NIE BYŁO „CUDU NAD WISŁĄ” - Aleksander Ścios




Rzecz dla
Rzeczpospolitej


W 30 rocznicę śmierci


Afera marszałkowa -
bo tak nazwałem cykl wydarzeń z lat 2007-2008 jest ,,matką" wszystkich afer z czasów rządów PO-PSL





 
Od redakcji RODAKpress:
Szanowni Państwo,

Aleksander Ścios od lat swoimi tekstami tworzy wspólnotę niezależnej myśli.
W tej trudnej pracy powinniśmy go wspierać i dlatego redakcja w imieniu Autora zwraca się do Państwa o dokonywanie dobrowolnych wpłat.
W tym celu przejdź na blog Aleksandra Ściosa

Kliknij na przycisk
"Przekaż darowiznę"
i dalej według instrukcji na stronie.
Dziękujemy wszystkim, którzy okażą wsparcie.

"Miałem to szczęście, ten zaszczyt i honor, że na drodze
mojego życia znajdowały się postaci II Rzeczpospolitej".
NIE BYŁO „CUDU NAD WISŁĄ”

Endecki publicysta Stanisław Stroński, który w przeddzień bitwy z bolszewikami skojarzył ją z francuskim „cudem nad Marną”, nawet nie marzył, że określenie to przetrwa dziesięciolecia i zrobi oszałamiającą karierę.
Ten zadeklarowany przeciwnik Józefa Piłsudskiego wolał dopatrywać się ingerencji sił nadprzyrodzonych, niż uznać, że o zwycięstwie nad sowiecką zarazą zdecydował geniusz Marszałka i odwaga jego żołnierzy.
Słowa o „cudzie nad Wisłą” zostały natychmiast podchwycone przez publicystów endeckich i hierarchów Kościoła. Ci ostatni, nie ukrywając niechęci do Piłsudskiego, nadali zwrotowi treści religijne i połączyli dzień bitwy ze Świętem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, Królowej Korony Polski.
Ten prosty zabieg propagandowy miał służyć umniejszeniu roli Naczelnego Wodza i utrwalić przekonanie, że nie wysiłek i bohaterstwo żołnierzy, lecz nadzwyczajny przypadek - cud  rozstrzygnął losy wojny z bolszewikami.
Większość z tych, którzy sięgają dziś po określenie „cud nad Wisłą”, zapewne nie zna politycznych konotacji związanych z tym zwrotem i nie obchodzą ich konflikty sprzed kilkudziesięciu lat.
Zakładam, że jeśli nawet traktują te słowa literalnie, to nie z intencją lukrowania historii lub odbierania zasług polskiemu żołnierzowi.
Wiem też, że próba zwalczania takiej maniery, byłaby bezcelowa, bo określenie to (niestety) na stałe weszło do naszego słownika i jest używane nawet przez tych, którzy deklarują się piewcami Marszałka.
Weszło zaś tym łatwiej, że o ile z zadziwiającą prostotą dostrzegamy rękę Bożej Opatrzności i skłonni jesteśmy przypisać Jej opiekę nad polską historią, o tyle trudniej przychodzi nam zrozumieć, że za narodowe zwycięstwa trzeba wpierw zapłacić – czasem cenę najwyższą.
Akceptacja dla „cudu” wydaje się o wiele łatwiejsza od świadomości ponoszenia ofiar, wyrzeczeń i ciężkiej pracy. „Cud” rozgrzesza zwykłe zaniechania, tłumaczy brak odwagi i usprawiedliwia tchórzostwo.
                 Nie jesteśmy dziś społeczeństwem zdolnym do „długiego marszu”. Tym bardziej - do buntu i stawienia czoła wrogowi.
Po 30 latach istnienia sukcesji komunistycznej, nikt nie zaakceptuje prawdy, że hybrydy komunizmu nie upadają pod ciosami demokracji, lecz anektują jej fasadę, by ukryć własne draństwa.
Nikt też nie próbuje zrozumieć, że niepodległość można odzyskać tylko w taki sposób, jak została utracona. Nie za cenę partyjnego kuglarstwa i pseudo-demokratycznego bełkotu, lecz poprzez twardą, bezwzględną wojnę, w której nie ma miejsca na żaden kompromis. 

                  Gdy za kilka dni, rzesze „papierowych żołnierzyków” będą roztkliwiały się nad „cudem nad Wisłą”, nie usłyszymy od nich o cenie prawdziwej wolności. Tej, zdobytej walką i krwią, nie zaś okupionej setkami „kompromisów” i litrami wypitej wódki.
Zwycięstwo nad bolszewicką nawałą lepiej zatem kojarzyć z bogoojczyźnianym nastrojem i rozpamiętywaniem minionej chwały, niż dostrzec w nim wyzwanie, któremu nie potrafilibyśmy sprostać.
Bo jeśli nie Boża interwencja, lecz mądrość dowódców, odwaga żołnierzy i narodowa danina krwi zdecydowały o wyniku Bitwy Warszawskiej – jak zmierzyć taką miarą nasz dzisiejszy potencjał i nasze oczekiwania?
Jak wytłumaczyć, że Niepodległa wymagała wielkiej, narodowej ofiary, podczas gdy III RP powstała mocą pustych słów, zbójeckich paktów i zdrady?
               Dialektyka „cudu nad Wisłą” jest dziś narzędziem pomocnym władcom III RP. Nie tylko dlatego,że doskonale wpisuje się w intencję fałszowania historii i umniejszania dzieła Józefa Piłsudskiego - odziedziczoną po PRL-u, ale z uwagi na jej przydatność w procesie „rozbrajania” Polaków. 
Tam przecież, gdzie „siły nadprzyrodzone” decydują o losach Ojczyzny, gdzie „przypadek” i  „zrządzenie” rozstrzyga o naszych dziejach, nie trzeba poświęceń, woli walki, honoru i odwagi.
Nie trzeba budowania własnej potęgi militarnej i pielęgnowania polskiej tradycji. Nie trzeba polegania tylko na własnych siłach, unikania złudnych sojuszy i fałszywych przyjaciół.
Nie trzeba też wymagać zbyt wiele ani zbyt wiele tłumaczyć.
Wystarczy „wiara” – tak prosta, że pozbawiona rozumu i tak wszczepiona, że wolna od odpowiedzialności.
Komunistyczna sukcesja, budowana na pakcie esbeków i agentury, w którym cenę „nowej państwowości” wyznaczały toasty z szefem bezpieki, nie może umacniać w Polakach wiedzy, że za Niepodległą płaci się  krwią.
Niebezpieczna byłaby to wiedza, jeśli tak dobitnie podważałaby wysiłek samozwańczych „reprezentantów narodu”, zbratanych z okupantem.
Dialektyka „cudu nad Wisła” tym bardziej jest potrzebna, że to państwo – gloryfikując wybory „mniejszego zła”, forsując najnikczemniejsze kompromisy i zabójcze wspólnoty z Obcymi, nie może umacniać prawdy, iż system, zbudowany na przemocy i terrorze, system bezbożnej nienawiści, można obalić tylko siłą i tylko za cenę najwyższej ofiary.
Tej prawdy nie przyjmują nawet ci, którzy w patriotycznym uniesieniu powtarzają - „Co nam obca przemoc wzięła, szablą odbierzemy”.

          Proszę, bym został dobrze zrozumiany. Boża ingerencja w losy Polski, opieka Matki Boskiej, to nie alegoria ani wymysł. Nic, co dzieje się w naszym życiu, ale też w życiu narodu, nie jest pozbawione Bożej logiki – czasem tak niewytłumaczalnej, że nazywanej cudem.
Ale 15 sierpnia 1920 roku nie wydarzył się „cud nad Wisłą”. I nie musiał się wydarzyć.
Pan Bóg nie działa w nicości, nie pomaga tym, którzy pomocy nie mogą  przyjąć i nie czyni cudów wbrew prawom  naturalnym.
Victoria Warszawska była dziełem ludzkim, zwycięstwem silnej, zdyscyplinowanej armii, którą w czasie dwóch lat niepodległego bytu państwowego stworzył Marszałek Piłsudski.
Była możliwa, dzięki odwadze polskich żołnierzy, wskutek mądrości dowódców i woli całego społeczeństwa.
Była możliwa, bo w tak krótkim czasie sformowano armię, zbudowano propaństwowe kadry, stworzono elity.
Była możliwa, gdyż nasi ojcowie dokonali dzieła, na które współcześni politycy nigdy się nie zdobędą, a moi rodacy nigdy go nie pragnęli.
W tym dniu, Pan Bóg nie musiał dokonywać cudów.
W porządku naturalnym – Polacy musieli wygrać tą bitwę, Byli lepiej przygotowani, mieli mądrzejszych dowódców, okazali więcej odwagi i „szaleńczej” determinacji.
Ale posiadali też dar i oręż, jakiego przeciwnik nigdy nie posiadł i nigdy nie posiądzie.
Eugeniusz Małaczewski – żołnierz wojny 1920 roku, kawaler Orderu Virtuti Militari, zmarły w wieku 25 lat prozaik i poeta, napisał o tej potężnej broni:
Zali tę zionącą na wszystek świat przepaść zdziczenia i nienawiści, której na imię bolszewizm, my „obrońcy cywilizacji  i chrześcijaństwa”, zdołamy zasypać, jak faszyną, jedynie gruzem polskich ciał, pozbawionych ducha wyższego niż zły duch w przepaści  się miotający?
Czymś  zasadniczo  innym  stać  się  musimy.  Bo  kto  by  chciał  nienawiść,  zło  złem zwalczać a nienawiścią, niech pamięta, że wielką nienawiść zwalczy tylko od niej  większa, zaś zło wielkie może być pożarte jeno przez zło od wielkiego większe  […]
Przeciw ich duszy, okropnej jak ów koń na wzgórzu odarty ze  skóry, musimy wystawić zwyciężające wszystko Boże człowieczeństwo duszy”.

Nie próbuję powiedzieć – czym jest owo „Boże człowieczeństwo duszy”. Bo nie o opis chodzi i nie słowami definiujemy ten dar.
Kilkadziesiąt lat po poruczniku Małaczewskim, żoliborski Kapłan wołał za świętym Pawłem: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj”.
Małaczewski zmarł na gruźlice, której nabawił się w żołnierskich okopach Grodzieńszczyzny, Archangielska i Małopolski.
Żoliborski Kapłan został zamordowany przez bolszewickich bandytów.
Obaj wygrali - „Bożym człowieczeństwem duszy”, którego żaden przeciwnik nie był w stanie pokonać.
         Jeśli szukamy przyczyn zwycięstwa w Bitwie Warszawskiej i chcemy dostrzec jej prawdziwy wymiar, nie można pominąć tego szczególnego daru – dziedzictwa płynącego z tysiącletniej historii chrześcijaństwa, z tej „gramatyki prawa moralnego”, o której nauczał Jan Paweł II.
Z niej wynikała wola polskiego społeczeństwa, siła żołnierza i wiara w zwycięstwo. Na niej budowano podwaliny Niepodległej, formowano młode pokolenia, uczono dzieci.
Wartość tego daru ujawnia się w dniu zderzenia z „przepaścią zdziczenia i nienawiści”, w zetknięciu z barbarzyństwem tak wielkim, że pozbawionym wszelkich cech człowieczeństwa.

           Nie sądzę, by piewcy dialektyki „cudu nad Wisłą” chcieli budować przyszłość mojego kraju na „Bożym człowieczeństwie duszy”. Jeśli nawet mają gęby pełne bogoojczyźnianych frazesów, jeśli mieszają się z purpuratami i chętnie manifestują swoją „pobożność” - zdradza ich państwo, które stworzyli.
Państwo wyrosłe na fundamencie bolszewickiej nienawiści, od trzech dekad zniewolone hegemonią Obcych, skażone nierozliczonymi zbrodniami i nędzą nieprzebranych kłamstw. 
Jest coś upiornego w świętowaniu rocznicy Bitwy Warszawskiej przez ludzi III RP.
Nie tylko spadkobierców partii komunistycznej, przemianowanych dziś na SLD,PSL i inne hybrydy, ale przez wszystkich, którzy twór zbudowany na okupacji sowieckiej, uznają za Niepodległą.
W tym państwie – wzorem PRL-u, Polacy i Obcy mają tworzyć fałszywą wspólnotę, a zapominając, czym jest komunizm i kim są jego sukcesorzy - odrzucić dumę z polskości.
To państwo uśmierciło nasze marzenia o Niepodległej, zabiło wolę walki i znieprawiło dusze. Oddane na pastwę miernot, zdrajców i dewiantów, nie ma nic wspólnego z dziełem Niepodległej.
        Dlatego piewcy tego państwa traktują dialektykę „cudu”, niczym broń przeciwko narodowi. Ma nas obezwładnić i uśpić, uczynić bezbronnymi wobec realnych wyzwań.
Emocjonalny pseudo – patriotyzm, zastępuje poczucie obowiązku, „wyborcza kartka” znosi nakaz walki, a „wiara” w Bożą Opatrzność, jest prostackim sposobem na zapomnienie o  wymogu trudów i wyrzeczeń.
Upiorność tego świętowania, wynika ze świadomości, że wraz z fałszem państwowości skażonej okupacją komunistyczną, III RP odziedziczyła strukturę społeczną, opartą na wspólnocie Polaków z Obcymi.
Funkcjonariusze sowieckiego reżimu – esbecy, partyjniacy, sędziowie, stali się „elitą” tego państwa, zaludnili jego instytucje i zawłaszczyli życie publiczne. Zainfekowali je, nie tylko swoją obecnością, ale wprowadzeniem następców – dzieci i wnuków agentury przywiezionej na sowieckich czołgach, potomstwem tych, którzy przybyli z hordami Tuchaczewskiego, spadkobiercami prześladowców i sługusów reżimu oraz niezliczonym mrowiem sukcesorów, złączonych wspólnotą interesu, więzami zawodowymi i towarzyskimi.
Jakże ci ludzie – wyrośli z „przepaści zdziczenia i nienawiści, której na imię bolszewizm”, mogą wspominać zwycięstwo „Bożego człowieczeństwa duszy”?
Jak ich następcy – zgraje dewiantów, gorszycieli i lewackich prymitywów, owładnięte nienawiścią do wszystkiego co polskie, mają tworzyć wspólnotę z potomkami żołnierzy 1920 roku?

         Społeczeństwo, które nie wie - w jakim państwie żyje, kim są jego elity, wrogowie i Obcy, musi pozostać bezbronne i  zniewolone.
Społeczeństwo, w którym zabija się ducha walki, w którym zło pozostaje nienazwane, dobro zaś nie znajduje obrońców, wyzbywa się „Bożego człowieczeństwa duszy” i zatraca narodowe więzy.
Takie społeczeństwo chce dziś budować rząd „patriotycznej prawicy”.
Rząd, który nie tylko nie rozliczył żadnej z komunistycznych zbrodni, zatarł granice dobra i zła i na dekady ukrył prawdę o zamachu smoleńskim, ale tych, którzy te zbrodnie popełnili, ich następców, sukcesorów i akolitów, każe nazywać Polakami i „opozycją” i zapraszać do polskiego stołu. 
        Gdy będziemy wspominali dzień, o którym Eugeniusz Małaczewski pisał, że był „walką na życie i śmierć o pokój dla wszystkich ludów na ziemi”, trzeba zmierzyć się z trudnymi pytaniami.
Jaką Polskę mogą zbudować nam ludzie, dla których każda walka, każda „kanciasta granica”, przymioty męstwa i honoru – są tak niedostępne, że nazywane „cudem”?
Co w nas zostało z daru „Bożego człowieczeństwa duszy”, jeśli bez cienia sprzeciwu przyjmujemy tryumf bolszewickiej nienawiści?
Jaka Polska wyrośnie z tego, co gotowi jesteśmy jej poświęcić?

Aleksander ŒŚcios
Blog autora

15.08.2020r.
RODAKnet.com

Ten ogrom pracy wart jest wsparcia Aleksandra Ściosa
"ROCZNIKI BEZDEKRETU", czyli "Vademecum skauta" zgomadzone przez Panią Halkę Ścios
Tutaj znajdziecie wszystkie teksty Aleksandra Ściosa wraz z komentarzami, które ukazały się na Jego blogu BEZDEKRETU. Ściągaj i wspieraj Autora na którego w IIIRP "tej zmiany" jest totalny zapis. ...czytaj dalej

ŚŒCIOS PYTAŁ KOMOROWSKIEGO, a TERAZ PYTA NASZYCH WYBRAŃCÓW

Czytelnikom Aleksandra ŒŚciosa i jego komentatorom na blogu oraz TT:

Aleksander ŒŚcios
19 maja 2016 21:43

Szanowni Państwo,

Najmocniej przepraszam stałych Czytelników bezdekretu za dyskomfort związany z lekturą niektórych "komentarzy" i za obecnoć treści, które nie powinny znaleść się w tym miejscu.

Od wielu lat staram się prowadzić blog w ten sposób, by nie pojawiały się tu dezinformacje, łgarstwa lub esbeckie "wrzutki". Dość ich w tzw. wolnych mediach i na "prawicowych" forach internetowych.

Nie dopuszczam również do głosu klasycznych idiotów, ćwierćinteligentów ani zadaniowanych funkcjonariuszy.

Nie ma tu miejsca dla teoretyków spisku żydo-masońskiego, wyznawców endokomuny i narodowych bolszewików, dla sierot po Urbanie, esbeckich prowokatorów lub zwolenników "trzeciej drogi".

Nie mam czasu ani ochoty, by prowadzić polemiki na poziomie uwłaczającym ludziom rozumnym. Nie uważam też za konieczne objaśniania rzeczy oczywistych.

To kwestia zasad, higieny psychicznej oraz szacunku wobec gości i przyjaciół bezdekretu.

Chcę więc wyraźnie podkreślić, że od tej chwili wszelkie brednie o "wspólnych posiedzeniach rządów polskiego i izraelskiego z ojcowskim nadzorem Amerykanów" itp. rewelacje, których autorzy węszą spiski żydowsko-amerykańskie, będą stąd natychmiast usuwane i nie doczekają się odpowiedzi.

Będę również kasował "komentarze" w stylu zaprezentowanym przez pana "Kowalski Jaroslaw". Nie ma tu miejsca na niewybredne insynuacje ani na łgarstwa powielane na forach Związku Byłych Funkcjonariuszy Służb Ochrony Państwa itp. organizacji.

Nie interesuje mnie - co o takich praktykach pomyślą autorzy takich wypowiedzi. Będę ich usilnie zniechęcał do odwiedzania mojego bloga i dbał, by nie zaśmiecali tego miejsca.

Z komentarzy na blogu Autora:

Panie ALeksandrze,
Za te myśli przekazywane Polakom od lat takimi słowy Pan musi być przez nich zamilczany i zakazany, bo każde z nich jak już się przebije czyni spustoszenie w poukładanym świecie ich DemoKreacji, zakłamania i "patriotycznego" zadęcia wybrańców zbratanych z Obcymi wbrew Polsce.

Z wyrazami podziwu i wdzięczności

Drogi Panie Mirosławie,

Dziękuję Panu za te słowa. Wyobrażam sobie, że kilku cenzorów i polityków decydujących o wykluczeniu moich tekstów z przestrzeni publicznej (wiem,że taka dyspozycja została wydana na „najwyższym szczeblu”) zagląda jednak na bezdekretu.
Z pewnością nie podzielają tutejszych opinii, a nawet mogą być „zgorszeni” niektórymi tezami. Nie to jednak jest najważniejsze.
W państwach normalnych, wśród ludzi żyjących na pewnym poziomie cywilizacyjnym i intelektualnym, różnica poglądów jest kwestią oczywistą. Dlatego prasa i inne media, pełne są tekstów i wypowiedzi polemicznych, w których adwersarze mają możliwość prezentacji swoich stanowisk.
Tak też wyglądało życie publiczne w II Rzeczpospolitej, gdzie poglądy piłsudczyków, enedków czy socjalistów, mogły być szeroko prezentowane i komentowane.
Tymczasem państwo, zwane III RP, w którym wszyscy politycy mają gęby pełne pochwał dla demokracji i wszelakich „wolności”, wzorem swego protoplasty – okupacji sowieckiej, stosuje utajnioną cenzurę i wykluczenie.
Dlaczego „utajnioną”? Bo dowiaduje się o niej zwykle autor, gdy próbuje wydać książkę – nawet w wydawnictwie, które jego książki już wydawało, lub w chwili, gdy chce zamieścić tekst w którymś z „wolnych mediów”. Dowiaduje zaś, nie w formie zdecydowanej odmowy i powiadomienia o „zapisie”, lecz poprzez grę tysiąca „obiektywnych” trudności lub głuche milczenie.
Chyba niewielu naszych rodaków zdaje sobie sprawę z istnienia takiej cenzury.
Prócz oczywistej naganności takich praktyk, świadczą one o jeszcze jednej właściwości tego państwa. Tutejsze „elity” są kompletnie niezdolne do prowadzenia rzeczowej polemiki, nie potrafią uzasadnić swoich twierdzeń i nie znają pojęcia sporu intelektualnego.
Jeśli ktoś pamięta moją polemikę sprzed lat, z panią Barbarą Fedyszak-Radziejowską (obecnie doradcą lokatora Pałacu) na łamach Gazety Polskiej i końcową konkluzję tej pani – iż byłoby dobrze, gdyby Ścios ujawnił swoje nazwisko, zrozumie na czym polega problem.
Ci ludzie – od polityków PiS poczynając, na żurnalistach kończąc, nigdy nie musieli i nie muszą zmierzyć się z poglądami sprzecznymi z dogmatyką III RP. Nikt ich nie pyta, nikt od nich nie żąda, by stawili czoła logicznym i historycznym argumentom. Ich rola – „elit”z politycznego nadania, sprowadza się do klepania tych samych frazesów, popierania „jedynie słusznej polityki” J.Kaczyńskiego i dywagowania w gronie podobnych pseudo-intelektualistów.
Wygodne to, nędzne i... zabójcze.

Serdecznie pozdrawiam

***

Ostatnia fala Przemyka po tafli mętnych wód
W lustro szlachetne się ścina brudna topie i smród
Mknie po powierzchni bez skazy pełen nadziei głos...
Jak zawsze ktoś musiał coś zepsuć
To prawdę znów wrzucił Ścios.
Pozdrowienia :)

Szanowny Panie Meewroo,

Trafiałem już do tekstów blogowych, do książek, donosów, a nawet do pracy doktorskiej, ale w wierszu jeszcze mnie nikt nie umieścił :-)
Serdecznie Panu dziękuję.
I pozwolę sobie przypomnieć, że obchodzimy dziś rocznicę wymarszu I Kadrowej.
Do tej garstki „szaleńców”, z których walki wyrosła armia Niepodległej, Józef Piłsudski powiedział wtedy:
„Odtąd nie ma ani Strzelców, ani Drużyniaków. Wszyscy, co tu jesteście zebrani, jesteście żołnierzami polskimi.(...) Jedynym waszym znakiem jest odtąd orzeł biały"
Dla kogoś, kto nie zna ówczesnych realiów, dziwne to mogą być słowa.
Jest taka scena w bardzo kiepskim filmie „Legiony”, w której dochodzi do bójki między młodymi żołnierzami -ochotnikami.
To scena autentyczna, bo wiem z całą pewnością, że przed wymarszem Kadrowej dochodziło w Oleandrach do wielu konfliktów a nawet bójek.
Istniały podziały na „lepszych” i „gorszych”, a ci młodzi ludzie nie byli ani zgodni ani zdyscyplinowani.
Co zatem uczyniło z nich doskonałych żołnierzy?
Oczywiście – wspólna walka, wspólne znoszenie trudów i niebezpieczeństw. I chyba nie trzeba nikogo przekonywać, że ten czynnik, jest zwykle najmocniejszym spoiwem wielu autentycznych przyjaźni i potrafi połączyć z sobą ludzi odmiennych poglądów. Jest również spoiwem prawdziwej wspólnoty.
Wiedział to Piłsudski – choćby z własnego doświadczenia, dlatego na takich ludziach i na ich wspólnej walce oparł zamysł stworzenia kadr polskiej armii, kadr Niepodległej. Te więzi przetrwały wiele lat i w ogromnym stopniu zdecydowały o zwycięstwie w Bitwie Warszawskiej.

W III RP takie więzy nie istnieją. To nie przypadek, że każda władza, chce nas „wychowywać do pokoju”, a współczesny Kościół uczynił nawet z „pokoju” jedno z wezwań podczas mszy świętej.
Pokój – sam w sobie ,jest wartością niezwykle cenną i dobrą. Tam jednak, gdzie ceną tego pokoju staje się wolność i prawda, jest wartością zgubną i niebezpieczną.
Jeśli nie wychowuje się kolejnych pokoleń do walki, jeśli każda walka, każdy konflikt i spór, są traktowane jako zło, nie będzie nikogo, kto ów mityczny „pokój” obroni.
Gorzej jednak, że brak tego czynnika – wspólnej walki, decyduje też o osłabieniu więzów społecznych, a w efekcie – prowadzi do utraty tożsamości narodowej.
Wspominam o tym, bo – na kanwie Pańskiego wiersza chcę podkreślić, że jeśli ktoś chce dziś szukać prawdy, musi być gotowy do walki.
Musi godzić się na każdy konflikt i spór.
Bo prawda nie jest domeną pokoju. Trzeba o nią twardo walczyć.

Bardzo Panu dziękuję i serdecznie pozdrawiam

***

Dzień dobry !
Z całego serca dziękuję za ten tekst, ponieważ o poświęcenie i przekonanie, że warto przelać krew w walce z barbarzyńcami szło !
Ogromnie żałuję, że nie mogę dołączyć Dyplomu odznaki ofiarnych O.K.O.P.1920 dla mojego Dziadka, który spełnił swój obowiązek obywatelski jako ochotnik przy oddz.pomocniczych, podpisano : Przewodniczący O.K.O.P.Gen.Insp.Armji Ochotn.J.Haller. Dziadek miał wtedy 15 lat..., a jednak ...
Z pozdrowieniami,
Pańska fanka, Katarzyna

Pani Katarzyno,

Bardzo Pani dziękuję za to świadectwo i serdecznie pozdrawiam.

***

Szanowny Panie Aleksandrze, mając na uwadze pochwalę dla Józefa Piłsudskiego w tekście „Nie było „cudu nad Wisłą”, stawiam pytanie, co z materiałami zebranymi w książkach Tomasza Ciołkowskiego : Józef Piłsudski. Sfałszowana biografia. I Józef Piłsudski. Bez retuszu. Kolejne kwestia. Czy agenturalna działalność TW Bolka ujawniona i udokumentowana – jednoznacznie przez Pana negatywnie oceniona - pozwala na wskazywanie dużo wcześniejszych zachowań agenturalnych – znanych powszechnie ludzi - choćby i w działalności J. Piłsudskiego. Moja wiedza na podstawie tych wskazanych wydawnictw pozwala na jawne wątpliwości i podejrzenia co do manipulacji i przekłamań w działalności Józefa Piłsudskiego. Proszę Pana o komentarz w tej sprawie. Pozdrawiam. Z szacunkiem.

Kolejarz,

Nie znam historyka o nazwisku Tomasz Ciołkowski i nie znam żądnej książki tego pana. W ogóle nie wiem, kto to jest i skąd się pojawił.
Nie udało mi się również ustalić jakiegokolwiek dorobku naukowego autora, a nawet znaleźć informacji – gdzie i jakie studia kończył, gdzie prowadził prace naukową, jakie prace napisał.
To oczywiście nie przesądza o wartości książki, ale jest kwestią istotną, jeśli pyta Pan o moją opinię na temat książki historycznej.
Mogę jedynie spekulować, że pan Ciołkowski jest historykiem – amatorem, który doznał „oświecenia” w kwestii najważniejszej postaci II Rzeczpospolitej.
Jeśli to nieprawdziwa spekulacja, to tylko z powodu braku wiedzy na temat tej osoby.
Rozumiem jednak, że tego rodzaju publikacja jest dla Pana źródłem wiarygodnym i na takiej podstawie buduje Pan wizerunek Marszałka.
Dlatego dokonałem pobieżnej kwerendy internetowej i posłuchałem kilku wypowiedzi T. Ciołkowskiego.
To nieprzyjemne doświadczenie utwierdziło mnie w przekonaniu, że w książce próżno doszukiwać się wartości naukowej. Ten pan, ze swadą laika, wypowiada twarde i skończone sądy, forsując m.in. skompromitowane tezy ( np. o „agenturze” Piłsudskiego lub jego ucieczce w r.1920), które już przed 50 laty powtarzali tzw.”historycy” PRL.
Na marginesie bredni o współpracy agenturalnej – niech ktoś pokaże jeden, historyczny dokument, który potwierdzałby taką współpracę.
A już stawianie tej kwestii w konfiguracji Wałęsa-Bolek – Piłsudski, jest horrendalnym draństwem.
Napiszę wprost – takich głupot, jakie opowiada ten pan, odmawiając Piłsudskiemu jakichkolwiek zasług dla Niepodległej, nie słyszałem nawet z ust komunistycznych fałszerzy.
Z jednej z jego wypowiedzi dowiedziałem się natomiast, że inspiracją dla książki Ciołkowskiego była praca niemieckiej doktorantki Heidi Hein-Kirchner “Kult Piłsudskiego i jego znaczenie dla państwa polskiego 1926-1939” z 2008 roku.
Ponieważ zawsze podziwiałem wiarygodność historyków niemieckich w kwestiach polskich, nie jestem zaskoczony takim „źródłem wiedzy”. Po przejrzeniu kilku publikacji tej pani, przyznaję, że prace naukowe tej stypendystki Fundacji Adenauera, nie odbiegają od poziomu innych opracowań historyków niemieckich na temat Polski.
Nie mogąc zatem udzielić Panu merytorycznej odpowiedzi – bo książki Ciołkowskiego nie znam i poznać nie zamierzam, pozwolę sobie na jedną, dalece tendencyjną uwagę.
W moim rozumieniu realiów III RP, ogromne znaczenie ma miejsce, w których tego rodzaju książka jest promowana. Uważam, że jeśli ten pan pojawia się wyłącznie na portalach endokomuny i sierot po Zjednoczeniu Patriotycznym „Grunwald”, jeśli bryluje wśród zwolenników partyjek przyjaciół Moskwy i tropicieli spisków żydo-masońskich, wyklucza to poważne traktowanie takiej publikacji.
Choć rzadko zaglądam w takie miejsca, mogę powiedzieć, że nigdy nie znalazłem tam rzetelnego tekstu historycznego. To norma.
Słyszałem natomiast, jak T. Ciołkowski się żalił, iż w III RP nikt nie chce podjąć dyskusji historycznej na temat Piłsudskiego, by potwierdzić lub zaprzeczyć tezom jego książki.
To akurat prawdziwa uwaga, bo w tym państwie nie istnieje żaden obszar sporu historycznego, a rzeczy niewygodne dla oficjalnej historiozofii, są wykluczane. Z drugiej strony, choć nie znam książki Ciołkowskiego, mogę się domyślać, że powodem ignorowania tej pracy, może być jej poziom merytoryczny.

Na koniec, jeszcze jedna uwaga.
Jako autor anonimowy, jestem w tej fatalnej sytuacji, iż nie mogę powoływać się na osobiste doświadczenia. Nie robię tak również dlatego, by nie narzucać czytelnikom opinii i świadectw, których prawdziwości nie mogą potwierdzić bądź wykluczyć.
W sprawie Józefa Piłsudskiego, pozwolę sobie na odstępstwo.
Miałem to szczęście, ten zaszczyt i honor, że na drodze mojego życia znajdowały się postaci II Rzeczpospolitej. Postaci niebagatelne, bo blisko współpracujące z Józefem Piłsudskim, jego towarzysze walki i świadkowie działalności w okresie Niepodległej.
Nie ukrywam, że takie osoby ukształtowały mój stosunek do wolnej Rzeczpospolitej, ale też – przekazały mi bezcenną wiedzę o osobie Marszałka. Dodam, że wiedzę opartą nie tylko na własnych doświadczeniach, ale na dokumentach i relacjach świadków ówczesnych wydarzeń.
Nigdy nie znalazłem podstaw, by tych ludzi – doskonale wykształconych, o szerokich, głęboko polskich horyzontach, posądzać o „kult” Piłsudskiego lub zarzucać im „lukrowanie” jego życiorysu.
Dodam, że były to również osoby, które po roku 1926 krytycznie oceniały działania Marszałka.
Jedno natomiast jest pewne – gdyby ktokolwiek z tych ludzi usłyszał dzisiejsze łgarstwa na temat Piłsudskiego, z zarzutem „przeszłości agenturalnej” włącznie, pewnie zdzieliłby w pysk takiego rozmówcę i już nigdy nie podał mu ręki.
Proszę mi wybaczyć ten akcent, ale są sprawy, z których nawet chamom kpić nie wolno.

Pozdrawiam Pana

***

Panie Aleksandrze.
Chyba w byłą sobotę oglądałem na TV Republika film o smoleńskiej katastrofie.
Prawda w oparciu o badania renomowanych ośrodków i specjalistów z Polski, USA , Wielkiej Brytanii. Wykazany w oparciu o szczegółowe badania i testy faktyczny ciąg wydarzeń oraz ordynarne kłamstwa i matactwa MAK i komisji Millera. Jak gorzka jest świadomość tego, że głównie dzięki działaniom rządów dobrej zmiany ta prawda dziś już nikogo nie obchodzi. Można ją spokojnie odpalić " w kontrolowanym środowisku" świadomie wygenerowanej apatii i braku jakiegokolwiek zainteresowania.
Wściekły jestem.

Panie Meewroo,

26 kwietnia 2020r. niszowa TV Radom opublikowała jednoznaczny wywiad z profesorem Wiesławem Biniendą. Padają w nim wielokrotnie słowa: "zamach, morderstwo".

Ponieważ w tzw. mejnstrimie nie było niemal żadnego odzewu, nawet własnego wpisu (ze streszczeniem) na Bez Dekretu nie mogę się doszukać (może AŚ zaradzi?), więc zaczęto temat "odpalać" szerzej. Ale jestem pewna, że Raportu opublikowanego oficjalnie, czy choćby przedstawionego w głównym wydaniu Wiadomości TVP nie doczekamy!

Pozdrawiam

KONIECZNIE!

https://www.tvradom.com/wiadomosci/542,gosc-telewizji-radom-profesor-wieslaw-binienda-ujawnia-szczegoly-nowego-sledztwa

***

Jedzie jedzie na kasztance,
Siwy strzelca strój.
Hej, hej, Komendancie,
Miły wodzu mój!


Drogi Panie Aleksandrze,

Jak się kogoś ma od dziecka w sercu, i jest wychowanym w kulcie Józefa Piłsudskiego przez rodzinę (głównie dziadka legionistę) i lektury, to "się wie" od zawsze, że gdyby nie geniusz polityczny Marszałka (trafne przewidzenie sekwencji i następstw Wielkiej Wojny i ich zbrojne wykorzystanie do odzyskania i utrzymania niepodległości), to żadnego "cudu" by nie było. A "endeccy" generałowie poszli by zapewne w bój za biełowo caria. I tyle mielibyśmy "wolnej Polski"!

Dwudziestoletnią II RP sycimy się już ponad sto lat i wydaje się, że na długo musi to nam jeszcze wystarczyć!

Pozdrawiam serdecznie, wakacyjnie :)

Pani Urszulo,

dziekuje za link do TV Radom i wywiadu prof. Biniendy. Studnia wiedzy o "wydarzeniu" nad Smoleńskiem.

Pozdrawiam
M. Lappalainen

Panie Aleksandrze, Goście bloga
Poniżej link do strony TV Republika, na której jest darmowe okno Vimeo z opisanym przeze mnie filmem. Pani Urszulo, w stosunku do filmu z prof. Biniendą ten dokument jest dużo szerszy i bardziej kompletny. Podsumowuje szczegółowo dokonania podkomisji sejmowej.
Pozdrawiam.

https://telewizjarepublika.pl/wyniki-prac-podkomisji-ds-ponownego-zbadania-wypadku-lotniczego-pod-smolenskiem-wideo,99403.html





RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Docz do nas - Aktualnoi RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrocie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet