Zygmunt Jasłowski, historyk sztuki |
Australijska monarchia w niebezpieczeństwie:
Zieloni, Socjalistyczna Alternatywa i Islamiści w ofensywie
O ile lewactwo i konserwatywny Islam mało mają ze sobą wspólnego, o tyle razem są doskonałym tworzywem na mieszankę wybuchową, która z łatwością zdezintegruje Australię od wewnątrz. Można powiedzieć, że okoliczności są aż nazbyt sprzyjające.
Na czele australijskiego rządu stoi bowiem obecnie Malcolm Turnbul, który w latach 1990-tych był gorącym orędownikiem wprowadzenia republiki. Obecny premier lubi powoływać się na swego wielkiego politycznego antentata jakim był Robert Menzies (1894-1978) przypominając dlaczego partia wybrała przymiotnik ‘liberalna’:
1) broń Boże nie stać na gruncie konserwatystów (jak Tony Abbott),
2) skupiać całą uwagę na poprawianiu jakości życia oraz być wolnym od ideologicznych uzależnien.
Dzięki takiemu profilowi — Turnbul uważa — Partia Liberalna jest partią centrowo-prawicową, a nie koserwatywną, która ‘hamuje postęp’ i jest zbyt “wsteczna w swym programie”. Niestety jak wielu politycznych komentatorów jest zgodna co do tego, że Turnbulowi daleko do politycznej klasy Johna Howarda czy nawet Paula Keatinga, byłego pemiera z Australijskiej Partii Pracy. Koncepcje polityczne Turnbula dalekie są jednak od efektywności jego polityki. W czasie wizyty w Londynie, ten ’republikański sokół’, dał królowej Elżbiecie II do zrozumienia, że co prawda jest republikaninem, ale także elżbietaninem, wyrażając przy tym uznanie dla długiego panowania Jej Wysokości. Tak naprawdę to niewiadomo jakie obecny premier ma poglądy. Ostatnio zasłynął on z wypowiedzi, że społeczeństwo australijskie jest coraz mniej religijne, dlatego też legalizacja małżeństw tej samej płci jest kwestią “równości wobec prawa”, i sam zadeklarował, że będzie głosował TAK w pocztowym plebiscycie, którego wyniki – jak już dziś wiemy – nie wróżą nic dobrego dla Australii. W języku prokuratora generalnego, senatora Partii Liberalnej Georga Brandisa,wynik plebiscytu to wspaniała wiadomość, bo „oto obalony zostaje ostatni bastion dyskryminacji”. Tak oto środowisko LGBTQ jeszcze przed Bożym Narodzeniem dostanie wspaniały prezent, a to dzięki wieloletnim wysiłkom Socjalistycznej Alernatywy (Australian Socialist Alternative), Partii Zielonych, i – oczywiście – przy wsparciu rządzącej Partii Liberalnej, która lekkomyślnie podała pomocną dłoń swym lewackim „oponentom”, pokazując swoim wyborcom całkowity brak wyobraźni i wizji przyszłości. Paradoksalnie, już niedługo dla tak „wstecznych” podmiotów jak Partia Liberalna nie będzie miejsca w życiu politycznym Australii.
Działalność Socjalistycznej Alternatywy, już od ponad dekady, zmierza do całkowitego wywrócenia systemu politycznego w Australii, zniszczenia Commonwealth'u, więzi z monarchią angielską oraz wprowadzenia republiki zorganizowanej na styl trockistowsko-marksistowski. Po drodze muszą być zniszczone więzi rodzinne, patriotyzm i religijne przekonania. To Josif Wisarionowicz Stalin powiedział, że religia to opium narodów, i jakże by to było by jego pomioty o tej mądrości zapomniały. Tak zwanych dinozarów mają zastąpić ludzie młodzi zdolni do narzucenia społeczeństwu lewicowej ideologii oraz wizji systemu, który wszędzie indziej upadł. Odbiorcy tej ideologii już załapali, że wszystko co nie pomyśli to ’faszyzm’; to jest na dziś główny nurt intelektualnej mody Antypodów, zarazy która opanowuje ten piękny kontynent.
Socialist Alterntive jest organizacją, która odżegnuje się od miana partii, jednak jej program jest w dużym stopniu realizowany przez Zielonych, Partię Pracy, a nawet przez lewicowe skrzydło w Partii Liberalnej. To właśnie SA od lat popiera całkowitą i otwartą imigrację oraz organizuje kampanie na rzecz małżeństw homoseksualnych. Dla przypomnienia, kiedy w roku 2004 liberalny rząd Johna Howarda (prawdziwego konserwatysty i zwolennika monarchii) wprowadził legislację zabraniającą małżeństw tej samej płci, to właśnie socjaliści z SA organizowali pikiety for Equal Love. Nawet laburzystowski rząd Kevina Rudda and Julii Gillard nie zgodził się na cofnięcie legislacji wprowadzonej przez Howarda. W 2011 Socjalistyczna Alternatywa urządziła burdę na zewnątrz Narodowej Konferencji Australijskiej Partii Pracy, ale wszystkie jej wysiłki poszły na nic. Dopiero rok 2017 przyniósł przełom, nie bez ‘zasługi’ Ali Hogga, najbardziej wpływowego członka Alternatywy i Wikotriańskiej Równej Miłości (Victorian Equal Love). Wyniki plebiscytu już zostały zatwierdzone przez Senat, a izba niższa Parlamentu uczyni to wnet. Już dziś wiadomo, że ta uchwała nie daje żadnej protekcji wolnościom religijnym, gdyż Konstytucja Australii nie zawiera żadnych punktów ochraniających prawa religijne, pozostawiając decyzje władzom stanowym, które mogą czynić co im się podoba. W szkole mego syna wisi już tęczowa flaga przy tablicy ifnormującej, że szkoła ma już 100 lat. Mimo mego wezwania do jej usunięcia, pryncypał nie jest w stanie się uporać z gejowskim lobby, więc teczowa szmata dalej sobie dynda. Co gorzej, tęczowa rewolucja się dopiero zaczęła.
Obecną sytuację nazwałbym stanem wyjątkowym australijskiej polityki: oto mamy liberała Turnbula, przywódcę opozycji - Billa Shortena, wojującą lesbijkę - senator Penelope Wong, oraz przywódcę Zielonych Richarda di Natale, wielkiego miłośnika tęczowej flagi. Na tylnych ławkach Partii Liberalnej jest jeszcze grupa konserwatystów skupionych wokół byłego premiera Tony Abbotta, oraz w Queensland, coraz mocniej siedzi Pauline Hanson z One Nation, patriotycznego ugrupowania, które twardo stoi po stronie wartości bliskich konserwatywnej, często osiadłej na roli, części Australii. To te ugrupowania, mogą jeszcze coś próbować zdziałać w stylu Donalda Trumpa lub Brexitu, ale – patrząc na wskaźniki imigracyjne – chyba niezbyt wiele. Pozatem euforia dla wszystkiego co lewackie jest w Australii tak wielka, że tylko patrzeć jak cały polityczny system zostanie wywrócony do góry nogami.
W ostatnich latach życie społeczne i polityczne dość udanego eksperymntu jakim do niedawna była Australia jest w poważnych tarapatach: masowy napływ emigrantów z Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki, wzrost przestępczości oraz rozmaitych patologicznych zachowań przy jednoczesnym, bardzo dotkliwym, braku mieszkań na wynajem oraz wyskokich cenach nieruchomości, szalejącym bezrobociu, oraz znacznym wzroście cen gazu i elektryczności, nie wróży nic dobrego australijskiemu mulitikulti. Ponad 3.9 miliona Australijczyków żyje poniżej granicy nędzy w jednym z najbogatszych krajów świata, każdy niemal stan ma ok. 20 000 bezdomnych, a w całym kraju jest ok. 4 milionów ludzi, którzy w różnym okresie życia mają do czynienia z narkotykami. Około miliona pracujących Australijczyków żyje w nędzy, a prawie 3 miliony pozostaje bez pracy. Lewicowe ekperymenty zdają się niwelować, to co jest najlepsze w tym tak do niedawna stabilnym kraju. Rozbujałe żądania Aborygenów, gejów, muzułmanów, aborcja, eutanazja (będzie legalna już w 2019, ale ze sprzeciwem Kościoła Katolickiego), oto kilka tylko sposobów na podminowanie praw rodzinnych, wolności religijnych, wolności wypowiedzi i przekonań, oraz prawa do dobrej edukacji. Działania tego typu, i wiele innych, niszczą dość zwarte i dobrze do niedawna funcjunujące społeczeństwo. Czyż to nie jest dość wody na młyn wywrotowców oraz żyzny grunt dla rozmaitych lewackich i nazistowskich ekstremistów. Wydawałoby się, że ten zamożny kraj stać na zdrowy konserwatyzm i regularny rozwój, ale nie, jego rządcy gonią za liściem kanadyjskiego klonu, już im nawet monarcha w Londynie przeszkadza. Insynuują nam, że nasze miejsce jest wokół tęczowej flagi, która miałaby nas skupiać wokół jakichś wartości co nas rzekomo mają łączyć. Co za blaga! To są rezultaty całkowitego braku wizji przyszłosci i braku odowiedzialności za własnych obywateli przy jednoczesnej politycznej poprawności w kwestii “powinności” imigracyjnych. –
Weźmy ich wszystkich (Take them all); oto hasła, które można znaleźć na australijskich murach i płotach obok "socialist.org", "Free Love’, "Anarchist International", "precz z faszyzmem i rasizmem", oraz wyzwiskami pod adresem Ministra d/s Spraw Imigracji, Philippa Duttona.
W Australii właśnie realizowany jest czarny scenariusz. To przed czym kilka lat temu przestrzegał Polaków Jarosław Kaczyński, i za co był krytkowany w zachodnich mediach, zostało już na antypodach wprowadzone w życie. Upadek wolnej Australii powinien nam uzmysłowić, jak bardzo zbieżne były wizje rządu PO-PSL oraz tych co zasiadają w ławach rządowych oraz opozycyjnych w Australii. To jest ta sama rewolucyjna, liberalno-lewacka zaraza, przed którą przynajmniej w Australii, nie ma ucieczki. Na ironię losu, obecny premier, mianuje się przeciwnikiem neo-liberalizmu by dzięki temu się odróżnić od Dr. Hewsona, dla którego neo-liberalizm był i jest religią.
W publicznej debacie główna uwaga skoncentrowana jest na wdrażaniu wyświechtanych haseł rewolucji francuskiej, które tak się mają do brytyjskiego “biznes jak zwykle” jak zdechła kura do dobrego rosołu. Co jest zauważalne gołym okiem (ze zwykłych obserwacji medialnych) to to, że rządząca Partia Liberalna (wyjąwszy jej konserwatywne skrzydło pod wodzą Tonego Abbota) sprzyja tym dobrze wyreżyserowanym przez światową masonerię “przemianom”. Mało kto w Australii zadaje sobie pytanie, skąd czerwoni mają środki na finansowanie kampanii i jakie są powiązania tych ludzi z międzynarodówką socjalistyczną czy Georgem Sorosem, który od lat finansuje idee tzw. “społeczeństwa otwartego”, czyli politycznej poprawności, ideologicznego zamordyzmu, genderyzmu i feminazizmu. Dymisja senatora z ramienia Partii Pracy (ALP), Sama Destayari (syna irańskich imigrantów), który niewątpliwie brał pieniądze od Chińczyków, być może coś zmieni w internacjonalnym piekiełku jakim jest dziś australijski parlament. Jak się okazało niedawno wielu posłów i senatorów ma podwójne obywatelstwo. Rzeczą dużo gorszą jest, że ludzie z bardzo dziwnych krajów, o kulturze politycznej zupełnie nie zbliżonej do australijskiej, mają coraz więcej do powiedzenia w tej, do niedawna, oazie anglo-saskiej praworządności.
Engimatycznie brzmią wypowiedzi premiera Malcolma Turnbulla, który “będąc w kolizji’ z Australijską Partią Pracy oraz z Zielonymi głównie jeśli chodzi o program gospodarczy, praktycznie obecne przemiany sankcjonuje i usprawiedliwia. Zaledwie tydzień upłynął od czasu kiedy Australijczycy w hura, bezmyślnym plebiscycie, w 61% dali przyzwolenie na małżeństwa tej samej płci, przy czym premier i jego najbliższe otoczenie z góry zapowiedzieli, że ten plebiscyt jest za “równością”, bo “ miłość to jest po prostu miłość i nic więcej”. Może to kogoś zdziwić, ale laburzyści i zieloni wyrażali podobny pogląd, sugerując z góry jak trzeba głosować. O ile Zieloni nie zawiedli się poparciem gejów, którzy stanowią główną część ich elektoratu, o tyle Australijska Partia Pracy się z lekka rozczarowała, gdyż w wielu okręgach zdrowa część robotników głosowała Nie. Jakby nie patrzeć na rezultat, to wynik końcowy rozczarowuje, gdyż pokazuje jak duża część australijskiej społeczności pozwoliła sobie zrobić wodę z mózgu. Przecież całe to LGBTQ to zaledwie margines, a jednak “tolerancja” Aussies przeszła wszelkie oczekiwania. Jednakże sam plebiscyt to przysłowiowy “peanut”, tu chodzi o coś bardziej poważnego – brawurowy atak na instytucje monarchii. Plebiscyt jest tylko papierem lakmusowym, który tylko wytestował jak daleko można posunąć dalsze zmiany.
Od co najmniej 10 lat można zaobserować radyklaizację postaw, szczególnie wśród młodzieży akademickiej, dla której Socjalistyczna Alterantywa, LGBTQ, marksizm i trockizm znaczą naprawdę bardzo wiele. W 2004 roku doszło nawet do delegalizacji Klubu Socjalistycznej Alternatywy na Melbourne University, ale śledząc wydarzenia wokół Federation Square w Melboune w ostatnią sobotę można być pewnym, że pomioty Marksa i Trockiego mają się bardzo dobrze, i nie tylko plac jest ich, ale nawet całe miasto. Melbourne oblepione jest plakatami propagującymi socjalizm, rewolucję i równą miłość. Mają szerokie poparcie, często młodych obtatuowanych popaprańców, którzy już z dumą noszą znaczki z napisem Yes na swych torsach. Sławomir Sierakowski z Krytyki Politycznej, jakoś dziwnie dziś cichej, bardzo byłby zadawolony ze swych towarzyszy walczących z ’faszyzmem, rasizmem i ksenofobią’, choć pewnie rozczarowany byłby ich pro-palestyńskimi poglądami. No tak, ale tu wkraczamy w osobny, bardzo skomplikowany problem, który zasługuje na oddzielne omówienie.
Jedno jest pewne, w antypodycznym kotle robi się coraz bardziej gorąco. Ciekawe, że to właśnie te same lewicowo-liberalne środowiska, które zajadle walczą z Chrześcijaństwem, stoją na stanowisku polityki całkowitego otwacia dla imigracji z krajów islamskich. Jest przecież wiadomo, że zdecydowana większość muzułmanów (podobnie jak żydow i chrześcijan) jest przeciwna związkom tej samej płci, i w zasadzie stoi na stanowisku obrony wartości rodzinnych. To nie oznacza oczywiście, że wartości, cele i interesy zachodniego człowieka są zbieżne z islamskimi. Na Bliskiem Wschodzie za takie rzeczy jak sodomia się kamienuje lub obcina głowy. Jednak tu chodzi o dużo większą rozróbę. Małżeństwa gejów to “dobry biznes”, który też jest na rękę liberałom, boom już się zaczął. Lesbijka Wong, już dawno temu wyraziła pogląd, że zdrowy rozsądek i prawa ekonomii zwyciężą. I zwyciężyły, tylko po jaką cholerę? By kupczyć gejowskimi ślubami i dziećmi z biednych krajów i biednych rodzin? Marna to pociecha, zostać gejem z nędzy, a potem tkwić w gejowskiej rodzinie do końca życia.
Dążeniem czerwonych jest niszczenie dobrze funkcjonujących instytucji (monarchia, kościół, rodzina, szkoła) oraz doprowadzenie do daleko idącej anarchizacji życia, co wróży australiskiej policji pełne, i ciągle wzrastające zatrudnienie, a podatnikom większe wydatki.
Celem islamistów jest zawłaszczanie naszego terytorium i wpychanie się do miejsc, które jeszcze do niedawna były świątyniami kultu chrześciańskiego. Lewicowe media intelektualizują cały dyskurs, pokazując pokojowych muzułmanów wyrażających swą frustrację przez sztukę i gotowanie halal food.
Póki co prawdziwe problemy zamiatane są pod dywan, aż imigracyjny balon nie zacznie przysparzać problemów na skalę Szwecji, tak jak Australia niegdyś dumnej ze swego eksperymentu multi-kulti. A przecież jest jeszcze znacząca imigracja z Chin, popierana przez partię komunistyczną i często realizująca politykę Pekinu, i jest też Indonezja, najbardziej ludny kraj muzułmański na świecie, o której narazie dość cicho. Często ten wątek jest omijany, bo muzułmanie przybywają tu głównie z Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki, ale ta niespodzianka wisi nad Australią i tylko nie wiadomo kiedy... .
Dr Zygmunt Jasłowski
Nawiąż kontakt, larum grają
Polski nie podaruje Polakom nikt inny - jeśli sami się o Nią nie upomną. Tymczasem polscy rycerze śpią nie tylko pod Giewontem. Czas, by się pobudzili jak kraj długi i szeroki. Czas, by lepiej przypomnieli sobie, kim naprawdę są, kim bywali w historii i kim być mogą - jeśli odzyskają swoją dziejową formę.
Na 1050. rocznicę Chrztu Polski wszędzie tam podjąć należy program pracy organicznej: KOŚCIÓŁ, SZKOŁA, STRZELNICA. To właśnie misja budzących się rycerzy: pomóc rodakom odzyskać dumę z polskiej cywilizacji, której specjalnością i "towarem eksportowym" była przez wieki wolność.
Grzegorz Braun
06.12.2017r.
RODAKpress