SMOLEŃSK – ŹRÓDŁO NADZIEI - Aleksander Ścios

Promujemy najnowaszą książkę
Aleksandra Ściosa


Rzecz dla
Rzeczpospolitej


W 30 rocznicę śmierci


Afera marszałkowa -
bo tak nazwałem cykl wydarzeń z lat 2007-2008 jest ,,matką" wszystkich afer z czasów rządów PO-PSL





 
Od redakcji RODAKpress:
Szanowni Państwo,

Aleksander Ścios od lat swoimi tekstami tworzy wspólnotę niezależnej myśli.
W tej trudnej pracy powinniśmy go wspierać i dlatego redakcja w imieniu Autora zwraca się do Państwa o dokonywanie dobrowolnych wpłat.
W tym celu przejdź na blog Aleksandra Ściosa

Kliknij na przycisk
"Przekaż darowiznę"
i dalej według instrukcji na stronie.
Dziękujemy wszystkim, którzy okażą wsparcie.

Nieustannie maszerując czekamy z nadzieją na po "raporcie technicznym"
SMOLEŃSK – ŹRÓDŁO NADZIEI

Z partią pana Kaczyńskiego nie wiążę nadziei na odzyskanie Polski. Jako część systemu politycznego III RP nie jest ona zdolna do zerwania z fałszywą mitologią  i nie chce obalenia magdalenkowego porządku. Nie ma w niej „oferty dla radykałów”, o którą prosiłem w jednym z lipcowych tekstów.
Odzyskanie władzy przez PiS, może prowadzić do dobrych zmian i polepszenia życia moich rodaków, nie zakończy jednak państwowości komunistycznej hybrydy. Wbrew temu, jak zwolennicy PiS interpretują wyborcze zachowania, uważam, że ukrywanie najtrudniejszych tematów nie jest „posunięciem taktycznym” i nie ma nic wspólnego z „mądrą strategią”. Anonsuje raczej słabość tego środowiska i jest zwiastunem rzeczywistych, acz skrywanych intencji. Taką zapowiedź przynosi już prezydentura Andrzeja Dudy, z jej specyficznym rysem kontynuacji „doktryny Komorowskiego” i skrupulatnym unikaniem tematyki smoleńskiej. Wiara, że po wygranych przez PiS wyborach nastąpi „cud nad Wisłą”, jest równie uzasadniona, jak partyjny dogmat o ćwierćwieczu wolności i demokracji”.

Gdy we wrześniu 2015 roku, w tekście „OPOZYCJA DEMOKRATYCZNA – CZYLI CONTRADICTIO IN ADIECTO” napisałem te słowa, nie sądziłem, że nawet tak umiarkowana ocena przyszłych rządów „dobrej zmiany” okaże się nazbyt optymistyczna.
Jeśli po dwóch latach działalności tego rządu, tylko niepoprawni „radykałowie” wspominają o obowiązku wyjaśnienia narodowej sprawy smoleńskiej, jeśli dla większości Polaków nie jest ona bezwzględnym kryterium polskiej racji stanu – zawdzięczamy to „strategii” Jarosława Kaczyńskiego i zaniechaniom, które przejdą do historii jako dowód wyjątkowej słabości i zaprzaństwa.
Nie ma sensu przypominać, że podczas tych dwóch lat nie podjęto tematu żadnej zbrodni z okresu PRL i III RP, że nie wyjaśniono ani jednej afery, nie wszczęto i nie doprowadzono do końca żadnego śledztwa w sprawach najważniejszych dla Polaków. Nie ma sensu, bo większość naszych rodaków nie zada sobie pytania: jeśli ten rząd obawia się ujawnienia prawdy o zbrodni założycielskiej III RP-zabójstwie księdza Jerzego, jeśli ucieka od wyjaśnienia dziesiątków tajemniczych zgonów z lat 2010-2015, jeśli nie chce pokazać Polakom kulisów afery marszałkowej, stoczniowej i paliwowej i odmawia im prawa do poznania aneksu do Raportu z Weryfikacji WSI- jakże mógłby zmierzyć  się z prawdą o zbrodni smoleńskiej?
Nie słowa i nie partyjne deklaracje, ale fakty świadczą o tym, czym dla partii Kaczyńskiego jest sprawa smoleńska i jak PiS traktuje ten narodowy obowiązek.

Faktem jest, że wyjaśnienie największej zbrodni we współczesnej historii Polski powierzono zaledwie podkomisji ministerialnej, o budżecie 2 mln zł w roku 2017. Dla porównania: tyle samo przeznaczono na stworzenie aplikacji mobilnej i strony internetowej akcji Agencji Rolnictwa „Polska smakuje” czy na nagrody dla pracowników biur poselskich. W tym samym budżecie 2017, rząd PiS wyłożył ponad 5,5 mln zł na działania tzw. Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia (TPPR-bis).

Faktem jest, że nikt i nigdy nie rozważał projektów powołania specjalnego trybunału do zbadania tej zbrodni, uchwalenia dodatkowych przepisów karnych, stosowania aresztów wobec czołowych polityków poprzedniego reżimu i ludzi służb, zaangażowania najlepszych kancelarii prawniczych na świecie, powołania sztabów specjalistów ze wszystkich dziedzin związanych z tematem oraz wyłożenia z budżetu kwoty wielu miliardów złotych.
Nie rozważał zaś nie dlatego, by były to projekty nierealne, ale z tej przyczyny, że tak mogłoby postąpić tylko państwo wolne i niepodległe, w którym nie „kwestie wizerunkowe” i geszefty partyjne decydują o narodowych powinnościach.

 Faktem jest, że temat zbrodni smoleńskiej w ogóle nie istnieje na arenie międzynarodowej, a od czasu wymuszonej dymisji ministra Macierewicza, nie jest podnoszony przez żadnego polityka tego rządu. Nie ma też ani jednej inicjatywy „dobrej zmiany”, która zmierzałaby do informowania opinii światowej o okolicznościach zamachu lub budowania koalicji państw zainteresowanych wyjaśnieniem tej zbrodni.
Gdyby istniała wola odkrycia prawdy o Smoleńsku, ten temat winien  być priorytetem  polityki zagranicznej i od udzielonej nam pomocy, winny zależeć wszelkie kontakty i kontrakty zagraniczne. Żaden Trump, Merkel czy Macron, nie mogliby korzystać z polskiej przychylności ani liczyć na dostęp do polskiego rynku, póki nie udzieliliby wsparcia sprawie najważniejszej dla naszego interesu narodowego.

 Faktem jest, że dla tej sprawy i przekreślenia łgarstw moskiewsko-warszawskich, ten rząd nie zechciał wykorzystać najlepszego momentu w ostatnich dwóch latach – wizyty amerykańskiego prezydenta.
Ile razy w minionym czasie, Jarosław Kaczyński i jego partyjni koledzy wyrażali oburzenie, że narracja na temat 10 kwietnia została utrwalona w świadomości społeczeństw Zachodu przez tzw. raport Anodiny i kłamstwa funkcjonariuszy propagandy?
Ileż razy podkreślano, że stosunek „wolnego świata” do tematu Smoleńska został ukształtowany przez wersję moskiewską, zaś partia Kaczyńskiego nie ma możliwości dotarcia do rządów innych państw i ośrodków opiniotwórczych na Zachodzie?
Gdy przyszedł moment – bodaj jedyny od wielu lat, gdy oczy całego „świata” zwrócone zostały na Warszawę, a każde słowo wypowiedziane podczas wizyty Trumpa, było cytowane przez najważniejsze media – nikt nie usłyszał choćby wzmianki o zbrodni smoleńskiej.

 Faktem jest, że od kilku lat następuje wyraźnie przesunięcie akcentów i retoryki smoleńskiej. Wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego podczas miesięcznic, choć nie grzeszące oryginalnością, zawierają dość przejrzyste przesłanie. Cytowałem już na blogu słowa prezesa PiS z 47, 73 i 83 miesięcznicy. Wynika z nich, że dotychczasowa, spójna i jasna hierarchia celów-będziemy organizowali miesięcznice, póki nie dowiemy się prawdy o przyczynach śmierci naszych rodaków, uległa istotnemu przewartościowaniu. Celem nie jest już prawda o śmierci 96 Polek i Polaków, lecz budowa pomników. Słowa Kaczyńskiego z lipca 2017 roku wyraźnie podkreślają taką zmianę- „będziemy kontynuowali swój marsz aż do momentu, kiedy tu, niedaleko stąd staną pomniki: stanie pomnik prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego, stanie pomnik upamiętniający wszystkich, którzy polegli w katastrofie smoleńskiej”.
Sądzę, że Jarosław Kaczyński trafnie ocenił „zapotrzebowanie” społeczne Polaków: wystarczą nam zewnętrzne symbole, emocje i werbalny patriotyzm. Te zaś, można doskonale eksploatować poprzez partyjne „inicjatywy społeczne” zmierzające do postawienia pomników oraz organizowania pod nimi uroczystości. Z punktu widzenia „pragmatyki” partyjnej, łatwiej jest przecież zbudować pomniki z kamienia niż z prawdy.
Prawda materialna o Smoleńsku kosztowałaby zbyt wiele; groziła utratą spokoju społecznego, niosła perspektywę ostrej walki, wizję wyrzeczeń i ofiar.  Dla partii, której fundament władzy opiera się na relatywizmie i minimalizowaniu aspiracji Polaków, oznaczałaby konieczność podejmowania jednoznacznych decyzji i trudnych wyborów.
Prawda formalna jest bezpieczniejsza. Wsparta na „wspólnocie pomnikowej” i grze na emocjach, na długo może absorbować uwagę wyborców i zapewnić  PiS- owi miano „obrońcy pamięci”.

Faktem jest także, że wobec jedynego polityka, który sprawę smoleńską traktuje jako narodowy obowiązek i jako jedyny uczynił z niej priorytet swojej służby, podjęto ordynarne  gry i prowokacje partyjne oraz poddano jego misję woli miernot, tchórzy i nienawistników. Politycy PiS, nie tylko nie zapewnili pomocy Antoniemu Macierewiczowi, gdy przez ostatnie lata zmagał się z atakami agentury i polskojęzycznej targowicy, ale gremialnie wzięli udział w kombinacji „esbeckiego gambitu” i stając po stronie środowiska skupionego wokół Pałacu, doprowadzili do pozbawienia go stanowiska ministra obrony narodowej oraz możliwości prowadzenia dalszych działań  na rzecz bezpieczeństwa Polski.
Tej decyzji, nie wolno rozpatrywać poza kontekstem sprawy smoleńskiej.
To, co uczyniono „najwybitniejszemu ministrowi obrony narodowej w powojennych dziejach Polski”, który „uporczywie dążył do wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej” (z oświadczenia Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu w sprawie odwołania ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza), jest zatem najmocniejszym dowodem intencji PiS w sprawie Smoleńska.
Jeśli lokator Pałacu Prezydenckiego i wykonujący jego polecenia prezes PiS, z jakichkolwiek względów zdecydowali o zdymisjonowaniu Antoniego Macierewicza, jeśli na polecenie tych osób dokonywana jest totalna „czystka” we wszystkich instytucjach ministerialnych, zaś utrata pozycji ministra miała doprowadzić do zepchnięcia podkomisji smoleńskiej na margines działalności MON – nie mam wątpliwości, że układ „dobrej zmiany” nie chce wyjaśnienia okoliczności narodowej tragedii.
Wybór został dokonany i prawdę o 10 kwietnia mają poznać nasze dzieci lub wnuki.
Logika działań układu wydaje się czytelna: Antonii Macierewicz, mianowany szefem podkomisji smoleńskiej, ma doprowadzić do sporządzenia „raportu technicznego”. Ogłoszenie tez tego raportu, w okolicy ósmej rocznicy, będzie głównym, a jednocześnie końcowym akordem. O to, by przebrzmiał szybko i bezrefleksyjnie, zadbają partyjne „wolne media”. Można się spodziewać, że po tej dacie, podkomisja zakończy swoją działalność, a nad sprawą zostanie zaciągnięta szczelna zasłona propagandowa.
W „planach strategicznych” szefa PiS leży m.in. wygranie wyborów samorządowych w Warszawie. Ma to pozwolić na odblokowanie projektów budowy pomników smoleńskich oraz zwekslowanie oczekiwań społecznych na „wspólnotę pomnikową”. Partia rządząca, zaprawiona już w instrumentalnym traktowaniu tematyki smoleńskiej, będzie ją użytkować wyłącznie dla „zmobilizowania” elektoratu oraz w kontekście rozgrywania tragikomicznej kreacji „oblężonej twierdzy”.
Niezdolność do prowadzenia suwerennej polityki zagranicznej, uprawianie mitologii „georealizmu” oraz paniczna obawa przed posądzeniem o rusofobię, stanowią dostateczną gwarancję, że władze III RP nigdy nie oskarżą Rosji o sprawstwo tej zbrodni i nie podejmą działań na arenie międzynarodowej.
Z kolei – „wspólnota brudu” i mit demokracji, wzmocniony główną ideą partii Kaczyńskiego – troską o „kwestie wizerunkowe”, dają pewność, że żaden z polskojęzycznych wspólników Putina  nie poniesie konsekwencji.
Dostrzegam tylko jedną trudność w realizacji tego „strategicznego planu”.

Przed rokiem, w tekście „ESBECKI GAMBIT CZY MAT MACIEREWICZA?” napisałem, że „odejście z rządu szefa MON i chwilowa (lecz silna) fala krytyki PiS-u, to właściwy czas dla stworzenia nowej siły politycznej – autentycznej opozycji antysystemowej. Tego boją się wszyscy uczestnicy kombinacji wymierzonej w Antoniego Macierewicza, a szczególnie ci, którzy pod osłoną patriotycznej retoryki i pozorowanych zmian, chcieliby kontynuacji komunistycznej hybrydy.
Po to, by nie była to kolejna „trzecia siła”, inspirowana przez środowiska esbeckie, trzeba jednego warunku – wiarygodnego i silnego przywódcy, który z klęski zawiedzionych nadziei i traumy utraconych szans, potrafiłby zbudować potencjał ruchu politycznego. Można przypuszczać, że taki ruch zdobyłby poparcie ogromnej większości „twardego” elektoratu PiS, ale też przyciągnął wyborców z innych środowisk, wykluczonych dziś na mocy systemowych inscenizacji.
Lęk przed podobnym scenariuszem jest tym większy, że ze strony Antoniego Macierewicza nigdy nie groziły i nie grożą działania wymierzone w partię J. Kaczyńskiego, a tym bardziej, sprzeczne z interesem  Polski. Żadna „partia ludu pisowskiego” nie musi być wrogiem pana Kaczyńskiego ani dążyć do marginalizacji PiS-u. To sprawia, że próba przymusowej radykalizacji takiej inicjatywy lub szermowanie zarzutem „ataku na PiS”, byłaby absurdalna i skazana na porażkę”.

W roku 2013, Antoni Macierewicz odbierając Wielkopolski Medal Przemysła II, przyznany mu przez Akademicki Klub Obywatelski im. Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu, złożył niezwykle ważną deklarację – „Magdalenki w sprawie Smoleńska, póki ja żyję, nie będzie”.
Jej treść powtórzył niedawno w TV Trwam – „Bez względu na to, co będę w życiu robił, to doprowadzę do dojścia do prawdy w sprawie tragedii smoleńskiej. W tej sprawie proponuję, aby nikt nie miał wątpliwości”.
Antoni Macierewicz jest człowiekiem na tyle mądrym i dalece uczciwym, by wiedzieć, że decyzja o jego dymisji jest ściśle związana z tematem Smoleńska i niesie zapowiedź rezygnacji PiS z obowiązku wyjaśnienia tej tragedii.
Jest też na tyle dojrzałym politykiem, by mieć świadomość, że pozostając w partii Jarosława Kaczyńskiego, nie ma szans na wypełnienie swoich deklaracji.
Kierunek, w jakim zmierza dziś „dobra zmiana”, wytyczony partyjnym „pragmatyzmem” i wolą budowania rządów „ponad podziałami”, wyklucza możliwość kontynuowania prac nad sprawą smoleńską. W tym układzie politycznym, nie będzie miejsca dla ludzi dążących do prawdy o 10 kwietnia.
PiS od dawna nie jest „nośnikiem” tego obowiązku, a po wydarzeniach ostatnich miesięcy, utracił też prawo do reprezentowania tej części Polaków, którzy nigdy nie przystaną na „Magdalenkę w sprawie Smoleńska”.
A skoro nie jest takim „nośnikiem” i nie będzie w nim miejsca dla sprawy smoleńskiej, konkluzja może być jedna – trzeba stworzyć taki „nośnik”, siłę polityczną, która z prawdy o Smoleńsku uczyni polską rację stanu.
Do tego zaś trzeba narzędzi, których PiS nigdy nie chciał wykorzystać: zaufania społecznego, silnej władzy wykonawczej, prowadzenia suwerennej polityki zagranicznej, pracy odważnych polityków i zaangażowania  prawdziwej elity, niepodatnej na szalbierstwa partyjne. Żeby sięgnąć po takie narzędzia, konieczne jest zbudowanie nowej formacji politycznej, niezwiązanej z układem „okrągłego stołu” i wolnej od mitologii III RP.  
Nie ośmieliłbym się wyrokować – co zrobi Antoni Macierewicz.
Nietrudno jednak zrozumieć, że jeśli zakreślony tu scenariusz zostanie zrealizowany, ten „człowiek prawy i uczciwy, patriota najwyższej próby” (z oświadczenia AKO) stanie wobec arcytrudnych pytań i  wyborów. Traktując zaś sprawę smoleńską, jako ponad polityczną i ponad partyjną, nie można jej podporządkować kategoriom lojalności, konwencjom towarzyskim itp. dylematom. Decyzja dotyczy tylko jednej kategorii – chcę lub nie chcę dojść do prawdy o Smoleńsku.

Perspektywa długiego marszu, jaką od siedmiu lat kreślę na tym blogu, pozwala z dystansem traktować bieżące wydarzenia. To z kolei, powinno służyć rzeczowej refleksji i budowaniu autentycznej, bo opartej na faktach, nadziei. Nie tworzy jej wiara w niezłomność człowieka ani w polityczne kalkulacje. Wynika z pewności, że prawda o Smoleńsku może i powinna stać się fundamentem wolnej Polski.   
Świadomość, że człowiek tej miary jak Antoni Macierewicz, dokonywał w swoim życiu odważnych i mądrych wyborów i nigdy nie uchylił się przed służbą Polsce, niesie taką nadzieję. 

Aleksander ŒŚcios
Blog autora

Teraz już wiecie jaką książkę oddał w wasze ręce Aleksander ŚCIOS.Podawajcie dalej.Proszę o RT. Bądźcie też aktywni na facebook'u.https://t.co/K8IKj5BejB pic.twitter.com/SWW4yViTb1

ŚŒCIOS PYTAŁ KOMOROWSKIEGO, a TERAZ PYTA NASZYCH WYBRAŃCÓW

Czytelnikom Aleksandra ŒŚciosa i jego komentatorom na blogu oraz TT:
Aleksander ŒŚcios 19 maja 2016 21:43

Szanowni Państwo,

Najmocniej przepraszam stałych Czytelników bezdekretu za dyskomfort związany z lekturą niektórych "komentarzy" i za obecnoć treści, które nie powinny znaleść się w tym miejscu.

Od wielu lat staram się prowadzić blog w ten sposób, by nie pojawiały się tu dezinformacje, łgarstwa lub esbeckie "wrzutki". Dość ich w tzw. wolnych mediach i na "prawicowych" forach internetowych.

Nie dopuszczam również do głosu klasycznych idiotów, ćwierćinteligentów ani zadaniowanych funkcjonariuszy.

Nie ma tu miejsca dla teoretyków spisku żydo-masońskiego, wyznawców endokomuny i narodowych bolszewików, dla sierot po Urbanie, esbeckich prowokatorów lub zwolenników "trzeciej drogi".

Nie mam czasu ani ochoty, by prowadzić polemiki na poziomie uwłaczającym ludziom rozumnym. Nie uważam też za konieczne objaśniania rzeczy oczywistych.

To kwestia zasad, higieny psychicznej oraz szacunku wobec gości i przyjaciół bezdekretu.

Chcę więc wyraźnie podkreślić, że od tej chwili wszelkie brednie o "wspólnych posiedzeniach rządów polskiego i izraelskiego z ojcowskim nadzorem Amerykanów" itp. rewelacje, których autorzy węszą spiski żydowsko-amerykańskie, będą stąd natychmiast usuwane i nie doczekają się odpowiedzi.

Będę również kasował "komentarze" w stylu zaprezentowanym przez pana "Kowalski Jaroslaw". Nie ma tu miejsca na niewybredne insynuacje ani na łgarstwa powielane na forach Związku Byłych Funkcjonariuszy Służb Ochrony Państwa itp. organizacji.

Nie interesuje mnie - co o takich praktykach pomyślą autorzy takich wypowiedzi. Będę ich usilnie zniechęcał do odwiedzania mojego bloga i dbał, by nie zaśmiecali tego miejsca.

Z komentarzy na blogu Autora:

Panie Aleksandrze.
W zwięzłych słowach i przekładając z jezyka wysokiego na nasze, rozumiem że:
Prawda o Smoleńsku nie zostanie ujawniona przez obecny układ rządzący. Udowodnione.
Antoni Macierewicz zobowiązał się publicznie i jako człowiek honoru do wyjaśnienia sprawy smoleńskiej zbrodni. Jako doświadczony polityk i człowiek inteligentny zdaje sobie sprawę z tego, że obecny układ nie zrobi nic, aby sprawę wyjaśnić. Udowodnione.
W związku z powyższym, Antoni Macierewicz, przyjął na siebie obowiązek, powołania ruchu politycznego skupiającego ludzi poszukujących prawdy o Smoleńsku i zdeterminowanych na bazie tej prawdy budować suwerenna Rzeczpospolitą. Tylko taki ruch da Antoniemu Macierewiczowi środowisko i możliwość dochodzenia prawdy i wywiązania się z obietnic. Taka jest dziejowa potrzeba i taki jest niezbędny warunek powstanie suwerennej, wolnej Polski jasny dla każdego myslącego patrioty, a szczególnie męza stanu pokroju Macierewicza.
W tym logicznym ciągu myślowym jest dla nas nadzieja.
Obyśmy nie byli zmuszeni zadawać znowu pytania: Kiedy? Do kiedy mamy czekać?
Oby to nie był znowu czas bezowocnie stracony.
Pozdrawiam.

Panie Meewro,

Przekład z „z języka wysokiego na nasze” jest wierny i trafny.
Chciałbym jedynie podkreślić, że moje rozważania na temat decyzji Antoniego Macierewicza, nie są zdeterminowane tezą o „przyjęciu na siebie obowiązku powołania ruchu politycznego”.
Jeśli już w takich kategoriach miałbym dokonywać oceny, powiedziałbym, że były szef MON przyjął na siebie obowiązek znacznie większej wagi – służenia Polsce i Polakom. W ramach tego obowiązku, podjął również tę narodową powinność, która dotyczy wyjaśnienia tragedii smoleńskiej.
Nie odważyłbym się jednak posunąć takich rozważań, aż do stwierdzenia o obowiązku powołania ruchu politycznego.

W mojej ocenie, nie można wyjaśnić sprawy smoleńskiej w ramach działalności partii J. Kaczyńskiego. Podobnie jak Pan, uważam to za pewnik.
Logiczny wniosek prowadziłby zatem w kierunku decyzji, o jakiej napisałem w tym tekście – powołania nowej siły politycznej.
Utrzymuje, że jest to wniosek słuszny, wyprowadzony na podstawie oceny faktów i racjonalnych przesłanek. Tylko dlatego, można go łączyć z nadzieją.
Nie mogę jednak wykluczyć, że sam Antoni Macierewicz – dysponując w tej sprawie wiedzą większą od mojej, znając swoje plany, ale też ograniczenia, uważałby, że jest to zła decyzja i dostrzegał zgoła inne rozwiązania.
Pan czy ja, możemy to ocenić w kategorii błędu, ale nie wolno nam powiedzieć o zdradzie lub odrzuceniu narodowego obowiązku. Tak dalece nie sięgamy.
Dlatego, w moim odczuciu, mówienie o „obowiązku powołania ruchu politycznego” jest niesłuszne.
Panu, Państwu i sobie, bardzo bym życzył, by pan Antoni Macierewicz podzielał przedstawione tu oceny i doszedł do identycznych wniosków.

Pozdrawiam Pana

***

Szanowny Panie Aleksandrze,

bardzo dziękuję za tę znakomitą analizę naszej sytuacji.

Pańskim czytelnikom nie wypada się dziwić, że tezy dotyczące wyjaśnienia prawdy o Smoleńsku, prac podkomisji i statusu Pan Antoniego Macierewicza nie zaprzątają ani skarłowaciałych umysłów PiSowskich inżynierów społecznych zapracowanych mediach, ani partyjnych macherów wyczekujących z drżeniem rąk na najnowsze słupki sondaży, ani wreszcie wielu tysiącom elektoratu, który przyjął na wiarę powtarzaną przez prezesa proszalną mantrę "zaufajcie!".

Tuż po dymisji Antoniego Macierewicza i czystce w MON napisałem w innym miejscu: "Niech mi ktoś powie: jeśli @Macierewicz_A okazał się niewłaśc. na stan. szefa @MON_GOV_PL, jeżeli uznali, że się nie nadaje, że potrzebna dymisja - jak mam rozumieć desygn. takiego człowieka na szefa podkom. smoleńkiej? Czy aby nie jest to dyskredyt. prac i zaoranie ustaleń komisji?"

Opisał Pan szeroko to wszystko, co tli się w głowach wielu uczciwych i zatroskanych obrotem spraw ludzi.
Podzielam Pańską nadzieję.

Pozdrawiam serdecznie


Szanowny Panie Kazefie,

Prawda – nie wypada nam się dziwić zachowaniom ludzi, których tak trafnie Pan scharakteryzował.
Mogę natomiast podejrzewać, że oni potrafią się dziwić naszym słowom.
A nie tylko dziwić, ale stawiać za nie pod pręgierzem ostrych ocen, posądzeń i kalumnii.
Jest w tym prawidłowa proporcja, bo ludzie o takich umysłowościach, muszą odrzucać rzeczy, które nie przystają do ich miary. Lub nadto uwierają w resztki sumienia.
Przypomniał Pan o swoim bardzo celnym tweecie. Tyle tylko, że wyborcom PiS nikt nie powiedział - ten człowiek jest niewłaściwy. Gdyby tak zrobiono, uznałbym to za ocenę skrajnie błędną ,głupią i niesprawiedliwą - ale jednak ocenę.
Wyborcom PiS powiedziano natomiast - „trzeba było postąpić tak, jak postąpiliśmy” i dodano - „zaufajcie”.
Co to oznacza?
Ano tyle, że ten, który wypowiedział takie słowa, potraktował ludzi, którzy mu płacą niczym stado zaczadzonych idiotów- jak infantylnych wyznawców, bez własnych myśli, bez aspiracji, wiedzy i honoru. A skoro przełknęli ten uwłaczający istotom rozumnym bełkot – czy nie miał racji?
Proponuję więc nie zajmować się nieszczęściem, jakie dotknęło takich wyborców, ale naszym – „skrajnym”, „kontrowersyjnym” i nader „radykalnym” widzeniem spraw polskich.

W nominacji na szefa podkomisji, była czytelna intencja. Ja odczytują ją w ten sposób: Antoni Macierewicz ma dokończyć swoją robotę nad raportem technicznym i...zniknąć.
Wkrótce po dymisji, Antoni Macierewicz wyznał w jednym z wywiadów - „Wyjaśnienie dramatu katastrofy smoleńskiej z pozycji ministra obrony było łatwiejsze”.
I to jest istota tezy, jaką przedstawiłem w swoim tekście - „tej decyzji, nie wolno rozpatrywać poza kontekstem sprawy smoleńskiej”.
Kaczyński i Duda najwyraźniej uznali, że z pozycji ministra obrony narodowej, pan Macierewicz może zajść za daleko w rozwikłaniu smoleńskiej tajemnicy. Co więcej – może nie chcieć ograniczyć się do „raportu technicznego”, a pamięć o Smoleńsku nadal będzie żywa wśród żołnierzy, oficerów, ludzi MON.
Dymisja rozwiązuje zatem i ten problem, bo z pozycji szefa podkomisji – we wszystkim (podkreślam) zależnego od Błaszczaka, Antoni Macierewicz wydaje się łatwo „sterowalny”.

Bardzo dziękuję i pozdrawiam Pana serdecznie

***

Panie Aleksandrze, czy nadal Pan wierzy w A. Macierewicza? Wydaje się, że nie wykorzystał szansy na poderwanie Polaków do walki, podkulił ogon i grzecznie wstąpił do pisowskiego szeregu na miejsce wskazane mu przez genialnego stratega. Czy może uważa Pan, że taka konstatacja jest nieuprawniona?
Z poważaniem
Adam

adam,

Wierzę w Boga. Nie w Antoniego Macierewicza, ani żadnego innego człowieka, polityka etc.
Radzę też, by poważnie potraktował Pan słowa znajdujące się na szczycie mojego bloga: „Nie uznaję autorytetów ani prawd objawionych III RP”.
Obawiam się, że stracił Pan czas na lekturę mojego tekstu. Świadczy o tym nie tylko treść pytania, ale i dalsze „konstatacje”.
Proszę przyjąć za pewnik, że w tym tekście nie wyrażam mojej „wiary” w Antoniego Macierewicza. Najwyrażniej opuścił Pan zdanie - „Nie tworzy jej wiara w niezłomność człowieka ani w polityczne kalkulacje”.
Wyrażam natomiast pewność (wiedzę), że „prawda o Smoleńsku może i powinna stać się fundamentem wolnej Polski”.
Tylko dlatego mam prawo trwać w nadziei, że człowiek, który dotarcie do prawdy o Smoleńsku traktuje jako służbę i obowiązek, zechce wspomóc Polaków w drodze do wolnej Niepodległej.

Dziękuję za odpowiedź. Lubię tracić czas na czytanie Pana tekstów i książek :)

***

Aleksander Ścios,

wprawdzie mam nieco mniej entuzjastyczny stosunek do pana Antoniego Macierewicza i nawet w sprawie Smoleńska wydaje mi się, że w okresie, gdy był ministrem nie dokonał on tego, co wcześniej zapowiadał (nawet w kwestii zaniedbań w śledztwie nie skierował do prokuratury żadnego zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa), ale zgodzę się, że jego postać była pozytywna na tym (MON ) stanowisku, bo ruszył jednak do przodu kilka spraw, jak kontrakty dla szeregowców, pewne przeczyszczenie armii ze złogów czerwono-różowych, przede wszystkim zaś zwiększenie finansowania i liczebności armii, co ogólnie rzecz biorąc wychodzi mocno na plus. Osobiście nie podobała mi się jego (Macierewicza) próba wchodzenia w politykę międzynarodową. Na pewno jednak był on ,,hamulcowym" wobec wpływów WSI, co już samo w sobie jest wystarczającą wartością, żeby ocenić go pozytywnie.

Minister Błaszczak nie wykazał się żadnymi reformami w MSWiA, szczególnie nie dokonał żadnych zmian w Policji odpowiedzialnej za liczne patologie z lat Tuska. Jest to więc zmiana ministra aktywnego (czasem może nawet za aktywnego, ale ogólnie na plus) na polityka biernego. Tyle można odczytać z personaliów zmiany i musi to oznaczać, że PiS nie chce istotnych zmian w wojsku. (Nie znalazłem zresztą nigdzie w internecie żadnego uzasadnienia tej zmiany personalnej ze strony PiSu w kierunku opinii publicznej. Odwołano, bo był bardzo dobry - tak chyba, można zrozumieć wypowiedzi Kaczyńskiego). Jeżeli PiS chciał jednak usunąć Macierewicza tylko ze względów rozgrywki polityczno/personalnej i mianowano Błaszczaka nie tyle w celu hamowania zmian, ale żeby ten ważny resort był łatwiej kontrolowalny przez wierchuszkę partyjną, to Kaczyński powinien poprzestać na wymianie samego ministra i nie usuwać masowo wprowadzonych przez niego urzędników, w końcu z dobrej zmiany i już zorientowanych w realiach MONu. Ta czystka ,,macierewiczątek" wzbudza silne podejrzenie, że nie chodziło tylko o zmiany w rządzie pod kolejne wybory (Ziemkiewicz), ale że mogło chodzić jednak o zmianę strukturalną i usunięcie aparatu zbyt niechętnego starym środowiskom w wojsku (Ścios, Michalkiewicz). Tak czy inaczej, jest to raczej klęska koncepcji dynamicznych zmian w wojsku i prawdopodobnie ten resort nie będzie już w przyszłości odgrywać tak istotnej roli w polityce rządu, a zarazem nie uzyska już tak znaczących korzyści dla spraw obronności, jak do tej pory, kiedy Macierewicz narzucał pewne tempo, nawet jeśli czasem nietrafione, to ogólnie zmuszał resztę PiSu do traktowania wojska jako jednego z dwóch (obok polityki rozdawniczej) sztandarowych dla rządu dziedzin.

Nie wydaje mi się, żeby Antoni Macierewicz miał dziś potencjał do budowy odrębnego stronnictwa. Raczej cofnie się i będzie starał się doczekać sprzyjającej sytuacji w ramach PiSu. Może się jednak mylę. W grę wchodzi jednak wiek pana Macierewicza, brak istotnych funduszy no i kwestia tego, czy ktoś w ogóle w PiSie ma odwagę zaczynać konflikt z rządząca partią, dysponującą szczytową popularnością i wielkimi środkami... Środkami, których jestem pewien, że Kaczyński użyje bez wahania raczej wobec Macierewicza, Korwina, Kukiza czy kogokolwiek na prawicy, niż wobec Dukaczewskiego, Tuska, Kulczyków etc.

Pozdrawiam Pana

Wojciech Miara,

Sympatie, przeczucia i wyobrażenia - pozostawię bez komentarza. Doceniam, gdy są oparte na racjonalnych przesłankach, a tych nie zechciał Pan wskazać.
Odniosę się tylko do jednego z Pańskich przypuszczeń - „wydaje mi się, że w okresie, gdy był ministrem nie dokonał on tego, co wcześniej zapowiadał (nawet w kwestii zaniedbań w śledztwie nie skierował do prokuratury żadnego zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa)”.
Dobrze, że to stwierdzenie poprzedził Pan słowami „wydaje mi się”, bo fakty mu przeczą.
Na stronie internetowej Podkomisji do Spraw Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego, znajdzie Pan wiadomości o zakresie prac prowadzonych przez to gremium. Tu metodyka: http://podkomisjasmolensk.mon.gov.pl/plik/file/metodyka.pdf
http://podkomisjasmolensk.mon.gov.pl/pl/1/0.html
Na stronach MON znajdują się natomiast informacje o złożonych zawiadomieniach o przestępstwie.
17 marca 2017 r. złożono zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej przez Donalda Tuska.
10 października 2017 r. przekazano do Prokuratury Krajowej materiały uzupełniające to zawiadomienie.
http://www.mon.gov.pl/aktualnosci/artykul/komisja-smolenska/komunikat-mon-n2017-10-10/
Natomiast 12 czerwca 2017, MON złożyło zawiadomienie do prokuratury w sprawie naruszenia prawa przez „Komisję Millera”
http://podkomisjasmolensk.mon.gov.pl/pl/1_22.html

Pozdrawiam Pana

Aleksander Ścios,

dziękuję za linki. Tak, wiem oczywiście o wniosku ws Tuska, choć nie wiedziałem o tym wobec komisji Millera. Natomiast powiem Panu, że kiedy w 2015 r. Antoni Macierewicz został Ministrem Obrony Narodowej, to sądziłem, że pierwszą grupą, która dostanie zasłużenie całą listę zarzutów za nieprawidłowe prowadzenie śledztwa, kłamstwa, zaniedbywanie zbierania środków dowodowych, łamanie procedur itd., będzie grupa z Prokuratury Wojskowej. Ta ekipa powinna chyba zostać rozliczona w pierwszym rzędzie, a na czele prok. Ireneusz Szeląg. To ich działalność była ważniejsza dla przebiegu tego szalenie wykrzywionego śledztwa, niż komisji Millera. Stąd, wobec braku zarzutów wobec tych ludzi, i to nawet w kwestiach formalnych, np. nieprzesłuchania wszystkich świadków istotnych dla wyjaśnienia katastrofy, złamania procedur badania zwłok, zabezpieczania dowodów itd., sformułowanie mojej powyższej opinii.
Oczywiście życzę ministrowi Macierewiczowi sukcesu w wyjaśnieniu przyczyn smoleńskiej tragedii. Będę bardzo uważnie śledził zarówno wyniki prac podkomisji, jak i reakcję rządu, po którym zresztą niewiele się spodziewam.
Chciałem jeszcze przypomnieć sprawę śmierci dyr. Michniewicza. Należała ona do bardzo kontrowersyjnego ,,polskiego korowodu śmierci" - jak Pan to ujął w tekście ,,Samobójstwa doskonałe" - i budziła pewne wątpliwości również w kontekście Smoleńska. Prawdę mówiąc, oczekiwałem od władzy PiSu, także od ministra Macierewicza, że podejmą oni próbę zbadania okoliczności przynajmniej niektórych z tych samobójstw, zwłaszcza z okresu Smoleńska (oprócz Michniewicza, kontrowersje dotyczyły jeszcze przecież Remigiusza Musia...) . takich działań oczekiwałem w pierwszym rzędzie od ministrów nowego rządu.

Pozdrawiam Pana

***

jest dużo racji w stwierdzeniu, że tragedia smoleńska nie będzie rozwiązana do końca i mam wrażenie, że JK stracił nadzieje na dokonanie tego także przez min. Macierewicza, ze względu na brak podstawowych dowodów, jak wrak i czarne skrzynki. Zapewne AM będzie nadal dochodził do prawdy o smoleńsku, jak obiecał. Natomiast nie zgadzam z podanym przez Pana powodem odwołania min. Macierewicza. JK nie chciał walczyć z Dudą w tej kwestii i o to mam do niego wielką pretensję i myślę, że nie tylko ja. Natomiast rozumiem tę prośbę do twardego elektoratu PIS, o zaufanie, bo sprawy kuchni politycznej są tak skomplikowane i nieetyczne, że jasno nie mógł tego sformułować. Chociażby nie mógł powiedzieć, że PAD przestałby cokolwiek podpisywać i nie można byłoby przez te dwa lata ruszyć żadnej reformy, która nawet trochę zmienia rzeczywistość na dobre, bo przecież oprócz smoleńska istnieją także bieżące sprawy do załatwienia. Zaniedbania i dywersja poprzedniej ekipy rządowej doprowadziła kraj do takiego stanu, że wyprowadzanie musi potrwać latami. Dlatego JK pewne sprawy odpuszcza, mając nadzieję na kolejne lata rządów. Poza tym jest wystarczająco dość awantur międzynarodowych o wszystko, żeby walczyć na wielu frontach. Najważniejszy jest teraz sojusz ze Stanami, o co tak zabiegał min. Macierewicz i jeżeli wewnętrznymi rozgrywkami to zerwiemy, wtedy zostaniemy z naszymi ideałami sami. Nie czas teraz się dzielić na frakcje.

(...)Dlatego JK pewne sprawy odpuszcza, mając nadzieję na kolejne lata rządów. Poza tym jest wystarczająco dość awantur międzynarodowych o wszystko, żeby walczyć na wielu frontach. Najważniejszy jest teraz sojusz ze Stanami, o co tak zabiegał min. Macierewicz i jeżeli wewnętrznymi rozgrywkami to zerwiemy, wtedy zostaniemy z naszymi ideałami sami. Nie czas teraz się dzielić na frakcje.(...)
Rozumiem to jako rekomendację w sprawie Polish Death Camp...

Kora Jabłońska,

Przyznaję, zamieściłem Pani komentarz tylko z jednego powodu. Chciałbym pokazać, do czego prowadzi oparcie ocen na miałkim gruncie propagandy i „pragmatyki” partyjnej.
Nie obiecuję sobie, by moja odpowiedź w czymkolwiek Pani pomogła, zatem traktuję ją jako formę prezentacji.
Na wstępie-uwaga podyktowana dbałością o poziom miejsca, w którym rozmawiamy. Nazwy własne, a do takich należy nazwa miejscowości Smoleńsk, piszemy z dużej litery.
Proszę wybaczyć, że nie odniosę się do każdego z doskonale gołosłownych twierdzeń, ale nie znajduje aż takiej ochoty do prostowania wszelkich błędów. By nie posądziła mnie Pani o pychę lub grubiaństwo, wyjaśnię dlaczego.
Otóż każde zdanie z Pani komentarza jest wiernym odbiciem „analiz” zamieszczanych w partyjnych „wolnych mediach”. Czegóż ci ludzie już nie wymyślili, by osłonić postać „wielkiego stratega”. Ponieważ autorzy tych agitek nigdy nie zniżają się do racjonalnej argumentacji, wskazywania faktów i dowodów, po cóż ja miałbym obalać takie tezy przy pomocy rozumu?
Rozumiem natomiast, że chce mi Pani wytłumaczyć, iż Jarosław Kaczyński postąpił tak, jak musiał postąpić, zaś przyjęcie prośby o „zaufanie”, winno wynikać z naszej troski o sprawy polskie.
By nie komplikować sprawy nazbyt złożoną retoryką, proponuję pewien eksperyment myślowy i proszę o wyobrażenie sobie takiej sytuacji:
Ktoś, komu powierzyła Pani zarząd nad własnymi sprawami (majątkiem, rodziną, dziećmi) popełnił koszmarny błąd, przestępstwo, draństwo (do wyboru) czym naraził Panią na bardzo poważne problemy: utraty poczucia bezpieczeństwu, zmarnotrawienia środków, poczucia niepewności, przerażenia, smutku.
Tenże człowiek, nie tylko nie próbował wytłumaczyć się z niecnych postępków, ale rozpowszechniając plotki o swoim rzekomym „walenrodyzmie” i konieczności zachowania tajemnicy (bo tak trzeba dla Pani dobra) apeluje do Pani o zaufanie. Jaka byłaby odpowiedź?
Sytuacja z J.Kaczyńskim nie jest niczym innym.
Wprawdzie wolno Pani rezygnować z postawy człowieka dojrzałego i świadomego swoich zmysłów i wybrać rolę ufnego dziecka, ale skąd bierze się wiara, że to haniebne „zaufajcie” wynika z tego, iż „sprawy kuchni politycznej są tak skomplikowane i nieetyczne, że jasno nie mógł tego sformułować”? Niby dlaczego – nie mógł?
Zbyt głupi jesteśmy, by to zrozumieć? Nie mamy prawa do takiej wiedzy? Zgorszyłaby stada „ciotek rewolucji”, wpatrzonych w Dudę jak w obrazek? A może uradowałaby naszych wrogów, których i tak radować nie trzeba, bo taki rząd nie poradzi sobie z żadnym przeciwnikiem.
Czy pamięta Pani, że nie kto inny, jak J.Kaczyński „namaścił” A.Dudę na prezydenta i przez wiele miesięcy zachwalał nam jego przymioty? Czy jest Pani świadoma, że tenże Kaczyński zapewniał nas o „jednej drużynie” i perorował o „silnym człowieku, który zmieni Polskę”?
Czy ktokolwiek inny, niż J. Kaczyński jest kreowany na „głównego rozdającego”, „mędrca” i „męża stanu”? Warto więc pytać - nie wiedział kogo wybiera, kogo narzuca Polakom?
Jeśli tak, okazałby się tylko głupcem. Ale jeśli wiedział, kim jest A.Duda i jakie środowisko będzie popierał, byłby już draniem.
Nie znam innych kwalifikacji takiego zachowania.
Nie znajduje również wyjaśnienia dla tak infantylnej opinii, jakoby Kaczyński „nie mógł powiedzieć, że PAD przestałby cokolwiek podpisywać i nie można byłoby przez te dwa lata ruszyć żadnej reformy”.
Owszem, mógł, a nawet powinien, bo to Polacy, a nie Kaczyński ponoszą konsekwencje wyboru Dudy i mają prawo wiedzieć – kogo i dlaczego wybrali

Jeśli tego nie zrobił, jest tylko jedno racjonalne wytłumaczenie: chce ukryć własne, koszmarne błędy, za które wciąż płacimy.
Chce je zasłonić demagogicznym bełkotem i na nas zepchnąć odpowiedzialność.
Takie zachowanie przypomina postawę cwaniaka, który „mrugając okiem” i bredząc o „zaufaniu”, pragnie ukryć własną nieudolność, głupotę lub zaprzaństwo. Tylko to tłumaczy butę człowieka, który nawet nie próbuje wyjaśnić nam okoliczności tego draństwa. Pewnie ma prawo obawiać się, że jacyś nazbyt dociekliwi wyborcy przypomną sobie o innych, doskonałych wybrańcach prezesa PiS: Dornie, Sikorskim, Marcinkiewiczu, itd. i pryśnie mit „męża stanu”.
Skąd zatem pewność, że obecna prośba o „zaufanie”, nie jest kolejną próbą oszukania nas?
Jest w Pani komentarzu jeszcze jedna okoliczność zasługująca na wyjaśnienie. Wprawdzie nie wiem, kim dla Pani są politycy, jak ich Pani postrzega i traktuje, ale mogę domniemywać, że chętnie tłumaczy Pani ich zachowanie, stara się o „empatyczne” odczucia, próbuje ich zrozumieć i przyjmuje ich punkt widzenia, jako podstawę własnych ocen. Czytając jak objaśnia Pani zachowania Kaczyńskiego i jak bliskie jest to partyjnej „pragmatyce”, nie mogę dojść do innych wniosków.
Musi Pani wiedzieć, że taki stosunek do polityków i samej polityki, uważam za jeden z najcięższych zabobonów i przyczynę naszych narodowych nieszczęść. Wielokrotnie o tym pisałem, że przypisywanie politykom III RP jakichś nadzwyczajnych predyspozycji, posiadania prawa do narzucania nam swoich opinii lub prawa do sprawowania „rządu dusz”, jest ponurą spuścizną czasów komuny, gdy byle partyjny kacyk stawał się dla poddanych panem życia i śmierci i był przez nich otaczany bałwochwalstwem.
Jest też w tym wielka zagadka współczesnej mentalności, bo taki stosunek do polityków mają zwykle te same osoby, które chętnie utrzymują, że III RP jest państwem demokracji i kwitnących swobód.
Tyle, że w owej demokracji, polityk jest tylko kimś wynajętym przez grupę wyborców. Dla nich i w ich interesie ma „załatwić” określone sprawy. Za to mu płacą, dają immunitety, prestiż, zaufanie.
Jeśli nie „załatwi”, odmawiają mu tych dóbr i szukają lepszych kandydatów. Na tym polega istota „demokratycznych wyborów”.
Proszę zauważyć, że w III RP stworzono nam taki system, że nie tylko istnieje „zawód-polityk” i ludzie go uprawiający, za nasze pieniądze dożywają swoich dni, nie robiąc nic poza „politykowaniem”, ale traktuje się ich niczym wyrocznie, „święte krowy”, mędrców i „rządców dusz”.
Nie ma racjonalnego wytłumaczenia tego zabobonu, dlatego nie mogę traktować poważnie ludzi, którzy regułami partyjnej „pragmatyki” (tak było trzeba) potrafią wytłumaczyć każdą słabość lub głupotę jakiegoś polityka. Tacy egzegeci zawsze wiedzą - co naprawdę myślał polityk mówiąc jakieś dyrdymały, znają jego najskrytsze plany, rozsupłują najbardziej skomplikowane „strategie” i potrafią objaśnić każdą decyzję.
Ci ludzie dobrowolnie rezygnują z własnych aspiracji, marzeń i planów, na rzecz opinii kogoś, kto za ich pieniądze prowadzi wygodne i dostatnie życie i (zwykle) ma w głębokim poważaniu zdanie tzw. wyborców. Można takich szanować?

Dziękuję za odpowiedź, pomimo jak rozumiem, pogardy do osób mających inne zdanie niż Pan. Warto ponadto czasem podyskutować z osobami o innych poglądach, bo jest szansa na przekonanie ich do swoich, w tym wypadku do Pana poglądów. Nie mówię o bezgranicznym zaufaniu do JK, ale o pragmatyźmie. Nie widzę szans na przejęcie władzy przez jakieś ugrupowanie patriotyczne poza PIS. Nie interesuje mnie oddanie władzy PO, lub SLD, bo tak by się stało gdyby PIS przegrał wybory i wtedy wszystkie marzenia o nowej Polsce nie miałyby szans realizacji, na wiele lat i zapewne nie byłoby już co zbierać, bo zdrajcy Polski o to by się postarali. Taka szansa jak teraz może już nie przyjść przez wiele lat. Dlatego uważam, że należy popierać to rozdanie polityczne jakie w tej chwili mamy, pomimo licznych, także moich zastrzeżeń.

Kora Jabłońska,

Gdybym żywił pogardę do „osób mających inne zdanie”, nie mógłbym przez 11 lat prowadzić tego bloga. A Pani nie otrzymałaby odpowiedzi.
Jak napisałem na wstępie -”nie obiecuję sobie, by moja odpowiedź w czymkolwiek Pani pomogła”.

***

PJK idzie twardo po 2 kadencje i nawet kolejne ewentualne ustępstwa wobec PAD i jego doradców z byłej wojskówki nie przysporzą wiekszych problemów partii. Propaganda przychylnych ,,medii'' ,,dobrej zmiany'' postara się o wizerunek i pokaza ile to juz mieszkan zaczyna się budować bądź dadzą jakiś jescze dodatkowy socjal i słupki sondazowe pójdą znow w górę. ...

Panie Aleksandrze,
Od 3 lat zacząłem rozumieć wpływ postkomunistów i ich mocarzy na zaplutą III RP po tym całym magdalenkowym pijaństwie i zdradzie ,,elit''(wcześniej byłem za czadzony mediami wrogo nastawionymi do Polskości)za aprobatą hierarchów kościelnych i zbrodniarzy sowieckich...tymczasem fakty są takie że dalej w tiefaełnah itp.,itd. widzimy ,,mędrców'' którzy zatruwają umysły bliskich mi ludzi tak bardzo zachłyśnięci ta propagandą ,ze uważają mnie za dziwaka bo bronie Antoniego Macierewicza mówiąc im FAKTY jego biografii i choćby zadania które dokonał w 2 lata(czy w gronie znajomych,rodzinnnych o zgrozo u mnie w pracy?? ) . Jak ma tu powstać partia patriotów w opozycji do obozu PAD ?

Flytothetruth,

Przyznaje – jestem bezsilny wobec tego rodzaju pytań: „jak ma tu powstać partia patriotów w opozycji do obozu PAD”?
Ta bezsilność nie jest objawem zniechęcenia lub niewiedzy, ale niezgody na myślenie w kategoriach tak miałkich „determinacji”. Niezgody i sprzeciwu.
Mogę (jeśli mogę) zachęcić Pana do lektury moich tekstów spod tagu „nudis verbis” oraz zaproponować próbę refleksji nad prostymi pytaniami:
Jak zachowali się nasi rodacy w roku 1920, gdy ledwo odzyskanej wolności zagrażała sowiecka zaraza, a cały „świat Zachodu” odwrócił się od Polski plecami?
Co zrobili Żołnierze Niezłomni w obliczu zdrady, hańby i widma sowieckiej okupacji?
Czasem warto pomyśleć o postawach, które wprawdzie podziwiamy, ale naśladować – choćby w ułamku, nigdy byśmy nie chcieli.
Dla jasności – nie kreślę prostych skojarzeń i analogii. Chcę jedynie powiedzieć, że zrobić dziś dla Polski tyle, by „powstała partia patriotów” - to zrobić bardzo mało i łatwo. Nie ma z tym żadnych, najmniejszych problemów.

Panie Aleksandrze,
Dziękuję za odpowiedź i łagodne określenie mojej,,miałkiej determinacji'' ;)
Jestem poczatkujący w dzieleniu się swoimi przemyśleniami(padło na Pana blog:P)
Po stwierdzeniu PADa ,,jak będzie wobec uczciwych oficerów stosował takie UBeckie metody tak jak platforma wobec niego ... '' zrozumiałem ze PAD nie może być suwerennym prezydentem (samo określenie ze AM stosuje metody UB jest wręcz dla mnie narracją antypolską) skoro nie zerwał z byłą wojskówką.
Przemyślałem ostatni akapit Pana w odpowiedzi do mnie .... Tak jak narodowców szeroko pojętych wymanewrował Kukiz ... (żal ze nie weszła do sejmu partia bardziej na prawo od PISu !!! Tak jak Orban ma Jobbik na Węgrzech(chociaż wiem Jobbik prorosyjski) ale ma asa w rękawie przeciwko UE strasząc ze po nim wejdzie jeszcze bardziej nacjonalistyczna partia.
,,Nudis Verbis'' postaram się przeczytać niedługo...............ale przed zapoznaniem się z Pańską lekturą pozwolę sobie odpowiedzieć ....
1. ,,Jak zachowali się rodacy w 1920 .... '' - mieliśmy wówczas WODZA , PRZEKAZY PATRIOTYCZNE dla pokoleń,Idee rycerskości I RP ( Anie teraz zatruci GW i antypolskim tiefałenem)
2.Co zrobili Żołnierze Niezłomni .... ,,Zachowali się jak trzeba'' mimo pogodzenia się większości społeczeństwa z komunizmem,mimo gróźb , prześladowań UBeków wobec ich rodzin . Poświęcili wszystko na rzecz Wolnej Polski . Wprawdzie czasy się zmieniły ale nie wyobrażam sobie tortur Luny Brystygierowej ,która miażdży mi jadra jakimś narzedziem a obok zona jest torturowana ... Słysząc to nie wiem czy bym nie puścił parę z gęby...


P.S : A może by tak BBN zlikwidować ???

***

Cytat: W tzw."wolnych mediach"oczekuję na dwa rodzaje nagłówków.
Podpisze: "Polska zdała egzamin","prezydent jest z nami","brawo A.Duda".
Nie podpisze: "trudny wybór w interesie Polski","prezydent postawił na dialog","racje stanu ponad emocjami".

Panie Aleksandrze,

wygląda na to, że nie przewidział Pan trzeciej możliwości: że podpisze, ale tak jakby nie podpisał, i zawetuje, ale tak, jakby nie zawetował.

Pozdrawiam

Ta Komorowczyzna to jawne złamanie Konstytucji, która głosi:
(...)Prezydent Rzeczypospolitej czuwa nad przestrzeganiem Konstytucji, stoi na straży suwerenności i bezpieczeństwa państwa oraz nienaruszalności i niepodzielności jego terytorium.(...)
A tu mamy kwestionowanie Konstytucji podpisanej przez siebie ustawy! Zachodzi zatem czy tak uchwalane ustawy maj prawo korzystać z domniemanie Konstytucyjności. Kieruję do Pani Minister Beaty Kempy jako "dysponenta" drukarni od Dziennika Ustaw.

Wąż Wystygły,

„Trzecia możliwość” zawiera się oczywiście w kategorii „podpisze”. Nie czytał Pan, jak wypisywano - „Brawo prezydent!”?
To zaś, że podpisał z "ale" ,jest naturalne. Żeby było inaczej, musiałby nie nazywać się A.Duda.
Decyzja lokatora Pałacu ma ułatwić dalsze majstrowanie przy tej ustawie. Entuzjastyczne reakcje takich person, jak Kukiz, Wildstein i kilku pomniejszych, świadczą, że była to zła decyzja.
Jest dla mnie oczywiste,że ekipa „dobrej zmiany” zrobi wszystko (z mocnym podkreśleniem), by zadowolić USA i Izrael (tu słowa Łapińskiego -”prezydent podjął tę decyzję również w poczuciu odpowiedzialności za relacje międzynarodowe”).
Trzeba to jednak przeprowadzić na tyle umiejętnie (czyli po cichu), by zabiegu „złej zmiany” nie zrozumieli i nie dostrzegli wyborcy. Pomocne może się okazać samo orzeczenie TK lub zasłona propagandowa nad tzw. przepisami wykonawczymi ( wypowiedź P.Jakiego - „być może wkrótce na poziomie przepisów wykonawczych uda się też doprecyzować pewne elementy związane z tą ustawą i rozwiać wszelkie wątpliwości”).

Pozdrawiam

***

„Wiara w autorytety powoduje, że błędy autorytetów postrzegane są jako wzorce” – te słowa Lwa Tołstoja, przeczytane przeze mnie jeszcze w szkole średniej, niezwykle pasowały do mojego widzenia świata. Taka postawa wymagała zwiększonej pracy, odwagi w zadawaniu pytań, zmuszeniu się do samodzielnego myślenia i logicznego testowania wszelkich dogmatów. W zamian spotykałem wrogość, drwiny, kary oraz poczucie wyobcowania. Jednak świadomość swoistej niezależności umysłowej rekompensowała mi niedogodności. Nic więc dziwnego, że myśl przewodnia p. Aleksandra: ”Nie uznaję autorytetów ani prawd objawionych IIIRP” zachęciła mnie do zapoznania się z tekstami na blogu. I się nie zawiodłem.
Podczas wyborów prezydenckich A.D. 2000 przekonałem się ile warte są wybory demokratyczne w naszym kraju. Okazało się wówczas m.in., że wśród kobiet głosujących na p. Krzaklewskiego zdecydowana większość jako powód podała wygląd kandydata – bo jest przystojny. Sam przeprowadziłem na ulicy pewien eksperyment i byłem zdumiony słysząc od biednych ludzi, że głosowali na p. Kwaśniewskiego „bo powiedział, że da pracę” i nie było ważne, że już pięć lat prezydentem był. Przecież teraz powiedział, że da.
W takim społeczeństwie każde świństwo można wytłumaczyć mityczną wolą suwerena, a tam gdzie tej woli nie da się wmówić, zawsze pozostaje prośba o zaufanie „bo sprawy kuchni politycznej są tak skomplikowane i nieetyczne, że…” lub perfidne „ludzie są zbyt nieodpowiedzialni, by w tak ważnych sprawach mieli decydować – pozostawmy to ekspertom”. Jeżeli do tego dołożymy wściekłe ataki na wszelkie przejawy patriotyzmu (michnikowski moczopędny środek, na który pięknie odpowiedział Herbert wierszem „Wilki”), polską ordynację wyborczą, zasady finansowania partii, brak prawicowych mediów i całkowite odwrócenie pojęć, to absolutnie nie wierzę w możliwość odzyskania Polski w sposób demokratyczny. Do tego potrzebna byłaby choćby umiejętność rozliczania polityków z ich osiągnięć. Umiejętność traktowania ich jako posłańców, którzy podejmują się załatwienia sprawy i jeżeli nie załatwią to szukamy innych a tym już na zawsze dziękujemy. Odwaga w przyjmowaniu prawdy i wiara w to, że sami potrafimy o sobie decydować. Odrzucanie tych przedstawicieli, którzy prawdę ukrywają – odrzucanie ich jako zdrajców, łajdaków i krętaczy.
Ludzie wolni muszą wyrzucać z życia publicznego zdradzieckie szumowiny, a nie podejmować z nimi dyskusje w mediach. Ludzie wolni muszą odrzucać „dziennikarzy”, którzy splamili się kolaboracją ze zbrodniczym ustrojem III RP. Nie możemy podnosić oglądalności czy „klikalności” takim szumowinom jak Lis, Żakowski, Sierakowski, Michnik, ale także Ziemkiewicz czy Wildstein. Środowiska „Wyborczej”, Krytyki Politycznej, Newsweeka itp. należy odrzucić w całości i nie przyjmować tłumaczeń, że „przecież tam pracuje też dużo wartościowych ludzi”. To tłumaczenia podobne do tych, że w UB lub wśród dygnitarzy komunistycznych pracowali też wartościowi ludzie.

Rafał Stańczyk,

Przyczyny tego stanu rzeczy są głębsze i mają korzenie w odrzuceniu podstawowej dychotomii My-Oni.
To jedno z największych (jeśli nie największe) zwycięstwo komunistów.
Większość naszych rodaków uważa, że nie wolno tych ludzi nazywać po imieniu i wzdryga się na samą myśl, by służących okupantowi oraz ich sukcesorów obdarzać mianem Obcy.
Owszem, chętnie dywaguje się o „targowicy”, o „antypolskich postawach”, ale na tym kończy się odwaga i świadomość. Przyjęcie fałszywej normy – jakoby Polakiem był ten, kto urodził się na terytorium naszego kraju, determinuje wszelkie oceny dotyczące polskości.
Obco, a wręcz wrogo brzmiałyby dla naszych rodaków słowa J.M.Rymkiewicza - „W wielkiej wspólnocie żyjących nie ma miejsca ani dla wampirów, ani dla upiorów, ani dla zmór nocnych", "Nawet nazywać ich nie warto - w ogóle nie warto się nimi zajmować, najlepiej jest uznać, że ich nie ma. Trzeba wychodzić, kiedy wchodzą, odwracać się, kiedy do nas podchodzą. Polska należy do nas, a oni niech sobie gadają w swoich postkolonialnych telewizjach, co chcą, niech sobie piszą w swoich postkolonialnych gazetach, co im się podoba. Nas to nie dotyczy".
Tym bardzie obco brzmią takie słowa:
"Nie możemy pozwolić wewnętrznym Moskalom, żeby zawładnęli naszymi umysłami. Nie możemy dać im żadnej szansy - nawet jeśli krew znów musiałaby zostać przelana".

Niestety, póki trwa III RP, póki rządzi PiS i jego akolici, póki mamy propagandystów i partyjnych wyrobników w miejsce dziennikarzy, nie ma szans na uwolnienie Polaków od wpływu Obcych.
Przed trzema laty, w tekście „Trzy kroki” przedstawiłem prosty i, jak sądzę skuteczny sposób na pozbycie się obcych ośrodków propagandy:
„Jeśli nowy rząd myśli poważnie nad zbudowaniem mediów publicznych i odkłamaniem przekazu medialnego, musi też znaleźć sposób na ograniczenie oddziaływania prywatnych nadawców i obcych koncernów wydawniczych. Błędne jest przeświadczenie, jakoby takie działania podważały pluralizm informacyjny lub godziły w niezależne dziennikarstwo. Te wartości są całkowicie nieznane pracownikom spółek medialnych i dawno zostały podporządkowane interesom establishmentu III RP lub interesom obcych mocarstw.
Najprostszym i powszechnie dostępnym narzędziem, byłby całkowity bojkot ich przekazu. Ośrodkom tym należy odebrać widzów i czytelników, skazać je na marginalizację i finansowe „zagłodzenie”.
Krok pierwszy - polegałyby na wycofaniu wszelkich reklam i ogłoszeń spółek Skarbu Państwa i instytucji rządowych oraz zaprzestaniu prenumerowania gazet i wydawnictw rozpowszechnianych przez prywatne spółki handlowe, typu Agora czy Axel Springer. Żadne kampanie reklamowe i informacyjne nie mogą odbywać się za pośrednictwem takich ośrodków.
Jest to krok łatwy, zależny od decyzji poszczególnych ministrów i instytucji nadzorowanych przez państwo.
Krok drugi - to odmowa uczestnictwa przedstawicieli rządu i wyższych urzędników państwowych w audycjach i programach telewizyjnych oraz brak zgody na udzielanie wywiadów i wypowiedzi rozgłośniom i gazetom wydawanym przez obce koncerny. Nie ma żadnych powodów, by premier lub jej ministrowie zabiegali o uwagę wrogich, niechętnych Polakom mediów. Nie znajduję też żadnego argumentu, który usprawiedliwiałby udział polityków PiS w seansach organizowanych przez te ośrodki. Nie jest takim argumentem stwierdzenie, że programy te są oglądane przez miliony Polaków. Przeciwnie – taka przesłanka powinna skłaniać do sformułowania dobitnego przekazu i zaakcentowania, że medialny ostracyzm podyktowany jest sprzeciwem wobec kłamstwa i troską o stan świadomość polskiego społeczeństwa. Póki politycy PiS będą brylowali w TVN-ach i Polsatach, nikt nie przekona Polaków, że oglądanie tych telewizji uwłacza istotom rozumnym i nie przysparza wiedzy o rzeczywistości III RP. Tylko osobisty przykład i manifestacja postawy bojkotu, mogą wpłynąć na zmianę indywidualnych preferencji i skłonić Polaków do naśladownictwa.
Ośrodki te, pozbawione udziału czołowych postaci życia politycznego i odcięte od dostępu do informacji, zostaną skazane na marginalizację. Nietrudno zrozumieć, że programy publicystyczne i informacyjne, w których wystąpią wyłącznie przedstawiciele PO-PSL-SLD, nie przyciągną widzów i nie będą uznawane za wiarygodne. Ponieważ znaczenie tych ośrodków wynika ze wskaźnika tzw. oglądalności, już kilkumiesięczny bojkot może okazać się zabójczy dla największych stacji telewizyjnych i radiowych.
Krok trzeci – to zaprzestanie nagłaśniania, rezonowania i propagowania treści prezentowanych w tych mediach oraz odmowa prowadzenia jakichkolwiek polemik i dyskusji z pracownikami prywatnych spółek medialnych. W tym procederze przodują dziś media zwane „wolnymi” i „niezależnymi”. Po upadku reżimu PO-PSL to one są głównym przekaźnikiem propagandy i nagłaśniają niemal każdy produkt TVN-u, GW czy Polsatu.
Dość otworzyć portal internetowy braci Karnowskich lub nieopatrznie wejść na stronę niezalezna.pl., by dowidzieć się - co powiedział Michnik, jak chrząknął Żakowski lub co porabia T. Lis. Przeświadczenie, że są to informacje cenne, a ich nagłaśnianie jest formą walki z propagandą, jest wyrazem zabobonów i środowiskowych kompleksów. Podobnie, jak wiara, że nie ulega dezinformacji ten, kto staje się jej rezonatorem”.

https://bezdekretu.blogspot.com/2015/11/trzy-kroki.html

Gdyby wyborcy PiS choć przez chwilę zastanowili się – dlaczego ich idole nie uczynili żadnego z tych kroków (a przeciwnie:M.Morawiecki nakazał prenumeratę GW,Polityki itp. przez urzędy skarbowe) może mniej czasu poświęcaliby „trosce” o swoich wybrańców.
Bo uczestnictwo w ponurych mistyfikacjach, nie jest powodem do dumy.

***

Antoni Macierewicz nie ma w tej chwili innego wyjścia, niż przetrwać na pozycji, na której jest. Jest jasne, że władze PiS są za słabe, aby wygrać walkę o władzę w kraju.

Stawanie dziś na czele nowego ruchu/partii przez Antoniego Macierewicza byłoby błędem i wielkim prezentem dla wszystkich grup interesów, które chcą pożywić się na Polsce, ale Polsce samej życzą źle. Powinno to inaczej przebiegać. Uważam, iż osoby z otoczenia Macierewicza, szczególnie te o największej wiedzy operacyjnej, powinny wywołać taki ruch, animować go - angażując w nim zdolną młodzież i ludzi spoza dotychczasowej partyjnej karuzeli. Program tej partii powinien być najprostszy, jaki się da. Republika - a nie demokracja (szacunek dla postanowień i prawa, a nie spełnianie zachcianek lokalnych większości), sprawy religijne i obyczajowe na bok, polska racja stanu jedynym prawem. Partia taka powinna być maksymalnie otwarta intelektualnie, tolerancyjna religijnie i obyczajowo, zarazem maksymalnie restrykcyjna, jeśli idzie o polską rację stanu - żadnych, najmniejszych choćby flirtów z peerelowską przeszłością, zero tolerancji dla pokomunistycznych służb bezpieczeństwa, wywiadu wojskowego, służb zagranicznych, sądów. Żadnej możliwości przyjęcia w szeregi najbardziej choćby skruszonego uczestnika drugiej Solidarności, Magdalenki lub członka którejkolwiek z byłych lub obecnych partii. Dotyczy to także PiS.

Co do organizacji, to wiem jak to przeprowadzić.

Rozumiem to. Cieszę się też, że wie Pan jak to przeprowadzić. Poza tym, że ciekawa jestem tego pomysłu, zadaję sobie i Panu pytanie - z kim przeprowadzić? Jestem świeżo po przeczytaniu listu otwartego panów Cenckiewicza, Wojciechowskiego i Bagińskiego (kogoś może pominęłam) do wydawcy Editions Spotkania, pana Piotra Jeglińskiego. W liście stawiają mu zarzut (w oparciu o internetowe doniesienia) współpracy biznesowej z funkcjonariuszami służb specjalnych PRL. Wyrażają swoje niemiłe zaskoczenie tym faktem, niesmak z tego powodu, rozczarowanie wobec osoby wydawcy itp. Komentarz pana Jeglińskiego do sprawy tutaj http://wnet.fm/broadcast/krzysztof-wyszkowski-ryszard-czarnecki-krzysztof-sitarski-piotr-jeglinski-poranek-wnet-8-lutego-2018-r/.
I teraz tak - czuję się jak w jakiejś psychodelicznej opowieści. Bo stają przeciw sobie osoby o nazwiskach, które dotychczas miały dla mnie pozytywny ciężar gatunkowy. Czy zatem zwyczajny, przeciętny obywatel jest w stanie wyrobić sobie na ten temat zbliżoną choćby do rzeczywistości opinię? Przyznaję, że ja nie potrafię. Przyznaję też, że kumulacja podobnych zdarzeń coraz częściej skłania mnie ku myśli, że o ile człowiek nie chce do szczętu oszaleć, to jedyne co mu pozostaje, to za przykładem J. K. Kelusa zemknąć na Mazury i hodować pszczoły. Już życie wyrzuciło mnie z miasta w tereny bardziej zielone, więc teraz nic tylko ule stawiać. No a może im, tym jakimś onym właśnie o to chodzi?

Z kim zacząć - "get people on the bus". To jest pytanie najistotniejsze.

Nie znam tego listu. W mojej ocenie p. Wojciechowski, czy p. Wyszkowski to nie są osoby, które nadają się do obsadzenia "Pierwszego Autobusu".

Osoby pokroju p. Czarneckiego byłbym w stanie osobiście, kopniakami wyrzucić ze spotkania ruchu republikańskiego.

Zatem niech Pani "ORA" i zaora w tym zielonym miejscu IIIRP! Ma Pani doskonałe warunki, by sobie wyorać - tam gdzie Pani teraz jest - teren pod Wolną Polskę.
Pozdr.

Martyna Ochnik,

Odpowiedź udzielona przez Pana Przemka Łośko w pełni oddaje też moją ocenę:
"To nie są osoby, które nadają się do obsadzenia "Pierwszego Autobusu".
Osoby pokroju p. Czarneckiego byłbym w stanie osobiście, kopniakami wyrzucić ze spotkania ruchu republikańskiego".

W realiach III RP czeka nas jeszcze niejedna niespodzianka i oglądanie zafajdanych życiorysów. Jeśli to miałby być powód do ucieczki lub zniechęcenia, niewiele wart byłby nasz patriotyzm.

***

Szanowny Panie Aleksandrze.
Mój komentarz nie ma na celu wnieść cokolwiek świeżego do pojawiających się na Pana blogu treści - zarówno wpisów jak i komentarzy. Będzie raczej przyznaniem się do bezradności, podobnie jak podawane przez komentatorów kolejne objawy toczącej Polskę choroby są wyrazem bezsiły. Przerzucamy się nimi, bo gdzieś przecież znaleźć musi ujście nasza frustracja i poczucie bezradności właśnie. Program jaki Pan prezentuje tutaj od lat jest planem na dziesięciolecia. To praca u podstaw, kształtowanie intelektu i morale następnych już pokoleń. To rzecz arcyważna i warta wysiłku. Jednak jesteśmy tylko ludźmi, żyjącymi teraz i nieznośna jest myśl, że zaprzepaszcza się taki ogromny potencjał społeczny, że można tylko przyglądać się jak krew idzie w piach. Przynajmniej dla mnie jest to źródłem smutku i złości. To, co sugeruje Pan, o ile dobrze zrozumiałam, że być może jest jakaś szansa skupienia ludzi wokół Antoniego Macierewicza - jak miałoby się to dokonać? Czy można zrobić cokolwiek, aby tej szansie dać życie? Przepraszam, że tak może nieskładnie pytam - bo sama siebie pytam podobnie - ale grypa odejmuje mi rozum i myśli mi się gorzej.

Martyna Ochnik,

Nie odważyłbym się potwierdzić, że wizja długiego marszu „jest planem na dziesięciolecia”. Gdyby tak miało być, powiedziałbym, że to tylko polityczna utopia.
Rozumiem, że czynnik czasowy jest ważny dla każdego z nas i byłoby najlepiej, gdyby efekty długiego marszu były widoczne tu i teraz, ale to, z kolei – uważam za nierealne.
Jeśli świadomość Polaków była zatruwana przez półwiecze okupacji sowieckiej i trzy dekady sukcesji komunistycznej III RP, jeśli nadal jest deformowana przez zgraję partyjnych wyrobników, zwanych dziennikarzami „wolnych mediów”- nie można wymagać, by zmiany następowały błyskawicznie.
Dlatego nie jest to tylko kwestia znalezienia przywódcy ani ukształtowania „mas”, które za nim pójdą, lecz rzecz znacznie większej wagi – obecności elity, „kadr”, które ten projekt zrealizują.
Warunkiem długiego marszu wcale nie jest „praca u podstaw, kształtowanie intelektu i morale następnych już pokoleń” lecz zmiana naszej mentalności i sposobu widzenia spraw polskich.
Zostaliśmy „przywaleni” taką ilością koszmarnych mitów, ćwierć prawd i niewolniczych dogmatów, że wyzwalanie z tych pęt musi zająć nieco czasu.
Relacjonując nieco „na skróty”, mogę powiedzieć, że ten proces następuje zadziwiająco szybko i w odniesieniu do wyborców PiS wskazać dwie, istotne cezury.
Pierwsza, to dymisja Antoniego Macierewicza i spektakl odegrany wokół tego draństwa. Sądzę, że to wydarzenie miało moc oczyszczającą i wielu, wielu ludzi uwolniło od bałwochwalczego stosunku do PiS i tzw. „prawicy”. Ci ludzie zaczęli wątpić i zadawać sobie pytania, zaczęli innym wzrokiem patrzeć na lokatora Pałacu i prezesa PiS i z innej perspektywy oceniać słowa i deklaracje polityków – a zatem uczynili najważniejszy krok na drodze długiego marszu.
Drugim wydarzeniem, będzie sprawa „konfliktu” wokół noweli ustawy o IPN i związane z tym zachowania grupy rządzącej. Ponieważ PiS wykazuje tu nie tylko całą gammę głupoty „georealistów” i mitologów demokracji, ale razi swoim serwilizmem i podatnością na obce wpływy, ponieważ w tej sprawie będą haniebne ustępstwa i skrywane przed Polakami geszefty – nawet zagorzali wyznawcy prezesa będą zmuszeni nabrać solidnego dystansu do wodolejstwa Kaczyńskiego i jego kamratów.
Ci ludzie, prędzej czy później, będą szukali sensownej, twardej „alternatywy”- tych celów i wartości, których nie znajdą w systemowej formacji III RP. „Masom” PiS zapełni brzuchy i z naszych podatków ufunduje różne „dobrodziejstwa”. Dla tych, którzy oczekują więcej i mają polskie aspiracje- to już nie wystarczy.
Chciałbym przyjąć, że nowa siła polityczna powstanie do czasu tzw. wyborów parlamentarnych. Oczywiście nie po to, by je wygrać, bo to w realiach fałszowania wyników „święta demokracji” jest niemożliwe, ale po to, by zainicjować swoją stałą obecność i odebrać partii Kaczyńskiego nienależne miano „formacji patriotycznej”.
Jeśli tak się stanie, będziemy na półmetku długiego marszu.

***

przemek łośko,

Nie wiem, jakie Antoni Macierewicz ma wyjścia ani, które byłoby dla niego najlepsze, dlatego nie skomentuje Pańskiej uwagi na ten temat.
W tym kontekście, nie bardzo też rozumiem słowa o „wszystkich grupach interesów, które chcą pożywić się na Polsce”. Jeśli objęcie przywództwa nad nowym ruchem politycznym, miałoby prowadzić do takich konsekwencji, to jak ocenić obecną sytuację, gdy grupy te mają się całkiem dobrze i „pożywiają” się na potęgę?
Zdecydowanie odrzucam jeden z „mitów ochronnych” Kaczyńskiego - o groźbie rzekomych „podziałów na prawicy”.
Dość zobaczyć, jakie indywidua wprowadza do owej „prawicy” Gowin oraz dostrzec faktyczne oblicze obecnego rządu PiS-PO – i kto tam jeszcze się załapał, by pojąć fałsz tej mitologii jedności. Rozgrywanej wyłącznie po to, by nie pojawił się nikt, kto zdetronizuje „wielkiego stratega” i obnaży jego prawdziwe oblicze.
Za pomysł sensowny uważam natomiast stwierdzenie, iż „osoby z otoczenia Macierewicza, szczególnie te o największej wiedzy operacyjnej, powinny wywołać taki ruch, animować go - angażując w nim zdolną młodzież i ludzi spoza dotychczasowej partyjnej karuzeli”, jak i wszystko, co napisał Pan poniżej.
Obecność w takim ruchu ludzi „umoczonych” w III RP, byłaby zaprzeczeniem podstawowego celu-obalenia magdalenkowego tworu.

***

Tak się zastanawiam .... jak czuje się Ścios, gdy nam współczesnym Polakom, niczym biblijny Jeremiasz, wieszczy nieuchronne konsekwencje popełnianych ustawicznie błędów a skutki swojej pracy intelektualnej i wolitywnej ogląda takie, jak w starym powiedzonku: mówił dziad do obrazu a obraz do dziada ni razu???
Co więcej, pewnie musi stosować jakieś uniki by jego dobrowolnie wybrana anonimowość, która przecież do luksusów nie należy, została uszanowana.
Ale mniejsza o Ściosa - dzisiaj rano przeraziła mnie wypowiedz min. Czaputowicza, że : "w Jedwabnem mordowali Polacy". O prawdę mniejsza, wszak nie mamy i tak możliwości przebicia się z nią do opinii światowej.
Furda tam z wznowieniem przerwanej haniebnie ekshumacji. Kto by się ośmielił wytykać błędy śp. Lechowi, gdy żyjący brat tak potężny?? Pamiętam też, że wnioski o odebranie obleśnemu Grossowi odznaczenia Polonia Restituta zostały zignorowane przez nowszy model komorowszczyzny.
Hierarchowie KK zaangażowani "w islamskie korytarze" nie miałkną w obronie dobrego imienia Rzeczpospolitej. Oni nie od tego, oni do wyższych bergoliowskich celów...
Prawda się nie liczy, honor się nie opłaca, miedziane czoła teraz w cenie!
Sprawę Smoleńska powoli acz nieubłaganie wygasza się, jak swego niechlubnego czasu, te setki zniczy nad ranem przed pałacem.
Cholera....jak dobrze, że jest Ścios, który tych moich płaczów nie puści.

Jan Kowalski,

Ścios niestety puścił Pańskie płacze, bo spodobało mu się zdanie celnie oddające intencje partii Kaczyńskiego:
„Sprawę Smoleńska powoli acz nieubłaganie wygasza się, jak swego niechlubnego czasu, te setki zniczy nad ranem przed pałacem”.
Jak wielu z nas pamięta, znicze na Krakowskim Przedmieściu, były obiektem wyjątkowej agresji ze strony antypolskiej hołoty. Oddawano na nie mocz, rozbijano buciorami, zaś tzw. strażnicy miejscy, gasili je i wywozili na wysypisko. Dlaczego?
Bo w polskiej tradycji, zapalony znicz jest wyrazem pamięci, ale symbolizuje też nadzieję i tam, gdzie znajduje się światło, obecna jest ludzka pamięć, myśl, troska, szacunek. Gaszenie znicza to akt zabijania nadziei i wrogowie polskości dobrze o tym wiedzieli.
Można to zrobić tak, jak czyniła barbarzyńska wataha na Krakowskim Przedmieściu lub inaczej – poprzez powolne ograniczanie „dopływu tlenu”, dławienie informacji, wygaszanie uwagi, kierowanie jej na retorykę „pomnikową”.
To proces równie skuteczny, acz wymagający innych barbarzyńców i stosowania innych środków.
Już nie butem, lecz partyjną narracją - „musimy czekać i nie możemy podejmować żadnych pochopnych decyzji”, „lepiej powiedzieć, że pewnych rzeczy się nie da ustalić”.
Już nie agresją, ale „pragmatycznymi” sofizmatami medialnych mędrków - „przecież nie wypowiemy wojny Rosji”, „nie otworzymy kolejnego frontu”, „najpierw gospodarka i polepszenie warunków bytowych”.
Partia Kaczyńskiego ma duże doświadczenie na tym polu, bo już raz, w roku 2010, skutecznie i dogłębnie udało się im wygasić narodowy potencjał.
Wygaszanie nadziei - a z tym mamy dziś do czynienia, to już zbrodnia największej wagi.
Z tych, których się nie wybacza.

***

Drodzy Państwo, Maszerujacy, Czytelnicy i Komentatorzy,

Są wyniki księgarni Multibook za styczeń.

Dziękuję wszystkim Maszerującym w #MarszPrzeciwMiotm za realizację zadnia I-go etapu: promowanie "Nudis Verbis przeciwko mitom", Aleksandra Ściosa. Trzy miesiące: 1-sze miejsce w listopadzie, 2-gie w grudniu i 2-gie w styczniu. Brawo! Proszę nie ustawać w tej pracy, bo podnosicie świadomność Polaków. Przybliżacie czas, kiedy Polska Wam podziękuje, a Polacy odetchną!

To już nie przypadek,nie tylko zasługa wspaniałego Wydawcy. To już Wasza praca nad popularyzacją i zachęcaniem do kupna najnowszej książki, Pana Aleksandra. Przed nami tylko film Brauna oczekiwany od dawna.
#MarszPrzeciwMitom robi swoje,bo #MuremZaPolską. Nie ustawajmy w dawaniu odpowiedzi na ciągle powtarzane pytanie: co robić? Włączyć się w marsz, który ma pomóc budować elity dla Polski. Elity to nie zszargane słowo, to zadanie na miarę potrzeb, to ludzie, którzy zdolni będą poprowadzić Polaków do wolności i niezależności. Do Niepodległej! Idziemy!

Pozdrawiam wszystkich ludzi czynu i kibiców

Sądze że nie będę odosobniony w swoich objekcjach,dlatego ponawiam z TT zapytanie do rodakvision 1.Skąd pomysł u Pana z rekomendacją Grzegoraz Brauna w swoim czasie wartościowego reżysera . Czyżby rzeczywiście nie zrobił Pan podst.researchu z zakresu jego deklarowanego światopoglądu na szeroko rozumianym kierunku wschodnim,niezależnie od jego nowej produkcji filmowej,przy całym szacunku dla Pana za zangażowanie w Naszym "długim marszu"pod auspicjami Gospodarza "Bezdekretu", ktorego serdecznie pozdrawiam jak i forumowiczów.

wibo 57

Odpowiedziałem panu na tt, a zatem tyko powtórzę:
"To jest zestawienie księgarni Multibook jak wyraźnie widać a nie moje. To jest dopiero nieporozumienie. A film był oczekiwany bez względu na nasz stosunek do jego autora. To fakt,a nie rekomendacja."
Czy pan zrobił zupełnie "podst.research" jak długo towarzyszę Panu Aleksandrowi publikując Jego teksty na RODAKpress?
Nieczęsto się to tutaj zdarza, ale bywa, że bywają komentarze wyprzedząjace myślenie, albo też jego procesy.
Łopato-logicznie: to jest "image" ze strony księgarni Multibook i od nich też pochodzi informacja o oczekiwaniu na film Brauna. Co w tym stwierdzeniu miałoby obruszyć Gospodarza?
Dziękuję oczywiście za "cały szacunek", ale proszę o więcej powściągliwości w ocenach.

Panie wibo,

Dziękuje za troskę w sprawie rzekomej „rekomendacji” pana Brauna, ale było to wystąpienie całkowicie chybione i zbędne.
Pan Mirosław udzielił już dostatecznej odpowiedzi, a ja tylko dodam, że nie ma i nigdy nie będzie szansy, by „światopogląd na szeroko rozumianym kierunku wschodnim” zaistniał na tym blogu.

Pozdrawiam Pana

***

Rodakvision1,
Szanowny Panie Mirosławie,

Bardzo się cieszę z tak doskonałych wyników sprzedaży „Nudis verbis-Przeciwko mitom” i najserdeczniej dziękuję wszystkim, którzy zakupili i przeczytali książkę.
Jeśli jej treść kogoś zadziwi, kimś wstrząśnie lub kogoś skłoni do myślenia-książka spełni swój cel.
Przy okazji, muszę przypomnieć o czymś, co powinno być przypominane Czytelnikom bezdekretu.
Nie byłoby tej książki i nie byłoby akcji #MarszPrzeciwMitom, gdyby nie Pana pomoc, życzliwość i wielka, bezinteresowna praca.
Z serca za to dziękuję i pozdrawiam

Szanowny Panie Aleksandrze,

To ja z serca dziękuję za daną mi szansę współpracy w tak wspaniałym dziele jakim jest nasz marsz. Za obcowanie ze słowem wolnym i niespotykanym nigdzie indziej, dziękuję.
To Pana intelekt, wiedza i mistrzowski warsztat dały nam tę i inne książki. Moja rola ograniczyła i ogranicza się jedynie do pomocy, która jest dla mnie zaszczytem, a wykonana praca to mój polski obowiązek.

Z należnym szacunkiem pozdrawiam serdecznie i prawicę ściskam

***

jan kowalski 11 lutego 2018 13:40

Wczoraj oto usłyszeliśmy wyrazy wielkiej troski o nasze Polaków zdrowie - leczmy się więc z ciężkiej choroby antysemityzmu!! Nie dopowiedział ów mówca, że to choroba z rodzaju psychicznych czyli trudnych do wyleczenia ale i to co rzekł wystarczy, by się zatrwożyć nad miarę...
I dzieje się to w dobie ohydnej nawalanki antypolskiej, takiej kpiny z prawdy i męczeństwa tysięcy niewinnych obrońców żydów.
Nie wiem, czy dożyję ja polskiego przywódcy politycznego czy religijnego, który by afirmował swą tożsamość polską a nie miał zamarzniętej którejś z półkul mózgowych?
No nie...ja normalnie wysiadam.

Antypolonizm stał się dziś czymś normalnym.

Kiedy przypominam znajomym w dyskusjach o źródłach polskiego antysemityzmu o faktach z roku 1919, 1939 i późniejszych, widzę, że zaczynają zachowywać się nieswojo. Pierwszy raz słyszą o tym, że Wincenty Witos napisał we wspomnieniach o masowych zdradach społeczności pochodzenia żydowskiego, o tym, że członkowie Bundu, Kombundu, Poalej Syjon przejmowali władzę w powiatowych i gminnych miasteczkach, kiedy na ich horyzoncie pojawiały się bolszewickie armie, że masowo przechodzili na stronę sowietów, do tego stopnia masowo, iż Wojsko Polskie musiało ich całkowicie zluzować, a niektórych internować w Jabłonnej. Podobnie w roku 1939, o czym pisze m.in. Karski w swoim słynnym raporcie (w jego wersji nieocenzurowanej) członkowie robotniczego Bundu i syjonistycznych ugrupowań żydowskich witało na Litwie i w samym Wilnie sowieckich najeźdźców kwiatami. Żydzi, którzy mieszkali w Polsce byli w większości obywatelami wynarodowionymi o niechętnym lub pogardliwym stosunku do Polski. Nie wszyscy. Wielkimi patriotami byli przecież Artur Rubinstein, Roman Felsztyn, gen. Bernard Mond. Zawsze proszę moich rozmówców, aby zwrócili uwagę, iż to, czy jeste się, czy się nie jest Polakiem nie zależy od narodowości, tylko od tego, czy się Polskę kocha i chce się jej bronić, czy nie. W tym sensie Zbigniew Herbert, Polak krwi angielsko-ormiańskiej czy admirał Unrug to również wspaniałe przykłady patriotyzmu.

Nie ma w takim podejściu żadnego, rasowego lub religijnego uprzedzenia. Tych, którzy oddali swe serca i życia Polsce, Polska w ogromnej większości potraktowała lojalnie, czcią, pamięcią, honorami.

Dziś bardzo wiele osób w złej woli wskazuje na polski antysemityzm celowo zaciemniając jego źródła, skąd się wziął. A wziął się z opisanych wyżej przypadków jawnej zdrady, antypolonizmu. I wziął się z obojętności społeczności żydowskiej na los nowonarodzonego państwa polskiego.

Polacy nie brali udziału w Holocauście. Przyznaje to Merkel, Gabriel, przyznaje Haaretz. Okazuje się, że to mało, że Zydzi mają dziś pretensję, iż Polacy ich niedostatecznie bronili. A czy Żydzi dostatecznie bronili państwa, którego byli obywatelami? Czy nie przeszli 17 września 1939 gremialnie na stronę bolszewików? Czy nie zasilili w lipcu 44-go Resortu Bezpieczeństwa Publicznego w procencie, który finalnie sięgnął 58% składu kadrowego?

Mam wielu znajomych Żydów. Jestem areligijny, nie jestem katolikiem. Nie jestem w żaden sposób do nich, ani do innej nacji uprzedzony. Dlatego mogę rozmawiać o faktach z podniesionym czołem. Mogę przywołać skład oficerski dokonujący zbrodni w Katyniu (znów, w dużej mierze żydowski), w Trzebusce. I będę mówić tylko o faktach.

Zdarzały się, oczywiście, akty wydawania Żydów Niemcom, akty napaści, zabójstw. Polacy dopuszczali się takich zbrodni. Ale nie w sposób systemowy, nie Polacy organizowali ludobójstwo, wręcz przeciwnie, Polska Podziemna wydawała i wykonywała wyroki na zbrodniarzach-szmalcownikach.

Czas, moim zdaniem, aby całościowo podejść do historii lat 1919 - 1953 i pokazać tym, którzy sami nie mają chęci lub czasu badać zdarzeń z tamtego czasu, jakie są fakty. Te fakty, w moim przekonaniu, będą dość nieprzyjemne dla społeczności żydowskiej. Ale także ukraińskiej.

Chcesz się powoływać na Karskiego? Proszę bardzo:
http://karski.muzhp.pl/raporty/dane/rozmowa_1_okladka.png
http://4.bp.blogspot.com/-PzSkx4jizNc/VdOjFvelCRI/AAAAAAAABEg/ohO7_uUf0NE/s
1600/Raport%2BKarskiego%2Bs%2B6_6a.png
Uwadze polecam fragment:
(...)Stosunek ich [Polaków] do Żydów jest przeważnie bezwzględny, często bezlitosny. Korzystając w dużej części z uprawnień, jakie nowa sytuacja im daje. Wykorzystują wielokroć te uprawnienia – często nadużywają je nawet. Zbliża ich to w pewnym stopniu do Niemców(...)

Programowanie ciekawostki11 lutego 2018 23:07

Chcesz się powoływać na Karskiego? Proszę bardzo:
http://karski.muzhp.pl/raporty/dane/rozmowa_1_okladka.png
http://4.bp.blogspot.com/-PzSkx4jizNc/VdOjFvelCRI/AAAAAAAABEg/ohO7_uUf0NE/
s1600/Raport%2BKarskiego%2Bs%2B6_6a.png
Uwadze polecam fragment:
(...)Stosunek ich [Polaków] do Żydów jest przeważnie bezwzględny,
 często bezlitosny. Korzystając w dużej części z uprawnień, jakie nowa
 sytuacja im daje. Wykorzystują wielokroć te uprawnienia – często
nadużywają je nawet. Zbliża ich to w pewnym stopniu do Niemców(...)

Panie Przemek Łośko – komentarz poprawiony i uzupełniony
Słusznie zwrócił Pan uwagę na brak logiki – korygowałem swój komentarz i niefortunnie w pierwszym zdaniu pozostawiłem „antypolonizmu”, podczas gdy miało być „polskiego antysemityzmu”. Błąd fatalny, jednakże nieświadomy. Proszę nie doszukiwać się w moim komentarzu więcej niż piszę, a potraktować go jedynie jako konstruktywną krytykę. Chcę jedynie zwrócić uwagę, że pisanie: 1)„Antypolonizm stał się” (czyli tak sam z siebie?) sugerować może istnienie podstaw do antypolonizmu – warto pisać kto o ten antypolonizm od wieków zabiega;
2)„Jestem areligijny, nie jestem katolikiem. Nie jestem w żaden sposób do nich, ani do innej nacji uprzedzony. Dlatego mogę rozmawiać o faktach z podniesionym czołem.” – zgodnie z zasadami logiki, znaczy to samo co stwierdzenie, że osoba religijna, a zwłaszcza katolik, nie może „rozmawiać o faktach z podniesionym czołem.”
3)Ciągłe kajanie się za jednostki prowadzi do utrwalenia się w świadomości osób niewyrobionych obrazu powszechności nagannych zachowań i daje pole do szkalowania Polaków (na zasadzie: skoro wszyscy o tym mówią, to raczej nie były to jednostkowe zachowania).
Poniżej poprawiony komentarz, który jak Pan zauważył był nielogiczny.

„Antypolonizm stał się dziś czymś normalnym”
Nie stał się, tylko wskutek metodycznej i kompleksowej akcji udało się mocarstwom taką narrację narzucić. Wszelkie próby podejmowania dialogu z piewcami „polskiego antysemityzmu” są z góry skazane na porażkę i są niezwykle szkodliwe, gdyż dają niejako podstawy do poważnego traktowania takich tez. Jedyne co możemy, to forsować własną narrację i przekazywać swoim dzieciom prawdę, by zachowały polską tożsamość. Byśmy sami nie ulegli w końcu zmasowanej kalumnii.
„Jestem areligijny, nie jestem katolikiem. Nie jestem w żaden sposób do nich, ani do innej nacji uprzedzony. Dlatego mogę rozmawiać o faktach z podniesionym czołem.”
W jaki sposób bycie religijnym przeszkadza w tym by „rozmawiać o faktach z podniesionym czołem”? Ja jestem uprzedzony do państwa niemieckiego, rosyjskiego, do organizacji żydowskich – uprzedzony jako do wrogów mojego państwa, mojej tożsamości. Nie potrzebuję alibi rzekomej bezstronności, by przytaczać fakty. Potrafię docenić jednostki, nie twierdzę, że każdy Żyd, Rosjanin czy Niemiec jest moim wrogiem, ale też mamy aż nadmiar faktów potwierdzających bezpardonowe ataki Żydów, Niemców, czy Rosjan na polskość. Nie tylko mamy prawo, ale też obowiązek o takich atakach stanowczo mówić.
„Zdarzały się, oczywiście, akty wydawania Żydów Niemcom, akty napaści, zabójstw. Polacy dopuszczali się takich zbrodni.”
Zdarzają się, oczywiście, Polacy, którzy nie mają ręki, ale przypisywanie Polakom kalectwa jest absurdem. Powszechne umieszczanie w swych wypowiedziach takich twierdzeń tworzy obraz powszechności takich postaw, a to sprzyja szkalowaniu Polaków. Jest efektem antypolskiej zmasowanej akcji.
Jak Polacy mają chociażby dostrzec podłość wypowiedzi JK o polskim antysemityzmie, jeżeli zbiorowo ulegają antypolskim działaniom – jak nie szkalując Polaków, to podejmując dyskusję?

***

"Kiedy przypominam znajomym w dyskusjach o źródłach polskiego antysemityzmu "
Szanowny panie. A co to jest " polski antysemityzm? Pokaż pan gdzie się takie zwierzę pasie?
Ja w swoim 60 letnim życiu spotkałem bezpośrednio tylko jednego, no, dwóch Żydów. Taki przypadek. Osobiście nic do tych panów nie miałem.Tak się jakoś złożyło, że obaj emerytowani pułkownicy UB.
Tam skąd pochodzę, konkretnie na skraju wsi Ciepielów, stoi marny kopczyk kamieni, jedyna pamiątka po spaleniu żywcem czterech rodzin za ukrywanie Żydów.
http://prawy.pl/62024-zbrodnia-w-starym-ciepielowie-czyli-tak-zginela-rodzina-kowalskich-2/
Więc wreszcie przestańcie wy, którzy się za Polaków macie, pieprzyć mi o "polskim antysemityzmie"!!! I o jakichś "diabelskich umysłowych chorobach", bo one istnieją tylko w waszych urojeniach , które powinniście dyskrecjonalnie leczyć a nie pchać się z tą ułomnością na afisze.
Przepraszam Gospodarza za ton, postaram się więcej już nie zawracać sobą tutaj niczyjej uwagi.

Panie Kowalski,

Pan się sam wyklucza z dyskusji. Pan/Pani Ciekawostka - co to ma do rzeczy? Pan/Pani wie, co chce powiedzieć?

Pan Rafał Stańczyk - chce Pan negować istnienie antypolonizmu? A wskazywanie antypolonizmu nazywać dialogiem z "piewcami" antypolonizmu? Przyznam, iż nie umiem zakwalifikować jako logiczne, wywodów nielogicznych. Jeśli uważa Pan, że umie rozmawiać, proszę nie wywodzić z wypowiedzi nic ponad to, co zostało powiedziane. To niegrzeczne.

Ano, wykluczam się, bo mnie mierzi niewolnicza mentalność Polaków przebijająca się mimo uczonej czy, jak kto woli, uzbrojonej w logiczne szańce narracji.

***

przemek łośko, Rafał Stańczyk, jan kowalski,
Szanowni Panowie,

Z uwagą przeczytałem tę wymianę opinii i nie widzę powodów do emocjonalnych reakcji. Byłbym daleki od przypisywania Panu Przemkowi Łośko takich intencji lub poglądów, jakie znaleźliście Panowie w jego komentarzu.
Dostrzegam natomiast jedno, niefortunne określenie użyte w tym komentarzu i obawiam się, że mogło ono wywołać niewłaściwe skojarzenia.
Zawsze i bezwzględnie słowa „polski antysemityzm” ujmowałbym w cudzysłów lub w ogóle rezygnował z używania tego zwrotu.
Ponieważ nie chcę umacniać tego tematu pod wpisem, który dotyczy sprawy zasadniczo różnej, zwrócę tylko uwagę, że już samo określenie „antysemityzm” nastręcza niemałe problemy. Może dlatego, że pochodzi z nazewnictwa, którego nauka od dawna nie stosuje i ono jest bardzo szerokie.
Nigdy nie mogłem pojąć, dlaczego stosuje się go tylko w odniesieniu do narodu żydowskiego. Bo jeśli tak, byłoby to wielce niefortunne i nietrafne. Nikt przecież nie słyszał, by mianem „antysemity” nazywano kogoś, kto walczy z Arabami, którzy, podobnie jak Żydzi należą do ludów semickich.
A co z innymi semitami, np. Asyryjczykami, którzy żyją dziś w Iraku, Iranie i Syrii? Czy negatywny stosunek do nich, również podpada pod „antysemityzm”?
Absurdalność tego określenia powinna być oczywista i warto się zastanowić, dlaczego Żydzi nie używają terminu brzmiącego nieco gorzej, ale w pełni adekwatnego – „antyżydowskość”. To zawładnięcie słowem „antysemityzm” przez naród, który (wg. różnych szacunków) stanowi ok 6 proc. całej populacji ludów semickich, jest zadziwiające.
Mówienie zaś o „polskim antysemityzmie”, to już kompletna brednia i nie zmienią tego żadne pozytywne lub negatywne przykłady zachowań.
Określenie to dlatego jest fałszywe, iż sugeruje, a wręcz narzuca, jakoby ów „antysemityzm” stanowił jakąś naszą cechę narodową i miał związek z polskością.
A przecież nikt i nigdy nie odważyłby się powiedzieć o „polskiej antyniemieckości” lub „polskiej antyukraińskości”.
Skąd zatem ta fałszywa zbitka słowna i dlaczego my – Polacy, mielibyśmy przypisywać sobie jakąś szczególną niechęć wobec Żydów? Dlaczego nas właśnie, którzy przez wieki żyliśmy wspólnie z Żydami, miałby wyróżniać „polski antysemityzm”?
Odpowiedzi można szukać w słowach księdza Waldemara Chrostowskiego, wybitnego biblisty, współprzewodniczącego Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów. Słowa te, od dawna widnieją na portalu RODAKPress: "Dawniej antysemitą był ten, kto nie lubił Żydów. Dzisiaj jest nim ten, kogo nie lubią Żydzi. Żydzi najbardziej nie lubią Polaków, a władze RP zbyt rzadko i zbyt miękko reagują na antypolskie werbalne ekscesy Żydów”.
Sądzę, że ta bardzo trafna uwaga księdza Chrostowskiego, solidnie objaśnia „etymologiczny” fundament określenia „polski antysemityzm” i – choćby po to, by nie utrwalać tak fatalnych skojarzeń, należałoby zrezygnować z używania fałszywego zwrotu.

Tym bardziej, że nie nam, lecz samym Żydom potrzebny jest „polski antysemityzm”. A nawet każdy inny rodzaj „antysemityzmu”.
Kreowanie takich „wrogów” jest bardzo ważne. Nie tylko pozwala integrować własną społeczność, zadbać o silnych sojuszników i wielkie pieniądze, ale wyśmienicie umacnia przeświadczenie o własnej wyjątkowości i „wybraniu”.
„Nieustające, bezgłośne, lecz całkiem jasne orędzie powiada: „Wy jesteście doskonali, tamci są zgnili ze szczętem. Już dawno żylibyście w raju, gdyby złość waszych wrogów nie stała na przeszkodzie” - pisał przed laty Leszek Kołakowski o „jasnym orędziu komunizmu”.
Można się zastanawiać, czy nie pobrzmiewa ono również w tej wymuszonej potrzebie szukania „antysemityzmów”?
Uważam też, szanowni Panowie, że w kontekście obecnego „sporu polsko-żydowskiego”, przytaczanie różnych przykładów i cytatów oraz stosowanie rzeczowej, historycznej argumentacji, jest całkowicie zbędne.

W tej awanturze, a ściśle – celowej kombinacji, nie chodzi przecież o racjonalne argumenty, o dowody historyczne bądź naukowe.
Współcześni Żydzi, którzy nic lub bardzo mało mają wspólnego ze społecznością żydowską II Rzeczpospolitej, doskonale wiedzą, że ich polscy pobratymcy byli masowo mordowani przez Niemców. Tych samych Niemców, którzy ciężkimi milionami zmyli z siebie zbrodniczą hańbę i uchodzą dziś za przyjaciół Izraela.
A jeśli Żydzi mówią co innego lub sugerują nam złą wolę w kwestiach historycznych - znajduję dwa wyjaśnienia: robią to świadomie, chcąc w ten sposób zastraszyć Polaków i zmusić nas do ustępstw, albo są kompletnymi ignorantami.
Problem w tym, że gdybyśmy mieli przyjąć, tak chętnie eksponowaną przez polityków PiS normę „nieporozumienia” lub „niezrozumienia” strony żydowskiej (a zatem wyjaśnienie drugie), to przecież nigdy i w ogóle nie warto byłoby dyskutować z debilami, którzy nie znają podstawowych faktów z historii własnego narodu.
A skoro taką normę trudno uznać za racjonalną, trzeba przystać na wyjaśnienie pierwsze. To z kolei oznacza, że potrzebne są nie dyskusja i dialog – bo takich metod nie stosuje się wobec terrorystów, ale środki znacznie mocniejsze.
W relacjach międzynarodowych wiele jest takich środków – od groźby usunięcia nazbyt napastliwego ambasadora, po „dyskretne sugestie” o rozmaitych utrudnieniach bądź ukróceniu cennych geszeftów i obszarów wpływu.
W jednym lub drugim przypadku, stosowanie argumentacji merytorycznej, jest kompletnie bezużyteczne i ten, kto to robi -a tak postępują ludzie PiS, przypomina Don Kichota walczącego z wiatrakami.
Pół biedy, gdy ośmieszają tylko siebie, ale tu ośmieszają i narażają wszystkich Polaków.
Narażają zaś na to, że niezdolni do odparcia ataku agresora, zostaniemy na zawsze napiętnowani fałszywym mianem „antysemitów”. Skąd tylko krok do przypisania nam odpowiedzialność za zło II wojny światowej.
Tym łatwiejsze do przypisania, że nie chcemy lub nie mamy z czego dać owych ciężkich milionów, jakimi Niemcy „odkupili” swoje winy wobec Żydów.

Jest w tej sytuacji jeszcze jeden, a wyjątkowo ohydny akcent.
Ze strony postaci, którą miliony moich rodaków uznają za „wybitnego męża stanu”.
Jak pewnie wszyscy wiemy, podczas ostatniej miesięcznicy smoleńskiej, prezes PiS pouczył Polaków: „Dziś wrogowie Polski, można powiedzieć, że dzisiaj diabeł podpowiada nam pewną bardzo niedobrą receptę, pewną ciężką chorobę duszy, chorobę umysłu - tą chorobą jest antysemityzm. Musimy go odrzucać, zdecydowanie odrzucać”.
Każdy rozumny człowiek wie, że nienawiść do innej nacji, narodu, jak zresztą każda inna nienawiść, jest niszcząca i zła. Nienawiść jest chorobą umysłu, bo jeśli go opanuje, wypiera z niego racjonalną refleksję i trzeźwą ocenę. W tym kontekście, nie sposób nie zgodzić się z opinią Kaczyńskiego.
Problem zaczyna się w chwili, gdy zdamy sobie sprawę – kiedy i w jakiej sytuacji prezes PiS poucza nas o tej „oczywistej oczywistości” i uprzytomnimy sobie, jaka sugestia jest w niej zawarta.
Kaczyński mówi wyraźnie, że to nam, a zatem Polakom, ludziom zgromadzonym na modlitwie za ofiary zbrodni smoleńskiej, „diabeł podpowiada pewną bardzo niedobrą receptę”.
To my - Polacy, wyborcy PiS, „prawicowcy”, patrioci, mamy „zdecydowanie odrzucić chorobę antysemityzmu”.
Zaskakujące, że nikt nie zapytał tego mędrca – a kiedyż to zachorowaliśmy na taką chorobę, jak ona dziś się objawia oraz nie zadał pytania najważniejszego: dlaczego Kaczyński poucza nas o „antysemityzmie”?
Czy obecny „konflikt” ze środowiskami żydowskimi został wywołany przez objawy tej rzekomej choroby, czy mamy sobie coś do zarzucenia i wśród nas powinniśmy szukać winnych obecnego „konfliktu”?
Można się domyślać, że Kaczyński wprost sugeruje taką sytuację,a zwracając się do nas, chce łagodzić objawy strasznej choroby, która czyni spustoszenia w relacjach z Izraelem.
Co więcej, prezes PiS zdaje się uważać, że zjawisko „polskiego antysemityzmu” rzeczywiście istnieje, bo tylko takim przeświadczeniem wolno nam tłumaczyć fakt, że właśnie tu i teraz zdecydował się wypowiedzieć te skandaliczne słowa.

Nazywam je skandalicznymi, bo mają taki sam wydźwięk, jak inne, wielokrotnie powtarzane słowa Kaczyńskiego z roku 2015 – „Nie będzie żadnej zemsty i odwetu, negatywnych emocji ani osobistych rozgrywek czy odgrywania się, żadnego kopania tych, którzy upadli”.
Wówczas ten „mąż stanu” zdawał się nam mówić, że nasze pragnienie sprawiedliwości i nadzieja na rozliczenie winnych aktów zdrady, rozkradania Polski i ośmioletniej zapaści, to nic innego, jak pospolita „zemsta i odwet”.
Teraz zaś, już nawet bez sugestii, Kaczyński przypisał nam „ciężką chorobę antysemityzmu”.
Przypisał ją w chwili, gdy środowiska żydowskie opluwają nasz kraj, przypisują nam zbrodnie niemieckie i posądzają o nikczemne intencje. Zrobił to w czasie trwania zmasowanej, antypolskiej kampanii.
Ten bohaterski polityk znalazł w sobie dość odwagi, by takimi słowami potępić urojoną chorobę „polskiego antysemityzmu”.
Zabrakło mu jej, by choćby słowem nazwać rzeczywistego agresora i napiętnować realny antypolonizm środowisk żydowskich.

***

Szanowni Państwo,

Na stronie Rodaka i TT @RODAKvision1 prezentujemy zwycięski projekt logo "Długiego marszu przeciwko mitom". Niech nas Orzeł prowadzi.
Wyniki konkursu ogłoszamy 14 lutego w rocznicę powstania
Armii Krajowej. "Walentynki", to tylko nowy mit wprowadzony przez Obcych.
Pozdrawiam wszystkich maszerujących i kibicujących.
#MarszPrzeciwMitom trwa!

Panie Mirku, a może nie przesadzajmy z patryotycznym zadęciem?

Walentynki to naprawdę udany przeszczep z Zachodu, według mnie są urocze i bardzo je lubię. Więc jutro, zamiast solennie obchodzić kolejną rocznicę (a co dzień jakaś wypada), będę z przyjemnością wysyłać i otrzymywać ? ? serduszka. Czego i Panu serdecznie życzę!

PS. Orzeł - OK! :-)

Pani Urszulo,
gdybym miał mniej dystansu do siebie i swej mizernej roli to "zadęcie" by mnie uraziło, a tak tylko zapewniam Panią, że te serduszka i ta "powszechnie" uprawiana tego dnia(!) miłośc to dopiero zadęcie. Niech Pani rozejrzy się wokół a zapewne dostrzeże Pani tą codzienną erupcję miłości :-)
Zapewniam Panią, że to uczucie jest dla mnie najwyższej wagi życiowym doświadczeniem i życzę tego każdemu bez względu, albo i wbrew ilości otrzymanych tego dnia serduszek.

Całe szczęście że Orzeł jest OK :-)
Mamy jeden krok w dobrą stronę zaliczony.

08.01.2018r.
RODAKnet.com






RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Docz do nas - Aktualnoi RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrocie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet