Zapraszamy Państwa do nadsyłania swoich wspomnień o przebytych drogach,
o Waszych doświadczeniach emigracyjnych.
Pierwszy krok na polskiej ziemi w Krakowie - Balicach
Długi i wyczerpujący lot z Australii do Londynu dał się mocno we znaki całej piątce. Senior rodziny przez całą podróż nie mógł zmrużyć oka.
I trudno się dziwić, że jedynym ich marzeniem było - spać.
Ta przerwa w podróży do Polski była zbawienna, bo poza odwiedzeniem przez Juliana Kroka znanych sprzed ponad pół wieku kątów w Londynie pozwoliła odpocząć przed spotkaniem z ojczyzną i najbliższymi.
W dzień odlotu z Anglii do Polski wszyscy wypoczęci byli
w wyśmienitych humorach, ale także z odrobiną niepokoju gdzieś
w głębi serca. Krótka rozmowa telefoniczna z żoną w Australii i ... na lotnisko.
Zbliża się niezwykłe spotkanie. Jakże różne oczekiwania i nadzieje kotłować się musiały w sercach i umysłach tych pieciorga ludzi. Trzy pokolenia z jednej rodziny. Tylko Julian Krok "wracał". Dla pozostałych niepokój zmagający się z radością widoczny u ojca i dziadka były jeszcze spotęgowane zupełną nieznajomością tego drogiego miejsca
i ludzi do których lecieli. Lecieli do świata rodzinnych opowieści, do strzępków wspomnień zasłyszanych w dalekiej Australii, do przeszłości swojej rodziny.
Kraków - Balice.
Tam również temperatura uczuć podobna. Niecierpliwość i radość zarówno tych bliskich, wnuków siostry Juliana Kroka, którzy wyjechali po gości na lotnisko, jak i osób z Ruchu Rodaków - Polska chcących powitać w Polsce przybyszy z Antypodów. Oczekiwanie pełne napięcia i niespokojnej radości przedłuża się.
Spotkać się mają osoby, które nigdy się nie widziały, a które w ostatnich miesiącach żyły tym dniem.
Samolot z Londynu już wylądował. Już powinni być.
Oczekujący z niepokojem i narastającym wzruszeniem wpatrują się
w wyjście dla pasażerów."To było bardzo długie pół godziny" - opowiadał później Artur.
Wreszcie są. Z trudem utrzymywane na wodzy emocje puściły.
Scena jakich codziennie wiele na wszystkich lotniskach i dworcach kolejowych świata. Uściski, słowa powitania, śmiech i łzy radości.
Wbrew temu co mogłoby się wydawać tak oczywiste ta scena była inna, bo jej reżyserem był czas. Bardzo długi czas. A i występujące postacie grały powodowane uczuciami do niedawna im samym nieznanymi.
Po przywitaniu się rodziny, młoda kobieta podeszła do Juliana Kroka
z bukietem pięknych róż zroszonych słonymi perełkami jej wzruszenia mówiąc rwącym się głosem: "a ja jestem Małgosia".
Obcy, znani sobie jedynie z korespondencji i wspólnych działań witali się najserdeczniej jak można.
"A to jest Artur" - powiedział Julian Krok bez cienia wahania zwracając się do stojącego obok Małgosi mężczyzny. I padli sobie w ramiona
z Arturem Rogalą koordynatorem RR-Polska.
Miało być bardzo krótko. Tylko powitanie, bo jeszcze się spotkają
w Krakowie za parę dni, ale dla wszystkich stało się oczywistym,
że chociaż trochę muszą sobie porozmawiać.
Zaledwie usiedli przy kawie w lotniskowej kawiarni, a już potoczyły się opowiadania Juliana Kroka, który niezwykle chętnie odpowiadał na dziesiątki pytań.
Jak to się mawia "przez rozum, a nie z dobrej woli", po godzinie z okładem pożegnał młodych przyjaciół z Krakowa ciesząc się z góry na ponowne spotkanie za kilka dni.
To było preludium dni, które nastąpią.
24. 04. 2005r.
RODAKpress