SYBERIADA POLSKA
Dzięki festiwalowi polskiego kina na antypodach dotarł do nas film Janusza Zaorskiego "Syberiada polska" ( premiera w r.2013 ) i będący śmiałą, ale niestety nieprzemyślaną i poronioną próbą oddania tragedii zsyłek na Syberię. Wolałbym przyjąć taką wersję, chociaż nie jestem pewien czy właśnie tak było, bowiem nie można wykluczyć, że pominięcie autentycznych wspomnień Sybiraków w realizacji tego obrazu mogło jednak wypływać z premedytacji. A może nawet z pewnych nacisków polityczno-finansowych, które skłoniły reżysera do przyjęcia scenariusza według powieści Zbigniewa Domino, byłego pułkownika LWP, oficera śledczego a wreszcie prokuratora Naczelnej Prokuratury Wojskowej w latach stalinizmu. Cóż z tego, że autora tej książki też deportowano z rodziną na Daleki Wschód? Jego kariera w PRL-u i udział w zniewalaniu rodaków (a w tym wyroki śmierci) pozwala podejrzewać, że celowo nie przedstawił on obiektywnie gehenny zsyłek, a nawet przemilczał pewne sprawy, rzucające cień na okrutną naturę naszego powojennego "sprzymierzeńca". Ukrywano i prawdę o Katyniu. A to "przymierze" stanowiło fundament peerelowskich dogmatów, podważanie ich jeszcze w czasach III RP nie jest dobrze widziane przez tzw. "autorytety" i decydentów post-komunistycznego układu.
W przypadku filmu można mówić więc o ostentacyjnym pomijaniu wielu aspektów deportacji, a także o upiększaniu relacji z życia w łagrach, o ile w ogóle można to nazwać życiem. Dlatego na blogach ktoś słusznie nazwał film Zaorskiego ..."cepeliadą", a można dodać, że nakręcił on " prawie liryczny landszaft z momentami grozy". Owszem, scena łomotania do drzwi w środku nocy i brutalna wywózka na stację kolejową są pełne realizmu, ale film pomija podróż, która była piekłem dla zesłańców stłoczonych w wagonach dla bydła. Transport w tych warunkach (i zimą!) okazał się zabójczy dla wielu, nie tylko małych dzieci. Ich ciała Rosjanie porzucali wokół torów, albo palono je w piecu lokomotywy. Te krematoria na kółkach Zaorski ominął okiem swej kamery, natomiast przenosi nas ona od razu na miejsce łagru, gdzie jest dość malowniczo a obóz ma nawet dobrego człeka-lekarza i ofiarną pielęgniarkę. Komendant za to jest wcieleniem antypolskiej wrogości, choć nabytej (jego ojciec zginął w wojnie 1920 r.). Konstrukcja zręczna, aby przypadkiem cudzoziemcy nie brali Rosjan za atawistycznych wrogów Polski, a nawet by wspólczuli Rosjaninowi, którego ojca źli polscy ułani zakłuli lancami! Ale kto najeżdżał nasze ziemie od Iwana Groźnego? O tym rzecz jasna ani słowa. Zmarła kilka dni temu rosyjska dysydentka Waleria Nowodworskaja pisała, że rosyjska agresja wobec Polski wynikała też z nienawiści do wolności, na których wzniesiono fundamenty Rzeczpospolitej.
Film Zaorskiego wprawdzie ukazuje nienawiść Rosjan do nas, a także do innych nacji, ale czy jej podłoże było ideologiczne? Nie jest to wcale pewne, mógł to być przecież wygodny pretekst do prześladowań innych narodowości, takie znakomite alibi: my was wytłuczemy dla dobra całej ludzkości. Celem jest wszak świetlane jutro. Pomimo owej "landszaftowej" wizji syberyjskich łagrów i stonowanych często akcentów wrogości do zesłańców przebija w tym filmie bestialstwo Sowietów i ich pogarda w stosunku do innych narodowości. Tego nie potrafił ukryć nawet reżyser Zaorski.
Natomiast mało przekonywujące są w tym filmie wątki "miłosne" jak flirt polskiego chłopca z rosyjską pielęgniarką albo związek młodej Polki z zastępcą komendanta obozu, oczywiście w celach jak najbardziej praktycznych, ale czy w ogóle możliwy w warunkach łagru? A przy tym niewiarygodny psychologicznie, ponieważ komendant obozu nie tylko górował nad zastępcą aparycją, ale i młodością. Niczym Omar Shariff nad jakimś emerytem o rysach platypusa. I czy córka zesłańca pozwoliłaby sobie na taki związek?? Trzeci wątek miłosny między Ukraińcem a polską dziewczyną ma za to cechy prawdopodobieństwa, jednak zostanie zniszczony przez komendanta. Jest to jedna z mocniejszych scen tego filmu. A dziecko, które urodzi potem Polka, odegra dość ważną rolę w kolejnych epizodach. Oprócz okrucieństwa Sowieci demonstrują wielki pociąg do wódki, on też ułatwi zgon zastępcy komendanta obozu, a ten kryminalny wątek przewinie się jeszcze w końcowych scenach. Po ogłoszeniu amnestii dość skąpo przedstawiono w filmie tworzenie armii polskiej, a o Andersie sza! Historyczne tło wypadło marnie.
W intencji ukazania dobrych stron rosyjskiego charakteru reżyser przedstawia rubaszną strażniczkę, która na prośbę polskiego chłopca przechowuje zeszyt z zapiskami, które mogą zaszkodzić komendantowi łagru. To tylko jedna z naiwności tego filmu, który jakby miał na celu udowodnić, że NKWD nie było wszechobecne, ani tak złe jak należałoby sądzić. I tu wracamy do sedna sprawy: film nakręcono według książki stalinowskiego śledczego, a tacy przecież będą starali się wybielić sowieckie służby. Jak to możliwe, by w niby niepodległej Polsce sięgać po takie źródła w realizacji filmów? Istnieją tuziny wspomnień sybiraków, oddających autentyczne warunki deportacji, jednakże zostały zignorowane ustępując dziełu stalinowskiego śledczego i prokuratora.
W naszej III RP, tak chwalonej przez elity mało polskie, powstał więc film zakłamany, obrażający autentyczną tragedię zesłańców, a w dodatku film ze stalinowską skazą! Dlatego nie warto chyba podawać obsady. Jedynym plusem "Syberiady polskiej" jest muzyka ( Krzesimir Dębski ), także pejzaże. Zdjęcia kręcono w Chabówce, Sierpcu, Celestynowie pod Warszawą, Sanoku, Cedyni, pod Nowym Targiem i w Krasnojarsku. Ile lat jeszcze będziemy oglądać filmy godne raczej kina PRL-u, ale nie wolnej Polski !?? "Syberiada polska" ze swoją stalinowską skazą wskazuje na polityczny charakter III RP, nader chętnie wybielającej peerelowski reżim, jaki system takie dzieło. Inne filmy powstałe w latach III RP rzadko są na poziomie i mówią o degradacji polskiego kina, ich strona artystyczna ( czasem język dialogów) pozostawiają wiele do życzenia. A próby ekranizacji np. słynnych bitew po prostu fałszują historię.
Marek Baterowicz
06.08. 2014r.
RODAKpress