O WALCE DIABŁA Z SZATANEM - Aleksander Ścios


W 30 rocznicę śmierci


Afera marszałkowa -
bo tak nazwałem cykl wydarzeń z lat 2007-2008 jest ,,matką" wszystkich afer z czasów rządów PO-PSL





 
Od redakcji RODAKpress:
Szanowni Państwo,

Aleksander Ścios od lat swoimi tekstami tworzy wspólnotę niezależnej myśli.
W tej trudnej pracy powinniśmy go wspierać i dlatego redakcja w imieniu Autora zwraca się do Państwa o dokonywanie dobrowolnych wpłat.
W tym celu przejdź na blog Aleksandra Ściosa

Kliknij na przycisk
"Przekaż darowiznę"
i dalej według instrukcji na stronie.
Dziękujemy wszystkim, którzy okażą wsparcie.

Po raz kolejny Zachód jest gotów "sprzymierzyć się z diabłem, żeby tylko wypędzić szatana"
O WALCE DIABŁA Z SZATANEM

Józef Mackiewicz w "Zwycięstwie prowokacji" przypominał - " Polityka Zachodu podczas wojny kierowała się względami narzuconymi jej przez sojusz z Sowietami; polityka Zachodu po wojnie kieruje się względami narzuconymi jej przez chęć pokojowej koegzystencji z Sowietami. "
Do tej trafnej konkluzji autora "Drogi donikąd", moglibyśmy dziś dopisać - " Polityka Zachodu po upadku Sowietów kieruje się względami narzuconymi jej przez chęć kooperacji ekonomicznej i agenturalnej oraz wolę zachowania spokoju - za każdą cenę" .

Dla nas - Polaków oznacza to, że doświadczenia lat 1939, 1945 i 1989, muszą być postrzegane jako historyczna przestroga. Kolejna data w polskiej historii nie przyniesie przełomu w łańcuchu dyplomatycznych łajdactw, zdrady i zawiedzionych nadziej. Żadna z "zachodnich demokracji" nie będzie umierać za Polskę, tak jak dziś nikt nie chce nadstawiać głowy za wolną Ukrainę.
Zachód nigdy nie dokonał korekty polityki wobec ZSRR-Rosji, nie wyciągnął wniosków z najbardziej rażących błędów i nie zdobył się na rewizję ładu jałtańskiego .
Za rozpętanie II wojny światowej i ludobójstwo katyńskie, za bandyckie wysiedlenie ponad dwóch milionów Polaków i zbrodnie dokonywane pod okupacją sowiecką - "wolny świat" przyznał Sowietom miano sojusznika w walce z Hitlerem i namaścił Stalina na sprzymierzeńca. Pozwolił również, by sowieccy zbrodniarze zalegalizowali okupację blisko połowy państw europejskich i na długie półwiecze ustanowili "ruski ład" na obszarze "wyzwolonym" przez Armię Czerwoną.
Postawę Zachodu wobec Sowietów wyznaczyły wówczas słowa Churchilla - o gotowości " sprzymierzenia się z diabłem, żeby tylko wypędzić szatana ". Zaledwie "diabłem" miał być Stalin, odpowiedzialny za śmierć blisko 200 milionów istnień. W opinii przywódców "wolnego świata" stanowił on mniejsze zagrożenie od "szatana" - Hitlera, winnego zagładzie prawie 60 milionów ludzi.
Gdy "diabeł" wykrwawił "szatana" na ziemiach oddalonych od europejskich stolic, przyjęto dogmat, iż każdy, kto występuje przeciwko "diabłu", będzie odtąd wrogiem koalicji antyfaszystowskiej i przeciwnikiem "normalizacji". Zaakceptowano również okupację sowiecką nad połową Europy, nadając jej pozory "demokracji socjalistycznej" i konwalidując okupacyjne twory w relacjach międzynarodowych.
Ówczesne "autorytety emigracyjne" zgrzytały zębami, gdy Józef Mackiewicz przywoływał słowa Goebbelsa, który w przededniu klęski hitlerowskich Niemiec pisał - " Polskę czeka marny los na wypadek zwycięstwa aliantów, Anglia okaże się w rezultacie słaba i Polskę sprzeda, bolszewicy Polskę zabiorą i zrobią z niej 17 republikę ."
Rok 1989 i propagandowe ogłoszenie "upadku komunizmu" był efektem kontynuacji tej mitologicznej postawy wobec "diabła". Jego przejście na "stronę światłości" powitano jako ostateczne zwycięstwo nad "szatanem totalitaryzmu" i konsekwencję wspólnej walki z demonem - Hitlerem. Przyczyną tej zbiorowej mistyfikacji była m.in. konieczność usprawiedliwienia sojuszu z międzynarodowym komunizmem. Bez tego usprawiedliwienia, ideowa wykładnia wojny z Hitlerem oraz zgoda Zachodu na półwiecze okupacji sowieckiej, nie byłaby możliwa.
Dzięki fikcyjnej "śmierci komunizmu" dokonano rozgrzeszenia hańby ładu jałtańskiego , zaaprobowano farsę procesu w Norymberdze i zapomniano komunistom zbrodnie ludobójstwa, przy których bledną wyczyny Hitlera.

Współczesna geopolityka stanowi prostą kontynuację tej mitologii i wspiera na szalbierskich dogmatach ustanowionych w czasach powojennych. Nie ma w niej miejsca na racjonalną metodologię, która uwzględniałaby rzeczywistą pozycję Federacji Rosyjskiej ani na prawidłową ocenę głównej broni Kremla - strategii podstępu i dezinformacji.
Niewielu też rozumie, że bez uwzględnienia tej historycznej skazy, niemożliwe jest prawidłowe odczytanie intencji Zachodu ani zrozumienie planów Rosji.
Błąd podstawowy dotyczy interpretacji wydarzeń w świecie rosyjskim - jako incydentów służących celom krótkoterminowym, doraźnym. Nie ma analityków zdolnych widzieć te wydarzenia w kontekście długoterminowej strategii komunistycznej, zmierzającej do podboju Europy i zniszczenia porządku światowego. Literalne odczytywanie decyzji Kremla, jako "służących pokojowi" bądź "zmierzających do konfliktu" oraz dawanie wiary werbalnym deklaracjom Rosjan, jest najczęstszym błędem, uwarunkowanym wadliwą metodologią i pojałtańską skazą historyczną. Prezydent - kagebista, wpatrzony w batiuszkę Stalina, mógłby dziś powtórzyć za swoim mistrzem - " Słowa nie mogą mieć żadnego związku z działaniem. Słowa to jedno, a działania, to co innego. Dobre słowa to maska kryjąca złe czyny ."

Ostatnia dekada obfitowała w kardynalne błędy, popełniane przez polityków Zachodu. Amerykański "reset", podpisanie układu START, ucieczka z Afganistanu, rezygnacja z budowy tarczy antyrakietowej, przyjęcie Rosji do Światowej Organizacji Handlu - były tragicznymi w skutkach decyzjami, które m.in. umożliwiły Rosji smoleńską rozprawę z "czynnikiem polskim" i przyczyniły się do agresji na Ukrainę.
Ponieważ to my - Polacy płacimy coraz wyższą cenę za głupotę i słabość przywódców "wolnego świata", nie mamy prawa udawać, że obecna sytuacja nie stwarza ogromnego zagrożenia. Tym większego, że coraz łatwiej dostrzec analogie z okresem jałtańskim, gdy mocarstwa światowe sankcjonowały sowiecką okupację i oddawały Stalinowi kolejne strefy wpływów.
Kraje "wolnego świata" uznały już, że należy zalegalizować okupację części Ukrainy i na mocy groteskowego "porozumienia mińskiego" zmusić niepodległe państwo do tolerowania rosyjskiego agresora. Identyczny zamysł towarzyszy porozumieniu Rosja - USA, w którym Amerykanie zaakceptowali bandycką napaść na Syrię i uznali armię okupanta za "sprzymierzeńca w walce z terroryzmem". Nie mam wątpliwości, że gdyby nie agresja rosyjska na Ukrainę i potrzeba mistyfikacji "nowego rozdania" w III RP, my również znaleźlibyśmy się w kleszczach moskiewskich wpływów, a "wolny świat" zaakceptowałby każdą formę polskiego zniewolenia.
Rosja, która od lat 20. ubiegłego wieku organizuje i wspiera wszelkie działania terrorystyczne i jest dziś stolicą światowego terroryzmu, posiadła zdolność mistrzowskiego rozgrywania tej karty. Historycy i politolodzy będą się kiedyś głowili - jak to możliwe, że państwo, które zorganizowało zamach smoleński, wysłało terrorystów na Ukrainę, zamordowało 300 pasażerów Boeinga, kierowało kadyrowskie komanda do USA i urządziło krwawy najazd "imigrantów" na Europę, mogło być traktowane jako "gwarant procesów pokojowych" i uznawane za "sojusznika w wojnie z islamskim terroryzmem"?
Wyłaniająca się z tego pytania konkluzja powinna porażać ogromem nonsensu i niedorzeczności. Taka też jest skala błędnych decyzji przywódców Zachodu i miara szaleństwa obecnej strategii. Pora uznać, że nie ma takiego draństwa i takiej zbrodni rosyjskiej, której "wolny świat" nie będzie w stanie usprawiedliwić i zaakceptować. Uderzenie na Gruzję, aneksja Abchazji, Smoleńsk, wojna na Ukrainie oraz setki aktów rosyjskiego terroru na całym świecie, nie byłby możliwe, gdyby nie bezmierna słabość i ignorancja przywódców "wolnego świata". Interpretowana dwojako, - jako dowód aberracji umysłowych, wynikających z przyjęcia fałszywych norm intelektualnych lub jako wyznacznik patologicznych relacji finansowych czy agenturalnych. Tylko te czynniki - słabość Zachodu i agenturalna sieć intryg, są rzeczywistym kapitałem współczesnej Rosji i tylko na nich bazuje ofensywna polityka Putina.
W ramach takiej metodologii musi pojawić się pytanie, - po co władca Kremla miałby dążyć do totalnej konfrontacji militarnej, której efekt jest aż nadto przewidywalny, skoro już dziś zdołał osiągnąć strategiczne cele? Dlaczego miałby ryzykować puczem kagiebowskich kamratów, jeśli już teraz dostarcza im ogromnych dochodów i zapewnia potężne wpływy?
Pytanie tym bardziej zasadne, że po ostatnich roszadach personalnych i nazbyt wojowniczej retoryce Kremla, pojawiają się objawy niezadowolenia ze strony tychże kamratów. "Drogowe incydenty", w których stracił życie zaufany szofer Putina, a najbliższy doradca został solidnie wystraszony, nazbyt przypominają klasyczne operacje KGB, by mogły zostać zignorowane.

Mając dziś w ręku dwa instrumenty polityczne - wojnę w Syrii i na Ukrainie oraz dysponując ekspansywną siecią agentury w każdym zakątku świata, Putin może dowolnie rozgrywać kremlowskiego pokera.
Porozumienia z Irakiem, Turcją, Arabią Saudyjską, Izraelem, a dziś z USA, pozwoliły zbudować ogromną ( i niewspółmierną do potencjału) pozycję Rosji, a w niedalekiej przyszłości zaowocują " rekonstrukcją Związku Sowieckiego na Bliskim Wschodzie" (Michael Reagan).
Przed rokiem, w zakończeniu wrześniowego tekstu "O PUTINIE, RABINIE I KOZACH" napisałem - " Biorąc pod uwagę przerażającą słabość Zachodu oraz niemoc i głupotę obecnej administracji USA, jest więcej niż pewne, że rosyjski watażka wprowadzi nam wkrótce kolejne "kozy" i zagra o jeszcze większą stawkę ."
Klasyczną "zagrywką z kozą" był tzw. pucz przeciwko Erdoganowi. Sprowokowano go, przekazując wywiadowi tureckiemu ostrzeżenia o planach obalenia prezydenta. Gdy tureckie siły bezpieczeństwa szykowały obławę na puczystów, zdecydowali oni o przyspieszeniu działań. Efekt był łatwy do przewidzenia. Źródła arabskie wyraźnie wskazują, że ostrzeżenie o puczu przekazał wywiad rosyjski. Prowokując próbę obalenia Erdogana i przyjmując pozę jego sojusznika, Putin zapewnił sobie wdzięczność tureckiego satrapy i ugruntował swoją pozycję w konflikcie syryjskim. Ta prosta kombinacja posłużyła również do rozszczelnienia struktury NATO i ułatwiła przejęcie inicjatywy na flance południowej.
Uzyskując "stabilizację" na Bliskim Wschodzie i zapewniając wpływ na USA (Trump) i Turcję, Putin będzie mógł przystąpić do kolejnej rekonstrukcji - odbudowy Bloku Wschodniego.
Można przypuszczać, że za rolę " niezastąpionego partnera " USA w wojnie z terroryzmem, Waszyngton zapłaci Rosji cenę mierzoną niepodległością Ukrainy. Ponieważ eurołajdacy zapłacili ją już dawno , " droga na Zachód " zostanie otwarta . Zadbają o to rzesze " konserwatystów z moskiewskiego nadania " oraz przyjaciele Putina z Niemiec, Węgier czy Słowacji.
W interesie Rosji leży dziś pogłębianie dotychczasowych konfliktów i wywoływanie nowych ognisk. Potrzebny jest chaos, zamachy i pucze. Im dłużej Putin będzie eskalował napięcie na Bliskim Wschodzie i (wespół z Merkel) terroryzował Europę najazdem "imigrantów", tym większe jest prawdopodobieństwo ustępstw w sprawie Ukrainy i zmuszenia "wolnego świata" do akceptacji okupacji rosyjskiej.
Kolejne kroki w odbudowie Bloku Wschodniego, nie muszą prowadzić do inwazji militarnej. Mając perspektywę prezydentury "amerykańskiego Leppera" i działań agentury ulokowanej w jego otoczeniu, władca Kremla nie musi sięgać po samobójcze narzędzia. Wygrana Trumpa i tak przyczyni się do dezintegracji NATO i wycofania Ameryki ze spraw europejskich. Nieoceniona będzie tu pomoc Niemiec i Francji, które od lat zabiegają o wyparcie USA ze Starego Kontynentu. Projekt "armii europejskiej", żywo wspierany przez Merkel i Orbana, jest jednym z elementów tej strategii. Sterowane przez Moskwę ruchy "konserwatywne" i "narodowe" dają z kolei pewność, że głównym zagrożeniem dla pokoju światowego staną się muzułmanie, Amerykanie, masoni i Żydzi.

Gwarancją takich rozstrzygnięć będzie jednak szalbiercza metodyka walki "szatana" z "diabłem", którą Zachód praktykuje od czasu II wojny światowej. Dziś znajduje ona nową odsłonę w konfrontacji z zagrożeniem islamskim - w ogromnej mierze wywołanym i utrzymywanym przez światową stolicę terroryzmu.
Po raz kolejny Zachód jest gotów "sprzymierzyć się z diabłem, żeby tylko wypędzić szatana".
Po raz kolejny Polacy mogą zapłacić najwyższą cenę.

Link do tekstu - O Putinie, rabinie i kozach

Aleksander Ścios
Blog autora

ŚCIOS PYTAŁ KOMOROWSKIEGO, a TERAZ PYTA NASZYCH WYBRAŃCÓW

Czytelnikom Aleksandra Ściosa i jego komentatorom na blogu oraz TT:
Aleksander Ścios 19 maja 2016 21:43

Szanowni Państwo,

Najmocniej przepraszam stałych Czytelników bezdekretu za dyskomfort związany z lekturą niektórych "komentarzy" i za obecność treści, które nie powinny znaleźć się w tym miejscu.
Od wielu lat staram się prowadzić blog w ten sposób,by nie pojawiały się tu dezinformacje, łgarstwa lub esbeckie "wrzutki". Dość ich w tzw.wolnych mediach i na "prawicowych" forach internetowych.
Nie dopuszczam również do głosu klasycznych idiotów, ćwierćinteligentów ani zadaniowanych funkcjonariuszy.
Nie ma tu miejsca dla teoretyków spisku żydo-masońskiego, wyznawców endokomuny i narodowych bolszewików, dla sierot po Urbanie, esbeckich prowokatorów lub zwolenników "trzeciej drogi".
Nie mam czasu ani ochoty, by prowadzić polemiki na poziomie uwłaczającym ludziom rozumnym. Nie uważam też za konieczne objaśniania rzeczy oczywistych.
To kwestia zasad, higieny psychicznej oraz szacunku wobec gości i przyjaciół bezdekretu.

Chcę więc wyraźnie podkreślić, że od tej chwili wszelkie brednie o "wspólnych posiedzeniach rządów polskiego i izraelskiego z ojcowskim nadzorem Amerykanów" itp. rewelacje, których autorzy węszą spiski żydowsko-amerykańskie, będą stąd natychmiast usuwane i nie doczekają się odpowiedzi.
Będę również kasował "komentarze" w stylu zaprezentowanym przez pana "Kowalski Jaroslaw". Nie ma tu miejsca na niewybredne insynuacje ani na łgarstwa powielane na forach Związku Byłych Funkcjonariuszy Służb Ochrony Państwa itp. organizacji.
Nie interesuje mnie - co o takich praktykach pomyślą autorzy takich wypowiedzi. Będę ich usilnie zniechęcał do odwiedzania mojego bloga i dbał, by nie zaśmiecali tego miejsca.

Z komentarzy na blogu Autora:
Urszula Domyślna 12 września 2016 18:44

Panie Aleksandrze,

Tekst świetny, w 100% prawdziwy i... absolutnie dołujący. :))

Komentarz obiecuję rozwinąć późnym wieczorem, najpóźniej jutro (wakacje), ale już teraz chciałabym wiedzieć: czy to jest ten pozytywny przekaz, który obiecywał Pan pod poprzednim wpisem? Mam nadzieję, że jednak nie?

Pozdrawiam serdecznie

Aleksander Ścios 12 września 2016 19:23

Pani Urszulo,

Dziękuję za życzliwe słowo i usilnie proszę, by wycofała się Pani z twierdzenia o tekście "absolutnie dołującym".
Rozmawialiśmy o tym wielokrotnie. Nigdy nie napisałem takiego tekstu i nie mam zamiaru tego robić.
Istnieją tylko dwa rodzaje przekazu - prawdziwy lub fałszywy. Jeśli jest prawdziwy, nie może być "dołujący". Jeśli fałszywy, nie zawiera cienia optymizmu. Trzeba się zatem zdecydować.
Przyjmę każdy, sensowy zarzut, w którym ktoś udowodni mi fałsz. Proszę jednak nie czynić zarzutu z tego, że próbuję nazywać rzeczy po imieniu.

Złożoną obietnicę podtrzymuję i przypomnę, że brzmiała następująco:
"Jeśli przez wiele lat opisywałem dychotomię My-Oni i krytycznie oceniałem zamysł tworzenia wspólnoty wespół z apatrydami, trzeba teraz przedstawić "wizję pozytywną" i pokazać - dlaczego warto budować polską wspólnotę. To tylko kwestia konsekwencji i rzetelności intelektualnej. Oczywiście, same rozważania o wspólnocie narodowej mogłyby znudzić wielu czytelników, dlatego postaram się prezentować również wielce nieobiektywne, tendencyjne i stronnicze stanowisko w sprawach politycznych."

Mój obecny tekst proszę więc przyjąć jako "wielce nieobiektywne, tendencyjne i stronnicze stanowisko w sprawach politycznych."

Pozdrawiam serdecznie

Panie Aleksandrze,

Rzeczywiście, popełniłam błąd logiczny, który z przyjemnością prostuję.

To nie Pański tekst jest "absolutnie dołujący", tylko sytuacja geopolityczna, którą Pan w nim przedstawia - w moim przekonaniu w 100% prawdziwie - jest zdecydowanie przygnębiająca.

Ani mi w głowie nie postało zarzucać Panu "fałsz przekazu", bo zgadzam się z każdym słowem Pańskiej znakomitej, wszechstronnej analizy. Od początku miałam na myśli wyłącznie obraz świata AD 2016, który Pan opisał w swoim artykule.

Jeżeli jest spór między nami, dotyczy tylko tego, że w moim odczuciu prawda może być przygnębiająca.

Pozdrawiam serdecznie

PS. Czy widzi Pan jakieś sensowne rozwiązanie tej sytuacji?

Pocieszam się ostatnim zdaniem tekstu: "Po raz kolejny Polacy mogą zapłacić najwyższą cenę".

Mogą, ale nie muszą?

Aleksander Ścios 14 września 2016 18:03

Pani Urszulo,

Bardzo dziękuję za wyśmienitą propozycję, ale nie sądzę by tym sposobem udało się dotrzeć do odbiorcy zagranicznego. To nie jest kwestia wątpliwości, ale wiedzy o mechanizmach rynku medialnego i kręgach eksperckich na Zachodzie. Metodyka, jaką próbuję stosować w odniesieniu do Rosji jest systemowo odrzucana i rugowana z przestrzeni publicznej przez tzw. ekspertów od bezpieczeństwa.
Dawno doświadczył tego Golicyn czy J.R. Nyquist.
Kilka moich tekstów przetłumaczono na tym forum (całkiem udane tłumaczenia) -
http://www.currenteventspoland.com/index.html
ale zaniechano tego, gdy pozwoliłem sobie na daleko idącą krytykę PiS.

Problemy z wydawaniem książek to osobny temat i nie chciałbym o nim mówić na blogu.

Serdecznie Pani dziękuję

***

Pomorzanin 12 września 2016 20:17

@Autor

Na wstępie pisze Pan:
moglibyśmy dziś dopisać - "Polityka Zachodu po upadku Sowietów kieruje się względami narzuconymi jej przez chęć kooperacji ekonomicznej i agenturalnej oraz wolę zachowania spokoju - za każdą cenę" .
Z kolei w dalszej części tekstu: Rok 1989 i propagandowe ogłoszenie "upadku komunizmu" był efektem kontynuacji tej mitologicznej postawy wobec "diabła".

Upadek komunizmu ujęty w cudzysłów i "propagandowo ogłoszony" oznacza dla mnie, że żadnego upadku komunizmu w 1989 roku nie było. Czy dla Pana również? Skoro tak, to kiedy i w jakich okolicznościach upadły Sowiety? Czy w 1991 po "moskiewskim puczu" i jego następstwach gdy to namaszczeni wcześniej "byli", wysokiej rangi, aparatczycy KPZS "rozwiązali Sowiety" w Puszczy Białowieskiej i podzielili je na "Rosję", "Kazachstan" itd.? Czy może wcześniej (w 1990) lub później (np. w wyniku "wolnych wyborów" lub wojen czeczeńskich)? Czy też może "upadek Sowietów" był również ogłoszony propagandowo tak jak "upadek komunizmu" w 1989?
Jak Pan to widzi?

Pomorzanin,

Poruszył Pan temat, który wymagałby odpowiedzi tak obszernej, jakiej udzieliłem w książce "Antykomunizm. Broń utracona". Uzasadniłem tam, dlaczego teza o "śmierci komunizmu" jest nieprawdziwa i z jakich powodów została nam narzucona.
Pozwoli Pan, że sięgnę po cytaty z tej książki:
- Do "uśmiercenia" komunizmu w roku 1989 doprowadziło w istocie jedno z najskuteczniejszych kłamstw wpisujących się w obszar "realnej polityki" - teoria o ewolucji komunizmu. To za jej przyczyną wprowadzono bezzasadną gradację, rozróżniając w komunizmie okresy terroru lat 20. i 30., czas "błędów i wypaczeń" lat 50. oraz następujący po nim "proces destalinizacji", którego uwieńczeniem miały stać się rządy Gorbaczowa i jego "pierestrojka". Przeobrażenia w świecie komunizmu odczytywano jednoznacznie - jako dowód jego postępującej słabości, a każde z wydarzeń miało być objawem wzrostu tendencji odśrodkowych wewnątrz międzynarodowego komunizmu. Zgodnie z tą teorią, polityka "pierestrojki", zmiany dokonywane w państwach Bloku Wschodniego, a wreszcie rozwiązanie ZSRR stanowiły logiczny ciąg zdarzeń, będący wynikiem naturalnej ewolucji systemu.
Związana z tą myślą tzw. teoria konwergencji miała zaś za zadanie usprawiedliwienie sojuszu państw zachodnich z komunizmem. To dzięki współpracy "wolnego świata" z komunistami miało następować upodobnienie polityki Kremla do wzorcowych demokracji Zachodu.[.]
Twierdzenia, iż nastąpił koniec komunizmu musiały zostać powitane z ulgą przez "wolny świat". Prócz usprawiedliwienia "słusznej" taktyki państw Zachodu wobec ZSRR niosły przecież zapowiedź wspólnych interesów ekonomicznych - ożywienia gospodarki, otwarcia chłonnych rynków zbytu, transferu technologii czy napływu taniej siły roboczej. Korzyści płynące z mistyfikacji roku 1989 sprawiały, że na bezbolesnym "uśmierceniu" komunizmu zarobiły obie strony, najwięcej zaś ci, którzy politycznie wspierali ten proces. Do największych beneficjantów można z pewnością zaliczyć Niemcy i Rosję. Ich wojenna historia "walki diabła z szatanem" ponownie okazała się podstawą budowania nowego porządku w Europie, dzieląc ją nie tylko według kryteriów politycznych, ale przede wszystkim zgodnie z ekonomicznymi interesami." [.]
Teza o rzekomej "śmierci" komunizmu jest zatem efektem przyjęcia błędnych acz powszechnie funkcjonujących definicji, w których komunizm był przedstawiany jako "ustrój" lub "system społeczno-ekonomiczny". Pseudonaukowy bełkot uprawiany przez zaczadzonych komunizmem intelektualistów, doskonale ułatwił robotę kremlowskim strategom i pozwolił na przeprowadzenie skutecznej mistyfikacji."

W zadanych przez Pana pytaniach znajduję jednak pewne pomieszanie i nieścisłości. Pyta Pan bowiem o "upadek komunizmu" i próbuje znaleźć cezurę czasową związaną z likwidacją ZSRR. W moim rozumieniu, tego wydarzenia nie należy łączyć ze "śmiercią komunizmu".
Tu również sięgnę po cytaty z książki, by uzasadnić taką opinię:

"Kardynalnym błędem popełnianym podczas definiowania komunizmu jest dopatrywanie się w nim jakichkolwiek cech filozofii, ideologii bądź politycznej doktryny, podczas gdy wszystkie one stanowiły wyłącznie narzędzie dla realizacji celu - i nigdy nie były celem samym w sobie. Gdy było to konieczne - zostały przyjęte i zastosowane, gdy okazały się zbędne - zmieniono je lub odrzucono.
"A czymże jest nasza teoria - nauczał Lew Trocki - jeśli nie po prostu narzędziem działania? Tym narzędziem jest dla nas teoria marksistowska, bo aż do dziś nie wymyślono lepszego." [.]
Wszystkie teorie komunistyczne, a w szczególności odwołujące się do humanizmu - służyły temu, by sporządzić alibi dla morderców, psychopatów i złodziei, by sankcjonować najgorszą zbrodnię i usprawiedliwić kolejny gwałt. Stosowano je tym chętniej, im bardziej ukrywały najniższe instynkty, im szczelniej osłaniały żądzę władzy, maskowały skłonność do przemocy i okrucieństwa. Pod każdą myślą wytworzoną przez komunizm kryło się atawistyczne pragnienie władzy jednej grupy ludzi nad drugą, każda z jego teorii brała swój początek z żądzy panowania nad światem, a wszelka aktywność była skierowana przeciwko drugiemu człowiekowi.
Dopatrywanie się w komunizmie "celów humanistycznych" jest rodzajem najcięższej aberracji umysłowej, do jakiej mogą być zdolni tylko ludzie wyjątkowo cyniczni lub wyjątkowo głupi. Podobnie - intelektualizacja komunizmu, przydawanie mu cech naukowych, może być dziełem tylko jednostek szczególnie ograniczonych. [.]
Komunizm nie mógł "umrzeć" - ani w roku 1989, ani w latach następnych. Nie mógł-ponieważ nie jest tym, za co go uważano: ideologią czy systemem politycznym. Poświęcenie którejkolwiek z tych form nie mogło mieć wpływu na przetrwanie komunizmu. Gdyby komunizm był ideologią lub filozofią, upadłby natychmiast, gdy zabrakło argumentów aksjologicznych. Gdyby był systemem politycznym, skończyłby się wraz z rozwiązaniem partii komunistycznych, rezygnacją z doktryny lub podważeniem dogmatów.
Ponieważ nie był ani jedyny ani drugim - mógł bezboleśnie poświęcić wszystkie dotychczasowe formy i również łatwo zastąpić je innymi, przystosowanymi do nowych czasów." [.]
"W ramach przygotowań do nowej strategii dezinformacyjnej, dokonano szeregu "systemowych" zmian. Nazwę ZSRR - zmieniono na Federacja Rosyjska, PRL - przyjął miano III Rzeczpospolitej, Służbę Bezpieczeństwa - przemianowano na UOP, stanowisko I sekretarza - na prezydenta, Komitet Centralny - przekształcił się w rząd, gospodarkę socjalistyczną - zastąpiono rynkową, a aparat partyjny - okazał się grupą niezrównanych bankowców, urzędników i ekspertów. Te i wiele innych oszustw semantycznych, nie miało oczywiście najmniejszego znaczenia dla trwałości komunizmu. Podobnie, jak nie miała znaczenia likwidacja struktur i zamiana symboli, rezygnacja z ideologii w miejsce pragmatyki, zastąpienie propagandy sterowanymi mediami, likwidacja monopartii i przejście do kontrolowanego systemu wyborczego."

Dlatego uważam, że upadek ZSRR nie miał żadnego związku ze "śmiercią komunizmu". Poświęcono tylko jedną formę organizacji przestępczej, na rzecz innej, bardziej "cywilizowanej" formy.
Likwidacja lub transformacja tym form, nie mogły mieć znaczenia dla przetrwania strategii komunistycznej. Te zmiany ( o czym dobitnie przekonaliśmy się w III RP) dotyczyły zaledwie funkcjonalnej powłoki, przyjętej w określonym momencie historii. Były rodzajem wylinki, której pozbyto się, gdy okazała się niewygodna. Jej odrzucenie nie mogło prowadzić do śmierci organizmu i w niczym nie naruszało jego konstrukcji. Pozostali ludzie traktujący komunizm, jako drogę do osiągnięcia celu. Pozostali ich sukcesorzy i następcy.

Pomorzanin 13 września 2016 17:07

@Aleksander Ścios

Wydaje mi się, że źle mnie Pan zrozumiał. Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że "upadek komunizmu" był fikcyjny i że była to operacja dezinformacyjna oparta przede wszystkim o "wishful thinking" wolnego świata i zniewolonych przez komunizm narodów. Oczywiście to wszystko odnosi się jedynie do jednego obszaru świata który został zniewolony przez komunizm bowiem w innych częściach świata partie komunistyczne oficjalnie sprawują władzę (jakkolwiek, także w wyniku dezinformacji jest to zwykle postrzegane jako "już nie komunizm" [pomijam tu Koreę północną ale gdyby takiego systemu tam nie było nie byłoby "punktu odniesienia" dla pożytecznych idiotów tego świata])

Cezura czasowa "upadku komunizmu" w związku z "upadkiem Sowietów" jest o tyle istotna, że sowiety były ściśle związane z komunizmem który został "obalony" (były jego centralą), co więcej były inspiratorem i nadzorcą tego procesu.

Cytuje Pan m.in. napisane przez siebie w książce zdanie:
"W ramach przygotowań do nowej strategii dezinformacyjnej, dokonano szeregu "systemowych" zmian. Nazwę ZSRR - zmieniono na Federacja Rosyjska, PRL - przyjął miano III Rzeczpospolitej, Służbę Bezpieczeństwa - przemianowano na UOP, stanowisko I sekretarza - na prezydenta, Komitet Centralny - przekształcił się w rząd, gospodarkę socjalistyczną - zastąpiono rynkową, a aparat partyjny - okazał się grupą niezrównanych bankowców, urzędników i ekspertów."

Skoro nazwę ZSRS zmieniono na Federacja Rosyjska w ramach strategii dezinformacyjnej (tej samej co w przypadku peerelu) to dlaczego napisał Pan obecnie, że Sowiety upadły?

Skoro komunizm nie jest ideologią czy systemem politycznym to czy zmiana ideologii czy systemu politycznego w sowietach mogła spowodować ich upadek? Czy może nastąpił on na skutek innego procesu? Nie uwzględniam przy tym upadku "ustroju społeczno-ekonomicznego" którego zasadność stosowania do definicji komunizmu słusznie Pan odrzuca. Sowiety zawsze gniły gospodarczo i nigdy nie liczyły się z jakością życia zwykłych ludzi. Gdy sytuacja tego wymagała, stosowali wzorzec leninowski - NEP. Wzorzec fałszywej i dezinformującej świat "restrukturyzacji".

Pomorzanin,

Nie sądzę, bym Pana źle zrozumiał. Proszę ponownie przeczytać swoje pytania i udzieloną przeze mnie odpowiedź.
Ponieważ ponawia Pan pytanie o "upadek Sowietów", chciałbym uściślić rzecz podstawową.
"Sowiet" ( w ros.- rada) to jedyna i prawidłowa nazwa tworu zwanego ZSRR. Rzecz wyśmienicie rozstrzyga dr Sławomir Cenckiewicz w tekście "Dwa świadectwa na temat pisowni "sowiecki" a nie "radziecki" -
http://wpolityce.pl/polityka/131746-slawomir-cenckiewicz-dwa-swiadectwa-na-temat-pisowni-sowiecki-a-nie-radziecki
zaś prof. Maciej Korkuć pisał - "Termin sowiecki, sowieckie w języku polskim podobnie jak jego odpowiedniki w innych językach, miał charakter terminu obiektywnie odzwierciedlającego rzeczywistość" i dodawał - "W międzywojennej Polsce w atmosferze wolności słowa w obiegu naukowym, publicystycznym i potocznym na oznaczenie sąsiedniego państwa funkcjonowały skrócone nazwy Związek Sowiecki, Sowiety (niekiedy pisane też małą literą) obok oficjalnej formuły Związek Socjalistycznych Republik Rad połączonej ze skrótem ZSRR. Tak też było w obiegu urzędowym, w tym na forum kontaktów międzypaństwowych."

Zakładam więc, że pytając o "upadek Sowietów" ma Pan na myśli oczywiście ZSRR. A dziwię się temu pytaniu dlatego, że temat jest doskonale znany.
Skoro Sowiety były "związkiem republik" (rad), ich rozpad został przesądzony z chwilą, gdy poszczególnie "republiki" (państwa okupowane przez Rosjan), wybiły się na niepodległość. Pierwsza, jak wiemy, była Estonia, która w roku 1988 ogłosiła suwerenność. Gdy kolejne "republiki" poszły w jej ślady, nazwa Sowiety utraciła sens i w dniu 31 grudnia 1991 nastąpiło formalne rozwiązanie ZSRR. Muszę zatem przyjmować, że Sowiety upadły, a kolejna wersja komunistycznego tworu przyjęła nazwę Rosji, Federacji Rosyjskiej.
Zmiana "ideologii czy systemu politycznego" nie miała z tym nic wspólnego. To tylko dotychczasowa forma komunizmu utraciła formalne podstawy do używania nazwy Sowiety.

***

Halka 12 września 2016 20:28

Witam.
Kiedyś przeczytałam,nie pamiętam gdzie i czyje to słowa ale brzmiały tak: "Jeśli komunizm upadł, to proszę mi pokazać gdzie, żebym mógł go kopnąć w dupę!".

Brawo Pani Halko!

Pozdrawiam.

Pani Halko,

Nikt i nigdy nie widział komunistycznego truchła. To jest ten, wyjątkowy przypadek w dziejach ludzkości, gdy nawet brak zwłok nie podważa wiary w "śmierć komunizmu".

***

wsojtek 12 września 2016 20:55

To jest tekst absolutnie doskonały pod względem analizy geopolitycznych wytrychów sovieticusów. Jest zatem propolski i prosuwerenny. I jest jednoznacznie przeciw patologiom płynących z diabelskim nurtem w PRLbis. Pozdrowienia.

wsojtek,

Uprzejmie dziękuję za tak wysoką ocenę tekstu. A szczególnie za słowa, że jest on "propolski i prosuwerenny".
Bardzo bym sobie i Państwu życzył, byśmy doczekali się rządu, który z takiej perspektywy odważy się oceniać relacje geopolityczne.
Tylko taki rząd ma szansę realizować polskie interesy narodowe.

Pozdrawiam Pana

Panie Aleksandrze,

Dawno nie czytałem tak dogłębnej i spójnej analizy rzeczywistości geopolitycznej. Gratuluję.

Uwaga w komentarzach o braku potwierdzenia śmierci komunizmu z powodu braku truchła - bezcenna.

szeliga,

Cieszę się z takiej oceny i bardzo za nią dziękuję.
Nie przypadkiem, komunizm ma tak wiele wspólnego z działalnością szatana. On również osiągnął największe zwycięstwo wówczas, gdy ludzie uwierzyli, że "szatan nie istnieje".
Nic bardziej nie wzmacnia komunistycznej strategii podstępu i dezinformacji jak wiara w "śmierć komunizmu".

Pozdrawiam

"Rzecz cała w wielkim skrócie: zabili go i uciekł.
Włożył papucie (onuce/ brązowe buty - przypis mój) i znów pełni straż".

***

Martyna Ochnik 13 września 2016 17:24

Szanowny Panie Aleksandrze.
Czuję się zawiedziona. Tekst jak zawsze i jak wszyscy tutaj piszą - znakomity, celne diagnozy, jasna myśl. Ja jednak tak bardzo czekałam na Pana propozycje dotyczące naszych działań - poza nieustającym wysiłkiem nad dojrzeniem rzeczywistości za zasłoną pozorów.
Ostatnio dzieje się rzecz dziwna - zadaję pytania, a nie otrzymuję odpowiedzi. Wczoraj w Klubie Ronina chciałam na przykład dowiedzieć się, co myślą prelegenci na temat niedotrzymywanych obietnic "dobrej zmiany" (otwarcie zbioru zastrzeżonego, ujawnienie Aneksu, śledztwo w/s zabójstwa księdza Popiełuszki i jeszcze parę spraw, które ktoś podrzucił z sali). Zasugerowałam, że wszelkie rozważania ekonomiczno-gospodarcze są psu na budę, jeżeli te akurat sprawy nie zostaną postawione w jasnym świetle. Niestety - zostałam przez prowadzącego szybko doprowadzona do porządku i zasugerowano mi, żebym - jeśli znam osobę zdolną odpowiedzieć na powyższe pytania - zaprosiła ją do Ronina - i dziękujemy pani bardzo. Trochę mnie to przyznaję zbiło z tropu.
Z drugiej strony są ludzie, którzy wskazują zarówno błędy, słabości jak i nieczystą grę obecnej władzy. I mają własne pomysły. Jest taki pułkownik Piotr Wroński - być może słyszał Pan o nim, postać od pewnego czasu dość popularna - który w tej chwili stawia dość zdecydowany postulat o stworzenie ruchu narodowego,opartego oczywiście o wartości chrześcijańskie itp. Ta muzyka tak miło brzmi sercu i wielu gotowych będzie poprzeć podobną ideę. Czy jej realizacja rokuje prawdziwie dobrą zmianę? Czy może to kolejna odsłona jakiejś gry, w której przegranym z założenia musi być naród?
Bardzo mnie męczą te kwestie, a przy tym jest upał, który nie sprzyja jasnemu myśleniu.
Pozdrawiam Pana

Szanowna Pani Martyno,

Przykro mi, jeśli zawodzę Pani oczekiwania, ale w doborze tematów zwykłem kierować się własnym azymutem. Nie zawsze jest on zgodny z tematyką spraw bieżących i nie zawsze odpowiada zainteresowaniom czytelników.
To krzepiące, że oczekuje Pani ode mnie "propozycji dotyczących naszych działań".
Proszę jednak wziąć pod uwagę, że nie jestem osobą publiczną, politykiem, urzędnikiem państwowym bądź działaczem społecznym. Nie jestem nawet (a może przede wszystkim) autorytetem "wolnych mediów".
W III RP takim ludziom powierza się przywileje decyzyjne i namaszcza ich na "rządców dusz". Tylko oni mają prawo wytyczać polskie drogi i formułować "dobre rady". Za to biorą pieniądze, są obdarzani atencją i zaufaniem społecznym. Ja nie posiadam takich walorów.
Wyjaśniłem tę kwestię w zakończeniu tekstu "PRZEGRANA WOJNA - (1) DIAGNOZA", gdzie napisałem:
"Ubiegając irracjonalny zarzut, jakoby autor - anonimowy bloger koncentrował się tylko na wytykaniu błędów ekipy rządzącej i nie chciał podać "konstruktywnych" rozwiązań, uprzedzam o drugiej części cyklu "Przegranej wojny", w której wskażę konkretne działania, jakie należałoby podjąć w związku z zagrożeniem ze strony politycznej agentury wpływu. Absurdalność takiego zarzutu dotyczy faktu, że podobne oczekiwania chętnie formułuje się pod adresem blogera-publicysty, nie zaś wobec licznego grona polityków grupy rządzącej, ekspertów i doradców, sowicie opłacanych z państwowej kasy."
Kto uważnie ( i dostatecznie długo) czytuje moje teksty, musi jednak wiedzieć, że nie zawierają wyłącznie treści "absolutnie dołujących" (ukłony dla Pani Urszuli), ale można w nich także wyczytać bardzo konkretne propozycje, postulaty i wnioski. Tak jest od wielu lat.
Rozumiem jednak, że oczekuje Pani propozycji związanych z powstaniem nowej siły politycznej.
Byłoby to kolejne nieporozumienie. Blog bezdekretu nigdy nie stanie się forum politycznym jakiejkolwiek partii i nigdy nie posłuży do agitacji partyjnej. Nie jest to również miejsce, w którym można prowadzić zaciąg do nowej formacji politycznej. Takich rzeczy nie robi się na blogu.
Zamierzam natomiast pisać o Polsce, jaką chciałbym widzieć dla moich dzieci i wnuków. Zamierzam przedstawić obraz takiej wspólnoty, która ma szansę przetrwać nasz długi marsz i dotrzeć do Niepodległej. Zamierzam też namawiać moich Czytelników do sprzeciwu i buntu - przeciwko wszystkiemu, co proponuje III RP. Do podważania wszelkich dogmatów i politycznych mitologii.
Z pewnością będą to propozycje polityczne. Ponieważ nie mieszczą się one w ramach dotychczasowej struktury systemowej i wykraczają daleko poza "programy" establishmentu III RP, trzeba będzie stworzyć nową reprezentację polityczną. To jest zadanie na czas mistyfikacji "dobrej zmiany".

O panu Wrońskim pisałem już w komentarzu pod poprzednim tekstem. To ciekawe, bo właśnie pojawił się felieton tego pana zatytułowany "Szkoda, że pan Ścios potwierdza moje obawy sprzed roku". Znalazłem go w tym miejscu:
http://pressmania.pl/?p=33610
Ja także żałuję, że zaledwie potwierdzam ubiegłoroczne obawy pana oficera, ale pomyślałem, że nie ma on obowiązku znać moich tekstów sprzed dwóch, trzech czy pięciu lat.
Zadziwiła mnie natomiast mocno "martyrologiczna" nuta wypowiedzi pana Wrońskiego, okraszona wiarą, że dla autora tekstu "NIE BĘDZIEMY RAZEM. KONKLUZJA" jest on i zawsze pozostanie "rosyjskim agentem wpływu lub gorzej".
Wprawdzie to nic nowego, że różni blogerzy i "znawcy tematu" przypisują mi zarzut piętnowania agenturalnością (przy chronicznym braku dowodów na taki zarzut), to w tym przypadku pan Wroński znajduje się dodatkowo w "mylnym błędzie".
I on i ja wiemy, że agentura wpływu to prawdziwa elita i takiej roli nie powierza się byłemu "pracownikowi I Departamentu SB, a w III RP oficerowi UOP i Agencji Wywiadu". Nie dlatego, iżby brakowało mu umiejętności, ale z tej przyczyny, że pan "pracownik SB" jest już osobą na wskroś transparentną dla służb wszelakich i jego wpływy na procesy decyzyjne lub polityczne są żadne. Owe "gorzej" brzmi już bardziej inspirująco, ale i tu mogę zapewnić, że nie przeceniam zagrożeń ze strony takich postaci. Co najwyżej - mogą one zagrażać blogerom i "prawicowcom" o niewygórowanej wiedzy i ambicjach poznawczych.
Nie przewiduję również, by w jakichkolwiek projektach, koncepcjach i poglądach prezentowanych na moim blogu, pojawiła się myśl, iż ludzie SB mogliby uczestniczyć w budowie wolnej Polski. Taka skala absurdu jest mi obca.

Pozdrawiam Panią

Piotr Wroński 14 września 2016 06:22

Habent sua fata libelli.

Pozdrawiam

Szanowny Panie Aleksandrze!
Dziękuję za tak wyczerpującą odpowiedź, w której wyczuwam też sugestię zamknięcia tego wątku niezwiązanego bezpośrednio z treścią Pana artykułu. Nie mogę jednak oprzeć się potrzebie dodania kilku wyjaśnień, które winny skorygować pewne Pana sugestie, aby niedopowiedzenia nie zostawiły w czytelnikach i komentatorach Pana tekstu mylnego o mnie wyobrażenia. Dla jasności i własnej wygody uczynię to w punktach.
1/zawiedzione oczekiwania są oczywiście zwykle winą oczekującego
2/ wiem doskonale, że nie jest Pan żadną z wymienionych przez Pana osób
3/ czekałam właśnie na zapowiadaną (zatem - obiecaną?) przez Pana drugą część cyklu "Przegranej wojny"
4/ treści prezentowane przez Pana nie są według mnie "dołujące" - są interesujące i pożyteczne
5/ nie oczekuję od Pana "propozycji związanych z powstaniem nowej siły politycznej" - może wyraziłam się niejasno lub zostałam źle zrozumiana - chciałam poznać Pana opinię na ten temat
6/ Zapowiada Pan jednak propozycje polityczne i stwierdza, że "trzeba będzie stworzyć nową reprezentację polityczną" - to nie jest dla mnie jasne w zestawieniu z punktem 6. mojej odpowiedzi
7/ o panu Wrońskim wspomniałam, ponieważ pisał ostatnio o potrzebie powołania ruchu narodowego - chciałam poznać Pana na ten temat zdanie - dziękuję, poznałam, jak mi się zdaje
8/ ja też nie przewiduję zagrożenia, przywołałam pana Wrońskiego, ponieważ wypowiada się z dużym zaangażowaniem na tematy bieżące, a jego teksty zawierają interesujące według mnie treści, nad którymi jak sądzę warto się czasem zatrzymać, szczególnie że niejednokrotnie zbieżne są z Pana spostrzeżeniami. Tak ja to odczytuję, ale mogę się mylić lub według Pana mogę się mylić.
Na koniec - raz jeszcze dziękuję za wyczerpującą odpowiedź. Każdy komentator zasługuje na to, aby odnieść się do jego, nawet mylnych w naszym pojęciu mniemań, a pragnąc czynić dobro, nie możemy przecież działać w próżni wytworzonej poczuciem własnej nieomylności i wyższości.
Pozostaję z szacunkiem i zainteresowaniem.

Aleksander Ścios 14 września 2016 12:12

Martyna Ochnik,

Być może Pani przeoczyła, ale tekst PRZEGRANA WOJNA - (2) TERAPIA ukazał się już na początku sierpnia.

https://bezdekretu.blogspot.com/2016/08/przegrana-wojna-2-terapia.html

Podzielam Pani opinie, że zawsze warto pochylić się nad mądrym słowem. Jeśli jednak dostrzegam, że w naszej przestrzeni publicznej (również internetowej) nie ma dziś poglądów zbliżonych do prezentowanych tu "herezji", nie robię tego, by podkreślić rzekomą wyjątkowość autora bezdekretu, ale dlatego, by skłonić czytelników do refleksji i samodzielnego myślenia. Szczególnie krytycznego.
Przyznam też, że w ocenie wartości przekazów stosuję m.in. prosty test i próbuję dowiedzieć się - co dany autor myśli na temat Rosji i zagrożenia rosyjskiego. Od kilkudziesięciu lat nie zdarzyło się, by taki test zawiódł.

Bardzo Pani dziękuję i pozdrawiam.

***

Yo 14 września 2016 01:28

Z wielkim szacunkiem i nadzieją - dobranocny wierszyk uknułam, stosownie przecherny, a dla tych, co już śpią, dzieńdoberny:

Doktor stawia diagnozę, jak organizm choruje,
ale im dokładniejsza, tym bardziej dołuje -
jeśli nie ma lekarstwa, które ją wykuruje.
I niech ten już specyfik Aleksander szykuje!
Niech choremu krajowi jak pigularz coś zada,
bo słabuje ten biedak nam z dziada-pradziada -
jak i co ma zażywać, tu potrzebna jest rada.
Ściosem w sedno trafiona, aż do rymu gada
Pani Yo - panegiryk ciut gorzki, ale za to nie truje.

Aleksander Ścios 14 września 2016 12:14

Szanowna Pani Yo,

Sprawiła mi Pani radość tak uroczą fraszką.
Serdecznie dziękuję i pozdrawiam

Yo 14 września 2016 19:54

Szanowny Panie Aleksandrze,

dziękuję za dobre słowo, a także - razem z Panią Urszulą - za odpowiedź. Nie wygląda na to, żeby taki program polityczny został przez kogoś z polityków zadeklarowany. Antykaczyści i kaczyści zgodnie zadziobali by za to, szybki medialny lincz.

Ale, z drugiej strony - mimo że zupełnie się z Panem zgadzam, co do języka publicznej nie tyle debaty czy informacji, co kłamliwej zadymy i pyskówki w sporach o pietruszkę - trochę się jednak łudzę, że to taka ruska scheda i metoda: jedno paplać, a drugie robić. Niezbyt eleganckie wprawdzie zachowanie i dalej ogłupia społeczeństwo, ale jakby się wiedziało, w rządzie choćby, o co "się rozchodzi", to mimo durnego gadania, dało by się coś zrobić.

Myślę też sobie, że bardzo różni ludzie jednak uważnie czytają Pańskie diagnozy. A nawet jeśli wielu z nich doskonale wie jak jest, to bardzo pomaga przeczytać, niby to samo - ale tak dobrze po polsku napisane, że już samo to przywraca do pionu

Poziom tego bloga to wielka wartość społeczna i kulturowa.
Ody wzniosłej o tym nie będzie, a ta do Kaczyńskiego wyjaśnia, czemu (dopiero przed chwilą na nią się natknęłam). To musi być dla niego prawdziwy dopust Boży, szczerze mu współczuję. Mnie to nawet gorszy, bo podstępnie obrzydza patriotyzm i na pewno lisweek już ma z tego uciechę. Mniejsza o nich,nawet bym o czymś takim nie wspomniała, ale to a propos przekazu medialnego itd. Obawiam się, że nie da rady tego uzdrowić na skalę społeczną - i to akurat jest ewidentny symptom zdziczenia (tv.republika to nagłaśnia).
Ukłony... etc.

***

Romuald Szeremietiew 14 września 2016 08:30

"Istnieją tylko dwa rodzaje przekazu - prawdziwy lub fałszywy. Jeśli jest prawdziwy, nie może być "dołujący". Jeśli fałszywy, nie zawiera cienia optymizmu. Trzeba się zatem zdecydować."
Tekst Pański jest ciekawy, prawdziwy i niestety mimo to "dołujacy". Pisze Pan na końcu: "Po raz kolejny Polacy mogą zapłacić najwyższą cenę." Rzeczywiście tak może być. Nie pisze Pan co należy zrobić, aby tej ceny nie trzeba było płacić. I to jest jednak dołujące.
Dostrzegam tak jak Pan zagrożenia, też staram się o nich mówić i spotykają mnie czasem zarzuty, że "straszę" Rosją, oczywiście "niepotrzebnie", no bo mamy NATO, Antoni wzmacnia armię, więc nie ma się czego obawiać . Niestety, nie mogę tego przyjąć za dobrą monetę. Jednak wyrażając moje obawy za każdym razem usiłuję podawać co powinniśmy zrobić, aby uniknąć powtórki z naszej historii (we wrześniu nie trzeba przypominać o co chodzi). Można oczywiście powiedzieć, że to co proponuję nie zapewni Polsce bezpieczeństwa, ale nie można powiedzieć, że tylko "straszę". Z Pańskiego tekstu bije groza tego, z czym nie wiadomo jak postąpić.
Pozdrawiam

Aleksander Ścios 14 września 2016 12:31

Romuald Szeremietiew,

Co należy zrobić - piszę uparcie od lat. Nie pobierając za to pensji, nie otrzymując stanowisk i posad. Być może, to dostateczny (dla niektórych) powód, by nie trudzić się takim zajęciem.
W wielu tekstach (np. "Nudis Verbis" czy "Przegrana wojna") znajdzie Pan moją odpowiedź na pytanie - co robić, by nie zapłacić najwyższej ceny.
Jeśli więc mielibyśmy definiować znaczenie słowa "dołujące", powiedziałbym, że właśnie "straszenie Rosją" doskonale wypełnia dziś taką definicję.
Dlatego w moich tekstach nie znajdzie Pan twierdzeń, iż "Rosja w 3 dni może zająć Polskę i kraje bałtyckie", przewidywań, że "w niedługim czasie będzie chciała zająć Estonię" ani apokaliptycznych wizji o możliwości "użycia przez Rosję ładunku jądrowego w uderzeniu na Polskę" i "ataku atomowym na Warszawę". Nie podzielam też opinii, że "niezbadane są wyroki kremlowskich mędrców" ani obaw, że państwo Putina "szykuje się do konfrontacji ze światem zachodnim".
I nie dlatego, że "mamy NATO" i (dzięki Bogu) mocnego szefa MON.
Jeśli dzisiejsza Rosja musi imitować mocarstwo i straszyć nas hardą retoryką - oznacza to tylko tyle, że państwo Putina staje się coraz słabsze i jest zmuszone sięgać do arsenału komunistycznych środków. Nic nie wskazuje, by to państwo było w stanie sprostać globalnemu konfliktowi lub miało dążyć do jego sprowokowania. Taka konfrontacja przyniosłaby militarną klęskę Rosji i spowodowała utratę jej najważniejszej broni - ekspansywnej sieci intryg i dezinformacji oplatającej świat. Ponieważ użycie tej broni zapewnia Rosji pełną realizację strategicznych celów, a w powiązaniu z głupotą i słabością przywódców Zachodu, daje wręcz wyśmienite wyniki - po cóż miałaby ryzykować utratę dotychczasowych zdobyczy?
Dlatego - jak napisałem już przed trzema laty - głosy publicystów i polityków straszących nas wojną z Rosją lub roztaczających wizję rosnącej potęgi militarnej państwa Putina, są dziś ważnym wkładem w rosyjską strategię podstępu i dezinformacji i, choćby nieświadomie wpisują się w plany Kremla.

Uważam, że w chwili obecnej istnieje niewielkie prawdopodobieństwo ataku militarnego na cele znajdujące się na naszym terytorium. Putin byłby szaleńcem, (przed czym chronią go kamraci z KGB) gdyby zdecydował się na konfrontację militarną, po której Rosja zniknie z mapy świata.
Znacznie większym zagrożeniem jest perspektywa uderzenia hybrydowego o charakterze niemilitarnym (działania ofensywne w cyberprzestrzeni, presja ekonomiczna, wielokierunkowe działania dyplomatyczne) oraz groźba przeprowadzenia akcji terrorystycznych i operacji dezinformacyjnych. Równie poważne zagrożenie stwarzają próby destabilizacji sytuacji politycznej i ekonomicznej, kombinacje operacyjne wymierzone w strategiczne cele państwa, dywersja polityczna oraz działalność wrogich ośrodków propagandy. Groźny jest wróg wewnętrzny i ci, którzy nim sterują.
https://bezdekretu.blogspot.com/2016/08/przegrana-wojna-2-terapia.html
To, z kolei wymaga, by obowiązująca dziś "koncepcja odstraszania" obejmowała również obszar polityki wewnętrznej państwa, jego zdolności do reagowania na zagrożenia polityczne, informacyjne czy ekonomiczne.
Tak jednak nie jest i to zaniechanie uważam za największy błąd grupy rządzącej.

Pozdrawiam Pana

do Pana Szeremietiewa (ex min. ON w III RP)

Nie pomoże nam najnowocześniejsza broń, ani broń atomowa, i nawet 200 F-16, a Pan Macierewicz - mimo swych wysiłków -opóźni tylko ewentualną agonie Polski, jeśli dalej będzie trwała IIIRP, zaś jej teren będzie zamieszkiwała większość durniów -apatrydów, zdrajców, tchórzy, najemników. Żadna MEGA broń nie pomoże, jeśli Naród będzie myślał jak rab. Dlaczego? Bo tchórz dostawszy broń atomową do ręki, przemieni się w szaleńca i zamiast tą bronią zniszczyć wroga, przelęknie się Sowietów, którzy będą stali z procką, albo z onucą. Tchórze padną na kolana i będą z onucą w pyskach pełzać przy sowieckim trepie, kiedy ten będzie tłukł ich nahajem. I o tym p. Ścios od lat zdziera "tu" gardło! Więc niech Pan, Panie ex min. ON w III RP, nie opowiada, że ze Ściosowego "tekstu bije groza tego, z czym nie wiadomo jak postąpić". Dziękuję!

Witam.
do Pana Szeremietiewa (ex min. ON w III RP)

Proszę przeczytać to! i <a href="http://bezdekretu.blogspot.com/2016/08/przegrana-wojna-2-terapia.html>to!</a>, a przestanie się Pan bać. Mało tego. Stanie się dla Pana wiadome, jak trzeba postąpić...

Witam i ja,

no cóż "trzeba postąpić" odważnie i odesłać Panią Halkę na stronę Romualda Szeremietiewa. Można się tam dowiedzieć, że od lat robi on, co może, a nawet więcej. A mimo że sporo wie i on oraz bliskie mu osoby za to posiedzieli i zostali opluci, nie ma tu mowy o baniu się bez sensu:

http://szeremietiew.pl/zabic-szarego/

Do Yo14 września 2016 18:05

Nowy Ekran. Mówi Pani to "coś"?

A potem...

- http://cogito.salon24.pl/312186,nowy-ekran-stare-metody
- http://bezdekretu.blogspot.com/2011/06/nowy-ekran-stare-metody.html

Proszę postąpić odważnie i poczytać zwłaszcza komentarze, a raczej odpowiedzi p. Ściosa.

Pozdrawiam.

P.S.
Nic się Pani "nie gryzie"? Naprawdę?

Szanowna Pani Halko,
Czytam wszystkie wpisy na tym blogu od lat, na bieżąco i uważnie. Sama nigdy w życiu nie poskładałabym tak dobrze tego, co mi nieraz chodzi po głowie; poza tym jest to źródło wielu konkretnych informacji, do których inaczej nie dotrę. Do Autora mam ogromne zaufanie, bo nawet jak czasem przesadzi z krytyką, to przynajmniej uzasadnia opinię konkretem, a nie czyjąś opinią.
Ten wpis z 2011 r. o portalu, do którego Pani mnie odsyła, był bardzo pomocny w nazwaniu po imieniu, dlaczego nie należy tam publikować. To była zresztą zbieranina bardzo różnych opcji.Kilka sensownych osób się tam przez jakiś czas udzielało, a potem przestali - trudno powiedzieć, co sprawiło, że przestali ale nie wykluczam, że to co napisał wówczas p. Aleksander przyczyniło się do tego.
Co nie zmienia faktu, że zarówno p. Sumliński jak i p. Szeremietiew to były dwie osoby, z bardzo wąskiego (znanego mi) grona tych, którzy przynajmniej próbowali utrudnić p. Komorowskiemu bezkarne szkodzenie Polsce. Dzięki Bogu, obaj jakoś przetrwali wieloletnie represje i zniesławianie. Pana Szeremietiewa zniesławiano wyjątkowo perfidnie, właśnie z powodu jego stanowiska w MON, można więc było uwierzyć w niektóre z tych oskarżeń (np. w kosztowną skądinąd akcję z helikopterem). Ujęłam się za nim i dodałam link, bo mam wrażenie - czytam też komentarze - że Pani ma własne zdanie, oparte nie tylko o wpisy na tym blogu i "zna się na polityce" o wiele lepiej ode mnie.
Pozdrawiam Panią serdecznie

Aleksander Ścios 15 września 2016 17:32

Szanowne Panie,

Pozwolę sobie przypomnieć, że nie rozmawiamy tu o minionych ( i niewątpliwych) zasługach pana ministra, lecz o jego stanowisku wyrażonym w komentarzu.
Pani Yo zaś wyjaśnię, że tzw. sprawie Szeremietiewa poświęciłem wiele tekstów, od "FLANCOWANEGO MARSZAŁKA" z 2008 roku poczynając, na cyklu "CZEGO SIĘ BOI BRONISŁAW K.?" z 2010 kończąc. Pytałem również o to B.Komorowskiego w "Pytaniach do kandydata" z maja 2010 roku.
Jest natomiast prawdą, że pan Szeremietiew był mocno zaangażowanym blogerem "Nowego Ekranu", a także znajomym założyciela tego forum R.Opary, zaś po ujawnieniu przez mnie okoliczności powołania NE nadal współpracował z tym forum.
Chcę również przypomnieć, że pan Szeremietiew dwukrotnie uczestniczył w spotkaniach Stowarzyszenia Pro Milito,założonego przez M.Dukaczewskiego i ludzi b.WSI.
W roku 2011 pan Szeremietiew oznajmił na moim blogu, że został tam zaproszony jako prelegent, by "przedstawić swoją ocenę stanu obronności i wojska".
Jest także prawdą, że w roku 2014 pan Szeremietiew został mianowany przez ministra T.Siemoniaka szefem Biura Inicjatyw Obronnych Akademii Obrony Narodowej, gdzie zajmował się sprawami obrony terytorialnej.
Tego rodzaju rekomendacje sprawiają, że w moich oczach, opinie pana ministra na temat bezpieczeństwa, nie zasługują na wiarę.
Śledząc zaś jego wystąpienia medialne w charakterze eksperta od spraw rosyjskich, oceniam je bardzo krytycznie.
Uprzejmie prosiłbym Panie o zakończenie tego wątku.


Pozdrawiam

***

Aleksander Ścios 14 września 2016 11:53

Pani Urszulo,

Sensowne (jak sądzę) rozwiązania zaproponowałem m.in. w tekście "NUDIS VERBIS 2 Terapia". O perspektywach takich rozwiązań pisałem zaś w części trzeciej tego cyklu.
Uważam, że prawdziwy georealizm nie polega na myśleniu dostosowawczym i akceptacji ambicji rosyjskich czy niemieckich, lecz na ich zanegowaniu i odrzuceniu.
Pisałem wielokrotnie, że należy pokonać jeden z najgorszych mitów pustoszących nasze myślenie o polskiej racji stanu: przekonanie, że bezpieczeństwo Polski opiera się na sojuszu z państwami europejskimi i musi być wynikiem wypracowania georealitycznego konsensusu między Rosją a Niemcami. To rozumowanie doprowadziło nas do zguby w wieku XVIII, zdecydowało o narzuceniu okupacji sowieckiej w roku 1945 i do dziś niweczy wszelkie próby wybicia na Niepodległość.
Przekleństwo takiego "georealizmu" będzie nam ciążyć tak długo, jak długo dajemy wiarę, że Polska musi być prorosyjska lub proniemiecka.
Albo nie istnieć w ogóle.
Jeśli nasi sąsiedzi są szczególnie zainteresowani osłabieniem więzi amerykańsko-europejskich, jeśli chcieliby wyprzeć USA ze Starego Kontynentu i zminimalizować wpływy amerykańskie w NATO - należy czynić wszystko, by pokrzyżować te plany. To, co nie służy Niemcom lub byłoby szkodliwe dla Rosji - leży jak najbardziej w polskim interesie.
Polska powinna zatem budować swoją strategię bezpieczeństwa na najgorszym możliwym scenariuszu, a to oznacza, że antyniemieckość i antyrosyjskość musi stać się polską racją stanu i decydować o naszych wyborach politycznych.
W ramach tej strategii należy przyjąć, że obecność w strukturach UE nie daje nam żadnych gwarancji bezpieczeństwa i nie ma wpływu na status III RP. Nie znajdziemy sprzymierzeńców wśród państw Unii Europejskiej, w której Niemcy odgrywają rolę decydenta, zaś Rosja jest postrzegana, jako partner posiadający prawo do ingerowania w sprawy innych narodów.
NATO zaś bardziej dziś przypomina pacyfistyczny klub polityczny niż pakt militarny i nie jest w stanie powstrzymać zakusów Putina. Przynależność Polski do sojuszu, w którym warunki użycia siły dyktuje najwierniejszy aliant Kremla, zaś o zasadach bezpieczeństwa decydują czynniki geopolityczne oraz obawa przed "drażnieniem Rosji" - nie daje nam dostatecznych gwarancji bezpieczeństwa.
Można je uzyskać tylko poprzez pakt polsko-amerykański, zawiązany poza strukturami NATO. W praktyce miałby on doprowadzić do instalacji amerykańskiej tarczy antyrakietowej (bez dodatkowych warunków), trwałej obecności wojsk USA na terytorium Polski, przyjęcia amerykańskiej broni atomowej (program Nuclear sharing) oraz zreformowania (poprzez opcję zerową) wszystkich formacji specjalnych. Niektóre z tych rozwiązań można dostrzec w projektach wypracowanych podczas warszawskiego szczytu NATO.
Nie mam jednak złudzeń odnośnie "dobrych intencji" USA. Coś takiego nie istnieje w światowej polityce i jest zwrotem używanym na potrzeby dyplomatycznego bełkotu. Relacje między państwami są budowane na zasadzie wspólnoty interesów i istnieją tylko tam, gdzie jedno państwo widzi korzyść we wspieraniu drugiego. Dzisiejsza Ameryka nie jest mocarstwem z czasów Mackiewicza, ale choćby była pod władzą Obamów, Clintonów czy Trumpów - pozostanie jedynym państwem, z którym warto zawrzeć sojusz militarny. Dlaczego? To proste. Bo tylko USA mogą pokonać Rosję i Chiny - dwa komunistyczne twory dążące do władzy nad światem. To zagrożenie, w powiązaniu z prorosyjską polityką Niemiec i inercją państw Zachodu, jest dziś najpoważniejsze.

Warunkiem zawarcia takiego sojuszu nie są bynajmniej zmiany w Białym Domu, ale zakres "oferty", jaką my sami potrafimy przedstawić. Myślenie w kategoriach - Ameryka się z nami nie liczy, jest pokłosiem mentalności "georealistów", którzy nie chcieli, nie potrafili zdobyć się na wysiłek budowania państwa silnego i niezależnego. A tylko takie może być pożądanym partnerem. Każda administracja amerykańska, będzie zainteresowana zachowaniem lub rozszerzeniem strefy wpływu i osłabieniem wrogów USA. Jeśli znajdzie w nas silnego i wiarygodnego sojusznika, my zyskamy realnego obrońcę.
Mamy bowiem dostateczny potencjał, by polską rację stanu oprzeć się na dwóch filarach: silnej armii i gospodarce i wśród odwiecznych wrogów wywalczyć pozycję autentycznego mocarstwa.

Problem, o którym doskonale wiemy, polega na braku polityków zdolnych do takiego myślenia oraz do rewizji stosunków zagranicznych.
W polityce III RP dominuje bowiem pogląd, że wszelkie wojny, konflikty i "kanciaste granice", są stanowczo zakazane i prowadzą do politycznej zguby. Prymat "pokoju" nad "wojenną retoryką", święci tryumfy od ponad ćwierćwiecza i jest zaszczepiony w nas równie mocno, jak lęk przed gniewem Moskwy czy obawa zerwania "dobrosąsiedzkich relacji".
Panowie politycy mogą prześcigać się we wzniosłych enuncjacjach, dbając jednakże, by nie prowadziły do stanowczego "Niet" i nie narażały na "ryzyko konfliktu". Dogmatyka rodem z Łubianki, wyznacza więc nie tylko ramy naszej polityki zagranicznej, ale decyduje o sposobach rozwiązywania spraw wewnętrznych i kreowania politycznych wizji.
Dlatego nie ma w III RP ludzi, którzy postulat antyniemieckości i antyrosyjskości uznaliby na jeden z fundamentów polskiej racji stanu. Nie znajdziemy również takich, którzy otwarcie deklarowaliby intencję zawiązania sojuszu militarnego ze Stanami Zjednoczonymi - za cenę rezygnacji z iluzorycznych gwarancji NATO i narażenia się na gniew protektoratu niemieckiego pod nazwą UE.
Partia pana Kaczyńskiego nigdy nie zrealizuje takich projektów, bo nie tylko jest zakładnikiem mitologii "demokracji III RP", ale też wyznawcą najgroźniejszych dogmatów "georealizmu".
Ten projekt wymagałby wykluczenia z polskiego życia politycznego tych sił, które tkwią w mentalności niewolniczej i zawsze będą oglądały się na wschodnich lub zachodnich sąsiadów. Trudno sobie wyobrazić, by prezes Kaczyński mógł otwarcie powiedzieć Polakom: "Polska nie potrzebuje - ani Rosji ani Niemiec. Sąsiedztwo tych państw jest dla nas źródłem nieustannych konfliktów, wojen i ograniczeń państwowości. W najżywotniejszym interesie Polaków leży, by Rosja została rozbita i zniknęła z mapy świata, Niemcy zaś stały się krajem słabym militarnie i gospodarczo". ( z Nudis Verbis)
Nawet cień takiego wyznania, wywołałby wrzask terrorystów medialnych - co samo w sobie stanowi dostateczną barierę dla partii, która nabożnie wpatruje się w sondaże i chce nawracać apatrydów zamieszkujących mój kraj.

Nie planuję tłumaczenia tekstu i szczerze wątpię, by ktoś odważył się opublikować takie herezje. Cenzura medialna jest dziś bezspornym faktem i nie przypadkiem, od dnia wygranej PiS moje artykuły zniknęły z GP, a sama wzmianka o poglądach Ściosa wywołuje histeryczne reakcje. Wiem, że również wśród polityków partii rządzącej.

Pozdrawiam serdecznie

Urszula Domyślna 14 września 2016 13:57

Panie Aleksandrze,

Jestem naprawdę zaszczycona, że w odpowiedzi mnie udzielonej zawarł Pan swoje geopolityczne credo . Po raz pierwszy w tak dobitnej i zwięzłej postaci, że nic tylko powielać i upowszechniać.

Prosiłam o to w myśl Herbertowej zasady:

POWTARZAJ WIELKIE SŁOWA POWTARZAJ JE Z UPOREM!

Także i dlatego, że niektórzy Pańscy czytelnicy nie znają lub nie pamiętają wielu Pańskich wcześniejszych tekstów.

Im wszystkim chciałabym powiedzieć:

Szanowni Państwo,

ARTYKUŁY ALEKSANDRA ŚCIOSA, SZCZEGÓLNIE Z LAT 2015/2016, TO ABSOLUTNY KANON. I WIELKA PUBLICYSTYKA, Z KTÓRĄ POWINIEN SIĘ ZAPOZNAĆ KAŻDY POLAK.


Pozdrawiam serdecznie Autora i Czytelników.

***

Urszula Domyślna 14 września 2016 14:26



A teraz prośba już tylko do Pana.

Proszę się nie wykręcać "wątpliwościami" i przynajmniej spróbować publikacji na Zachodzie. Przede wszystkim w USA. Mogę Panu w tym dopomóc, jeżeli wskaże Pan czasopisma, portale, blogi lub osoby, do których warto Pański świetny tekst porozsyłać. Myślę, że moglibyśmy także wyręczyć Pana w tłumaczeniu artykułu.

Liczę na wsparcie pomysłu przez innych komentatorów, zwłaszcza przez naszą "Grupę Naciskową" => mam nadzieję, że czyta Pan to, Szanowny Panie Tadeuszu? ;-)


Niezmiernie przykra jest konstatacja, że w III RP nawet tego próbować nie warto...


Pan Wroński z SB napisał tu uczenie: "Habent sua fata libelli". Nie dodał tylko, że słynna maksyma zaczyna się od słów: "Pro captu lectoris...".

Najwyraźniej patriotyczna publicystyka A. Ściosa pozostaje poza zasięgiem rozumienia słynnych "konspiracyjnych" wydawców, którzy tak chętnie promują oficerów Służby Bezpieczeństwa.

= = = = = =

Na zakończenie uwaga osobista

Czy robilibyśmy to wszystko, Drogi Panie Aleksandrze, gdybyśmy nie wierzyli Herbertowej wyroczni?

Mój ojciec wiedział dobrze i ja także wiem
że któregoś dnia na dalekich krańcach
bez znaków niebieskich
w Panonii Sarajewie czy też w Trebizondzie
w mieście nad zimnym morzem
lub w dolinie Panszir
wybuchnie lokalny pożar

i runie imperium



Tym razem - już na zawsze!

Pani Urszulo,

Bardzo dziękuję za wyśmienitą propozycję, ale nie sądzę by tym sposobem udało się dotrzeć do odbiorcy zagranicznego. To nie jest kwestia wątpliwości, ale wiedzy o mechanizmach rynku medialnego i kręgach eksperckich na Zachodzie. Metodyka, jaką próbuję stosować w odniesieniu do Rosji jest systemowo odrzucana i rugowana z przestrzeni publicznej przez tzw. ekspertów od bezpieczeństwa.
Dawno doświadczył tego Golicyn czy J.R. Nyquist.
Kilka moich tekstów przetłumaczono na tym forum (całkiem udane tłumaczenia) -
http://www.currenteventspoland.com/index.html
ale zaniechano tego, gdy pozwoliłem sobie na daleko idącą krytykę PiS.

Problemy z wydawaniem książek to osobny temat i nie chciałbym o nim mówić na blogu.

Serdecznie Pani dziękuję

***

Iwona 15 września 2016 10:43

Wojciech Sumliński również stracił cierpliwość co do prawdziwych intencji "dobrej zmiany" i tu jego wyjątkowo szczera, emocjonalna wypowiedź:

http://thenowypolskishow.co.uk/tvp-kurskiego-bylo-sekundy-migawki-tego-procesu-mowi-sumlinski

W jednej z dyskusji z Internecie ktoś zażartował, że powinniśmy pisać nie "dobra zmiana" tylko "dobra, zmiana" :)

Pozdrawiam

Iwona, Aleksander Ścios,
kiedy wysłuchałem tej wypowiedzi pana Sumlińskiego, wraz z relacją o zaleceniach padajacych ze strony bliskich ,,dobrej zmianie" znajomych, żeby ,,byc cierpliwym", ... niech wszyscy durnie którzy próbują usprawiedliwiać tę bandę ,,potrzebą czasu":najpierw idą na Nowogrodzką i zażądają od działaczy PiSu cierpliwości w dorwaniu sie do koryta. Niech sprawią, że Pisowcy zrezygnują z apanaży i synekur, bo ,,trzeba byc cierpliwym". Wtedy będą mogli takie zalecenia wypowiadać względem ludzi takich jak choćby pan Sumliński i względem spraw tak daleko w gradacji ważnosci wyborców PiSu pozostających w tyle za tak waznym obsadzaniem rad nadzorczych, jak rozliczenie WSI. Po tylu latach rządów PO żadnego rozliczenia tych afer. .... I jeszcze to usprawiedliwiać! Od wyborców dobrej zmiany trzeba się izolować umysłowo dla zachowania zdrowej psychiki...

pozdrawiam Państwa

Iwona, Wojciech Miara,

Myślę, że to nie jest kwestia utraty cierpliwości, ale racjonalnej oceny sytuacji. Większość wyborców PiS ucieka od takiej powinności, ale dopadnie ich ona prędzej czy później.
Istnieją bardzo konkretne oczekiwania wobec tej grupy rządzącej. I nie są - jak sądzę, ograniczone do rozdawnictwa pieniędzy i słuchania patriotycznej fanfaronady. Tymczasem ten rząd postanowił "zblatować" część mitycznego "elektoratu centrum" i zająć się populistycznym przekupstwem. Próbuje zarobić na kolejną kadencję i w nosie ma swoich wyborców. Dzięki sprawności aparatu partyjnego (tzw.wolnych mediów) może sobie na to pozwolić. Zadbał też, co celnie punktuje Pan Wojciech, o swoich kamratów i liczne pociotki.
Ponieważ nie wiążę żadnych nadziei z ową "dobrą zmianą", nie mam też złudzeń, że sytuacja ulegnie zmianie.

Pozdrawiam

***

wsojtek 15 września 2016 16:35

Witam.Panie A.Ścios czy pamięta pan ocenę tzw.afery Panama Papers? Podobną ocenę należy,moim zdaniem odnieść do "nowej polskiej "papers" kiepskich śpiewaków(czy jak się tam te elwry nazywają.Pamięta pan następującą opinię potrójnego zdrajcy Sikorskiego z 2009r:"Potrzebujemy Rosji do rozwiązywania europejskich i globalnych problemów.Dlatego za słuszne uważam przyjecie jej do NATO.Wymogłoby to na niej nie tylko demokratyzację systemu,ale także wprowadzenie cywilnej kontroli nad armią i konieczność wyciszenia sporów granicznych".(notabene str.38,96) raportu z 2014r).Pamięta pan też na pewno słowa russkiego szpiona T.Turowskiego o "wspólnej judeo-chrześcijańskiej tradycji" i "wspólnej krwi,z której ma wyrosnąć...[NWO]".O "przewidującym Bronisławie K.już nawet nie wspomnę,bo to oczywiste.Uderzenie w "zalutowane trumny" ,sądząc po reakcji moskali było celne. Pytam jednak Gospodarza i wszystkich:co robią polskie służby,siły specjalne,organa ścigania,skoro jeszcze nie zatrzymały przynajmniej tych dwóch?! Uważam,że może to być w sumie coś podobnego,jak wypuszczenie szpiona porucznika po ostrzeżeniu zatrzymanym pułkownikiem i mecenasem.Obym się mylił.W sprawie zbywania petycji dot.ułaskawienia pana Z.Miernika: czy zauważono w końcu analogiczną obstrukcję urzędasów "dobrej zmiany",jak wobec petycji domagających się przywrócenia śledztwa panu prok.A.Witkowskiemu? Pozdrowienia.

wsojtek,

"Uderzenie w zalutowane trumny" byłoby nie tylko celne ale też wielce skuteczne, gdyby po dzisiejszym dniu (konferencja komisji smoleńskiej) nastąpiły mocne decyzje prokuratorskie.
Jak napisałem na TT - śledztwo smoleńskie nabrałoby ogromnej dynamiki, gdyby osoby podejrzewane o zdradę dyplomatyczną znalazły się w aresztach. To powinien być kanon w państwie prawa - choćby w obawie przed ucieczką lub matactwem. Po tym zaś, co usłyszeliśmy dziś o zachowaniu J.Milera, pozostawanie tej postaci na wolności, urąga rozumowi i elementarnemu poczuciu sprawiedliwości.
I tu pojawia się poważny problem, bo nie sposób sobie wyobrazić, by ludzie PiS odważyli się na tak sensowne działania.Choćby dlatego, że są zakładnikami "demokracji" III RP i ponad wszystko boją się zarzutu "zemsty politycznej".
Obawiam się więc, że temat Smoleńska będzie utrzymywany w pewnym stanie wzmożenia medialnego, lecz w żadnym stopniu nie dotknie decyzji prawnych i politycznych. Stanie się wówczas użytecznym narzędziem pijarowskim, stosowanym w zależności od partyjnych strategii.

Już w maju 2010 roku pisałem, że jednym z największych łgarstw związanych z tragedią smoleńską jest przeświadczenie, jakoby była to "sprawa polityczna". Tuż po 10 kwietnia taką narrację narzucały media rosyjskie i powielały polskojęzyczne przekaźniki. Była ona budowana w oparciu o tą samą tezę, która w zabójstwie księdza Jerzego nakazywała doszukiwać się tła politycznego.
Obawiam się, że PiS jest zakładnikiem tego kłamstwa i będzie traktował sprawę zamachu smoleńskiego w kategoriach stricte politycznych.

Pozdrawiam Pana

***

Urszula Domyślna 15 września 2016 16:58

I SIĘ ZACZĘŁO!

Senna kobieta-premier (dla niektórych "nasza Beatka") poszła do TVN nagadać na Macierewicza. Ruskie powarkiwania po emisji filmu "Smoleńsk" przeszły najwyraźniej na wyższy etap, kiedy zapowiedziano pierwszą konferencję prasową komisji smoleńskiej MON. Pospiesznie odgrzano więc "sprawę Misiewicza", która wprawdzie nie była "sprawą", bo wszystko odbyło się zgodnie z prawem KLIK , ale i tak pani premier "nie pozwoli na patologie w spółkach" i straszy Prezesem, a po rozmowie z ministrem "będzie oczekiwała na to, jak będzie się rozwijała sytuacja". KLIK

MY TEŻ!

PS. Przytaczam końcowy fragment wypowiedzi premier Szydło dla TVN i dodaję, że także "telewizja narodowa" nie trąbi już niemal o niczym innym, a uruchomiona agentura grzmi antymacierewiczowo jak za dawnych dobrych czasów.

Rozmawiałam z ministrem Macierewiczem na temat tej sytuacji i mam nadzieję, że zostaną wyciągnięte wnioski. Wszyscy politycy Prawa i Sprawiedliwości, wszyscy ministrowie rządu, muszą pamiętać o jednym: jeżeli chcemy wywiązać się ze swoich zobowiązań, musimy pamiętać o tym, czego oczekują Polacy.

Będę oczekiwać na to, jak będzie się rozwijała sytuacja.

Pani Urszulo,

Dzisiejsze zachowanie kobiety- premier urąga powadze tej funkcji, urąga rozumowi i podstawowym zasadom bezpieczeństwa. Jest totalną kompromitacją, po której ta pani powinna utracić resztki zaufania i wiarygodności i odejść w niepamięć.
Byłoby tak, gdybyśmy mieli dojrzałe i świadome zagrożeń społeczeństwo, anie zgraję partyjnych klakierów.
W dzień, w którym odbywała się arcyważna konferencja zespołu smoleńskiego, pani Szydło pobiegła rano do ośrodka wrogiej propagandy i swoją niemądrą wypowiedzią dała "paliwo" kombinacji wymierzonej w MON.
Jakby tego było mało, kilka godzin później, pani premier powtórzyła na konferencji swoje dyrdymały i ponownie publicznie "zdyscyplinowała" Antoniego Macierewicza w kontekście rzekomych problemów związanych z funkcjonowaniem spółek podległych MON:

http://wpolityce.pl/polityka/308458-beata-szydlo-wierze-ze-pan-minister-macierewicz-bedzie-wnikliwie-przygladal-sie-rowniez-sytuacji-w-spolkach-podleglych-ministerstwu-obrony-narodowej

Padły tu nawet słowa, wręcz bezpośrednio nawiązujące do przebiegu konferencji smoleńskiej, na której szef MON mówił o wnikliwym badaniu dowodów - "Wierzę, że pan minister Macierewicz będzie wnikliwie przyglądał się również sytuacji w spółkach podległych MON".

Człowiek rozsądny zastanowiłby się nad dwiema możliwościami: albo pani premier jest wyjątkowo głupia i nie zdaje sobie sprawy, że biorąc udział w obcej grze szkodzi polskim interesom, albo jest wyjątkowo słaba i podatna na każdą manipulację. W obu przypadkach, są to cechy dyskwalifikujące.
Kto odważyłby się wejść na strony ośrodków propagandy, ten łatwo dostrzeże, że "paliwo" dostarczone przez panią Szydło, było dziś umiejętne używane przeciwko szefowi MON i udatnie zastąpiono nim wszelkie informacje z przebiegu konferencji smoleńskiej.
Ta pani zdaje się nie tylko nie znać opinii prawnych nt. rzekomych nieprawidłowości w wyborze członków rad nadzorczych, ale nie chce wiedzieć, że wykonała dziś wyśmienitą robotę dla wrogów Polski.
Razi mnie nie tylko jej indolencja, ale przeraża świadomość, że takie osoby mają zadbać o nasze bezpieczeństwo.

Zachowania pani Szydło potwierdzają wszystkie tezy zawarte w moim tekście PRZEGRANA WOJNA - (1) DIAGNOZA. Opisywałem tam m.in. przykład prowadzenia wojny hybrydowej, z zastosowaniem punktowego uderzenia w interesy państwa. Wtedy również chodziło o atak na Antoniego Macierewicza.Poprzez fałszywe i całkowicie irracjonalne oskarżenia, zaatakowano nie tylko osobę ministra, ale również jego małżonki, generując w ten sposób zainteresowanie opinii publicznej oraz budując atmosferę podejrzeń i pomówień. Kolejny krok polegał na włączeniu do akcji politycznej agentury wpływu i wykorzystaniu publikacji jako pretekstu do sformułowania wniosku o odwołanie szefa MON. Korelacja poszczególnych etapów dowodziła, że mieliśmy do czynienia z działaniem zsynchronizowanym i całkowicie zamierzonym, którego kulminacja miała nastąpić w przededniu warszawskiego szczytu NATO.
Chodziło o podważenie zaufania do osoby ministra (szefostwa MON), przekierunkowanie uwagi opinii publicznej, wywołanie chaosu i zamętu informacyjnego, osłabienie pozycji negocjacyjnej Polski podczas szczytu, tworzenie negatywnego wizerunku grupy rządzącej w oczach natowskich partnerów.
Nie mam cienia wątpliwości, że obecna wrzawa wokół Bartłomieja Misiewicza ma taką samą strukturę i cel i jest kolejną odsłoną w wojnie hybrydowej przeciwko państwu polskiemu. Nie przypadkiem zapoczątkowaną ją na kilka dni przed dzisiejszą konferencją.
Jeśli tak łatwo sprawiono, że w obcej kombinacji wzięła udział polska premier - niech nas Pan Bóg chroni przed skutkami rządów takich postaci.

Pozdrawiam Panią

***

meewroo 15 września 2016 20:59

Panie Aleksandrze & Państwo komentujący.
Główny przekaz"naszych mediów" odnośnie dorobku podkomisji smoleńskiej ( za czasów kadencji PO/PSL była komisja) wskazuje ( pewnie Państwo też przysiedli z wrażenia), że Tusk kazał pierwej wszystko puszczać przez swoje biurko, a wraz z Millerem knuli, żeby się ruski i polski przekaz nie rozlazł, bo będzie kłopot i bicze na plecy :-)
Normalnie druga Gęsiarka z sokowirówką włącznie. Napięli się jakby mieli wybuchnąć, a puścili cichutkiego bączka. Dramat.
Znowu punkt dla Pana Aleksandra.
Pozdrawiam.

Panie Meewroo,

Tośmy oglądali dwie różne transmisje. A to dopiero!
Bo ja poznałem dowody na zniszczenie zapisów z czarnych skrzynek, dowiedziałem się o fałszowaniu materiału dowodowego, dostałem potwierdzenie, że w kokpicie nie słyszano gen.Błasika, dowiedziałem o znalezieniu pliku źródłowego z rejestratora i odszyfrowaniu brakujących 5 sekund zapisu oraz usłyszałem nagranie (twardy dowód) w którym wysoki urzędnik państwa w imieniu premiera wymusza na członkach komisji przyjęcie ruskiej wersji.
To już nie "Gęsiarka" ale raczej oryginał mistrza da Vinci.

Pozdrawiam Pana

meewroo 16 września 2016 08:27

Panie Aleksandrze.
Nie komentowałem samej konferencji, ale komentarze na jej temat, jakie na świeżo pojawiły się wczoraj do wieczora w "naszych mediach".
Pozdrawiam.

***

17.09.2016r.
RODAKnet.com





RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Docz do nas - Aktualnoi RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrocie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet