GDYBY PAN COGITO WYRUSZYŁ W DŁUGI MARSZ… - Aleksander Ścios


Rzecz dla
Rzeczpospolitej


W 30 rocznicę śmierci


Afera marszałkowa -
bo tak nazwałem cykl wydarzeń z lat 2007-2008 jest ,,matką" wszystkich afer z czasów rządów PO-PSL





 
Od redakcji RODAKpress:
Szanowni Państwo,

Aleksander Ścios od lat swoimi tekstami tworzy wspólnotę niezależnej myśli.
W tej trudnej pracy powinniśmy go wspierać i dlatego redakcja w imieniu Autora zwraca się do Państwa o dokonywanie dobrowolnych wpłat.
W tym celu przejdź na blog Aleksandra Ściosa

Kliknij na przycisk
"Przekaż darowiznę"
i dalej według instrukcji na stronie.
Dziękujemy wszystkim, którzy okażą wsparcie.

Cierpliwość oczekiwania jest nagradzana ucztą czytania
GDYBY PAN COGITO WYRUSZYŁ W DŁUGI MARSZ…

Jeśli wybierasz się w podróż niech będzie to podróż długa, wędrowanie pozornie bez celu, błądzenie po omacku, żebyś nie tylko oczami ale także dotykiem poznał szorstkość ziemi i abyś całą skórą zmierzył się ze światem.
To nie może być podróż, jaką wydumałeś podczas oglądania telewizji. Nie ta, którą mali demiurdzy wiodą beczące stado dwunogów. I niepodobna do wycieczki, obiecanej przez zbieraczy dusz i pieniędzy.
Żyliśmy w czasach, które zaiste były opowieścią idioty, pełną hałasu i zbrodni. Nie pytaj więc -czy podróż z tych czasów może być krótsza?
Zaprzyjaźń się z Grekiem z Efezu, Żydem z Aleksandrii, na nowo ucz się świata jak joński filozof. Nie po to, byś posiadł ich wiedzę, ale może wtedy ojczyzna wyda ci się małą kołyską, łódką przywiązaną do gałęzi włosem matki.

Powtarzaj - którzy o świcie wypłynęli ale już nigdy nie powrócą na fali ślad swój zostawili.
Nie skarż się - myśmy nie chcieli berka, nie chcieliśmy ciuciubabki, dość mieliśmy starszych panów, byliśmy bardzo głodni.
Pamiętaj – nie będzie wielkiego pojednania, gdy język waha się między wybitymi zębami a wyznaniem.
Na początek wystarczy, że nic się nie zmieni. Przejdą noce Zatrzaśnie dzień, jak szczęka wilcza. 
I jeszcze ciszej będziesz milczał.
Długo i uparcie. Gdy za długo - z pogardą.
Przynależną sytym, głupcom „mądrości etapu”. Przypisaną  rozsądnym, którzy dawno ogłosili, że można współżyć z potworem, należy tylko unikać gwałtownych ruchów, gwałtownej mowy. 
Trzymaj ją w zanadrzu dla ocalałych aby żyć, gdy świadectwem  ich ocalenia stają się „realia demokracji, debaty i polemiki”.
Jedni i drudzy mają rację - chrzczonych z wody, chrzczonych z ognia, pogodzi nicość lub miłosierdzie.       
Zachowaj pogardę dla weteranów czterdziestodniowych potopów, którzy widzieli śmierć gór i zbawienie myszy. Nie ma ceny, za którą odważyliby się nazwać bękartów zaludniających nasz skrawek ziemi.
Nie zrobią tego nawet, gdy opadnie groza, pogasną reflektory i odkryjemy że jesteśmy na śmietniku w bardzo dziwnych pozach, jedni z wyciągniętą szyją, drudzy z otwartymi ustami z których sączyła się jeszcze ojczyzna
Ich logika – nie mieliśmy dokąd odejść, zostaliśmy na śmietniku, zrobiliśmy porządek, kości i blachę oddaliśmy do archiwumniech cię przeraża.
To konieczne, żebyś nie zwariował.
Nie wybaczaj też ornamentatorom, ozdabiaczom i sztukatorom, twórcom aniołków fruwających, którzy robią wstążki a na wstążkach napisy krzepiące. Dzięki nim są już takie słowa kolory i rytmy co się śmieją i płaczą jak żywe. A gdyby kazali, nie słuchaj ich śpiewu - my się o to sztukatorzy nie martwimy, my jesteśmy partią życia i radości.

Więc jeśli będzie podróż niech będzie to podróż długa, powtórka świata elementarna podróż rozmowa z żywiołami, pytanie bez odpowiedzi, pakt wymuszony po walce. Raczej narodowy dramat i przekleństwo niż czterdziestoletnia włóczęga po pustyni, po której zawsze następuje zbawienie. Nikt nie gwarantuje, że zakończy się w nowym domu, skoro tylu przed nami zawiodła tylko do wrót doliny.

Więc jeśli będzie podróż – to odwrotem od narodowej zdrady i zmarnotrawienia ofiary życia. Niczym krzyk matek od których odłączają dzieci gdyż jak się okazuje będziemy zbawieni pojedynczo. Bez nadziei na nagrodę ani litość aniołów stróżów.
Bez wiary w naszą mądrość, a nawet w to, że polskość dodają do miejsca urodzenia.
Z nieokiełznaną pewnością, że w walce z potworem, nie będzie ocalenia życia na niby.
I gdyby Pan Cogito wyruszył w długi marsz - to tylko z tymi, których spotka los straszny płomień i lament bowiem przyjąwszy chrzest ziemi zbyt mężni byli w niepewności.

Zbigniew Herbert: Chrzest, U wrót doliny, Jak nas wprowadzono, Przebudzenie, Potwór Pana Cogito, Ornamentatorzy, Przesłuchanie Anioła.

Aleksander ŒŚcios
Blog autora

Teraz już wiecie jaką książkę oddał w wasze ręce Aleksander ŚCIOS.Podawajcie dalej.Proszę o RT. Bądźcie też aktywni na facebook'u.https://t.co/K8IKj5BejB pic.twitter.com/SWW4yViTb1

ŚŒCIOS PYTAŁ KOMOROWSKIEGO, a TERAZ PYTA NASZYCH WYBRAŃCÓW

Czytelnikom Aleksandra ŒŚciosa i jego komentatorom na blogu oraz TT:
Aleksander ŒŚcios 19 maja 2016 21:43

Szanowni Państwo,

Najmocniej przepraszam stałych Czytelników bezdekretu za dyskomfort związany z lekturą niektórych "komentarzy" i za obecnoć treści, które nie powinny znaleść się w tym miejscu.

Od wielu lat staram się prowadzić blog w ten sposób, by nie pojawiały się tu dezinformacje, łgarstwa lub esbeckie "wrzutki". Dość ich w tzw. wolnych mediach i na "prawicowych" forach internetowych.

Nie dopuszczam również do głosu klasycznych idiotów, ćwierćinteligentów ani zadaniowanych funkcjonariuszy.

Nie ma tu miejsca dla teoretyków spisku żydo-masońskiego, wyznawców endokomuny i narodowych bolszewików, dla sierot po Urbanie, esbeckich prowokatorów lub zwolenników "trzeciej drogi".

Nie mam czasu ani ochoty, by prowadzić polemiki na poziomie uwłaczającym ludziom rozumnym. Nie uważam też za konieczne objaśniania rzeczy oczywistych.

To kwestia zasad, higieny psychicznej oraz szacunku wobec gości i przyjaciół bezdekretu.

Chcę więc wyraźnie podkreślić, że od tej chwili wszelkie brednie o "wspólnych posiedzeniach rządów polskiego i izraelskiego z ojcowskim nadzorem Amerykanów" itp. rewelacje, których autorzy węszą spiski żydowsko-amerykańskie, będą stąd natychmiast usuwane i nie doczekają się odpowiedzi.

Będę również kasował "komentarze" w stylu zaprezentowanym przez pana "Kowalski Jaroslaw". Nie ma tu miejsca na niewybredne insynuacje ani na łgarstwa powielane na forach Związku Byłych Funkcjonariuszy Służb Ochrony Państwa itp. organizacji.

Nie interesuje mnie - co o takich praktykach pomyślą autorzy takich wypowiedzi. Będę ich usilnie zniechęcał do odwiedzania mojego bloga i dbał, by nie zaśmiecali tego miejsca.

***

Cierpliwość oczekiwania jest nagradzana ucztą czytania.Wielu z nas przyjęło pozę oczekiwania.Niektórzy cierpliwości.Bierność to stagnacja.Aleksander Ścios czynnie służy ofiarowanym nam intelektem i piórem.Wezwał do marszu #przeciwmitom. Idziemy?Czy trwamy w oczekiwaniu?

Z komentarzy na blogu Autora:

«A więc jesteś królem?» Odpowiedział Jezus: «Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu». Rzekł do Niego Piłat: «Cóż to jest prawda?» J 18,37-38
Dopiero od niedawna zaczyna docierać do mnie, że jestem podobny do Piłata. Zadaję sobie to samo pytanie: Cóż to jest prawda? Podobnie jak Piłat rozumiem, że w tym świecie Prawdy nie poznam. Dezinformacja w każdym znaczącym temacie jest tak silna, że graniczy z cudem wyłuskanie ziarenka prawdy. Z uporem maniaka przeszukuje czasem internet i nie znajduję jednoznacznych odpowiedzi w konkretnym temacie. Sięgam do książek i z utrapieniem stwierdzam, że dowolną tezę da się potwierdzić w oparciu o publikacje zwane naukowymi. Jeżeli nie znajdujemy stałego gruntu w naukach ścisłych i opierać musimy się na niepotwierdzonych teoriach, to jak mamy uwierzyć w osiągnięcia dziedzin humanistycznych? Jeżeli ewidentnie fałszowana jest historia, której świadkowie jeszcze żyją, to jak wierzyć w zapis dziejów sprzed kilkuset lat? Cóż to jest prawda?
Wszystkie rządy ukrywają prawdę, bo kto jest godzien by zerwać pieczęcie?
Od lat obserwuję medialny spektakl narzucania kierunku myślenia. Gdzie w tym wszystkim jest wolny człowiek? Tylko prawdziwie wolny człowiek jest w stanie uczciwie odpowiedzieć sobie na pytania: czym jest patriotyzm? czy ja chcę wolnej ojczyzny? co jestem w stanie poświęcić dla niej? Dlatego wszelkie publikacje głównego nurtu nie ocierają się nawet o pozostawienie wniosków do wyciągnięcia odbiorcy. Dlatego w szkołach uczy się odgadywania intencji nauczyciela, a nie otwartości umysłu. Wolny człowiek jest niebezpieczny. Bezpieczne są masy pytające: "Cóż to jest prawda?"

Czekam od lat na tego, który "będzie godzien" zdjąć pieczęcie choćby z polskiej transformacji, aneksu, Smoleńska? Dziś śmiem wątpić, ale puki choć cień nadziei pozostaje, warto czekać.

Rafał Stańczyk,

Dziękuję Panu za ten komentarz. Gdy zastanawiałem się, jakiej udzielić odpowiedzi, przypomniał mi się tekst zamieszczony na bezdekretu przed trzema laty. Nawiązywał on do znanego utworu F.Kafki.
Pozwoli Pan, że w nawiązaniu do Pańskiej wypowiedzi, sięgnę właśnie po ten tekst:

PRZED PRAWEM…

Przed prawem stoi strażnik. Do strażnika zgłasza się człowiek ze wsi i prosi o pozwolenie wejścia do prawa. Ale strażnik powiada, że na razie nie może mu pozwolić na wejście. Człowiek zastanawia się, a potem pyta, czy wobec tego będzie mu wolno wejść później.
- To możliwe - mówi strażnik - ale teraz nie.
Ponieważ brama do prawa stoi otworem, jak zawsze, a strażnik ustępuje na bok, człowiek pochyla się, aby zajrzeć przez bramę do środka. Gdy strażnik to spostrzega, śmieje się i mówi:
- Jeśli cię to tak nęci, spróbuj wobec tego wejść pomimo mego zakazu. Lecz zapamiętaj sobie: jestem potężny. A jestem tylko najniższym strażnikiem. Lecz przed każdą salą znajdują się strażnicy coraz potężniejsi. I nawet ja nie mogę już znieść widoku trzeciego strażnika.
Człowiek ze wsi nie spodziewał się takich trudności; prawo powinno być przecież dostępne dla wszystkich i zawsze, myśli sobie, lecz gdy dokładniej ogląda teraz strażnika w kożuchu, gdy widzi jego wielki szpiczasty nos i jego długą, rzadką, czarną tatarską brodę, postanawia jednak raczej zaczekać, aż otrzyma pozwolenie na wejście. Strażnik podaje mu stołek i pozwala mu usiąść z boku przed bramą. Siedzi tam dniami i latami.
Podejmuje wiele prób, aby wpuszczono go do środka, i zamęcza strażnika prośbami. Strażnik poddaje go często małym przesłuchaniom, wypytuje o jego ojczyznę i o wiele innych spraw, ale są to pytania obojętne, takie, jakie stawiają wielcy panowie, a na koniec wciąż mu powtarza, że jeszcze nie może go wpuścić.
Człowiek, który dobrze zaopatrzył się na tę podróż, oddaje wszystko, nawet to, co najkosztowniejsze, aby przekupić strażnika. Ten przyjmuje wprawdzie wszystko, lecz mówi przy tym:
- Biorę to tylko dlatego, abyś był spokojny, żeś nie zaniedbał niczego.
W ciągu długich lat człowiek obserwuje strażnika prawie bez przerwy. Zapomina o innych strażnikach i ten pierwszy wydaje mu się jedyną przeszkodą do wejścia do prawa. Przez pierwsze lata przeklina swój nieszczęśliwy los brutalnie i głośno, Później, gdy się już postarzał, mruczy tylko coś do siebie. Dziecinnieje, a ponieważ dzięki długoletniej obserwacji strażnika poznał nawet pchły na kołnierzu jego kożucha, prosi więc także pchły, aby mu przyszły z pomocą i zmieniły humor strażnika. Wreszcie wzrok jego słabnie i nie wie już, czy to wokół niego robi się ciemno, czy też oczy go oszukują. Ale dobrze widzi teraz w ciemności blask, który bez przerwy bije z bramy prawa. Niewiele mu już teraz życia pozostało. Przed śmiercią wszystkie doświadczenia całego tego czasu zlewają się w jego głowie w jedno pytanie, którego dotychczas nie postawił jeszcze strażnikowi. Przyzywa go, gdyż nie może już wyprostować swego zesztywniałego ciała. Strażnik musi się pochylić ku niemu bardzo głęboko, ponieważ różnica ich wzrostu zmieniła się bardzo na niekorzyść człowieka.
- Cóż jeszcze teraz chcesz wiedzieć? - zapytuje strażnik. - Jesteś nienasycony.
- Wszyscy przecież pragną prawa – powiada człowiek - jak więc to się dzieje, że przez te wszystkie lata nikt inny poza mną nie domagał się wejścia?
Strażnik poznaje, że nadchodzi koniec człowieka, i aby dosięgnąć jeszcze jego zanikający słuch, krzyczy do niego:
- Tędy nie mógł przejść nikt inny oprócz ciebie, gdyż to wejście było przeznaczone tylko dla ciebie. Teraz odchodzę i zamykam je.

…I SPRAWIEDLIWOŚCIĄ

Apolog Kafki nie jest tekstem politycznym. Nie da się dopasować go do spraw bieżących; spuentować nim afer, opisać działania służb, zanalizować politycznych strategii. Ksiądz, który opowiedział tę przypowieść Józefowi K. wyraźnie zaznaczył: „Łudzisz się co do sądu. We wprowadzeniach do prawa jest mowa o takiej pomyłce…”.
Dlatego nie będę protestował, gdy jako pomyłkę uznają go ci, którzy oczekiwali innego komentarza, a w jego miejsce otrzymują kawałek literatury. Pasujący raczej do podręcznika licealisty niż politycznego blogu bezdekretu.
Przyznaję: nie znalazłem trafniejszych słów, by powiedzieć o tym co jest. I co być może, jeśli wybierzemy złudzenia. Bo alegoria Kafki nie kończy się „przed Prawem”. Jak twierdził Herling Grudziński, wymaga dopełnienia o ostatnie słowa „Procesu”:
„Logika wprawdzie jest niewzruszona, ale człowiekowi, który chce żyć, nie może się ona oprzeć. Gdzie był sędzia, którego nigdy nie widział? Gdzie był wysoki sąd, do którego nigdy nie doszedł? Podniósł ręce i rozwarł wszystkie palce.
Ale na gardle jego spoczęły ręce jednego z panów, gdy drugi tymczasem wepchnął mu nóż w serce i dwa razy w nim obrócił.
Gasnącymi oczyma widział jeszcze K., jak panowie, blisko przed jego twarzą, policzek przy policzku, śledzili ostateczne rozstrzygnięcie. "Jak pies!" - powiedział do siebie: było tak, jak gdyby wstyd miał go przeżyć.”


https://bezdekretu.blogspot.com/2014/01/przed-prawem.html

***

naprawde świetna dyskusja, szkoda tylko, że nic się nie zmienia, może czas przekuć lemiesze na miecze, dlaczego po prostu nie mamy siły by powiedzieć DOŚĆ, wstać i ich przepędzić, może zróbmy to najsampierw a potem zastanawiajmy się co to było i jak to się stało. Polska płonie - gaśmy pożar a nie myślmy teraz, skąd wziął się ogień !

eRobi,

1/2
Pozwoli pan, że pana komentarz posłuży mi nie tyle do duskusji z jego autorem co przede wszystkim do napisania "komunikatu" o stanie realizacji prostego zadania pierwszego etapu: promocji książki "Nudis verbis przeciwko mitom" i samego projektu marszu. Minimum czynu:rozmowy, klikanie i jakieś formy zaangażowania się w projekt. Zero ryzyka.
Ten zapał i hasła jakie rzucił pan w swoim komentarzu nie są budujące, bynajmniej. Jest wręcz odwrotnie, bo przygnębiają bardziej niż ta "naprawdę świetna dyskusja". Dyskusja bowiem skupia grono osób chociaż w tym minimalnym stopniu aktywnych. Są to ludzie świadomi tego o czym pisze A.Ścios i świadomi - jak mniemam - swoich ograniczeń jako grupa, zespół nader słaby na to, co pan proponuje. Dlatego pozostają aktywni(!) na tym właśnie polu. Pan zaś wychodząc z taką, skąd innąd wspaniałą, budującą propozycją daje dowód na to, że marsz musi być długi. Bo nie chodzi o to by kipieć, ale o to by gotować. Inaczej wszystko się wyleje i zmarnuje. Wszystkie przyprawy i cały posiłek gotowany dla nas i Polski od lat przez Pana Aleksandra diabli wezmą.
Proszę policzyć ile średnio jest autorów komentarzy pod tekstami Gospodarza. Należy przyjąć, że to jest aktualna moc. Plus jakaś część, na ogół biernych czytelników.
Poziom komentarzy świadczy o "jakości" komentujących, ale ilość o marności naszych sił, gdyż daleko odbiega od stanu osobowego "kompanii kadrowej". Czego wymaga komentarz: przeczytania tekstu Autora ze zrozumieniem, przemyślenia go, przetrawienia i sformułowania tych myśli na "papierze" z założeniem że oczekujemy oceny na 5+, czyli trzymamy poziom tego miejsca. Czego wymaga pana wezwanie? Szkoda słów. Tysiąca i jednej rzeczy, i... ludzi chętnych, gotowych do czynu a nie jedynie do "wymiany poglądów". Nie ma takiej gotowości, ani woli. Mogę to po tych paru tygodniach projektu "Długi marsz przeciwko mitom" powiedzieć z pełną odpowiedzialnością. To, o czym pan napisał każdemu się zapewne marzy, ale póki co tam pozostaje - w marzeniach, w mitologii.
Mój udział w powstaniu tego projektu jest taki, że zaproponowałem Panu Aleksandrowi obok "naprawdę świetnych dyskusji" proste czyny (na początek) dla ludzi skupionych wokół Bez dekretu i RODAKpress. Od pierwszej chwili Pan Aleksander akceptował pomysł, ale też wyrażał przekonanie, że ze względu na "ograniczenia intelektualne i poznawcze" książka "Nudis verbis przeciwko mitom" nie trafi "pod strzechy", a taka była moja wstępna myśl. Od początku przyznawałem Panu Aleksandrowi rację, ale ponieważ w przeciwieństwie do Niego, myśliciela, analityka, umysłu ponadprzeciętnego ja mogę tylko czynić podług zapodanego lub własnego przepisu, mogę próbować go wdrażać.

Datego podjąłem tą próbę. Mogę przekuwać "lemiesze na miecze", ale muszę wiedzieć że będzie komu nimi robić, że będą i kowale i woje. Nie ma komu proszę pana. Potrzebny cholernie długi marsz, żeby - o ile to możliwe - odkręcić 50 lat zniewolenia i niemal 30 "wolności". Owszem to się może dokonać w "kuźni", ale w kuźni kadr(!) jaką może być "Długi marsz przeciwko mitom".
Bez tych kadr Obcy do cna zdominują Polaków, bo ONI i kują i robią nie oglądając się na mity przeciw którym MY dopiero musimy maszerować. ONI już tam są, gdzie MY dopiero chcemy zmierzać. Im zajęło to 80 lat! Tyle czasu przy totalitarnych, morderczych możliwościach, a MY delikatnie, zagubieni, zatomizowani, przytłoczeni mitami, zniechęceni wyznawcy "cywilizacji przejemności" i "świętego spokoju". Proszę pana.

Potrzebne jest rozwinięcie możliwości "intelektualnych i poznawczych" u tych co te "lemiesze" mogliby przekuć i te "miecze" wznieść na Jej chwałę. Trzeba wreszcie lidera, który rzuci siebie i nas na stos, ale nie na zatracenie, a na stos wieńczący płonące, zrozumiałe dla Polaków wici. Zdać sobie sprawę z miejsca w jakim jesteśmy jest rzeczą podstawową.

2/2
"Biblijno-polityczny" #Ruch11Listopada już w sieci zafunkcjonował, chociaż kościół pastora liczy ponoć około 50 wyznawców. Marsz #przeciwmitom nie, chociaż czytelników tego bloga i komentatorów jest dużo więcej. Na tt Gospodarza poparcie oscyluje koło 200 ludzi, ma ponad sześć tysięcy "followers'ów". Liczba wyświetleń na blogu to prawie pięć milionów. Do tego kilka tysięcy odsłon dziennie i ponad dwa miliony w skali roku na RODAKpress. A to tylko internetowe nisze, które są ułamkiem prawdy, że nie jesteśmy gotowi stać się "kamieniami rzucanymi na szaniec" nawet ten najbardziej pokojowy, demokratyczny czy jak go zwać, żeby nie przerazić patriotów perspektywą krwi, tej gotowości bez której żadna wolność nie przetrwa próby czasu i wrogiego naporu. Gotowość, której daj Boże nigdy nie spożytkować, ale która musi bezwarunkowo być.

Proszę pana my nawet nie potrafimy "utrzymać" naszego jednoosobowego "ośrodka myśli i idei", Gospodarza, którego ścigają w "wolnej" Polsce psy gończe "naszego" Kamińskiego na polecenie NASZEGO(!) Paca z Pałaca! My Jego nie potrafimy obronić, a pan o taaakich rzeczach pisze. My to musimy być mrówy, które ciężko i każdego dnia pracują nad tym co potrafią najlepiej, a co wydestylują zarówno z najnowszej książki Aleksandra Ściosa jak i z jego wieloletniego trudu publicystycznego. Nie mówiąc o całej spuściźnie naszych przodków.

Póki co konkurs na logo marszu kończy się 15 stycznia, a prac nadesłanych "0". Zero. Ile osób, posiadaczy książki zachęciło dziesięć innych do jej zakupu? Jak inaczej ma ona dotrzeć "pod strzechy"? Jeżeli nie dotrze, to jak inaczej wytłumaczyć wyborcom, że nie mieli kwalifikacji, aby dokonać dobrego wyboru?

Widzi pan, pytania same się mnożą i nie są to pytania o kndycję "wojowników", bo tych ze świecą szukać. Świecą zresztą też jest "Nudis verbis przeciwko mitom". No może "kagankiem". Nieśmy go zatem, gdzie tylko możemy.

Proszę nie odbierać tego co napisałem personalnie. Poruszył pan ważną z mojego punktu widzenia kwestię i postanowiłem w odpowiedzi na nią przekazać komunikat do wszystkich maszerujących i obserwujących.

Skoro komunikat to jeszcze słowo.
Państwu trudno to sobie wyobrazić, bo siadacie, włączacie kompa i już, ale nasz Mistrz ma przeciwko sobie cały aparat służb specjalnych realizujących zlecenie Paca z Pałaca na Ściosa! To są aspiracje prezydenta "wszystkich obywateli" IIIRP: ODKRYĆ KTO ŚMIE GO KRYTYKOWAĆ!
A potem? Uruchomić całą maszynerię niszczenia przy wykorzystaniu wszystkich ścieków i aparatu państwa. A my? Klawiaturka, pilocik i "święty spokój". Cóż ja mogę? Zrobił swoje i musiał odejść. Każde wejście A.Ściosa do sieci to "operacja", a niektórzy niecierpliwią się brakiem kolejnego tekstu, komentarza, czy tłita.

Mnie ten Człowiek tak po prostu imponuje. Sam cudem przetrwałem w konspiracji kilka lat. Pewnie tylko dlatego, że na ich liscie priorytetów nie zajmowałem wystarczająco eksponowanego miejsca, a Pan Ścios mierzy się z potęgą. Póki co ONI nie odnieśli sukcesu. Taki jest nasz Mackiewicz Drodzy Państwo żyjący w "wolnym" kraju.

Jakie lemiesze i jakie miecze? MY z tornistrem.

Pozdrawiam maszerujących

Do rodakvision:
Pański głos jest właśnie dowodem na to, że właśnie przekuwamy owe lemiesze, wszystkie te procesy o których Pan wspomina dzieją się równocześnie. Wzrasta świadomość Polaków, oddolnie kształtują się elementy z których w końcu wyłoni się elita, coraz więcej z ludzi jest gotowych ( nie złych czy wkur…nych, na obecnych pacanów rządzących Polską ), ale rzeczywiście świadomych i gotowych. są jeszcze oddaleni od siebie, szukają się po ciemku niejako, ale ten proces także już trwa, nikt nie twierdzi, że to będzie łatwe. ludzie zdają sobie sprawę z tego, że są tacy którzy maszerują naprawdę długo ( podziw i szacunek - całkowicie należny ). czasu mamy coraz mniej i warto go poświęcać w każdym wymiarze do którego jesteśmy zdolni, nawet jeśli często to tylko klawiaturka i pilocik i niezakłócany “lajcik” , z nich się brali Ci i brać się będą, co rzucali swoje serca na szaniec, a może i dalej.
co do tych służb co nie “mogą”…., i ich mocodawców, nie najlepsza to dla nich ocena ( nie lekce sobie ważę oczywiście tych smutnych Panów ), zgoda uczmy się ze wszystkiego co nam dają i czego nam nie dają, niech każdy ICH krok będzie dla Nas częścią tej nauki, ale wszystko to dzieję się równolegle, splećmy sznurki w line, oby jak najszybciej.
Pozdrawiam Pana najserdeczniej, naszego Mackiewicza również i życzę wiecie czego …..
eR

***

1/2
Po lekturze „Nudis verbis”
Mam. Przeczytałam. Śledząc publicystykę pana Aleksandra Ściosa świadoma byłam już zarówno jego oceny polskiej rzeczywistości, z którą to oceną zgadzam się w przeważającej części, jak i proponowanych rozwiązań. W książce pewne kwestie zostały jednak jaśniej i bardziej wprost sformułowane, co ułatwia czytelnikowi uchwycenie całości obrazu. Nie odnoszę więc wrażenia, by przyswojenie tych treści wymagało ponadprzeciętnie rozwiniętego aparatu myślowego, co sugerowano w komentarzach – można co najwyżej nie zgadzać się z propozycjami autora, próbować z nimi dyskutować czy przedstawiać własne ich modyfikacje.
Ale – czy rzeczywiście można? Jedno to prawo autora bloga do moderowania komentarzy pod wpisami oraz ucinanie dywagacji zanadto odbiegających od tematu czy stanowiących jakieś emocjonalne erupcje nie zawierające zdefiniowanej myśli. Autor dokłada starań, by blog skupiał osoby mające coś do powiedzenia, a że poprzeczkę ustawił wysoko to według mnie zaleta. Przy równoczesnej kategoryzacji społeczeństwa My/Oni liczba aktywnych czytelników, tym bardziej ośmielających się pisać coś od siebie musi być ograniczona. Jest to jasne, kiedy zauważy się, że w komentarzach pojawiają się właściwie wciąż te same nicki.
I niech by tak było, gdyby nie wezwanie do popularyzacji myśli pana Ściosa, do upowszechniania „Nudis verbis”. Te dwie kwestie bowiem klinczują się i jestem przekonana, że projekt nie ruszy z miejsca dopóki nie zostanie to rozwiązane. Nie zamierzam podsuwać pomysłów, bo działają tutaj mądrzejsi ode mnie. Zwracam jedynie uwagę, że rozczarowanie Rodakvision słabą aktywnością popularyzatorską czytelników ma swoją przyczynę i niekoniecznie jest to tylko i wyłącznie obojętność czy wygodnictwo odbiorców. Oczywiście – siadamy przed ekranami komputerów (a bo tak właśnie to czytamy) być może pogryzając czekoladki czy co tam innego i czytamy. I nie jest nam obojętne, więc komentujemy. Jeżeli autor uzna komentarz za nieprzystający do treści, za zbyteczny, to komentarz nie pojawi się. To prawo autora. Ale druga strona medalu jest taka, że komentator, pozbawiony możliwości refleksji nad swoją myślą, nie skomentuje więcej a może też przestanie tu zaglądać, skoro to miejsce elitarne. I dobrze, niech będzie elitarne, tylko wtedy nie ma mowy o upowszechnianiu czegokolwiek.
To właśnie ta sprzeczność dążeń, która przyznaję trochę mnie irytuje. Bo lubię sytuacje jasne – albo coś jest do zrobienia, określamy cel, etapy, narzędzia i środki i zabieramy się do pracy albo chcemy przemawiać z wysoka z nadzieją, że ziarno padnie szeroko, więc frustrujemy się kiedy upada na skałę i nic z niego nie wyrasta. Może to ciut zawiła przenośnia, ale czytelnicy tutaj są wystarczająco bystrzy żeby uchwycić myśl.
Dalej – o ile prawem autora jest moderować blog wedle własnych wyobrażeń i ostatecznie nikomu nic do tego, to odnoszę wrażenie, że niektórzy komentatorzy uzurpują sobie przywilej zastępowania autora w tej roli. Byłam zszokowana np. czytając u Rodakvision „Poziom komentarzy świadczy o "jakości" komentujących”. Chyba nie trzeba tłumaczyć jak jest to uwłaczające w stosunku do komentujących. I wolno każdemu napisać wszystko co mu w duszy gra, ale czy powinien dziwić się i oburzać, że jego wezwania pozostają bez odpowiedzi?
Przyznaję – zachęciłam kilka osób do kupna książki i już teraz zrobiłabym logo, ale niestety nie mam takich umiejętności, żeby zaproponować coś przyzwoitego. Pozostaje mi więc śledzić rozwój wypadków i kibicować przedsięwzięciu, bo na dyskusje, te „świetne dyskusje” to pewnie już się nie ośmielę.

2/2
I może jeszcze jedno. Cyt. Rodakvision „nasz Mistrz ma przeciwko sobie cały aparat służb specjalnych realizujących zlecenie Paca z Pałaca na Ściosa!” Może jestem naiwna, może nazbyt prostolinijna, może brak mi wyobraźni - chyba dlatego jako jedna z niewielu osób jeśli nie jedyna występuję tutaj pod własnym nazwiskiem, nie jakimś nickiem sugerującym Bóg wie jaką konieczność zatajania własnej tożsamości a może sugerującym szczególną wagę własnej aktywności, ale to w internecie jest przyjęte) – ale co to oznacza? No tak, odpowiedzi pewnie nie otrzymam lub taką, że mi w pięty pójdzie. Jednak pytam, bo ja działam otwarcie i pod własną banderą i pewne sprawy są dla mnie niezrozumiałe.
Reasumując – nie można oczekiwać od ludzi wsparcia karcąc ich i niejednokrotnie obcesowo wytykając błędy. W ten sposób skupi się grono elitarne, którego zdolność działania ograniczy się do entuzjastycznego komentowania myśli autora bloga. A chyba nie o to chodzi, prawda?
Kończę już te przydługie rozważania z pewną wciąż nadzieją, że zostaną odczytane właściwie to znaczy jako żywa troska o realizację idei Długiego Marszu. O ile autor bloga zdecyduje się zamieścić mój komentarz, to pozdrawiam zarówno jego jak i wszystkich gości.

RODAKvision1
Nie wiem czy ta odpowiedź się ukaże na Bez dekretu, bo ukazał się następny wpis, więc już poza dyskusją na Bez dekretu.

Oczekuje pani zrozumienia myśli zawartych w pani komentarzu, a moje zdanie
"Poziom komentarzy świadczy o "jakości" komentujących, ale ilość o marności naszych sił, gdyż daleko odbiega od stanu osobowego "kompanii kadrowej" odczytuje pani niemal jak obelgę dla komentatorów. Tym czasem wyraziłem podziw dla ich poziomu. Ktoś z nas nie formułuje jasnego przesłania, albo ma problem z jego zrozumieniem. Dla jasności: trudno spotkać w przestrzeni internetowej tak wysoki poziom komentarzy jak na blogu Aleksandra Ściosa. To przekonanie nieraz już tutaj wyrażałem i jest to oczywistość nader oczywista. Jestem "zszokowany", że odebrała pani moje sformułowania jako "obeżywe", niemal.

Teraz czytelnie?
A, i jest to również zasługa Gospodarza, bo nie dopuszcza dziadostwa. Tak, dziadostwa, które zalewa internet.

"kategoryzacji społeczeństwa My/Oni liczba aktywnych czytelników"???????
MY-ONI i czytelnicy bloga? Proszę mi wierzyć, że w tej dychotomii nie o czytelników chodzi.

Takich "intelektualnych" nadinterpretacji jest więcej w pani komentarzu, ale nie w tym rzecz, a w tym by czynić w miejsce/obok prowadzenia "świetnych dyskusji", jedynie. Dlatego dziękuję za zachęcanie do zakupu książki. To jest właśnie realizacja pierwszego etapu marszu przeciwko mitom. Konkret. To pani także przyczyniła się do sukcesu książki w listopadzie. Proszę nie ustawać w jej promocji.

Elitarność. Każdy "elitarny" uczestnik jakiegoś projektu nie powinien mieć żadnego problemu w skupieniu wokół siebie grupy aktywnych osób, a przynajmniej znaleźć ludzi mogących mu pomóc w realizacji zadania, które uzna za sensowne. Czy wśród "elitarnych" są tylko "jajogłowi"? Nie ma "elitarnie" utalentowanych, np. grafików? Nie chce mi się wierzyć. Wkrótce, w drugim etapie potrzebni będą nauczyciele akademiccy i szkół średnich. Czy ich także nie będzie? Tak jak nie ma ludzi od promocji, dziennikarzy i publicystów chcących i mających odwagę zająć się "Nudis verbis..."? Dwóch ludzi mediów: Targalski i Zalewski ważyło się dać twarz ocenie "Nudis verbis przeciwko mitom"!
Proszę pani elitarność to wielce zobowiązujaca zaleta, to odwaga głoszenia swoich przekonań i umiejetność ich upowszechniania. Elitarność to trend tworzący zasoby pozwalające wyłonić elitę. To nie tylko salon tej czy innej pani/pana.

Proszę podsuwać pomysły. Skąd pani z góry wie, że zostaną pominięte. Zarządzanie komentarzami na blogu to jedno, a "długi marsz" to drugie.

"Nie odnoszę więc wrażenia, by przyswojenie tych (Nudis verbis...-moje) treści wymagało ponadprzeciętnie rozwiniętego aparatu myślowego,..." Takim przekonaniem wychodzi pani naprzeciw moim nadziejom, że może uda się jednak dotrzeć "pod strzechy". Dzięki takim maszerującym jak pani właśnie.

Jeżeli nadal - pomimo opublikowania pani komentarza na blogu - ma pani wątpliwości w tej materii, to zawsze w sprawach dotyczących marszu może pani napisać do RODAKpress. Ręczę, że żadna korespondencja nie pzostanie bez odpowiedzi i żadna propozycja nie zostanie zlekceważona.

Mój nick nie jest szczególnie konspirujący i spełnia raczej funkcje promującą. Kto chce bardzo łatwo dojdzie do tego przyczajonego osobnika :-)

Pozdrawiam.

19.12.2017r.
RODAKnet.com





RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Docz do nas - Aktualnoi RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrocie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet