - byłoby szaleństwem.

Prawdziwy georealizm nie polega zatem na myśleniu dostosowawczym i akceptacji ambicji rosyjskich i niemieckich, lecz na ich zanegowaniu i odrzuceniu. Dopiera taka refleksja może być punktem wyjścia dla poszukiwania skutecznej terapii.

Mamy dostateczny potencjał, by polską rację stanu oprzeć się na dwóch filarach: silnej armii i gospodarce i wśród odwiecznych wrogów wywalczyć pozycję autentycznego mocarstwa. Jeśli Polacy ze wzruszeniem ramion przyjmują takie wizje - zawdzięczamy to ludziom, którzy przez dziesięciolecia zabijali w nas dumę z polskości i wmówili moim rodakom, że tylko zależność od sąsiadów oraz kultywowanie mitologii "niepodważalnych sojuszy" pozwoli zachować szczątki państwowości.

Trzeba jednak przyjąć, że ta droga - budowania samodzielnego, niezależnego państwa, jest dziś dla Polski zamknięta. Nie tylko dlatego, że nie mamy społeczeństwa zdolnego do walki ani mężów stanu gotowych podjąć takie wyzwanie. Ostatnie dwie dekady stracono bezpowrotnie na powielanie błędów przeszłości i proces tzw. integracji z państwami Unii Europejskiej. W praktyce, proces ten został sprowadzony do narzucenia nam dyktatu ekonomiczno-politycznego, ze szczególnym uwzględnieniem interesów niemieckich. Przeprowadzono go według wzorców "ładu jałtańskiego" - nie przecinając wpływów sowieckich, lecz zabierając Polakom te dobra, które pozostały jeszcze po półwieczu okupacji. Osłabiona, zdezintegrowana i zdegenerowana Polska - ma stanowić tym łatwiejszy łup.

Nasza obecność w strukturach UE nie daje zatem żadnych gwarancji bezpieczeństwa i nie ma wpływu na status III RP. Ten bowiem nie jest zależny od papierowych umów i werbalnych deklaracji, lecz od stopnia samowystarczalności i siły militarnej państwa.
Doświadczenia płynące z wojny na Ukrainie powinny potwierdzać, że przywódcy UE nadal kierują się niewolniczą logiką i są gotowi do najpodlejszych ustępstw na rzecz Rosji. Dlatego tysiące Ukraińców, którzy minionej zimy demonstrowali wolę podążania "europejską drogą"- zostało zdradzonych przez pupilkę Stasi, a ich państwo oddane kremlowskiemu bandycie.
Kto wierzy, że podobny los nie spotka Polaków - nie zasługuje na poważne traktowanie.

Nadal natomiast osiągalny jest projekt, o którym Józef Mackiewicz napisał: "Żadnej współpracy z bolszewikami! Zasadą polskiej polityki zagranicznej winno być szukanie przeciwko Niemcom sprzymierzeńców na zachodzie, nigdy na wschodzie".
Jest oczywiste, że takich sprzymierzeńców nie znajdziemy wśród państw Unii Europejskiej, w której Niemcy odgrywają rolę decydenta, zaś Rosja jest postrzegana jako partner, posiadający prawo do ingerowania w sprawy innych narodów. Z ujawnionej niedawno rozmowy Putin-Poroszenko, warto zauważyć fragment, w którym rosyjski satrapa ostrzega prezydenta Ukrainy, by ten nie liczył na pomoc UE. Putin zapewnia, że Rosja jest w stanie utworzyć szeroką koalicję państw europejskich, która zablokuje niekorzystne wobec Kremla decyzje. W tym zakresie, można mu całkowicie wierzyć.

Realizm nakazywałby zatem poszukiwać sprzymierzeńca w państwie, które w równym stopniu jest przeciwnikiem imperialnych dążeń Rosji, jak zagraża politycznym interesom Niemiec w Europie. Możemy mówić wyłącznie o jednym państwie, nie zaś o międzynarodowych paktach i sojuszach, których polityka jest naznaczona wpływami Niemiec lubi Rosji.
George Friedman w opublikowanym niedawno artykule "Strategia dla Polski" napisał wprost: "Członkostwo w organizacjach międzynarodowych jest rozwiązaniem wątpliwym także z tego względu, że zakłada, iż NATO i Unia Europejska są instytucjami stabilnymi. Jeżeli Rosja stanie się agresywna, zdolność paktu do wystawienia sił zdolnych powstrzymać Rosjan będzie w większym stopniu zależeć od Amerykanów niż od Europejczyków."

Nie przypadkiem, od kilku lat obserwujemy przekształcanie NATO z sojuszu obronnego w polityczną organizację bezpieczeństwa. Jaki udział w tym procesie ma agentura rosyjska (o jej działaniach informowano już w roku 2009), dowiemy się zapewne po upadku Rosji. Uczestnictwo niektórych państw członkowskich w zbrojeniu rosyjskiej armii i policji, okrojenie budżetów na obronę, umacnianie osi Moskwa-Berlin, wstrzymanie procesu rozszerzania Sojuszu - to tylko niektóre dowody erozji spoistości NATO i zaniku więzi euroatlantyckich. Obrazu dopełnia rezygnacja USA z postrzegania Starego Kontynentu jako centralnego punktu geostrategicznych interesów oraz zwijanie parasola ochronnego nad Europą.

Największy udział w dezintegracji i osłabieniu NATO mają bez wątpienia Niemcy i Francja, ale warto pamiętać, że w tym dziele współuczestniczy również reżim III RP. Wiele z działań rządu PO-PSL, by wspomnieć utworzenie pod patronatem Niemiec i Francji tzw. Wyszehradzkiej Grupy Bojowej, jako reakcji państw " zawiedzionych i niezadowolonych" z dotychczasowej współpracy w ramach Sojuszu - służyło temu właśnie celowi. Zawarty w tzw. doktrynie Komorowskiego zamysł " usamodzielnienia systemu bezpieczeństwa narodowego " oraz mrzonki o "polskiej tarczy antyrakietowej " od dawna sygnalizowały zmianę dotychczasowych preferencji i wpisywały się w plany marginalizacji USA w NATO. Zapewne niewiele osób pamięta, że największym orędownikiem projektu "europejskiej tarczy" była Angela Merkel, która już przed przyjazdem do Polski w roku 2007 namawiała nas do " budowania tarczy antyrakietowej w ramach NATO " i zabiegała o "otwartą dyskusję z Rosją" .

Wśród tzw. priorytetów belwederskiego SPBN na pierwszym miejscu stawiano zatem surrealistyczny postulat " utrzymywania i wykorzystywania zdolności, gotowości i determinacji do samodzielnego reagowania na wszelkie zagrożenia " oraz " wzmocnienia Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa UE ". Wskazanie na ostatnim miejscu - " partnerstwa strategicznego z USA ", odzwierciedlało hierarchię zawartą w jednej z wcześniejszych rekomendacji SPBN, w której zalecano Polsce " odejście od polityki bezwarunkowego, a wręcz bezrefleksyjnego popierania wszystkich działań tego mocarstwa."
Jeśli NATO przypomina bardziej pacyfistyczny klub dyskusyjny niż pakt militarny i nie jest w stanie powstrzymać zakusów Putina, zawdzięczamy to w równej mierze słabości przywódców Zachodu, jak działaniom rosyjskiej agentury i konsekwentnej polityce Niemiec, której celem była dezintegracja Paktu i wyparcie USA z obszaru europejskiego.
Przynależność Polski do sojuszu, w którym warunki użycia siły dyktuje sprzymierzeniec Putina, zaś o zasadach bezpieczeństwa decydują czynniki geopolityczne oraz obawa przed "drażnieniem Rosji" - nie daje nam żadnych gwarancji. Ostatni szczyt NATO potwierdził to wyraźnie. Przesłanie skierowane do Polaków: radźcie sobie sami, jest aż nadto czytelne i powinno przywołać analogie z rokiem 1939.

W tej sytuacji, jedynym racjonalnym rozwiązaniem, byłby militarny sojusz polsko-amerykański, zawiązany poza strukturami NATO. W praktyce miały prowadzić do: instalacji amerykańskiej tarczy antyrakietowej (bez dodatkowych warunków), trwałej obecności wojsk USA na terytorium Polski oraz zreformowania (poprzez opcję zerową) wszystkich formacji specjalnych. Efektywna współpraca służb USA z najbardziej nieudolnymi służbami Europy, nie jest możliwa.

Ponieważ Stany Zjednoczone nie mają najmniejszego interesu we wspieraniu państwa słabego, zależnego od Moskwy i Berlina, warunkiem zawarcia układu byłoby wyrugowanie z naszej przestrzeni politycznej sił, które wspierają tzw. integrację z UE lub działają na rzecz "porozumienia" z Rosją. Sojusz z USA jest możliwy wówczas, gdy Polska wykaże, że stać ją na rolę państwa działającego aktywnie przeciwko interesom Berlina i Moskwy. Dla Ameryki, sprawy polskie staną się ważne tylko wtedy, gdy będziemy silnym i nieodzownym partnerem, nie zaś wówczas, gdy jesteśmy kłopotliwym ciężarem. Polska słaba, infiltrowana przez agenturę i poddana wpływom sąsiadów, nie może liczyć na wsparcie Ameryki.

Sięgając po istniejące analogie, można byłoby powiedzieć (jeśli nawet porównanie to nie znajdzie akceptacji), że w naszym interesie leży, byśmy byli "Izraelem w Europie", krajem otoczonym wprawdzie przez wrogów i skazanym na ciągłą walkę, lecz znajdującym oparcie w największym mocarstwie świata. Analogia jest tym bardziej uprawiona, że kwestie energetyczne, odgrywałyby niemałą rolę również w polskim przypadku.

Jeśli nasi sąsiedzi są szczególnie zainteresowani osłabieniem więzi amerykańsko-europejskich, chcieliby wyprzeć USA z przestrzeni Starego Kontynentu i zminimalizować wpływy amerykańskie w NATO - należy czynić wszystko, by pokrzyżować te plany. To, co nie służy Niemcom lub byłoby szkodliwe dla Rosji - leży jak najbardziej w polskim interesie.

Polska powinna zatem budować swoją strategię bezpieczeństwa na najgorszym możliwym scenariuszu, a to oznacza, że antyniemieckość i antyrosyjskość musi stać się polską racją stanu i decydować o naszych wyborach politycznych.

Aleksander Ścios
Blog autora

Prawda państwa - Bogdan Zalewski

Z komentarzy pod tekstem:
Wojciech Miara 20 września 2014 16:46

A. Ścios,

wydaje mi się, że ,,Nudis Verbis" to Pański najważniejszy tekst. Formułujący bardzo dobrą syntezę zarówno naszych obecnych problemów, jak i postulatów ich rozwiązania. I to na gruncie stosunków międzynarodowych, a nie wewnętrznych, a to właśnie te pierwsze są dzisiaj kluczem do wszystkich problemów Polski, bez ich priorytetowego uwzględnienia nie można rozmawiać o problemach wewnętrznych.

Chociaż podobne poglądy bywają od czasu do czasu cząstkowo podnoszone przez nielicznych publicystów, Pan pierwszy ujął to w spójną i odpowiednio wyraźną formułę. Dlatego mam nadzieję, że ten tekst przynajmniej intelektualnie będzie pierwszym kamyczkiem poruszającym lawinę w umysłach ludzi dobrej woli.

Szczególnie ważne wydaje mi się sformułowanie wprost tezy, że struktury UE i NATO nie są jedynie nieskuteczne w ochronie interesów Polski , ale z założenia (wyjąwszy Amerykę i jej stolik) działają w sprzeczności z naszymi podstawowymi interesami, zagrożonymi przez sojusz rosyjsko-niemiecki. To rzeczywiście daje do myślenia, bo jak do tej pory, wszystkie działania polskiej prawicy sprowadzają się do postulatów ,,wzmocnienia" tych struktur.

,,Polska nie potrzebuje bowiem - ani Rosji ani Niemiec. Sąsiedztwo tych państw jest dla nas źródłem nieustannych konfliktów, wojen i ograniczeń państwowości.
Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że w najżywotniejszym interesie Polaków leży, by Rosja została rozbita i zniknęła z mapy świata, Niemcy zaś stały się krajem słabym militarnie i gospodarczo".

Bardzo dobrze powiedziane. Otóż nie ma żadnych powodów, aby nasz strategiczny interes narodowy formułować z uwzględnieniem nierealnych postulatów pokojowo-dobrosąsiedzkiego współżycia z sąsiadami, którzy właśnie połamali te zasady kopniakami przypominającymi stare dobre lata 30-te. Zarówno Rosjanie, jak i Niemcy bez ogródek pokazują, że nie ma tu dla nas (i Ukraińców, i Czechów....) miejsca. Tak ostro i mocno sformułowana ocena, którą Pan wyraził, jest dzisiaj niezwykle potrzebna - bo bez niej stajemy się bezbronni wśród bandytów. Przeciwnie, jej sformułowanie jest samo w sobie już pierwszą bronią jaką bierzemy do ręki. Teza ta czy też postulat, jest potwierdzony historycznie odnośnie prawdziwości: przez bardzo długi okres czasu Niemcy były rozbite i słabe, a Rosja wprawdzie istniała, ale była odepchnięta od granic Europy - był to czas długiego strategicznego okresu powodzenia naszego Narodu. Utrzymanie takiego stanu rzeczy było też przedmiotem skutecznej troski sąsiadów tych państw, w tym Polski. Dopiero fatalna polityka Wazów (sojusz z Habsurgami), a potem Sasów (sojusz z Rosją), doprowadziły do odwrócenia tego porządku i bardzo złego finału.
Wiemy zatem, że choćby tylko (i aż) historyczna analogia usprawiedliwia potraktowanie Pańskiego stwierdzenia bardzo poważnie. Świadczy bowiem o jego prawdziwości i realności.

,,Mamy dostateczny potencjał, by polską rację stanu oprzeć się na dwóch filarach: silnej armii i gospodarce i wśród odwiecznych wrogów wywalczyć pozycję autentycznego mocarstwa".

Znowu bardzo ważne stwierdzenie.
Otóż potencjał ludnościowy, który jeszcze w czasach Stalina i Hitlera skazywał Polskę na klęskę w wojnie w 1939 r., dziś, w wyniku potężnych zmian cywilizacyjnych, przede wszystkim z zakresu nauk przyrodniczych oraz technicznych , ale także i społecznych, nie odgrywa takiej roli w kwestiach militarnych. Państwo wielkości Polski jest w stanie szybko zapewnić sobie środki militarne w pełni niwelujące te różnice. Ponadto, obecne społeczeństwa niemieckie i rosyjskie to nie te same zdyscyplinowane i sterroryzowane społeczeństwa z przeszłości - ich zdolność do pełnowymiarowej konfrontacji wojennej jest bardzo niska. Brak też tam prawdziwych liderów (nie uważam za takowych Putina czy Merkel, którzy są w rzeczywistości małymi technokratami).

Odnośnie gospodarki, powiem jedynie, że Polska wydaje dzisiaj rocznie na wojsko wiecej niż bedący regionalną potęgą Iran. Widać zatem, ze nawet w stanie dychawicznym ze względu na - cytując S. Michalkiewicza - kompradorski system gospodarczy, nasza ekonomia jest w stanie zapewniać całkiem spore środki. Co by było, gdyby system kompradorski zlikwidować?

Odnośnie uwag Pana Ryszarda Cimi o roli Niemiec w odbiorze polskiego eksportu:
-po pierwsze, słabe politycznie Niemcy mogą być jeszcze lepszym odbiorcą, niż silne, chociaż być może słabszym konkurentem w produkcji zaawansowanej technicznie; rozbicie I Reszy nie sołabiało jej roli jako czynnika konsumpcji gospodarczej, antomiast utrudniało konkurowanie np. Hanzeatom z Anglikami.

-po drugie, może czas zamiast eksportować polskie łozyska i karoseria, żeby złozyli je wachmani w Kolonii, zacząć samemu je składać? Z Gdynii mozna wysłać gotowy towar na cały świat, jest wielki terminal, naprawdę na Niemcach nie kończy się światowa gospodarka.

natomiast kuracja poprzez sojusz z Ameryką wydaje mi się realna jedynie, jeżeli PiS wygra za rok i obejmie władzę. W przeciwny wypadku, pozostaje tylko droga ,,budowania własnej siły", bo jak sam Pan zauważył, kooperacja z Amerykanami jest uzależniona właśnie od woli i działania polskiego rządu. Za rok będziemy wiedzieć.

Jeśli to sie nie uda (przejęcia władzy przez PiS), warto dalej budować doktrynę polskiej polityki międzynarodowej w wymiarze strategicznym. Nigdy bowiem do końca nie wiemy, czy faktycznie:
,,droga - budowania samodzielnego, niezależnego państwa, jest dziś dla Polski zamknięta". Skontruje to stwierdzenie ospowiedzią, jaką udzielił koadiutor Gondy Annie Austriaczce odnosnie pojawienia się francuskiego Cromwella: ,,nigdy nie wiadomo - tacy ludzie podobni są do gromu. Poznajemy ich, gdy już uderzą".
Tak czy inaczej, lepiej jest miec dobrą doktrynę i właściwie sformułowaną ocenę, niż jej nie mieć. Połowa roboty jest już wówczas wykonana.

,,Nudis verbis" na pewno otwiera w tym zakresie świetny kierunek.


Pozdrawiam serdecznie i gratuluję tego tekstu

Aleksander Ścios 20 września 2014 19:46

Wojciech Miara,

Chcę Panu podziękować za tak doskonałe uzupełnienie i rozwinięcie mojego tekstu. Ponieważ miał być strawny dla czytelnika, byłem zmuszony zrezygnować z dodatkowej argumentacji i konkretnych przykładów.
Do Pańskich refleksji, spróbuję dodać jeszcze jedną, ogólną uwagę.
O tym, jak złudna i fałszywa jest wizja dzisiejszych "georealistów", najpełniej przecież dowodzi nasza historia.
W dziejach Europy nie było narodu, który przetrwałby tak długi czas bez kośćca państwowości. Odrodzenie Polski w roku 1918 musiało być szokiem dla tych wszystkich głupkowatych liberałów, którym pojęcie naród kojarzyło się zawsze z niszczycielskim nacjonalizmem i było czymś kompletnie irracjonalnym. Co więcej, zadaliśmy też cios koncepcjom wyrosłym z tradycji anglo-amerykańskiej, których sens sformułował onegdaj lord Acton, twierdząc, iż "Naród może czasem zostać stworzony przez państwo, ale tworzenie państwa przez naród jest sprzeczne z naturą".
Polska powstała zatem w "sprzeczności z naturą", na przekór opiniom światłych Europejczyków i wbrew woli sąsiadów. Zbudowaliśmy niepodległe państwo, nie mocą paktów i sojuszy, lecz dlatego, że przez sto kilkadziesiąt lat przetrwaliśmy jako naród.
Byt II Rzeczpospolitej nie wyrastał więc z "dobrosąsiedzkich relacji" z Rosją i Niemcami, lecz z zachowanej przez pokolenia polskości, nie był efektem geopolitycznych rozgrywek (choć miał oczywisty zawiązek z wynikiem I wojny) ale naszego nacjonalizmu. Nie muszę chyba dodawać, że przez te 20 lat państwowości (naznaczonej jeszcze wojną z bolszewikami) zbudowaliśmy mocniejszy fundament niż śniłoby się dzisiejszym "ojcom założycielom".
Niestety, po roku 1945 szybko o tym zapomnieliśmy (a raczej kazano nam zapomnieć) i nie przypadkiem, dla współczesnych sukcesorów komunizmu, pojęcie naród jest tak wrogie i nienawistne.

Pozwolę natomiast nie zgodzić się z opinią, jakoby dzisiejsze środowiska opozycji, a konkretnie PiS, mógł zrealizować postulat ścisłego sojuszu militarnego z USA. Napisałem bowiem, że wymagałby on wykluczenia z polskiego życia politycznego tych sił, które tkwią w mentalności niewolniczej i zawsze będą oglądały się na wschodnich lub zachodnich sąsiadów. Trudno mi sobie wyobrazić, by prezes Kaczyński mógł otwarcie powiedzieć Polakom: "Polska nie potrzebuje - ani Rosji ani Niemiec. Sąsiedztwo tych państw jest dla nas źródłem nieustannych konfliktów, wojen i ograniczeń państwowości. W najżywotniejszym interesie Polaków leży, by Rosja została rozbita i zniknęła z mapy świata, Niemcy zaś stały się krajem słabym militarnie i gospodarczo".
Nawet cień takiego wyznania, wywołałby dziki wrzask terrorystów medialnych - co samo w sobie, stanowi dostateczną barierę dla partii, która nabożnie wpatruje się w sondaże i chce nawracać apatrydów zamieszkujących mój kraj. To są myśli, do których, albo trzeba dojrzeć, albo mieć dość odwagi, by je wygłosić wbrew woli tzw. większości.
Dziękuję, że zechciał Pan dostrzec, iż ten tekst może kiedyś otworzyć właściwy kierunek myślenia o sprawach polskich. Nie sądzę, by stało się to teraz, ale mam nadzieję, że będzie realne wówczas, gdy dzisiejszy "georealizm" poniesie kolejną klęskę.

przemek łośko 21 września 2014 20:14

Nie będziemy mieć własnego Państwa. Większość, zdecydowana większość Polaków, tak naprawdę w duchu jest ruska - nie wyprofilowało ich dłuto antyczne, średniowieczne lub renesansowe tylko ordynarny, sowiecki hebel obłudy i pogardy do bliźniego.

Dopóki jest przyzwolenie "państwa" na korporacyjne oszustwa, na kanty deweloperów i inwestorów będących w zmowie z aparatem "państwa", dopóty można mówić o dominującym pierwiastku kultury sowieckiej w kulturze społecznej.

Sprawiedliwość w działaniu w tym kraju to fikcja. Sprawiedliwych nie nie ceni się, także etap szydzenia z nich już minął - teraz są karani. Bowiem nawet kiedy milczą, przypominają o uciążliwych wartościach, powodują psychiczny dyskomfort "człowieków honoru".

Osowiecenie ducha stało się przyczyną niewiary w to, że możemy ten kraj uczynić krajem niezależnym. Zwyciężenie Rosji - Szarego - należy rozpocząć od przezwyciężenia go w sobie, od zniszczenia zawistnego, zbydlęconego, zakłamanego stanu ducha.

Chcę tu zauważyć, że niepodległa Polska nigdy nie przegrała wojny z Rosją, jeśli tylko walczyła z nią bez dodatkowych przeciwników. Chcę także zauważyć, iż podobnie Polska nigdy nie przegrała z żywiołem pruskim, jeśli tylko walczyła z nim bez przeciwnika wbijającego nóż w plecy. Tysiąc lat historii nie kłamie. Polska powinna dążyć do neutralizacji Niemiec rękami Amerykanów i Brytyjczyków, a z Rosją mierzyć się z podniesionym czołem. Ale do tego potrzeba z siebie wypluć ruskiego, schamiałego karła. Rosja to chamstwo w najczystszej postaci, to fałsz, zdrada i nieopisane okrucieństwo. Kto nie czytał Dróg do Wolności Jensa Bjoerneboe powinien to zrobić, choćby po to, żeby przywołać sobie jak Rosjanie pacyfikowali chłopskie powstania na Ukrainie.

Forsa stała się dziś wielorękim bożkiem. To niepojęte, że jeszcze dekadę temu wiele osób, które znałem nie przehandlowałoby godności za forsę, a dziś robią to bez żenady. Przerażająca deprawacja toposów - tak ująłbym ten stan. Bo nie kupią mięsa, bo jabłek, śmabłek i nylonowych rajstop - o mamo, utonie polska gospodarka i kilku "eksporterów" zblatowanych z "elytą".

W 1000 procentach przyznaję rację Gospodarzowi. Ani kroku w tył, duchowo i w działaniu. Stop!

Aleksander Ścios 21 września 2014 23:36

przemek łośko,

Znajomość historii uczy pokory, ale też pozwala uniknąć nadmiaru pesymizmu. O ile obraz, który Pan nakreślił jest głęboko prawdziwy, o tyle prognoza -"nie będziemy mieć własnego Państwa", niekoniecznie. Powiedziałbym kolokwialnie - bywało gorzej.
Gdy mając świadomość stanu w jakim znajduje się polskie społeczeństwo, próbuję oceniać nasze dzisiejsze szanse, przypominają mi się słowa jednego z żołnierzy Pierwszej Kompanii Kadrowej, który opowiadał, jak przemarszowi tych 164 szaleńców towarzyszyły gwizdy gawiedzi, wyzwiska i wymowne gesty pukania w czoło.
Prawdą jest zatem, że "zdecydowana większość Polaków, tak naprawdę w duchu jest ruska". Naszą rzeczą jest sprawić, by zdecydowana mniejszość była w duchu polska.
To wystarczy.

ŚCIOS ODPYTUJE KOMOROWSKIEGO

20.09.2014r.
RODAKnet.com





RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Docz do nas - Aktualnoi RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrocie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet