BŁOTO- Aleksander Ścios




Rzecz dla
Rzeczpospolitej


W 30 rocznicę śmierci


Afera marszałkowa -
bo tak nazwałem cykl wydarzeń z lat 2007-2008 jest ,,matką" wszystkich afer z czasów rządów PO-PSL





 
Od redakcji RODAKpress:
Szanowni Państwo,

Aleksander Ścios od lat swoimi tekstami tworzy wspólnotę niezależnej myśli.
W tej trudnej pracy powinniśmy go wspierać i dlatego redakcja w imieniu Autora zwraca się do Państwa o dokonywanie dobrowolnych wpłat.
W tym celu przejdź na blog Aleksandra Ściosa

Kliknij na przycisk
"Przekaż darowiznę"
i dalej według instrukcji na stronie.
Dziękujemy wszystkim, którzy okażą wsparcie.

Panowie, wielkich wysiłków pracy trzeba, aby Polskę znowu na drogę naprawy wypchnąć
BŁOTO

Z przemówienia Marszałka Józefa Piłsudskiego na bankiecie w hotelu „Bristol” w dn. 3 lipca 1923.

        Powtarzam raz jeszcze, że nie znam faktu tak dziwnego, nie znam faktu tak śmiesznego w swojej prostocie, jak ten, który jednego człowieka, tak mało znanego, tak mało odczutego, tak mało zżytego z calem tem społeczeństwem - bo wśród posłów znałem może kilkunastu, wszyscy inni byli mi obcy ludzie, którzy mnie nie znali, którzy nic nigdy nie widzieli w mojem życiu - wynosi na to stanowiska, bez żadnego gwałtu, przymusu, bez żadnej agitacji, a nawet wbrew jego woli, gdyż tego nie szukał daje mu dobrowolnie władzę tale wybitną i tak wyjątkową.
Kazano mi wreszcie reprezentować siebie, wszystkich w Polsce nazewnątrz i wewnątrz.
Jeżeli przedtem mogłem tłumaczyć zjawisko, jakiemś zamąceniem, jakąś nieumiejętnością - to w tym wypadku ludzie wybrani, mający czas do namysłu, do narad, do krytyki każdego swego postanowienia - dają mi poza tem co miałem poprzednio, dają mi siłę moralną, którą każdy człowiek mieć może, gdy takiem obdarzony jest zaufaniem, gdy to zaufanie w taki manifestacyjny, w taki uroczysty, w taki niezwykły sposób się wyraża.
Lecz odtąd, Panowie, te piękne zaszczyty, cudne jak z bajki tysiąca i jednej nocy, odtąd historja się zmienia.
Postawiono umie tak wysoko, jak nigdy nikogo nie stawiano, postawiono mnie tak, bym cień na wszystkich rzucał, stojąc jeden w świetle.
         Był cień, który biegł koło mnie. to wyprzedzał mnie, to zostawał w tyle.
Cieniów takich było mnóstwo, ciernie te otaczały mnie zawsze, cienie nieodstępne, chodzące krok w krok, śledzące mnie i przedrzeźniające. Czy na polu bitew, czy
w spokojnej pracy w Belwederze, czy w pieszczotach dziecka - cień ten nieodstępny koło mnie ścigał mnie i prześladował.
Zapluty potworny karzeł na krzywych nóżkach, wypluwający swoją brudną duszę, opluwający mnie zewsząd, nie szczędzący niczego co szczędzić trzeba - rodziny, stosunków, bliskich mi łudzi, śledzący moje kroki, robiący małpie grymasy, przekształcający każdą myśl odwrotnie - ten potworny karzeł pełzał za mną jak nieodłączny druh, ubrany w chorągiewki różnych typów i kolorów - to obcego, to swego państwa, krzyczący frazesy, wykrzywiający potworną gębę, wymyślający jakieś niesłychane historje, ten karzeł był moim nieodstępnym druhem, nieodstępnym towarzyszem doli i niedoli, szczęścia nieszczęścia, zwycięstwa i klęski.
Nie sądźcie, panowie, że to jest tylko metafora, ja zacytuję tylko kilka faktów, takich potwornych, dzikich, że trudno pojąć, z jakiej kadzi nieczystości zarazić trzeba sobie wyobraźnię, by podobne rzeczy wymyśleć.
Reprezentant narodu wybrany przez wszystkich, reprezentujący wszystkich - kradnie! Zbiera, się komisja Sejmowa, aby szukać skradzionych przez tego reprezentanta insygniów królewskich. Komisja Sejmowa, obradująca pod egidą czy pod kierownictwem marszałka Sejmu szuka, śledzi, bada, poszukuje skradzionych przez tego reprezentanta rzeczy!
Czy Panowie coś bardziej potwornego, coś bardziej wstrętnego, coś bardziej oplutego pomyśleć możecie? Czy można mieć reprezentanta tego rodzaju? Pomyślcie sobie to gdzie indziej wśród wolnych swobodnych narodów - nasz reprezentant - złodziej! Nasz reprezentant zdradza kraj w czasie wojny, umawia się z nieprzyjacielem! Naczelny Wódz, prowadzący wojnę, jest zdrajcą. Gdzież na niego kara! Czy jest próba usunięcia go? Czy jest próba pociągnięcia go do odpowiedzialności? Czy jest próba zrobienia go odpowiedzialnym za te niebywałe zbrodnie? Niema, idzie tylko o plucie, idzie tylko o kał wewnętrzny, którego pełna musiała być dusza, jeżeli na te rzeczy się zdobyła.
Idzie o jakieś niesłychanie obrzydłe zjawisko duszy ludzkiej, która w ten sposób postąpić może. Potworny karzeł wylęgły z bagien rodzimych. Bity po pysku przez każdego z zaborców, sprzedawany z rąk do rąk, płatny.
Oto ci, którzy chcą obniżyć do swego poziomu to, co zostało wzniesione wysoko..
        Moi Panowie, powtarzam, nie znam, gdy nad ubiegłemi latami się zastanawiam, nie znam zjawiska bardziej stałego, bardziej metodycznie prowadzonego jak to dotykanie rodzinnych stosunków, przed któremi każdy człowiek się zatrzymuje, jak to dotykanie moich przyjaciół, mojego otoczenia, każdego nieledwie człowiek, który się do mnie zbliżył, brudnemi rękoma, brudną duszą, brudnemi słowami i brudnem, stęchłem powietrzem.
Nie znam, moi Panowie, zjawiska hardziej stałego, gdy przebiegam swoją historję za ubiegłe lata...
         Miałem przyjaciół, którzy się zmęczyli i odeszli, miałem współpracowników
z którymi źle czy dobrze współpracowałem, którzy także w ten czy inny sposób odemnie odchodzili. Ale to paskudztwo duszy, które do mnie przylepiano, było tak nieodłączne, tak systematyczne, że gdy myślę o przeszłości, zawsze się oglądam, czy ubranie moje jeszcze nie cuchnie.
A plucie to chrzczono wysokiemi słowami, wysokiemi hasłami.
Była to praca tak z w. narodowa, praca t. zw. patrjotyczna! Nie jest to tragizmem - dla mnie. Rzeczy takie rzadko się zdarzały na świecie, gdyż są one potworne, niemoralne, dzikie i wstrętne. Wylęgać się takie zjawiska mogą tylko w bagnie niewoli, przez które narody przechodzą.
Na rzucone mi tu przez p.Anusza pytanie, który, nie żegnając się ani witając
z niepokojem pyta, dlaczego ten nieodłączny pracownik Państwa Polskiego, którego niegdyś na wysokie regjony wzniesiono, ozdobiony tak wielkiem imieniem
i zaszczytami, dlaczego on opuszcza swoje stanowisko - odpowiem wprost: „szanuję swoją historję, szanuję ją dla siebie, szanuję ją dla dzieci.
Szanuję ją dla przyszłych historyków, którzyby także w twarz mi napluli, gdybym razem z potwornymi karłami, którzy mnie obniżyć chcieli - pracował.
      Decyzja moja była bezpowrotna. Karły próbowały w ostatnim czasie zmienić swoje grymasy na uśmiech szczęścia z powodu spotkania mnie w tem czy innem miejscu. Zastanawiałem się, moi Panowie, nad swemi czynami, nad wartością mej pracy, nad tem co zrobiłem i czegom nie zrobił. Nie będę mówił i nie będę sobie przypisywał większych zasług, niż te, które mi świat przypisuje. Jeżeli mówią o mnie, że z narodem polskim rady sobie nie dałem - to przecież żadna krytyka, żadna śmiałość nie sięgnie po moje laury wojskowe.
Okryłem chwałą oręż polski. Dałem w pierwszych dniach życia polskiego zwycięstwa tak błyskotliwe, tak nieznane, tak gdzieś w zamierzchłej przeszłości słyszane, że dotąd tą sławą pierś żołnierska się koi.
Doprowadziłem do zwycięstwa nad nieprzyjacielem, przed którym inni drżeli. Dlatego też zwróciłem się natychmiast, po złożeniu urzędu najwyższego, do pracy wojskowej. Zdolności, temperament,doświadczenie nabyte - dawały mi łatwość pracy, więcej, dawały mi łatwiejsze powietrze. Moi Panowie, pracę tę opuściłem, opuściłem ją zupełnie. Wniosłem dymisję i prośbę o zwolnienie z wojska. Dlaczego? Obowiązek żołnierza jest trudny. We Francji armję nazywa się grande muette - wielkim niemową. Wojsko milczeć musi i nieraz Panowie swobodnie używający języka, nie wiecie, jak ciężko nieraz bywa oficerowi i żołnierzowi w kraju gdzie tak swobodnie języki w buziach się plączą, być tylko niemym świadkiem tego, co się dzieje, ściskać w sobie serca, myśl pracującą, aby się nazewnątrz nie wydobyła, zamknąć siebie. Ostrożnie, Panowie, z tym instrumentem, ostrożnie specjalnie z językami. Żołnierze należą do kasty obywateli bez praw, wtedy, kiedy Wy pełnoprawni jesteście. Wszedłem do wojska, dając swą pracę - teraz opuszczam szeregi. Dlaczego?
W tej samej chwili, gdy Belweder, miejsce zaszczytu, miejsce honoru Polski opuściłem, wszedł tam inny człowiek, wybrany legalnie aktem uroczystym podpisanym przez Marszałka Sejmu. Oddałem mu władzę zgodnie z Konstytucją. Na moje miejsce przyszedł dla reprezentacji narodu całego, i wszedł na tę ścieżkę, którą ja potrosze przetorowałem - człowiek inny. Nie rozważam jego zalet ani wad, nie omawiam jego wartości. Człowiek ten jak ja został wyniesiony ponad innych, dobrowolnym aktem włożono na niego obowiązek, że ma być naszym przedstawicielem, ma w pieczy mieć nasz honor, naszą godność.
Ta szajka, ta banda, która czepiała się mego honoru, tu zechciała szukać krwi. Prezydent nasz zamordowany został po burdach ulicznych, obniżających wartość pracy reprezentacyjnej przez tych samych ludzi, którzy ongiś w stosunku do pierwszego reprezentanta, wolnym aktem wybranego, tyle brudu, tyle potwornej, niskiej nienawiści wykazali. Teraz spełnili zbrodnię.
Mord karany przez prawo. Moi Panowie, jestem żołnierzem. Żołnierz powołany bywa do ciężkich obowiązków, nieraz sprzecznych ze swojem sumieniem, ze swoją myślą,
z drogiemi uczuciami. Gdym sobie pomyślał na chwilę, że ja tych panów, jako żołnierz bronić będę - zawahałem się w swojem sumieniu. A gdym się raz zawahał, zdecydowałem, że żołnierzem być nie mogę. Podałem się do dymisji; z wojska.
To są, moi Panowie, przyczyny i motywy, dla których służbę państwową opuszczam.
Na zakończenie, pozwólcie mi Panowie, zrobić małą symbolistykę. Długi czas pracowałem w gmachu na Saskim placu, gdzie przechadzając się po wielkim gabinecie, rzucałem raz po raz okiem na ciemne, szare widoki Warszawy.
I zawsze widziałem jakieś dziwne rzeczy, szarą płachtę otaczającą jakąś dziwną postać. Naprzód szedł koń. Koń idący ku słońcu, przerywający parkan, za nim na czworakach pełznącą postać ludzką. Ten widok nieraz mnie śmieszy.. Ten widok bawił mnie swoją oryginalną konstrukcją rzeźbiarską. Gdzież tu jest myśl, gdzież tu jest idea,gdzie tu jest praca wielkiego artysty?
Wielkie konisko, przerywające parkan, za nim z głową schowaną jakby ze wstydu na czworakach człowiek. To był nasz Naczelny Wódz w przeszłości. Wrócił do kraju, szukał serca, szukał tego, czego dawno, dawno nie widział. Naczelny Wódz Wojsk Polskich, bo takim był Książę Józef Poniatowski. Gdzież ten piękny ułan, gdzież jest ta postać wyśpiewana, wymalowana. Gdzie ona jest?
Oddano mu hołd i sztandary przed nim powiewały, grzmiały armaty, jak nieraz w bitwach. Stanął i patrzy. „Gdzie są moi następcy? Gdzie w wolnej Polsce Naczelni Wodzowie? Gdzie są moi Koledzy? Ja zginąłem ongiś w błocie. Błoto przykryło mi oczy, błoto zasłoniło wzrok. Gdzie są oni?
Na mnie pierwszego padł zaszczyt być Wodzem Naczelnym Polski. Ja hufce stawiałem, ja je rzucałem w bój. Na pomniku są słowa: Honor i Ojczyzna.
Szukasz honoru? Znajdziesz twego następcę także w błocie, w błocie rodzimym! Błotem został napojony. Taki jest los Naczelnych Wodzów Polski bez honoru. Polski, której serce drgać nie umie. Panowie, ten symbol Naczelnych Wodzów Polski - z konieczności ginących w błocie, jest historją Polski dotychczasowej.
Gdy patrzę na ten pomnik - mówię: „I ja idę do błota.“
Szanowni Panowie, tym symbolem chciałbym Was pożegnać.
Gdzieindziej, w stosunku do reprezentantów państwa, nawet gdy są nieuczciwi, ukrywa się to, czyni się wysiłki, by na reprezentancie plamy nie było, by błyszczał jak tarcza.
Gdzieindziej Wódz Naczelny, który zwyciężył, jest czczony, spotykają go honory
i zaszczyty, bo przecież on państwo wyratował, przecież on ocalił od nieszczęścia wszystkich. U nas inaczej - Wódz ma iść w błoto i tylko, gdy dostatecznie błota się napije, ma być godnym Polski.
Proszę Panów, przywołując Wam na pamięć te rzeczy, streszczając historję pięciu lat ubiegłych, nie chcę wcale wywołać efektu tragizmu.
Chcę tylko stwierdzić, że to błoto jest i że ma ono powagę i znaczenie w Polsce. Chciałem stwierdzić, że jeżeli Polska w pierwszym okresie zdobyła się na naprawę Rzeczypospolitej, to potem powoli od naprawy do starych narowów powrót się zaczyna, i że, Panowie, wielkich wysiłków pracy trzeba, aby Polskę znowu na drogę naprawy wypchnąć.
Nie oskarżam nikogo, nie jestem ani prokuratorem, ani sędzią śledczym - szukam jedynie prawdy.
Co do siebie. Panowie, prosząc o pamięć, proszę zarazem o wielki, wielki odpoczynek, bym mógł łatwem powietrzem odetchnąć, bym mógł być takim wolnym i swobodnym, jak Panowie, tak wesołym, jak byli moi koledzy z Pierwszej Brygady, którzy mi największe zaszczyty swą pracą dali.

Tekst z „Kuriera Porannego” z dn. 4 lipca 1923 roku

Aleksander ŒŚcios
Blog autora

10.08.2019r.
RODAKnet.com

Ten ogrom pracy wart jest wsparcia Aleksandra Ściosa
"ROCZNIKI BEZDEKRETU", czyli "Vademecum skauta" zgomadzone przez Panią Halkę Ścios
Tutaj znajdziecie wszystkie teksty Aleksandra Ściosa wraz z komentarzami, które ukazały się na Jego blogu BEZDEKRETU. Ściągaj i wspieraj Autora na którego w IIIRP "tej zmiany" jest totalny zapis. ...czytaj dalej

ŚŒCIOS PYTAŁ KOMOROWSKIEGO, a TERAZ PYTA NASZYCH WYBRAŃCÓW

Czytelnikom Aleksandra ŒŚciosa i jego komentatorom na blogu oraz TT:

Aleksander ŒŚcios
19 maja 2016 21:43

Szanowni Państwo,

Najmocniej przepraszam stałych Czytelników bezdekretu za dyskomfort związany z lekturą niektórych "komentarzy" i za obecnoć treści, które nie powinny znaleść się w tym miejscu.

Od wielu lat staram się prowadzić blog w ten sposób, by nie pojawiały się tu dezinformacje, łgarstwa lub esbeckie "wrzutki". Dość ich w tzw. wolnych mediach i na "prawicowych" forach internetowych.

Nie dopuszczam również do głosu klasycznych idiotów, ćwierćinteligentów ani zadaniowanych funkcjonariuszy.

Nie ma tu miejsca dla teoretyków spisku żydo-masońskiego, wyznawców endokomuny i narodowych bolszewików, dla sierot po Urbanie, esbeckich prowokatorów lub zwolenników "trzeciej drogi".

Nie mam czasu ani ochoty, by prowadzić polemiki na poziomie uwłaczającym ludziom rozumnym. Nie uważam też za konieczne objaśniania rzeczy oczywistych.

To kwestia zasad, higieny psychicznej oraz szacunku wobec gości i przyjaciół bezdekretu.

Chcę więc wyraźnie podkreślić, że od tej chwili wszelkie brednie o "wspólnych posiedzeniach rządów polskiego i izraelskiego z ojcowskim nadzorem Amerykanów" itp. rewelacje, których autorzy węszą spiski żydowsko-amerykańskie, będą stąd natychmiast usuwane i nie doczekają się odpowiedzi.

Będę również kasował "komentarze" w stylu zaprezentowanym przez pana "Kowalski Jaroslaw". Nie ma tu miejsca na niewybredne insynuacje ani na łgarstwa powielane na forach Związku Byłych Funkcjonariuszy Służb Ochrony Państwa itp. organizacji.

Nie interesuje mnie - co o takich praktykach pomyślą autorzy takich wypowiedzi. Będę ich usilnie zniechęcał do odwiedzania mojego bloga i dbał, by nie zaśmiecali tego miejsca.

Z komentarzy na blogu Autora:



„Gdzie są moi następcy? Gdzie w wolnej Polsce Naczelni Wodzowie? Gdzie są moi Koledzy? Ja zginąłem ongiś w błocie. Błoto przykryło mi oczy, błoto zasłoniło wzrok. Gdzie są oni?
Na mnie pierwszego padł zaszczyt być Wodzem Naczelnym Polski. Ja hufce stawiałem, ja je rzucałem w bój. Na pomniku są słowa: Honor i Ojczyzna.
Szukasz honoru? Znajdziesz twego następcę także w błocie, w błocie rodzimym! Błotem został napojony. Taki jest los Naczelnych Wodzów Polski bez honoru. Polski, której serce drgać nie umie. Panowie, ten symbol Naczelnych Wodzów Polski — z konieczności ginących w błocie, jest historją Polski dotychczasowej.

_________________________________________________


Komendant nad wszyskich poetów wielbił Słowackiego. Na pewno wczytywał się nie raz w Jego arcydramat "Mazepa". I dobrze pamiętał wstrząsające zakończenie:


WOJEWODA

Daj mi kindżał.

CHMARA

Panie, ukorz się…

WOJEWODA

Do błota?…

KRÓL

Wojewodo! Dasz głowę…

WOJEWODA

Ot masz… niech ją zwleką,

Lecz każ mnie od tych trupów pogrzebać daleko…

...

Pani Urszulo,

Na tak wyśmienitą puentę, odpowiedzieć może tylko sam Słowacki.
Fragmentem „Króla Duch”, który – wręcz proroczo, tak mocno dotyka postaci Józefa Piłsudskiego.

Ale przeze mnie ta ojczyzna wzrosła,
Nazwiska nawet przeze mnie dostała
I pchnięciem mego skrwawionego wiosła
Dotychczas idzie: Polska — na ból — skała…
Falą ją druga nieraz z drogi zniosła

I duch jej święty poszedł w kwiaty ciała
Bezwonne, martwe; lecz com ja wycisnął
Pod krwią, tem zawsze zwyciężył, gdy błysnął!


Dziękuje i pozdrawiam serdecznie

***

Szanowny Panie Aleksandrze,

"Panowie, wielkich wysiłków pracy trzeba, aby Polskę znowu na drogę naprawy wy­pchnąć" - wiek temu powiedział Józef Piłsudski. Pan to wszystko wiedział. Pan ponad dekadę już nas uczy w powołanej przez siebie "Akademii Polskości" na rogu Niepodległej i Nieobecnej, w gmachu głęboko ukrytym przez "polskimi służbami", gdzieś na terytorium polskim w IIIRP o której "nasi" wybrańcy każą #MyślećPolska. To Pan wezwał do "Długiego marszu przeciw mitom", aby "Polskę znowu na drogę naprawy wy­pchnąć", aby ją wogóle odzyskać. A mówią, że to Pański prześaldowca jest piłsudczykiem, który przecież jest tylko "wielkim intrygantem" potrafiącym żyć na koszt obywateli bez względu na aktualne rządy bez... władzy.

Dziekuję i zdrowia życzę by było komu nas prowadzić

Rodakvision1,
Panie Mirosławie,

Ludzie, którzy z głupoty, wazeliniarstwa, a czasem ze złej woli, mają czelność uprawiać jakieś porównania Kaczyńskiego z Piłsudskim, nie tylko wykazują ogromną ignorancję historyczną, ale uwłaczając postaci twórcy Niepodległej, czynią też krzywdę Kaczyńskiemu.
Krzywdę, bo ten działacz polityczny, całkowicie oderwany i obcy wyzwaniom współczesności, gotów uwierzyć w swoją wyjątkowość. Dla polityka to rzecz niezwykle niebezpieczna. Takie zjawisko widzieliśmy w latach ubiegłych i dotyczyło ono B. Komorowskiego.
Jeśli niektórzy wzdrygają się na to zestawienie, pozwolę sobie przypomnieć fragment tekstu „NECANDUS” z lutego 2010 r.:
„Winien jeszcze jestem wyjaśnienie znaczenia łacińskiego terminu, jakim opatrzyłem ten tekst. Został on użyty przez Bronisława Komorowskiego w wywiadzie – rzece, jakiego poseł PO udzielił Teresie Torańskiej w 2006 roku. Wywiad zamieściła „Gazeta Wyborcza”, nadając mu tytuł - „Masz szczęście Bronek”.
Wspominając lata młodzieńczej działalności, Komorowski stwierdził:
„Mój tata oczekiwał ode mnie jakiegoś szaleństwa patriotycznego, oczekiwał, że my, jego dzieci, będziemy dawali świadectwo prawdzie. Będziemy mówili, ryzykowali, a jak trzeba, to fiut na Syberię albo do lasu. Czułem się trochę jak necandus - jest taki termin łaciński - skazany na zagładę, przeznaczony na śmierć. Miałem być kolejnym Komorowskim, który pójdzie na wojnę, do powstania, do partyzantki, do więzienia. Kolejnym kamieniem rzuconym na szaniec”.
Nie sądzę, by Bronisław Komorowski czuł się dziś „skazany na zagładę”, a jednak trafność użytego przezeń porównania skłania do pewnej refleksji.
Są w „Edypie” Sofoklesa słowa, jakie przyszły władca Teb miał usłyszeć od wyroczni delfickiej. Brzmią one – „Deus dixit: “Tibi pater necandus et mater in matrimonium ducenda est”.
Po usłyszeniu tych słów Edyp nie chciał wracać do ojczyzny, by przepowiednia nigdy nie została spełniona. Słowa wyroczni wolno przetłumaczyć - „Bóg powiedział: „ty musisz zabić ojca i poślubić swoją matkę”.
Necandus – jest zatem przeznaczeniem, fatum, losem – zgotowanym człowiekowi, czasem nawet wbrew jego woli. Jestem przekonany, że trzeba zrobić wszystko, by w naszej najnowszej historii Bronisław Komorowski nigdy nie odegrał przeklętej roli necandusa.”

https://bezdekretu.blogspot.com/2010/02/necandus.html

Napisałem ten tekst zaledwie dwa miesiące przed zamachem smoleńskim. Ta tragedia i następujące po niej wydarzenia pokazały, że Komorowski stał się necandusem i odegrał w naszej historii rolę przeklętą.
A stało się tak, bo na przestrzeni wielu wcześniejszych lat, nie znalazł sie nikt, kto miały odwagę odsunąć tego człowieka od wpływu na sprawy polskie i pokazać go takim, jakim był w rzeczywistości.
Stało sie, bo postać nikczemna i tchórzliwa, podniesiona do rangi „wielkiego polityka” i „męża stanu”, uwierzyła w swoje niezwykłe „posłannictwo”.

J. Kaczyński nie odegra w polskiej historii roli necandusa.
Nie mam jednak złudzeń, że ten słaby, ogromnie ograniczony w swojej wizji politycznej człowiek, otoczony zgrają pochlebców, czcicieli i oszustów, może uwierzyć w wielkość, do której nie dorasta. Taka wiara jest rzeczą groźną, bo karmiąc pychę i pojąc kompleksy, odbiera człowiekowi zdolność rozpoznania dobra i zła. Taki człowiek nigdy nie odważy się zmierzyć z rzeczywistością, bo żyjąc w świecie ułudy i fałszu, będzie przekonany o swojej nieomylności i prawości.
Dość zauważyć, że ów działacz partyjny, nigdy nie zdobył się na krytyczną ocenę swoich błędów( choćby dziesiątków decyzji personalnych) i nigdy nie podjął otwartej dyskusji nad mitologią demokracji.
Ponieważ ten człowiek ma dziś niebagatelny wpływ na sprawy polskie, jego intelektualna pustka (widoczna w każdym wystąpieniu), jego mitomania i przeświadczenie o własnej doskonałości, są rzeczami groźnymi dla Polski. Tym groźniejszymi, że za tą postacią nie podążają żadne zwycięstwa ani realne osiągnięcia. Chyba, że ktoś o małym rozumie, za takowe uznaje „wygranie wyborów”.
Chcę jeszcze przedstawić pewien cytat z wystąpienia Marszałka Piłsudskiego. Cytat o tyle ważny, że pokazuje, iż nigdy i w żadnym zakresie nie może istnieć wspólnota postaci tak różnych, jak twórca Niepodległej i prezes partii politycznej.
W do przedstawicieli stronnictw sejmowych, w dniu 29 maja 1926 roku, Piłsudski powiedział:
„Naród się jednak nie odrodził. Szuje i łajdaki rozpanoszyły się. Naród odrodził się w jednej tylko dziedzinie, w dziedzinie walki orężnej, tzn. pod względem odwagi osobistej i ofiarności względem państwa w czasie walki. Dzięki temu mogłem doprowadzić wojnę do zwycięskiego końca. We wszystkich innych dziedzinach odrodzenia nie znalazłem. Ustawiczne waśnie personalne i partyjne, jakieś dziwne rozpanoszenie się brudu i jakiejś bezczelnej, łajdackiej przewagi sprzedajnego nieraz elementu.
Rozwielmożniło się w Polsce znikczemnienie ludzi.
Swobody demokratyczne zostały nadużyte tak, że można było znienawidzieć całą demokrację.
Interes partyjny przeważał ponad wszystko.
Partie w Polsce rozmnożyły się tak licznie, iż stały się niezrozumiałe dla ogółu.
W rozkazie moim do wojska powiedziałem, że wziąwszy państwo słabe i ledwie dyszące – oddaliśmy obywatelom odrodzone i zdolne do życia.
Cóżeście z tym państwem uczynili? Uczyniliście zeń pośmiewisko!”

Dodajmy do tego słowa Piłsudskiego z wywiadu udzielonego 26 sierpnia 1930 r.:
„Proszę pana, w konstytucji jedno jest zupełnie wyraźne: że poseł nie ma prawa rządzić. Tymczasem pan poseł tylko to właśnie chce robić. Jeżeli pan przysłuchiwał się kiedykolwiek uważnie, co jest trudne, obradom panów posłów, to musiał pan dostrzec, że pan poseł chce być nadinżynierem, nadkonduktorem, nadlekarzem, nadprawnikiem, nadagronomem, nadrządem, nadprezydentem — i szuka, że tak powiem, swojej chwały w bredzeniu tak, że uszy więdną. (...)
A jest tych posłów aż 444. Toż, proszę pana, zawartości żołądka nie wystarczy na takie obcowanie, a już chętki stać „chapeaux-bas" na śmietniku — nikt nie ma. Wszystkie próby dotąd czynione dawały w rezultacie kompletne fiasco. Pan poseł, to nikczemne zjawisko w Polsce, pozwala sobie bowiem na czynności tak upokarzające — zarówno sejm jako instytucję, jak i samych siebie jako posłów, że — powtarzam — cała praca w sejmie śmierdzi i zaraża powietrze wszędzie. (...)
Zdaniem moim, w każdym urzędzie pana posła należy usuwać za drzwi; jeżeli zaś przy tym coś im dołożą — to także nie szkodzi. (...)

Toż, proszę pana, można zebrać łotrów, bo jest ich dużo w sejmie, jakąś setkę — i mówić, że to sejm. I od takich łotrów ma państwo zależeć? Druga rzecz, proszę pana, nad którą się nieraz zastanawiałem, to są motywy, dla których ta banda w tak anarchiczny sposób postępuje. Moje przekonanie, wyciągnięte z kilku lat stałej i ustawicznej myśli, jest jasne i nieodwołalne — panom posłom trzeba pieniędzy, pieniędzy, pieniędzy. Niech rząd kradnie pieniądze z podatków zbierane, a daje im. I trzecia rzecz — wygódki partyjne: to znaczy, że z pieniędzy podatkowych mają być utrzymywane partie, mają być płaceni ich agitatorowie, ich wypędki najrozmaitsze.”

Proszę wybaczyć te długie cytaty, ale – ze względu na nienawiść, jaką politycy III RP żywią do Piłsudskiego (zwykle ją kamuflując), są to słowa szerzej nieznane.
Taka była ocena „parlamentaryzmu” i tak Marszałek postrzegał owych „działaczy partyjnych”, którzy w roku 1926 postawili Polskę na skraju przepaści.
Kto o zdrowych zmysłach mógłby uwierzyć, że J.Kaczyński - jeden z podobnych tamtym „działaczy partyjnych”, ma cokolwiek wspólnego z myślą, działaniem i wizją Józefa Piłsudskiego?
Tego Piłsudskiego, który nie raz twierdził, że nie demokracja lecz niepodległość jest nadrzędną wartością.
W tekście WARTO TO ZROBIĆ ze stycznia 2018 r. zestawiłem ze sobą te dwie, różne postaci:

„Jest rzeczą wyjątkowo groźną, gdy główny piewca mitologii demokracji nazywa siebie „kontynuatorem myśli marszałka Józefa Piłsudskiego”. Już tylko to wyznanie prezesa PiS powinno wzbudzić obawy przed szalbierczym potraktowaniem 100 rocznicy odzyskania niepodległości i zmusić ludzi rozumnych do refleksji. (...)
Co wspólnego z myślą twórcy II Niepodległej, może mieć polityk, który ponad prawdę o genezie III RP i obowiązek uwolnienia Polski od zgrai zdrajców i Obcych, wynosi bełkot o „demokratycznym państwie prawa” i „poszanowaniu praw opozycji”?
Jaka „wspólnota myśli” może łączyć człowieka, który dla ratowania Rzeczpospolitej nie wahał się użyć siły i zdeptać opór „demokratów”, od polityka zniewolonego zasadami magdalenkowego szalbierstwa?
Przepaść dzieli te dwie, różne postaci i różne wizje polityczne. Przepaść nie tylko historyczna, wytyczona półwieczem okupacji i trzema dekadami sukcesji komunistycznej, które zniszczyły w nas wolę walki, odwagę i honor, ale charakterologiczna i polityczna.
Z jednej strony - mamy człowieka czynu i walki zbrojnej, który ponad miraże jakiegoś „ustroju”, wynosił wizję wolnej państwowości i „odrodzenia ducha narodowego”, z drugiej zaś, partyjnego działacza, który nigdy nie wzniósł się ponad partyjne interesy i uprawiając niewolniczy „pragmatyzm”- zawsze w ramach systemu III RP, nie odważył zerwać z fałszywą mitologią.
Po jednej stronie - jest człowiek silny, mocno dzierżący władzę, słowem i czynem piszący kartę polskiego męża stanu, po drugiej, bezwolny, „koncyliacyjny” politykier, mistrz taniej demagogii i politpoprawnego bełkotu, który skalą błędów i ilością słów rzucanych na wiatr ośmiesza siebie i tych, którzy mu zaufali.”

https://bezdekretu.blogspot.com/2018/01/warto-to-zrobic.html

Na koniec, Panie Mirosławie, dziękuję za słowa, w których ocenia mnie Pan niepomiernie do zasług.
Gdy żyje się dostatecznie długo i znało postaci dumnych Polaków, gdy pamięta się o bohaterach, takich jak Piłsudski i dziesiątki innych, wielkich duchem i czynem, własne „dokonania” muszą przybierać właściwą, skromną i nikłej natury, miarę.
Dla naszych, polskich spraw, myśl – bez czynu, niewiele jest dziś warta. Stokroć ważniejsza od mojego pisania jest postawa tych, którzy podzielają prezentowane tu poglądy – ich zachowania, wybory, dzieła. Na miarę tego, co mogą i gdzie żyją.
A oto dowód niepodważalny.
Co po moim pisaniu, gdyby Pan i kilka innych osób – w tym Pani Halka i Pan Adam, nie zechcieli pomóc w działaniach zmierzających do wydania trzeciej części „Nudis verbis”?
Części ostatniej, która nie może znaleźć wydawcy.
Pani Halce, Panu Adamowi i – szczególnie Panu, ogromnie dziękuję za solidarną pomoc. Bez niej – długi marsz przeciwko mitom, znalazłby się na kolejnym zakręcie.

Dziękuję i serdecznie pozdrawiam





RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Docz do nas - Aktualnoi RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrocie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet